Nigdy nie daj sobie wmówić, że Twoje życie nie ma sensu, że jest pozbawione wartości. To nieprawda. Ludzie, którzy to mówią, starają się leczyć własne rany, raniąc innych. Im to nie pomoże. Tobie, jeśli na to pozwolisz, może zaszkodzić. [Marcin Kaczmarczyk] ❤

poniedziałek, 29 września 2014

Pokręcona doskonałość


Przypadkowe szczęście
Abbi Glines


Cykl: Rosemary Beach, Ideał (tom 5)
tytuł oryginału: Twisted Perfection
wydawnictwo: Pascal
data wydania: 10 września 2014
liczba stron: 320

Ocena: 5/6






      O seksie bez zobowiązań jawnie bądź skrycie marzy wielu mężczyzn i kobiet. Wydaje się to być dobra alternatywa dla osób, którzy np. tęsknią za kontaktem z drugim człowiekiem, pragną rozładować swoją seksualność albo nie chcą lub nie mogą stworzyć pełnej relacji z partnerem. Jednak każdy kontakt seksualny wiąże się z ogromnymi emocjami, których nie da się ominąć. W podobnej sytuacji znaleźli się główni bohaterowie książki ''Przypadkowe szczęście'' Abbi Glines.

Pewnego dnia na stacji benzynowej niedaleko Rosemary, Woods Kerrington poznaje śliczną, seksowną Della Sloane. Już od pierwszych chwil iskrzy między nimi aż miło. Spotkanie kończy się gorącym seksem bez zobowiązań. Kilka miesięcy później za namową znajomego Della zgłasza się do pracy klubie golfowym. Jakże wielkie jest jej zdziwienie, gdy wychodzi na jaw, że jej przyszły szef to Woods, bogaty syn właściciela klubu, niedawny kochanek. W zaistniałych okolicznościach oboje próbują trzymać się od siebie z daleka, tym bardziej, że żadne z nich nie jest tak naprawdę wolne. Ale serce nie sługa, nie wybiera sobie ani właściciela, ani miłości. Jak dalej potoczą się losy tych dwojga? Czy uda im się stłumić swoje uczucia?

Bardzo lubię twórczość  Abbi Glines. Dotychczas poznałam już trzy książki autorki: "O krok za daleko", "Spróbujmy jeszcze raz" i "Zacznijmy od nowa", gdzie głównymi bohaterami byli Rush i Blair, zaś Woods gdzieniegdzie przemykał się niepostrzeżenie. "Przypadkowe szczęście"  jest piątym tomem serii Rosemary Beach. Czwarta część przedstawiająca historię z punktu widzenia Rusha, nie została wydana w Polsce, ale może się to kiedyś zmieni?

Spędziłam przy tej lekturze wiele ekscytujących chwil. Podobnie jak w poprzednich częściach cyklu, mamy do czynienia z atrakcyjną i operatywną dziewczyną z pogmatwaną przeszłością oraz młodym, przystojnym bawidamkiem. Pojawia się także i czarny charakter, który nieco namiesza w życiu bohaterów. Sama fabuła, jak widać, nie jest odkrywcza, a schematyczna i mało oryginalna. Mimo to jestem nią zafascynowana. Autorka zaserwowała mi sporą dawkę uczuć, namiętności, szaleństwa, miłości i cierpienia.

