Nigdy nie daj sobie wmówić, że Twoje życie nie ma sensu, że jest pozbawione wartości. To nieprawda. Ludzie, którzy to mówią, starają się leczyć własne rany, raniąc innych. Im to nie pomoże. Tobie, jeśli na to pozwolisz, może zaszkodzić. [Marcin Kaczmarczyk] ❤

sobota, 26 kwietnia 2014

Wywiad z Bożeną Pajdosz

Aleksandra X
1. Nagle znajduje się Pani w nieznanej krainie, jaka jest pierwsza myśli i czynność?


Nie wiem dlaczego, ale tę nieznaną krainę od razu wyobraziłam sobie ciemną i pustą. Widać obce jest dla mnie złe. Rozglądam się… za światłem… i za tymi, których kocham, czy też tu są. Bez niech nie dam rady. Jeśli dostrzegę ich i światło, pójdę tam. Jeśli nie, siądę na zimnym piachu z kolanami pod brodą, zwinę się w kłębuszek i pobujam, jak dziecko z chorobą sierocą.

2. Kto jako pierwszy przeczytał Pani książkę?

Ewa Pełczyńska – Winek z Wydawnictwa Białe Pióro, która zadała sobie wielki trud pierwszej korekty. Przez 15 minut rozmowy telefonicznej z Panią Ewą, usłyszałam więcej komplementów niż przez całe swoje dotychczasowe życie. Ewo! Jesteś moim psychoterapeutą! Emocje niesamowite, nieprzewidywalne. Skoczyło mi ciśnienie, szczęka zaczęła latać, nie mogłam się skupić na pracy, zrobiłam sobie długi, szybki spacer, żeby zapanować nad tą euforią. Obdzwoniłam natychmiast wszystkie moje bratnie dusze i podzieliłam się swoją radością. Najbardziej ucieszyło mnie stwierdzenie, że moje teksty są czymś pośrednim między prozą i poezją.
Wcześniej, sama nie potrafiłam obiektywnie ocenić swoich pierwszych tekstów. Czasami wydawały mi się genialne, innym razem beznadziejne, nudne, być może niezrozumiałe. Nie chciałam, żeby pierwszy czytelnik był moim znajomym, bo też nie potrafiłby być obiektywny. Znając mnie i wszystkich bohaterów książki, wspierając mnie niejednokrotnie i ocierając moje łzy, nie dałby rady wykrzyczeć mi później, żebym może lepiej zaczęła malować, bo pisanie mi nie idzie. Cieszę się, że zaskoczyłam ich wszystkich, że spotykam się dziś z ludźmi, którym brak słów, żeby opisać doznania, jakie dostarczyło im „Pisane nocą”, że niektórym po prostu zaparło dech.
Zacytuję opinię, która mnie bardzo rozbawiła a jednocześnie dała poczucie dumy: „Bożencia, jak ja się bałam, że ty jakiegoś gniota napisałaś”
Były też podziękowania od tych, którzy Go znali i kochali. „Był szczęściarzem, że Cię miał”, „Tak pięknie piszesz o miłości, że poczułam się oziębłą żoną”

3. Jak zareagowała Pani, widząc swoją książkę na półce w sklepie?

Moja książka jeszcze nie trafiła na półki. Jest w księgarniach internetowych. Mam nadzieję, że to się zmieni. Jak zareaguję? Nie wiem. Ostatnie doświadczenia nauczyły mnie, że człowiek sam siebie nie zna, że nie jest w stanie przewidzieć swoich reakcji na sytuacje, w których jeszcze nie był.
Spodziewałam się, że po wzięciu do ręki pierwszego drukowanego egzemplarza „Pisane nocą” doznam euforii. Tymczasem była tylko ulga… jak po ciężkiej pracy, po wykonaniu trudnego zadania. Radość przychodziła pomału, przechodziła z moich bliskich, którzy ze mną świętowali, na mnie. Do dziś nie umiem sobie wytłumaczyć tej reakcji.
Jest tylko jeden sposób żeby poznać moją reakcję na książkę za księgarnianą szybką. Musi się tam znaleźć. Trzeba o tym pomyśleć i zacząć działać/

nieidentyczna
1. Przeczytałam, że jest Pani "za słabą na walkę ze złem świata" osobą. A tym czasem pozostaje Pani wierna pięknym, choć zapomnianym w współczesnym, zagonionym życiu, ideałom- pięknu, prostocie i dobroci. Czy do wiernego trwania przy tych ideałach nie potrzeba obecnie odwagi? Wszak te nieco klasyczne wartości przez wielu zostają wyśmiewane i lekceważone...


To nie odwaga, ja nie potrafię inaczej, po prostu nie umiem. Często dostaję za to od życia i innych ludzi po dupie i dalej nie potrafię inaczej.
Odważna byłabym, gdybym walczyła o to, żeby i inni tacy byli. Gdybym przekonywała ich do swoich racji. A ja skwituję, że ludzie są różni więc i ich potrzeby rożne, i widzenie świata, i uczucia… Inne, dla mnie, nie zawsze znaczy złe. A co złe dla mnie, to niekoniecznie dla innych.
Najbardziej nie lubię bezsensownych, nic nie wnoszących działań, a jednak często im się podporządkowuję zamiast z nimi walczyć, choćby dla zasady.

2. Co dla Pani oznacza literatura, pisarstwo?

Literatura dla mnie, jako czytelnika, jest nałogiem. Ja muszę mieć co czytać. Nawet jeśli nie mam czasu, jakaś książka musi sobie leżeć i czekać, w przeciwnym wypadku nie czuję się bezpieczna. Czym jest pisarstwo. Jeszcze chyba nie wiem, jestem debiutantką.
Pierwsze teksty, od „Liści” do „Mów do mnie” były wylaniem mojej duszy, wywaleniem serca na lewą stronę. Miałam w sobie taki nadmiar emocji i uczuć, że musiałam się ich pozbyć. A, że były dla mnie zbyt cenne i ważne, żeby je po prostu wyrzucić, przelałam je na dysk.
Jeszcze kwestia bólu. Kto nie miał nigdy uczucia, że jest na granicy obłędu, ten nie cierpiał. Musiałam ten ból podzielić na wiele serc, bo dla mnie był za duży. Prosiłam, żeby czytelnicy wzięli choć po jednej literce tego bólu, bo sama sobie z nim nie poradzę. I pomogło. Żyję, znów się śmieję i śpiewam…
Potem mnie olśniło, że ja chyba umiem pisać, że może warto byłoby to wydać. Spróbowałam stworzyć coś zupełnie fikcyjnego. Tak powstała „Żona kierowcy”. Potem „Oj, Weronka”, gdzie fikcyjną fabułę ubrałam w prawdziwe tło i uczucia. Eksperymentowałam. Chciałam poznać swoje możliwości. Efekt sami oceńcie.
Spodobało mi się. Będę pisać nadal. Wielu mnie do tego zachęca. Kolejna książka już w połowie gotowa. Brakuje trochę czasu, latem noc krótka a i spać czasami trzeba.
Myślę, że pisarstwo, też jest moim nałogiem. Jeśli przy okazji, da innym chwilę wzruszenia… jeśli ktoś spostrzeże przesłanie… czegóż jeszcze pragnąć?