Początek powieści zaczyna się od wspólnej nocy Woodsa i Delli. Potem każde idzie w swoją stronę. On, od najmłodszych lat wychowywany na przyszłego właściciela klubu golfowego za namową ojca musi oświadczyć się Angelinie, aby stworzyć jedno silne rodzinne imperium. Ona, zmagająca się z własnymi demonami i bolesną przeszłością próbuje rozszerzać swoje horyzonty, poznawać świat i czerpać z życia pełnymi garściami. Z bólem serca i nutą goryczy obserwowałam ich perypetie. Nie mogłam zrozumieć jak można wbrew sobie podporządkować się woli rodziców, którzy wcale nie pragnęli dobra swojego syna, a jedynie zależało im na pomnożenie majątku. Na szczęście Woods miał w pamięci bezwarunkową miłość swoich dziadków, dzięki temu w porę zrozumiał, co tak naprawdę liczy się w życiu. Ale czy to wystarczy, by stworzyć poważny związek z Dellą? A może kiedy pozna jej mroczną przeszłość ucieknie gdzie pieprz rośnie? Dziewczyna na pozór wydaje się być silna i niezależna. W rzeczywistości  jest krucha i delikatna. Przez wiele lat była zamknięta w czterech ścianach z chorą psychicznie matką, ale coś znacznie gorszego przyczyniło się do jej ataków paniki i nocnych koszmarów sennych. Autorka naznaczyła dziewczynę piętnem tragedii i samotności. Taki bagaż doświadczeń zdaje się być nie do udźwignięcia.  Ale z drugiej strony ''człowieka można złamać, ale nie pokonać''.

---
Od pierwszej chwili polubiłam duet głównych bohaterów. To wyraziste, charakterystyczne osobowości. Mają zarówno wady jak i zalety, ale pragną jak każdy człowiek kochać i być kochanym. Moją sympatię szczególnie zdobył Woods. Na początku miałam ochotę porządnie zdzielić mu przez głowę, gdy zamierzał ślepo poddać się rozkazom swojego ojca. Ale w końcu uświadomił sobie, czego tak naprawdę pragnie i ku czemu dąży. Do tej pory liczyła się zabawa, kasa i panienki, lecz pod wpływem Delii jego pojmowanie miłości oraz system wartości uległy znacznej modyfikacji. Podobała mi się również jego zaborczość. Niekiedy zachowywał się niczym rasowy jaskiniowiec, ale to było na swój specyficzny sposób urocze.

Nie brak też perfidnej intrygi mającej na celu pozbycia się Delli z bogatego świata Woodsa. Ten aspekt boleśnie uświadamia, jak wielka jest siła pieniądza. Kto ma pieniądze ten może praktycznie wszystko, nawet bezkarnie decydować o czyimś losie i wolności. Zachowanie Kerringtonów jest tego najlepszym dowodem. Pozbawieni wszelkich hamulców i skrupułów moralnych byli w stanie uknuć wstrętny spisek, byle tylko osiągnąć swój cel. Tylko jakim kosztem? Tego musicie dowiedzieć się sami.

Podoba mi się styl autorki: prosty, przejrzysty, bez bogactwa ozdobników czy różnorodnych środków wyrazu. Tempo akcji jest dosyć dynamiczne, cały czas coś się dzieje. Jednak najlepsze są opisy scen erotycznych: odważne, zmysłowe, pieprzne i dzikie. Jest ich bardzo dużo, ale nie czułam przesytu. Przeciwnie. Uważam, że zostały należycie i zgrabnie wkomponowane w fabułę. Z kolei zakończenie lekko mnie zdumiało. Jestem bardzo ciekawa, jak pisarka poprowadzi dalsze losy Woodsa i Delli. Wprost nie mogę się doczekać kontynuacji.

Serdecznie zachęcam do tej lektury fanów Abbi Glines, jak również wszystkich miłośników gatunku New Adult oraz czytelników szukających lekkiej, wciągającej rozrywki okraszonej nutką erotyzmu i pikanterii. Myślę, że nie będziecie rozczarowani.


***
Wydawnictwo Pascal.

niedziela, 28 września 2014

Obudzić tajemnice


Mara Dyer. Tajemnica
Michelle Hodkin


Wydawnictwo: Ya! , Wrzesień 2014
Liczba stron: 480
Ocena: 6-/6










''Każdy kryje w sobie tajemnicę, wystarczy ją obudzić''.

Pewnego dnia szesnastoletnia Mara Dyer budzi się ze śpiączki w szpitalu, nie pamiętając jak się tu znalazła. Dopiero najbliższa rodzina uświadamia ją, że cudem wyszła z nieczynnego budynku szpitala psychiatrycznego, który nie wiadomo dlaczego runął niespodziewanie. Niestety jej najbliżsi przyjaciele: Rachel, Claire i Jude, nie mieli tyle szczęścia. Załamana dziewczyna usiłuje w przebłyskach pamięci odgadnąć, co robiła w środku nocy w tak niebezpiecznym miejscu, lecz bezskutecznie. Nie mogąc znieść poczucia winy przeprowadza się z całą rodziną kilkaset kilometrów dalej, do Miami, gdzie zamierza zacząć wszystko od nowa. Ale wbrew założeniom, nie jest to takie proste. Marę zaczynają nawiedzać dziwne, niepokojące sny, widzi swoich zmarłych przyjaciół, ma kłopoty z pamięcią i przerażające halucynacje. Jakby tego było mało, w nowej szkole już od pierwszych dni zyskuje sobie wrogów, zwłaszcza wśród uczniów płci żeńskiej. Powodem tego stanu rzeczy jest Noah Shaw, przystojny, arogancki, seksowny chłopak, który koniecznie chce poznać ją bliżej. Co z tego dalej wyniknie? Kim tak naprawdę jest Mara? Czy jej amnezja okaże się błogosławieństwem, czy też przekleństwem?

Wiedziałam i intuicyjnie czułam, że ta książka pochłonie mnie bez reszty. Aż dziw bierze, że to debiut Michelle Hodkin. Autorka urodziła się i wychowała na Florydzie, skończyła liceum w Nowym Jorku i studiowała prawo w Michigan. Prawnicze doświadczenie nabyte w czasie pracy w tym zawodzie pomogło jej w pisaniu niniejszej historii (szczegóły: klik). Wracając do sedna sprawy, nie spodziewałam się, że będę aż tak zachwycona! Nie jest to kolejne, typowe Young Adult. Osobiście zaszufladkowałabym do kategorii thriller psychologiczny, horror w wersji light bądź paranormal romance. Jedno jest pewne, pierwsza część trylogii z Marą Dyer jest mroczna, urocza, niesamowita i enigmatyczna w każdym calu.

Fabuła od samego początku aż do wstrząsającego zakończenia trzyma w napięciu i ''więzi'' uwagę czytelnika. Obfituje w niecodzienne, zaskakujące epizody, które niekiedy mrożą krew w żyłach. Autorka znakomicie żongluje wątkami niczym zawodowy kuglarz. Cała historia prezentuje się jak rozrzucone puzzle, które trzeba dopiero poskładać. Oprócz bieżących zdarzeń gdzieniegdzie pojawiają się niespodziewanie przeskoki czasowe i retrospekcje z tragicznej nocy. Wszystko to idealnie ze sobą współgra i tworzy spójną całość. Chłonęłam każde słowo, zdanie, rozdział jak narkotyk i ciągle było mi mało. Urzekł mnie niepokojący klimat książki oraz wszechobecna mroczna, tajemnicza atmosfera zagrożenia, od której można dostać ciarek na plecach.

Bohaterowie zostali doskonale wykreowani, są wyraziści i wiarygodni, a ich zachowanie często bardzo nieprzewidywalne. Jak każdy człowiek posiadają wady, zalety i niedoskonałości. Osobiście bardzo polubiłam Marę i Noah’a. To nietypowa para o wyjątkowych zdolnościach.

źr.
Ona jest odważną, temperamentną, śmiałą, pyskatą, ironiczną, wrażliwą, niezależną buntowniczką, która potrafi walczyć o swoje. Balansuje na krawędzi koszmaru i pamięci, niezdolna rozstrzygnąć, co jest czym. Czy rzeczywiście cierpi na zespół stresu pourazowego (PTSD), a może to coś zupełnie innego? Zdradzę jedynie, Mara posiada pewien śmiertelnie niebezpieczny defekt. Jaki? Tego musicie dowiedzieć się sami. Z kolei Noah, chciałoby się rzec: chłopak idealny. Mega przystojny, obrzydliwie bogaty, niezwykle inteligentny, z sarkastycznym poczuciem humoru i z wianuszkiem zakochanych adoratorek. Schematyczny aż do bólu. Nic bardziej mylnego! Za tą fasadą kryje się szokujący sekret, który przedstawia go w zupełnie innym świetle. Krótko napiszę tylko, czekają Was nie lada atrakcje.