3. Proszę dokończyć zdanie "Dobry pisarz to..."

 taki, którego książki się połyka. Opasłe tomiska w jedną noc. Kiedy na obiad jest zupka chińska bo nie ma czasu na gotowanie, bo trzeba czytać. Kiedy ciąga się tę książkę wszędzie ze sobą, bo a nóż nadarzy się wolna chwilka, stojąc w korku, w poczekalni do dentysty. Kiedy odczuwa się smutek, że już się kończy, że to przed zakładką już takie grube, a za nią już tylko kilka kartek.

Lustro rzeczywistości
1. Napisała Pani powieść "z nutką autobiograficzną" jak to ładnie określiła Cyrysia. Dlaczego zdecydowała się Pani upublicznić tak trudny temat? Czy książka stała się dla Pani swoistym rodzajem terapii po stracie bliskiej osoby?


Pytanie podobne do innych, choć postawione wcześniej. Rzeczywiście przeoczyłam. Wspominałam, że pisałam z potrzeby wypłakania się, że wcale nie było to dla mnie trudne, że musiałam to zrobić, żeby podzielić ten ból na wiele serc, że była to dla mnie nie tylko terapia a wręcz ratunek.

2. Kto, jako pierwszy przeczytał Pani książkę i jakie były odczucia tej osoby?

Pani Ewa z Białego Pióra. Też już o tym pisałam.

3. "Pisane nocą" to debiut, ale czy myśli Pani o tym, by napisać kolejną książkę? Jeśli tak, to proszę zdradzić, czy w głowie układa się już jej fabuła?


I na to pytanie odpowiadałam innym. Następna książka już się pisze.

kkasia12345
1. Jaki jest Pani najbardziej szalony pomysł na książkę? Czy zamierza go Pani zrealizować?


Zamierzam realizować wszystkie swoje pomysły. Ja już wiem, że ze spełnianiem marzeń nie ma co czekać na później, bo nie każdemu jest dane doczekać tego „później”. A czy coś jest szalone czy nie, to już kwestia indywidualnych priorytetów i norm.

2. Gdyby miała się Pani spotkać z jednym z bohaterów swojej powieści, kto by to był i jakie byłyby okoliczności tego spotkania?

Ja już się spotkałam z głównym bohaterem. Przeczytaj „Sen” i będziesz miała odpowiedź. Okoliczności spotkania nie są ważne, a przynajmniej bardzo mało ważne. Ważne jest samo spotkanie. To trochę tak jak z weselem. Jego huczność i wystawność nie gwarantuje szczęśliwego związku, ale wybór męża, owszem, tak.

3. Każdy z nas posiada marzenia, ale nie zawsze potrafimy je realizować. Pani jest przykładem, że czasem wystarczy tylko uwierzyć i zacząć robić to, co się kocha. Co poleciłaby Pani osobom, które nie potrafią się odważyć i uwierzyć w siebie?

Żeby nie czekały na coś wielkiego czy strasznego, jak w moim przypadku. Nie musi się stać nic niezwykłego aby zmienić swoje życie, aby zacząć robić coś nowego, niesamowitego. Nie należy też się bać porażki. Przecież Świat się nie zawali jeśli coś się nie uda. Ziemia dalej się będzie kręcić, a my spróbujemy czegoś innego. Nie wybiegajmy też za daleko w przyszłość. Jeśli na dzień dobry postanowimy stworzyć imperium, to rzeczywiście może to nas wystraszyć. Pomaga też osobiste poznanie kogoś, kto jest wg nas niesamowity. Nagle okazuje się, że to normalny człowiek, że nadajemy na tych samych falach, że właściwie on nie widzi swojej niesamowitości, wydaje się ona czymś oczywistym.

Inna Niezwykła
1.Czy żałuje Pani swoich decyzji, które doprowadziły dzisiaj Panią do miejsca, w którym się teraz znajduje?


Niczego nie żałuję, może zmieniłabym kilka szczegółów ale nie życia.

2. Gdyby miała Pani możliwość cofnięcia się w czasie wykorzystała by to Pani?

Nie. Stanowczo nie. Nic nie dzieje się bez przyczyny, nawet te najokrutniejsze rzeczy, z którymi tak trudno się pogodzić. Pomału zaczynam to dostrzegać. Wolałabym wybiec w przyszłość, do swoich zrealizowanych już marzeń. Chociaż… czasami większa frajda z gonienia zajączka niż ze złapania.

3. Kiedy pisała Pani swoją książkę, miała Pani chwile zwątpienia? Jeżeli tak, to jak Pani sobie z nimi radziła?

Moja książka nie powstała w wyniku postanowienia. Miałam potrzebę, jak już mówiłam, wylania z siebie emocji. Pomysł wydania pojawił się gdzieś po drodze. Zwątpienia w co? W sens pisania? Nie można się nad tym zastanawiać, bo wtedy na pewno się zwątpi. Na szczęście nie znałam wówczas jeszcze trudów związanych z wydaniem, marketingiem i sprzedażą. To obcina skrzydła. Dobrze, że są na tym świecie jeszcze życzliwi ludzie, na których ja miałam szczęście trafić.
Wiem, że jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził, nie oczekuję więc zachwytów ze wszystkich możliwych stron. Zawsze znajdzie się ktoś, kto pochwali, zaduma się, uśmiechnie, uroni łezkę. Warto napisać książkę choćby dla tej jednej osoby.

Susanne
1.Znam pewną pisarkę, która stosunkowo niedawno zadebiutowała. Na premierę każdej z jej książek, jeździmy do empiku zobaczyć ją na półce. Czy Pani też tak robi?


Już pisałam, moja książka jest dostępna tylko w Internecie. Nie mam takiej możliwości, żeby zobaczyć ja na półce, ale chętnie stworzę sobie taką możliwość.

2.Gdyby istniał równoległy wymiar, jakie byłoby Pani "ja" w tamtym świecie?


Ja nie radzę sobie z emocjami jednego życia a Ty mi proponujesz drugie równoległe? Przykro mi, nie piszę się na to, nie podołam.

3.Wchodzi Pani do windy, a tam schody. Jaka jest Pani reakcja?

„Co tu jest, kurwa, grane?”

mam na myszy
1. Każda powieść zawiera jakieś motto, pouczenie. Jakie wnioski można wyciągnąć po przeczytaniu "Pisane nocą"?


Znów się powtórzę, napisałam tę książkę z potrzeby wyrzucenia z siebie emocji. Pouczenie? Znane od lat. Tak często powtarzane, że aż się wyświechtało i trąca banałem, ale je powtórzę, bo nie da się tego dosadniej powiedzieć: „Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”

2. Śmierć była, jest i będzie tematem tabu, takim, który każdy omija. Łatwo było pisać pani o bólu i śmierci?


Dla kogoś, kto się z nią zmierzył nie jest tabu. Chce się o niej mówić, chce się dzielić z innymi, bo samemu trudno sobie poradzić ze stratą. Ale nie śmierć jest głównym wątkiem książki a miłość przerwana przez śmierć.

3. Ma pani miejsce, w którym tworzy? Własny azyl weny?

Miejsca nie mam, nie potrzebuję azylu, doskonale potrafię się izolować. Stworzyć sobie ciasną banieczkę, w której mieszczę się ja z nogami w najróżniejszych pozach i z okularami na nosie, komputer, jakieś krzesło i kieliszek wina. Szybciutko karmię, domowników, robotników i sierściuchy, żeby z czystym sumieniem całą resztę mieć w d… Wtedy mogę pisać.
Wena? Często przychodzi sama, trzeba wyleźć wówczas spod ciepłej kołderki nawet kilkakrotnie w ciągu nocy, bo do rana się zapomni. Odłożyć jakieś obowiązki czy przypalić ziemniaki, żeby to coś nie uciekło. Czasami, kiedy jakimś cudem ma się czas, albo sen nie przychodzi, co u mnie nagminne, a weny nie ma, wówczas czytam kilka ostatnich stron i ona przychodzi… po chwili panoszy się tak w mojej głowie, że do pracy idę po nieprzespanej nocy.
No i trzeba się chyba pogodzić z tym, że jest się popapranym emocjonalnie. Poukładani ludzi, moim zdaniem, piszą świetne książki… naukowe. 

iza.81
1. "Pisane nocą" według mnie ma funkcję trochę terapeutyczną. Czy w związku z tym czuje Pani jakąś misję po napisaniu tej powieści? Czy myśli Pani, że powieść mogłaby pomóc innym ludziom z podobnymi przeżyciami wyjść na prostą?

Rozmawiałam niedawno z matką szczęśliwie wyleczonego dziecka. Przeczytała moją książkę i twierdzi, że byłaby wielką pomocą dla ludzi zmagających się z tym problemem. Tworząc „Pisane nocą” nie myślałam o tym, nie sądziłam, że ja, maluczka, byłabym w stanie komuś pomóc. Książka była terapią przede wszystkim dla mnie. Uważam nawet, że była jednym z czterech czynników dzięki, którym przetrwałam. Jeśli oprócz mnie, jeszcze komuś pomoże… będę szczęśliwa. Myślę, że może nie sama książka… Jeśli ktoś, dzięki „Pisane nocą” poczuje jak wielka była moja miłość a potem ból i tęsknota, i jeśli po tym wszystkim, ten ktoś dowie się, że ja wracam już do świata żywych, że już się śmieję i śpiewam, to może to być dla niego pomocne. Może zadziała.

2. Czy było coś w Pani powieści co sprawiło największą trudność podczas jej pisania?

Początkowo miałam trudność z przypisaniem obcych imion prawdziwym osobom. Widać to w pierwszych czternastu opowiadaniach. Unikałam też dialogów. Nieetyczne wydało mi się wkładanie w cudze usta moich słów, myśli i wyobrażeń. Odważyłam się na to dopiero w „Żonie kierowcy” i „Oj, Weronka” bo tam już jest więcej fikcji niż prawdy. Czułam się rozgrzeszona.

3. Czy opisując swoje życie, emocje i uczucia nie miała Pani obaw i wątpliwości jak zareagują na to Pani bliscy?

Obawiałam się tylko reakcji syna. Jest dla mnie najważniejszy na świecie. Chciałam, żeby przeczytał tę książkę przed podjęciem decyzji o druku. Nie zrobił tego. Zaufanie? Brak czasu i odwagi? Nie wiem, nie pytam.
Cała reszta?... Ci, którzy mnie kochają, zrozumieją, wybaczą, nawet, jeśli coś wyda im się nie w porządku. Resztą nie warto się przejmować.

Grzegorz Justyna Rojek
1. Skąd pomysł na taki tytuł książki?


To nie pomysł, to fakt. Książka była pisana nocą. Wtedy naprawdę dusza boli najbardziej. Kiedy w głowie jest burza, cała, wielka strojąca się orkiestra, banda rozwrzeszczanych dzieciaków w wesołym miasteczku, koncert rockowy i odgłosy z toru żużlowego, nie sposób zasnąć. Wszystko na raz: wspomnienia, ból, złość, obawa, strach, żal i krzyk. Tak głośny krzyk duszy, że wydostaje się na zewnątrz… Krzyczeliście kiedyś przez łzy w pustym domu? Darliście się w poduszkę, wyrywając włosy z głowy? Już lepiej pisać… Choćby miało to trwać całą noc. Jedną i drugą a potem trzecią… Czwartej nocy udaje się przespać godzinę, ale jest to sen niespokojny. Ktoś, kiedyś obserwował moją twarz w czasie snu. Podobno widać na niej pędzące myśli we wszystkie strony, z zawrotną prędkością, niczym pociągi ekspresowe… Lepiej pisać, naprawdę lepiej pisać.

2. Pisarstwo to ciężki kawałek chleba, jak zmotywowałaby Pani rząd do dotacji młodych twórców?

Utrzymywanie się z pisarstwa jest moim, mam nadzieję, że nie niedoścignionym marzeniem. Udaje się to nielicznym.
Oj, nie chcę nawet myśleć o rządzie i polityce. Niech się tym zajmą negocjatorzy czy inni, którzy się do tego nadają. Jak już będę bogatą pisarką, chętnie nawet zapłacę tym negocjatorom. Pisałam przecież, że jestem nieprzystosowana społecznie. Ja nie daję rady ze zwykłymi ludźmi, nad rządem nawet się nie zastanawiam.

3. Czy chciałaby Pani by zekranizowano jej książkę? Jeśli tak to kogo Pani widzi w obsadzie?

Ekranizacja? Hm… Pewnie czułabym dumę, jeśliby ktoś mi to zaproponował. Z drugiej strony, ciężko byłby mi przełknąć moje uczucia w innym człowieku. Obsada? Nie odpowiem, nie mam telewizora, bywam w kinie i teatrze, ale nazwiska aktorów są dla mnie abstrakcją. Ja idę na film/spektakl dla treści. Aktor na być wpleciony w całość. Podobnie mam z książkami. Nie zapamiętuję, ani autora ani nawet tytułu. Ważna jest treść, doznania… Teraz już wiem, że to błąd. Chciałbym, żeby ktoś zapamiętał moje nazwisko, żeby sięgnął po moją kolejną książkę, właśnie ze względu na to nazwisko, które mam nadzieję jest gwarancją jakości i niepowtarzalnych doznań.

monweg
1 Gdyby znalazła się Pani na bezludnej wyspie to jaką książkę chciałaby Pani mieć ze sobą i dlaczego?


„Zdążyć przed gwiazdką” Grocholi. Dlaczego? W krótkiej treści niesamowicie duża ilość emocji i uczuć. Lubię tak. Nie samą fabułą jest książka, przynajmniej dla mnie, ale emocjami, właśnie emocjami, a tam, proporcja napisanych słów do doznań jest taka, jaką lubię.

2 "Pisane nocą" ponoć świetnie napisana książka (piszę ponoć ponieważ jeszcze nie czytałam, może uda mi się wygrać). Skąd pomysł na taką książkę i kiedy pojawią się kolejne?

Nie pomysł a potrzeba, jak pisałam wyżej. Kolejne pojawią się, gdy się tylko napiszą. Promocja tej pierwszej pochłania dużo mojej energii i czasu. Kiedy ją pisałam byłam całkowicie jej oddana. Moi bliscy chyba za mną tęsknią, niecierpliwią się już, że wciąż bujam w obłokach. Mieszkam na wsi, a wiosną dużo pracy, przydałaby się moja pomoc, a ja ciągle tylko jedną nogą w realu…

3. Jeżeli Niebo istnieje, to co chciałaby Pani usłyszeć od Boga u bram Raju (wiem, że Pani jest bardzo młoda, ale proszę wysilić wyobraźnię).