źr.
Wątek miłosny nie jest banalny ani przesłodzony. Został zrealizowany całkiem swobodnie, naturalnie, bez taniego sentymentalizmu czy uczuciowej huśtawki. Plus jest taki, że nie ma tu kolejnego trójkąta miłosnego, ani spirali rozstań i powrotów. Jest tylko Noah wpatrzony w Marę niczym w obrazek. Ale ich związek to "coś więcej", niż tylko wzajemna fascynacja. Oboje są jak yin i yang, jak trucizna i lekarstwo. Razem stanowią iście wybuchową mieszankę.
'
''Mara Dyer. Tajemnica'' natychmiast zawładnęła moim umysłem. Rewelacyjna powieść, bez dwóch zdań. Bardzo podobał mi się styl i język Michelle Hodkin- lekki, obrazowy, dynamiczny, a akcja jest na tyle żwawa, że ciężko się od niej oderwać. Z kolei zakończenie poraziło mnie swoją nieprzewidywalnością i niedopowiedzeniem. Wprost nie mogę doczekać się kontynuacji.

Ta książka skradła moje serce i idealnie wpasowała się w mój literacki gust. Znalazłam tutaj, to co lubię najbardziej – miłość, zazdrość, humor, tajemnicze zdolności, przerażające incydenty, a także wszechobecny nastrój grozy. Czego chcieć więcej? Krótko mówiąc bardzo dobry, wciągający thriller psychologiczno-paranormalny z przesłaniem, pokazującym, że pozory bywają jednak bardzo mylne. Koniecznie musicie przeczytać. Emocje i satysfakcja gwarantowane.

***
Zwiastun książki: klik

piątek, 26 września 2014

Wywiad z Weroniką Wierzchowską


Mała Pisareczka
1. Kim chciała Pani zostać, jak była dzieckiem i dlaczego?

Naukowcem i fotografem jednocześnie. A to dlatego, że ojciec zabierał mnie do ciemni, która znajdowała się przy laboratorium, w fabryce, w której pracował. Widok pań w białych fartuchach i zapach chemikaliów zapadły mi w pamięć chyba na zawsze.

2. Miasta czy wieś? - jaki typ życia bardziej Pani odpowiada?

Zależy od humoru. Kiedy jest chęć na spokój i ciszę, to jestem wiejską dziołchą. Kiedy trzeba dmuchać do najbliższego sklepu trzy kilometry, zimą nie dojechała odśnieżarka i wyłączyli prąd, zamieniam się w mieszczucha i tęsknię za cywilizacją.

Joanna Stoczko 
1. Oglądając pewien film, zauważyłam na ścianie restauracji jednego z głównych bohaterów tekst: „Nigdy nie pozwól, by strach przed działaniem wykluczył Cię z gry”. Zgadza się Pani z tą myślą? Gdy postanowiła Pani napisać, a następnie wydać swoją książkę, to dosięgły Panią w którymś momencie wątpliwości typu: „książka się nie przyjmie”, „skrytykują ją” itp.?

Każdy autor boi się porażki, konfrontacji z gustami czytelników i bezlitosnym rynkiem. Tylko przekonani o własnej wielkości grafomani nie pękają i bez drgnięcia powieki ślą w świat swoje dzieła. Obawy zatem zawsze są. Krytyki jakoś panicznie się nie boję, może jestem jednak grafomanką? Przygotowałam się, że mogę dostać lanie od niezadowolonej czytelniczki, przecież nie ma takiego co by wszystkim dogodził i napisał dzieło podobające się każdemu. Wątpliwości są zdrowe, pozwalają nie popaść w zbytnią pychę, ale nie powinno się im ulegać i pozwolić sparaliżować.