Na początek, podziękowania za tę wytkniętą młodość. Ja myślałam, że 45 lat to już wiek średni, a tu proszę… nie dość, że młoda, to jeszcze bardzo.
Co do boga… nie dopuściłabym go do głosu. Nie interesuje mnie co ma mi do powiedzenia. Dostałby ode mnie, bardzo delikatnie mówiąc, po uszach, za to, że najpierw stworzył taki wielki, piękny Świat a teraz go nie ogarnia. Kiepski z niego gospodarz i nie przyjmuję do wiadomości, że oddał ziemię we władanie ludziom. To jest zrzucanie odpowiedzialności na innych. Ludzi przecież też stworzył. Dlaczego tak ułomnych? Że niby dał nam wolną wolę? Dlaczego nie dołożył do niej wystarczająco prężnego umysłu, żeby nad nią zapanował, dlaczego wszystko tak skomplikował? Czemu dzieją się rzeczy, których nie ogarniamy, z którymi sobie nie radzimy? Czemu najpierw daje, by potem odebrać i to z lichwiarskim procentem? Nie godzę się z tym. Jeśli on rzeczywiście jest, to mocno się pokłócimy, kiedy wreszcie się spotkamy.

bassia5
1. Dlaczego postanowiła Pani wydać książkę? Obecnie, gdy "wszyscy" piszą bardzo trudno zostać zauważonym na rynku czytelniczym, myśli Pani, że w Pani przypadku to się uda? Proszę powiedzieć czym ta książka różni się od innych i dlaczego warto po nią sięgnąć.

Napisałam ją, jak wspomniałam wyżej, z potrzeby. Przynajmniej pierwsze 14 tekstów. Pomysł wydania pojawił się później, któregoś dnia, wyjątkowo zmęczona swoim kieratem (pracą tzw. zawodową), pożałowałam, że nie mam czasu na robienie tylu wspaniałych rzeczy. Chciałabym jadać śniadania przed swoim domem patrząc na wschód słońca, ten pierwszy po wielu pochmurnych porankach, kiedy promienie tak pięknie oświetlają starą, przedwojenną cegłę budynków, nadając im świeżości i młodości. Chciałabym piec ciasto drożdżowe z rabarbarem z własnego ogródka, gotować wymyślne potrawy z ziołami i warzywami własnej uprawy. Chciałabym pomagać na winnicy, mieć czas na wysłuchanie domowników, na długi spacer z psami, na czytanie lub pisanie książki do późnej nocy. Chciałabym móc napić się wina ze wszystkimi gośćmi jacy przyjeżdżają do nas po ten cudowny trunek, bez obawy, że jutro, skoro świt trzeba siadać za kierownicę. Chciałabym mieć kozę, która „skosi” mi trawnik, żeby nie musieć hałasować i smrodzić kosiarką. Chciałabym wielu innych cudownych rzeczy i nie mam na nie czasu ani siły, bo co rano wyjeżdżam spędzić najpiękniejsze osiem godzin dnia w białych ścianach, oświetlonych jarzeniówkami, robiąc kawał dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty. Zamarzył mi się więc tzw. wolny zawód, bo bez pieniędzy nie bardzo umiem żyć. Nie zdawałam sobie sprawy, jak trudno jest na rynku czytelniczym. Dziś już wiem, że potrzebny tu jest i marketing, i reklama, i umowy, których trzeba przestrzegać, i wszystko to, co właściwie zabija wrażliwą duszę, za jaką nieskromnie się uważam.
Czy uda mi się zaistnieć? Bardzo bym chciała. Jeśli nic z tego nie wyjdzie… cóż, będzie to większa strata dla świata, niż dla mnie. (Znów moja skromność)
Czym się wyróżnia „Pisane nocą”? Ta książka kipi emocjami. Tymi dobrymi i złymi. Jest jednocześnie miłością i buntem, wspomnieniem i krzykiem duszy. To jest lawa, która wylała się z mojej nienormalnie niespokojnej i nadwrażliwej głowy.

martucha 180
1. Zapewne ma Pani przyjaciółkę Wenę. Jaka ona jest?


Egoistyczna. Nachodzi mnie w najmniej stosownych chwilach. Nocą – zupełnie się nie wysypiam, kiedy mam całą masę roboty – efekt to nieposprzątany dom, niewykoszona trawa, brak wyprasowanych spodni do pracy, niewypastowane buty i troska w oczach bliskich, czy aby już całkiem nie straciłam kontaktu z ziemianami.

2. Czym jest dla Pani SŁOWO?

Słowo jest potęgą. Potrafi być środkiem przekazu mądrości, i miłości. Bywa okrutne i bolesne, bywa kojące i ciepłe. Ubolewam, że ludzie nie doceniają potęgi słowa. Używają go do bezsensownego jazgotu i bełkotu.

3. Pisanie książek wymaga lekkiego pióra. Jak z jego lekkością było w czasach szkolnych? Jak Pani wypracowania oceniali poloniści – co chwalili, a co krytykowali? Czy widzieli w Pani talent literacki czy wręcz przeciwnie?

Moje wypracowania nie były oceniane wysoko. Robiłam mnóstwo błędów ortograficznych. Wówczas nie diagnozowało się jeszcze żadnych dysfunkcji. Prawdę mówiąc nie przykładałam się też do wypracowań, zawsze byłam ścisłowcem. Do tego leniwym. Wszystko co na przymus było be. Wypracowania też. Raz puściłam wodze fantazji. Na temat „Jak wyobrażasz sobie życie za 100 lat?” wszyscy pisali, że bez wojen i głodu, bla, bla, bla, a ja napisałam opowiadanie fantastyczne. Niestety nauczycielka nie wzięła go do sprawdzenia i tak poszło w niepamięć.
Doceniane natomiast były przez rówieśników, moje liściki puszczane potajemnie na lekcjach oraz humorystyczne teksty i rymowanki wymyślane na wszelkiego rodzaju akademie. Pamiętam też, że kiedyś moją siostrę fascynowały ociupinę teksty na karteczkach jakie zostawiałam jej pomieszkując u niej w czasie studiów.
Teraz, niemal wszyscy, którzy przeczytali moją książkę, twierdzą, że mam talent i że czekają na jeszcze.

Patrycja Palubska
1. Dlaczego przeniosła się Pani z miasta na wieś?


Wyjechałam z mężem. To on chciał posadzić winnicę. Szybko pokochałam wieś, jej odmienność, jej prostotę, las z jagodami, poziomkami, jeżynami i grzybami. Dziką różę i czarny bez przy drodze na winnicę. Sarny biegające za płotem. Ciężką pracę u podstaw, taką czystą, potrzebną, nieskazitelną. Kawę pitą na schodach przed domem, pilnowaną, żeby psy nie umoczyły pysków. Kolację pod gwiazdami, miłosne uniesienia w ogrodzie za domem. Leciwe sąsiadki gawędzące przez płot. Galopujące konie, potężne buki, źródła, łąki … Jest tego tak wiele…

2. Co stanowi Pani natchnienie przy pisaniu ?

Każda ploteczka tworzy w głowie pomysł na tekst, każde uniesienie, rozczulenie czy zachwyt chce być utrwalone. Trzeba je pisać na bieżąco, póki trwają… wtedy powstaje poruszający tekst.

3. Czy zamierza Pani tworzyć do końca życia?

Któż to wie co ja będę robić w życiu? Czy będę pisać? Chyba tak. Coś pięknego trzeba robić dla tego świata i dla samej siebie. Nie odkryłam w sobie żadnych talentów, nie odczuwam też innych potrzeb, a pisanie przynosi radość i spokój, i uznanie, i fascynacje. Szkoda byłby się pozbawić tych uczuć.

Ola C.
1. Czy ma Pani zamiar napisać i wydać inne książki? Ma Pani już jakąś gotową, czy może pracuje nad nowym dziełem? :)


O tym już pisałam

2. Czy dało Pani coś prowadzenie winnicy i winiarni, czy czegoś może Pani nauczyło?

Wino i cały proces jego tworzenia od posadzenia krzewu do sprzedanej butelki, to temat rzeka. Żeby wyczerpująco odpowiedzieć, potrzebny byłby osobny wywiad. Ja tylko pomagam, szefował najpierw mój mąż, teraz syn. A co mi to dało? Tak wiele, że nie wiem od czego zacząć. Przede wszystkim kontakt z naturą, nie tylko jej pięknem ale i pokorą jakiej nas uczy. Jeśli przeczytasz, Olu, „Pisane nocą” dostrzeżesz tę moją fascynację winnicą, wplecioną w tekst. Praca na winnicy trwa nieprzerwanie od stycznia/lutego do października/listopada (w zależności od pogody). W tym samym czasie i w pozostałe miesiące roku trwa walka z winem, żeby wszystkie procesy poszły w dobrym kierunku, żeby wydobyć z owoców wszystko co najlepsze. Wino to żywioł, to żywe stworzenie, kapryśne, wymagające. Tworzenie wina z własnej winnicy to bardzo trudna szkoła życia, trzeba umieć się poruszać po tak wielu dziedzinach wiedzy i tak wielu branżach. Od rolnictwa, przez spożywkę, urząd celny i skarbowy, sanepidy, marketing… Jest 7 instytucji kontrolujących winiarza. Ale daje to wielką radość, satysfakcję i dumę. Kiedy nakleja się na butelki oprócz etykiety, medal, zapomina się o wszystkich tych trudach. Kiedy widzi się uznanie w oczach pijącego, wręcz zachwyt… i to tak często powtarzane pytanie: „to w Polsce można zrobić tak wyśmienite wino?”

marika93
1.Co sprawiło, że zdecydowała się Pani wydać książkę?

Wyjaśniałam już, że potrzebowałam wylać swój ból, dać po jednej literce tego bólu każdemu z czytelników. Razem damy radę go znieść, sama nie podołam.

2. Jak udało się Pani wydać debiutancką książkę? Jak wiadomo ciężko wydać właśnie tą pierwszą. Sama ostatnio myślę, nad wydaniem książki, lecz mam moc obawy i brak finansów.

Pisałam już, zamarzyło mi się więcej czasu, wolny zawód. Byłam nieświadoma jak to jest trudne. Miałam szczęście trafić na początek na Białe Pióro. Może nie we wszystkim się zgadzałam z ludźmi z tego wydawnictwa, ale ich dobra wola oraz niesamowita komunikatywność i pracowitość, dały efekty. Są godni zaufania.
Kasę niestety trzeba mieć. Można poszukać jakiegoś sponsora. Zakład pracy, Urząd Gminy, Lokalną Grupę Działania.

Edyta Chmura
1. Śmierć...już samo słowo wywołuje dreszcze. Czy można się z nią oswoić? Nawet gdybym znała dokładnie datę swej śmierci bałabym się jej nadejścia. A gdyby Pani spotkała Kostuchę, ot tak, siedząc sobie na ławeczce i delektując się ciepłem słońca, o czym chciałaby Pani z nią porozmawiać?


Oswoić, chyba nigdy. Uwierz mi, że nie jest straszna myśl o własnej śmierci. Najgorszy jest strach przed tym, że Ci, których kochamy też jej nie unikną. Tej śmierci się boję i nienawidzę, bo już mi odebrała. Świadomość, że ja umrę boli tylko z tego powodu, że zostawię tu tych, którzy mnie kochają i będą cierpieć, tęsknić…

2. "Prawie całe zło świata wywodzi się z faktu, że ktoś się czegoś boi.” – tak mówiła Valancy w „Błękitnym zamku” Lucy Maud Montgomery. Zgadza się Pani z tą opinią? Czego Pani boi się najbardziej?

Coś w tym jest. Najbardziej boję się nieodwracalności. Ze wszystkim można sobie poradzić lub pogodzić się. Jakoś naprawić, zmienić, pójść na ustępstwa. Ale są rzeczy nieodwracalne, jak śmierć, zabierająca ukochanego. I to jest nieodwracalne. To jest nie do naprawienia i nie do pogodzenia się. Nawet jeśli życie się ułoży, jeśli przyjdzie druga wielka miłość, zawsze zostanie żal, że z tą pierwszą też można było trwać, że zbyt wielką stratą okupiona jest ta druga. Chociaż to chyba nie strach ale żal, pretensja.
Ten strach, popychający do złego można pokonać. Choć to trudne. Pamiętam, jak uczyłam syna, że nie warto kłamać. Miałam świadomość, że strach jest na ogół powodem kłamstwa. Ale łatwiej znieść karę i wszelkie konsekwencje złego czynu niż kłamać. Bez kłamstwa ma się czyste sumienie, a to jest niesamowity komfort życia, wręcz luksus. Warto mieć czyste sumienie. Choćby z czystego egoizmu, żeby się dobrze ze sobą czuć.

3. "Jest trochę z innej bajki" - bardzo mnie to zaintrygowało. Gdyby mogła się Pani porównać do jakiejś bajkowej postaci, to do jakiej krainy by mnie Pani zaprowadziła?

Hm… sama muszę pomyśleć. Nie jest to żadna z istniejących czy wymyślonych już krain. Przynajmniej ja takiej nie znam. Stwórzmy ją więc teraz:
W mojej bajce wszelkie dobre cechy jakie mamy uważamy za dar i jesteśmy za nie wdzięczni a nie zarozumiali z powodu ich posiadania. Jeśli ktoś ma silne mięśnie lub inteligencję, to pomaga innym, którzy nie otrzymali tego daru. Jeśli ktoś odznacza się wyjątkową urodą to ją pielęgnuje, żeby nacieszyć oczy innych. Nie spada nam manna z nieba. Pracujemy ciężko, żeby żyć. Ale nie ponad siły, bez przeciwności losu typu trzęsienia ziemi. No i każdy robi to, co lubi, a rynek pracy układy się tak, że w żadnej dziedzinie nie brakuje fachowców i nie ma bezrobotnych. Nie musimy się kochać wszyscy, byłoby nudno. Ale jesteśmy tolerancyjni, uznajemy inność. Fajnie byłoby, gdyby takie złe uczucia, nad którymi nie zawsze jesteśmy w stanie zapanować, nie byłyby zbyt silne. Chodzi mi o zazdrość, zawiść, nienawiść itp. Nie chciałbym też żeby trzeba było wybierać mniejsze zło. To takie trudne i niesprawiedliwe. Żaden człowiek nie powinien być zmuszany do takich decyzji. No i czas. W tej bajce będzie niesamowicie rozciągliwy. Wszystkim nam go brakuje. Wszyscy zrobilibyśmy tyle cudownych rzeczy, gdyby nam go nie brakowało.
Wcale nie taka różowa ta moja bajka. Przestanę już, bo Edyta poczuje się zawiedziona.

ulvang
1. Czy "Pisane nocą" jest lub będzie kontynuowane poprzez następną książkę i czy poznamy dalsze losy głównej bohaterki?