2. „Nikt nie może uciec przed własnym sercem. Dlatego już lepiej słuchać, co ono mówi. Aby żaden niespodziewany cios nigdy cię nie dosięgnął”- możemy przeczytać w „Alchemiku” Paula Coelho. W pracy i w życiu prywatnym częściej słucha Pani serca, czy jednak rozumu? Co w Pani przypadku jest bardziej zawodne?

W pracy działa wyłącznie rozum, serce zostawiam w domu. Ono jest przeznaczone wyłącznie dla bliskich. Co jest bardziej zawodne? U mnie? Kiedy mi się to miesza i próbuję problem inżynieryjny rozwiązać intuicyjnie, zamiast ruszyć łepetyną albo odwrotnie, kiedy nazbyt logicznie rozważam własne uczucia względem partnera. Jakby było nad czym się zastanawiać!

3. Co jest dla Pani ważniejsze- iść czy dojść? Co czuła Pani w chwili pisania kolejnych stron książki? Jakie uczucia (być może ze sobą sprzeczne) Pani towarzyszyły, gdy ją Pani skończyła?


Dla mnie liczy się osiągnięcie celu, droga do niego jest mniej istotna. Pisząc kolejne strony żyłam tworzoną historią, to ważne, by autor dał się porwać temu co pisze. A gdy skończyłam, czułam właściwie wyłącznie niepokój. Żadnej radości, euforii, ulgi, szczęścia. Wyłącznie niepokój. Nie wiedziałam, czy historia sztymuje. Autor nie jest w stanie ocenić własnej opowieści. Bałam się żeby te kilka miesięcy roboty nie skończyło w koszu. Dlatego, kiedy redaktor z wydawnictwa zadzwonił do mnie i powiedział, że nie mógł się oderwać i urwał cztery godziny snu, by dokończyć czytanie, mało co nie nasikałam w majty z ulgi. Okazało się, że historia gra jak należy ;-)

Kasia Jabłońska 
1. Czy jest jakaś epoka historyczna, w której najchętniej umieszcza Pani swoich bohaterów i która najbardziej Panią inspiruje? 

Mam słabość do XIX wieku, ale ten jest nie lubiany przez polskich czytelników. Kojarzy się im chyba niezbyt radośnie i porywająco, z dziełami Żeromskiego, Reymonta, Orzeszkowej, Konopnickiej. Historia nas wtedy nie rozpieszczała, co narzuca ponure tło dla opowieści z tamtych czasów. Mnie natomiast niezwykle inspiruje tamten klimat – damy w krynolinach,  gentlemani w lśniących mundurach, belle epoque, romantyzm i szalone zrywy narodowe.

2. Jaki jest Pani przepis na tak niesamowitą przemianę, jaką jest zrzucenie 30 kg?

Trzeba wezwać na pomoc dobre wróżki, które schowają przed nami czekoladę i wędliny, a podrzucą warzywa i owoce. Dobrze, żeby potrafiły solidnie kopać w tyłek i zmusić delikwentkę do wysiłku.

3. Czy ma Pani jakąś swoją ulubioną bohaterkę książkową?

Daenerys, z Sagi Lodu i Ognia, Martina. Kibicuję jej i zazdroszczę smoków i samozaparcia w drodze do celu. Smoki rozwiązałby nie jeden problem ;-)

martucha180 
1. Zapewne ma Pani przyjaciółkę Wenę. Jaka ona jest?

Nie zabawiam się z Weną, jest zbyt płocha i niestała. Ma, dziwka, humory i potrafi przychodzić w najmniej odpowiednich chwilach lub opuścić człowieka wtedy, kiedy jej potrzebuje. Niech ją piekło pochłonie!
Ignoruję ją i piszę przy pomocy Dyscypliny i Samozaparcia. Na tych wróżkach można bardziej polegać.