Kolejne teksty już powstają. Nie będą już tak wielkim płaczem. Próbuję nadal żyć i być szczęśliwą. Wolałabym pisać o miłości żywej: tej istniejącej lub tej na razie powstającej w marzeniach. Spotkałam się z zarzutami zbytniego ekshibicjonizmu w mojej pierwszej książce. Tę drugą napiszę więc tak, żebyście nie wiedzieli co w niej jest prawdą a co fikcją. Lubię pisać i będę to robić nadal, choć bardzo zaczyna brakować czasu. Pierwsza książka powstawała w wielkiej depresji, kiedy nie widziałam świata wokół. Powoli wracam do żywych i okazało się, że mam mnóstwo obowiązków. Na szczęście mam wokół siebie dobrych ludzi, którzy przetrwali ze mną ten trudny okres. Nie chcę jednak nadużywać ich cierpliwości, trzeba coś robić prócz pisania. Wiosna na wsi jest wymagająca. Najcudowniejszym układem byłoby móc utrzymać się z pisarstwa. No ale to już w Waszych rękach, Czytelnicy. Pomóżcie, a będę pisać dla Was, jeszcze i jeszcze…

2. Jakie wino poleciłaby Pani na wiosenny wieczór i lekturę Pani książki?

Yacobus Mayor z Winnicy Jakubów. Czerwone, niemal czarne, gęste, esencjonalne. W nosie niesamowity bukiet, trochę wiśni, wanilia pozostała po leżakowaniu w beczce. Usta pełne, długie, owocowe, dojrzałe i znów wyczuwalny dąb, lekko, nie dominuje. Zrównoważona kwasowość i taniny. Nie umiem pięknie pisać o winie, jest zbyt wielkie. Z „Pisane nocą” dowiesz się, że to mój mąż pięknie o nim mówił, ja uwielbiałam go po prostu pić. Oczywiście wytrawne, zapomniałam dodać, bo dla mnie to oczywiste. Dla mnie słodkie wino, to nie wino. Do tego suszona wołowinka, albo twardy dojrzewający ser i nie spostrzeżesz się kiedy dotrzesz do ostatniej strony mojej książki. Mam nadzieję, że będzie ci żal, że się skończyła. Dla mnie to wyznacznik, że jest dobra.
Wino wyślę pocztą gratis jeśli otrzymam adres. Książkę, wołowinę i ser, proszę kupić. Głębia doznań gwarantowana.

3. Praca, obcowanie z naturą czy coś innego sprawia, że chociaż na chwilkę może pani wyrwać się od wspomnień, tęsknoty, samotności?

Ani praca, ani natura, ale ludzie. Ci, których kocham. To dzięki nim, nie tyle zapominam, co nauczyłam się wspominać i tęsknić już bez łez i bólu, już prawie pogodzona z nieuchronnością losu.

Monika Chyczewska
1. Jak Pani spędziła Wielkanoc?


Oj, nie odpowiem. W życiu nie miałam bardziej burzliwej niedzieli, nawet takiej zwykłej. Gdybym opowiedziała, naruszyłabym prywatność kilku osób a tym samym zmąciłabym, już i tak mocno nadwyrężony, ich spokój. Może kiedyś, w kolejnej z moich książek napiszę o tym. Może, jeśli zostaniesz moją stałą czytelniczką domyślisz się, że to odpowiedź na twoje dzisiejsze pytanie. Na razie musisz się zadowolić informacją, że nie jestem religijną osobą, wprost przeciwnie. Święta traktuję bardziej jak tradycję. Nie robię wielkich porządków, pichcę tylko wtedy, gdy mam gości u siebie, ale wolę ja być gościem u kogoś. Takie moje wygodnictwo.

karolina2701
1. Tytuł Pani książki to "Pisane nocą". Czy to znaczy, że rzeczywiście, lubi Pani pisać nocą i wtedy ma natchnienie?
2. Jak zachęciłaby Pani ludzi do przeczytania swojej książki?
3. Co dla Pani oznacza kontakt z naturą?


Na wszystkie trzy pytania odpowiedziałam już wcześniej.

bogdanm
Jaki rodzaj wina najbardziej komponuje się z pisaniem po nocy ? 

Odpowiedź była wcześniej

Ona kleinecat
1. Każda książka to upublicznienie wielu prywatnych myśli i emocji. To rodzaj terapii czy konieczność nie do uniknięcia?

Na to pytanie odpowiedziałam wcześniej.

2. Czy pisząc, skupiając się intensywnie na swoich przemyśleniach i kreując książkową rzeczywistość człowiek zamyka się na relacje z innymi ludźmi?

Nie, te relacje współtworzą książkę. To, co dzieje się między ludźmi i mną, budzi uczucia i emocje, a te z kolei są świetnym materiałem na nowe teksty. Pisząc, mam świadomość, że moje otoczenie też będzie to czytać. O ile odbiór książki przez nieznanych mi osobiście czytelników nie wpłynie bezpośrednio na moje życie, o tyle kontakty z moim otoczeniem, mogą się zmienić. Tak się dzieje. Na ogół są to pozytywne zmiany, ale dzieją się też rzeczy, których nie ogarniam. Bliscy mi mężczyźni, mówią wprost, że boją się przeczytać tę książkę.

3. Czy ograniczony kontakt z innymi ludźmi (praca, pisanie) nie zubaża pisarza jako obserwatora codzienności?

Ograniczam swój kontakt tylko z ludźmi, którzy albo nic nie wnoszą do mojego życia, albo to, co wnoszą jest mało wartościowe. Dzięki winiarstwu wciąż poznaję nowych ludzi, wartościowych ludzi. To samo przynosi światek wydawniczo-czytelniczy. Ja nie jestem odludkiem zamkniętym w sobie. Ja odsuwam się tylko od niektórych dziedzin. Np. nie mam telewizora, telewizja ogłupia. To nieliczne, co w niej wartościowe jest dostępne gdzie indziej. Zupełnie też nie dopuszczam do swojej głowy polityki, ani tej wielkiej, ani tej lokalnej, bo tu nigdy nie wiadomo gdzie się kończy prawda. Nie staram się też robić rzeczy wielkich, wolę pomóc jednej indywidualnej osobie niż należeć do jakiejkolwiek instytucji. Wolę pomóc sobie, żeby być mniej uciążliwą dla otoczenia. Wolę czasami się wycofać, żeby nie robić zamieszania tylko dla udowodnienia swoich racji. Ale kiedy trzeba, potrafię zawalczyć, jak lwica.
Czy przez to wszystko moje obserwowanie traci? Myślę, że nie. Ja obserwuję selektywnie. Usłyszałam ostatnio, że jestem dobrym obserwatorem, że widzę nawet tam, gdzie najciemniej czyli pod latarnią, że zauważam rzeczy, których nie spostrzega nikt inny. Usłyszałam też od zupełnie innej osoby, że jestem dobrym detektywem. A ja wcale nie jestem detektywem, po prostu zauważam kilka szczegółów i mam odpowiedź na pytanie, którego właściwie nawet sobie nie zadawałam. Chyba więc nie jest najgorzej z moimi umiejętnościami obserwatora.

JaneS
1 Co wciąż pozwala Pani wierzyć w miłość, dobroć i uczciwość? To w głównej mierze rodzina sprawia, ze Pani widzi świat przez różowe okulary?


Wiara w te wszystkie piękne wartości nie gaśnie bo po pierwsze, one wciąż istnieją. Gdyby nie istniały zostałaby tylko tęsknota po nich. Po drugie, to potrzeba, moja naturalna potrzeba, jak jedzenie i picie. Da się głodować ale nie na dłuższą metę. Podobnie można żyć jakiś czas bez miłości. Czasami sytuacja zmusza do bycia w jakiś sposób nieuczciwym i trzeba sobie z tym poradzić.
Różowe okulary? Myślę, że ja wcale przez nie patrzę. Przez nie nie widać zła, a ja je widzę i albo stawiam mu czoła, jeśli wiem, że podołam lub muszę mu stawić, albo się od niego odsuwam, gdy mogę sobie na to pozwolić.

2 Czy cisza i spokój są dla Pani czasem przytłaczające? Potrzebuje Pani niekiedy hałasu, szumu, zamieszania? Jakie miejsce wspomina Pani z uśmiechem na twarzy?

Uwielbiam ciszę i spokój. Pamiętam sytuację sprzed wielu lat, kiedy znajoma wchodząc do mojego wówczas jeszcze mieszkania w bloku, spytała z przerażeniem: „Co u ciebie tak cicho?, włącz jakieś radio” Hałas, szum i zamieszanie? Zależy co przez to rozumieć. Gromada rozwrzeszczanych dzieci, jest radością, ale brzęczący nawet cicho telewizor, którego nikt nie ogląda, czy stacja radiowa, na której pełno hałaśliwych reklam, już mnie irytują. Z wielką przyjemnością obserwowałam ostatnio Głogowski rynek nocą, pełen młodych bawiących się ludzi. Było jak w ulu, a jednak przyjemnie było patrzeć i słuchać. Uwielbiam też słuchać głośno muzyki.
Jest wiele miejsc wywołujących uśmiech na mojej twarzy. Podwórko przy pewnej kamienicy, gdzie bawiłam się z kuzynostwem w chowanego. Internat i akademik, w których rozkwitała moja pierwsza wielka miłość. Pokoik w pewnym szpitalu, gdzie po raz pierwszy ojciec zobaczył syna. Wiele urokliwych wędkarsko miejsc, jak Bóbr pod dębami we Wleniu, czy Słupia w Bydlinie. I te najświeższe, pewien czarny mercedes, pewna droga w lesie… Są jeszcze 2 domy, dwóch zaprzyjaźnionych małżeństw, w Łazie i w Trzebiechowie. Kiedy przestępuję próg któregokolwiek z nich, spływa na mnie błogość i sielskość. Składa się na to nie tylko niesamowita architektura budynków, ale także domownicy i tworzona przez nich atmosfera.

3. Co sprawia Pani największą przyjemność? Twierdzi Pani, ze spędzanie czasu z rodziną, ale co prócz tego?

Tu znów długo by wymieniać. Winnica, przyroda, muzyka, książka, rozkosz w kieliszku wina, dobry film, rozmyślanie i marzenie nad ranem, kiedy spod kołdry wyciąga tylko na chwilę pełny pęcherz i pusty żołądek, a nie budzik. Kiedyś lubiłam tańczyć i śpiewać, mam nadzieję, że to wróci. No i to najnowsze, pisanie. Jest jeszcze coś, ale nie wypada o tym pisać publicznie.

Sylwka S
1. Jaka jest Pani definicja szczęścia?


Moja definicja jest wyjątkowo banalna. Miłość, miłość i jeszcze raz miłość. Mam piękny dom i winnicę, ciekawą pracę, wspaniałego syna i oddanych przyjaciół. Finanse na tyle przyzwoite, że mogę realizować swoje pasje i spełniać zachcianki (przyznam, że niezbyt wygórowane) i wszystko to było mało, kiedy odeszła moja miłość. Szczęście wróciło z tą drugą.

2. Z czym kojarzy się dla Pani dom rodzinny?

To zbyt osobiste, nie odpowiem.

3. Jest Pani pisarką, ale jakie książki lubi Pani najbardziej czytać, czy są to romanse, czy wręcz odwrotnie kryminały?

Nie mam ulubionego gatunku. Czytam niemal wszystko. Najrzadziej (prawie wcale) poezje i romanse. Nie mogę długo siedzieć w jednym gatunku bo mi się nastrój udziela. Muszę je zmieniać żeby nie wpaść w doła, albo nadmierną euforię. Bywa, że nie kończę książki, bo mi nie podchodzi. Bywa, że czytam kilka naraz, sięgając po którąś w zależności od nastroju. Nie lubię nie mieć nic w zanadrzu, coś musi na mnie czekać, po co w każdej chwili mogę sięgnąć. Inaczej czuję się niepewnie, jakiś rodzaj głodu, uzależnienia. Co śmieszne i dziwne, lektury szkolne zaczęłam czytać dopiero w 5 klasie technikum. To była literatura wojenna. Uwielbiam ją do dziś. Zaczytywałam się wówczas także w Hłasce. Fantastykę lubię taką w stylu Tolkiena a nie gwiezdnych wojen. Obecnie najczęściej sięgam po Grocholę i Fleszarową-Muskat. W wyborze książki najczęściej polegam na opinii innych, znanych mi osób, które mają podobne gusta.

Syl_ko91
1. Co by Pani poradziła dla osoby, która chciałaby bardzo zostać pisarką, ale bardzo boi się krytyki?


Żeby olała krytykę. Proste. Krytyka ma być twórcza, a nie dołować. Jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził. Trzymajmy się tego. Jeśli ktoś skrytykuje, to już jest sukces, znaczy to, że przeczytał, zastanowił się nad nią. Cieszmy się i z tego.

2. Do dziś pamiętam zapach ... ?

Ciałka mojego syna, kiedy był jeszcze niemowlęciem. Nie do opisania.
Jeśli interesujące wydają Ci się opisy zapachów, już dziś zachęcam do przeczytania mojej kolejnej książki, gdzie znajdziesz rozdział „zapach seksu”

3. Czy uważa się Pani za prawdziwą matkę polkę?

Nie, stanowczo nie. Dla mnie matka polka ma gromadkę dzieci, jednocześnie pracuje i zaocznie studiuje. Nocami pierze, prasuje i ceruje.
Ja mam tylko jedno dziecko, co prawda dzielnie wykarmione piersią, sześć lat spędzonych na urlopie wychowawczym, brak telewizora, czytanie książki co wieczór, gry i zabawy dobierane z rozwagą, aprobata i pomoc w rozwijaniu wszelkich zainteresowań ale i brak krytyki, kiedy okazywały się słomianym zapałem. Jak na matkę polkę jestem zbyt tolerancyjna i zbyt wcześnie zaczęłam traktować mojego syna jak dorosłego człowieka, zbyt oczywistym i naturalnym wydaje mi się fakt, że już dawno mnie przerósł i nie chodzi tu o wzrost. Owszem jestem zakochana w moim dziecku po uszy ale to nie znaczy, że wychowałam potworka. Pamiętam uczucie wielkiej odpowiedzialności, jaka na mnie spadła po jego urodzeniu. Pomyślałam: „Boże kochany, ode mnie zależy jaki człowiek wyrośnie z tego dziecka”. Niedawno pewien znajomy obserwujący moje relacje z synem stwierdził, że zachowuję się jak lwica. Zgodzę się z nim. Jestem bardziej lwicą niż matką polką.

Antykwariat z ciekawą książką
1. Mówi się, że czas leczy rany. Czy w przypadku śmierci ukochanej osoby sprawdza się ta mądrość? Czy upływający czas, według Pani, może w niewielkim stopniu uśmierzyć ból i zabliźnić rany, powstałe po tak ogromnej stracie? Czy wręcz odwrotnie, kolejne lata to jeszcze większy ból i rosnąca gula w gardle?


Początkowo byłam pewna, że tak wielkiego bólu nic nie jest w stanie ukoić. Myliłam się. Na zawsze zostanie wspomnienie i drzazga w sercu i poczucie wielkiej niesprawiedliwości. Ale kiedy przychodzi druga miłość, kiedy już wiemy, że też jest wielka, że nie potrafimy żyć bez niej, już jest łatwiej. Już czujemy się jednocześnie szczęśliwi i nieszczęśliwi. To jest strasznie trudne do wytłumaczenia. Ma się świadomość, że nie byłoby tej drugiej, gdyby trwała pierwsza. Jestem szczęśliwa, że spotkała mnie ta druga i jednocześnie ubolewam nieustannie nad stratą pierwszej. Sama tego nie rozumiem. Same sprzeczności. Ale jakoś żyję i chcę żyć, a nie zawsze tak było.

2. Z opisu przedstawiającego pokrótce Pani osobę dowiedziałam się, że pomimo panującej wokół znieczulicy, Pani nadal wierzy w prawdziwą i bezinteresowną miłość, dobroć i uczciwość. A co z magiczną i uzdrawiającą mocą uśmiechu? Czy wierzy Pani, że uśmiech i pozytywne nastawienie do życia, zsyła na nas kolejne porcje szczęścia?

Tak, jak najbardziej. Śmiech jest czymś cudownym, uzdrawiającym, budującym. Wspaniale, że jest zaraźliwy. Prawdę mówiąc wolałbym swoimi książkami rozweselać, ale nie mam talentu komika a i z tematu jaki poruszyłam chyba niewielu potrafiłoby się śmiać. Znam człowieka, którego pokochałam za sam śmiech. Później odkryłam w nim wiele innych cennych cech, za które warto kochać, ale wszystkie je ma chyba właśnie dlatego, że jest tak radosny, tak niemal zawsze słodko uśmiechnięty. Nawet jeśli ten uśmiech nie zsyła kolejnych porcji szczęścia, to na pewno pomaga dostrzec to, które już mamy.

 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dziękuję serdecznie Bożenie Pajdosz za poświęcony czas i interesujący wywiad.
Również składam serdeczne podziękowania wszystkim, którzy wzięli udział w konkursie i zadali pytania. ♥

 Do nagrody autorka wytypowała:

1. Edyta Chmura za pytania:
Śmierć...już samo słowo wywołuje dreszcze. Czy można się z nią oswoić? Nawet gdybym znała dokładnie datę swej śmierci bałabym się jej nadejścia. A gdyby Pani spotkała Kostuchę, ot tak, siedząc sobie na ławeczce i delektując się ciepłem słońca, o czym chciałaby Pani z nią porozmawiać?
"Prawie całe zło świata wywodzi się z faktu, że ktoś się czegoś boi.” – tak mówiła Valancy w „Błękitnym zamku” Lucy Maud Montgomery. Zgadza się Pani z tą opinią? Czego Pani boi się najbardziej?
2. monweg za pytanie:
Jeżeli Niebo istnieje, to co chciałaby Pani usłyszeć od Boga u bram Raju (wiem, że Pani jest bardzo młoda, ale proszę wysilić wyobraźnię).
Wcale nie za młodość :-)
3. Susanne za pytanie:
Wchodzi Pani do windy, a tam schody. Jaka jest Pani reakcja?
4. Wino dla ulvang

Gratuluje i pozdrawiam!!!

Cyrysia

18 komentarzy:

  1. Niezwykle obszerny wywiad. Bardzo mi się pogoda sposób rozmowy z autorami na Twoim bogu, bo czytelnicy mogą poznać pisarza od wielu, czasem nawet zaskakujących stron. Moje serce skradło zabawne pytani Susanne i pytanie: Co dla Pani oznacza literatura, pisarstwo?. Dzięki temu drugiemu bardzo Ciekawie jawi się w mojej głowie obraz samej Pani Bożeny jako twórcy nie stroniącego od emocji w literaturze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo obszerne odpowiedzi. Ale i wiele pytań się powtarzało... Warto czytać pytania poprzedników, by się nie powtarzać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Najbardziej lubię takie długie interesujące rozmowy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię czytać takie wywiady, poznawać nowych autorów. Najchętniej robię to, tak jak dzisiaj, przy filiżance cappuccino :)

    Gratuluję zwycięzcom.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zwykle świetny wywiad.
    Dziękuję i gratuluję pozostałym :)

    OdpowiedzUsuń
  6. No jak to się stało, że ja znowu ominęłam czas zgłaszania się z pytaniami do wywiadu?
    Gratuluję serdecznie wygranym, zwłaszcza Monweg ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetna odpowiedź: "Kiedy na obiad jest zupka chińska bo nie ma czasu na gotowanie, bo trzeba czytać". Zgadzam się w 100 %.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również zwróciłam uwagę na tę odpowiedź, bardzo trafną i inteligentną.

      Usuń
  8. Wspaniały wywiad. Nie trudno sie domyślić, ze pisanie dla Pani Bożeny Pajdosz to ogromna pasja.
    Wszystkim zwyciezcom serdecznie gratuluję i życze Wam niezapomnianej lektury :)

    Pozdrawiam, JaneS

    OdpowiedzUsuń
  9. Kochani, cieszę się, że mogłam Was wszystkich poznać. Tak, tak poznać, bo zadawane przez Was pytania dużo o Was mówią. Sam fakt, że jesteście miłośnikami literatury, dobrze o Was świadczy i gwarantuje moją sympatię do Was. Cieszę się, że dajecie szansę debiutantom. Chciałabym Was wszystkich nagrodzić ale kilka książek trzeba sprzedać, nie wszystkie rozdać. Mam nadzieję, że ten wywiad zachęcił choć kilka osób do wydanie paru złotych. Napiszcie, proszę na tym blogu, jak odebraliście "Pisane nocą". To bardzo ważne dla początkującego autora. Ja muszę czuć, że mam dla kogo pisać, dla kogo zmagać się z całą tą trudną otoczką, z którą trzeba się zmierzyć od postawienia ostatniej kropki do sprzedaży.
    Pozdrawiam i dziękuję za rozmowę.
    Bożena Pajdosz

    OdpowiedzUsuń
  10. Kolejny świetny wywiad :) Gratuluję! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. /witam, książki i wina wysłałam wczoraj. Proszę o info czy doszły. Liczę na słówko o książkach i o winie. W butelkach może być kamień winny (to nie wada!) Proszę przelać do dekantera albo ostrożnie nalewać z butelki. Proszę tęż pamiętać o odpowiedniej temperaturze podania i pozwolić butelką odpocząć po podróży.
    Pozdrawiam, Bożena Pajdosz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Informuje, że winko do mnie doszło i jestem nim zachwycona, gdyż akurat taki gatunek preferuje. Nie próbowałam go jeszcze, gdyż zostawiam na specjalną okazję :))

      Usuń
    2. A ulvang też pewnie już dostał. Może niebawem i on się odezwie i podzieli wrażeniami :)

      Usuń
  12. Ups... butelkom (przepraszam, mam dysfunkcję)
    BP

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo proszę prywatne zażalenia do Pani Bożeny kierować bezpośrednio do niej, a nie na publicznym blogu.
    Proszę również o nie używanie obraźliwych słów w kierunku autorki. Takie ''sprawy'' najlepiej załatwiać w cztery oczy.

    OdpowiedzUsuń

Zaglądaj, czytaj, przegryzaj moje słowa, ale wychodząc, zostaw po sobie niezatarty ślad swojej obecności...