2. Czym jest dla Pani SŁOWO?

Narzędzie do wyrażania myśli i snucia opowieści. Poza tym rzadko przemawiam WIELKIMI LITERAMI dlatego raczej korzystam ze zwykłych, prozaicznych słów. SŁÓW używają raczej TWÓRCY LITERATURY, PISARZE i ARTYŚCI. Ja jestem jedynie autorką powieści obyczajowych ;-)

3. Pisanie książek wymaga lekkiego pióra. Jak z jego lekkością było w czasach szkolnych? Jak Pani wypracowania oceniali poloniści – co chwalili, a co krytykowali? Czy widzieli w Pani talent literacki czy wręcz przeciwnie?

Wręcz przeciwnie <płonie rumieńcem>.
Tylko nauczycielka rosyjskiego chwaliła mnie za zwięzłość i konkretność. Polonistki tłukły mnie słownikami po łbie za bazgranie, ortografy, interpunkcję i gramatykę. Ich nie interesowały same opowieści tylko ich językowa poprawność. A z tym był przez długi czas kłopot.
   
mam namyszy 
1. Moja miłość do słodkości jest doprawdy nierozerwalna. Gdy się złoszczę- sięgam po słodycze, jestem szczęśliwy- sięgam po słodycze. A gdyby dziwnym trafem zamieniła się Pani w "coś słodkiego", co by to było? Jakie miałaby Pani nadzienie?

Ha! Dobre pytanie!
Byłabym gorzką czekoladą z kryształkami soli (jadłam kiedyś taką, to było to!). Miała w sobie i słodkość i gorycz i chrupała w zębach kryształkami, które eksplodowały strzałami słoności. Czyli wszystkiego po trochu. Żeby nie było nudno.

2. Nasz byt to ciągła gonitwa za nieubłaganym losem. Jedni ścigają marzenia, drudzy łapią w siatkę życia motyle nadziei, gnając na oślep, zaś inni ciągle poszukują własnego kawałka ziemi. Wciąż szukamy siebie, wciąż wychodzimy za granice. Jaki jest Pani cel? Czego Pani szuka? Jak ważne są dla Pani obiekty naszych starań?

Motyle nadziei w siatce życia? Muszę to sobie zanotować… Skąd to wziąłeś, chłopaku?
Szukam sposobu na przetrwanie odgrywając różne role. Raz jestem naukowcem, raz kurą domową, chwilę później autorką powieści, inżynierem, babą nachodzącą biblioteki i tak dalej i dalej. Celu nie mam, odbijam się od barier potencjału jak elektron wędrujący po swoim orbitalu. Jest niby gdzieś na nim, ale gdzie i kiedy, nigdy nie wiadomo. Zmierza przed siebie jako fala prawdopodobieństwa, właściwie nie wiadomo po co i jako kto – cząstka, czy energia. Po prostu jest gdzieś tam i robi swoje.

3. Natrafiłem ostatnio na bardzo ciekawy cytat Phila Bosmans'a, który aż zmusza człowieka do kontemplacji. "Czas to nie dro­ga szyb­kiego ruchu po­między kołyską a gro­bem, czas - to miej­sce na za­par­ko­wanie pod słońcem". Jak rozumie Pani te słowa?

Phil za dużo pije. Czas nie jest miejscem tylko czwartym wymiarem rzeczywistości. Żyjemy w trzy wymiarowej przestrzeni, którą uzupełnia czas. Płyniemy w jego strumieniu i tyle. OK, wiem, że to metafora i że chodzi w niej o to, że człowiek powinien wykorzystać dany mu czas na szukanie szczęścia, a nie pierdoły, bo zmarnuje życie. Ale jestem babą z technicznym wykształceniem i twardo stąpam po ziemi. Trudno wykrzesać ze mnie natchnione strofy i poetyckie życiowe mądrości.

nieidentyczna 
1. Wielu ludzi obecnie stwierdza, że rzadko czyta książki. Są wśród nich i tacy, którzy w ciągu roku nie przeczytają ani jednej. Jak Pan i myśli, czy możliwe jest pełnowymiarowe i pełnowartościowe życie bez literatury? Czy istnieje jej jakiś dobry zamiennik?

Znam wiele osób, które nie czytają zupełnie nic i żyją w pełni szczęśliwie. Niektórzy po prostu nie potrzebują tego typu rozrywki, innych ona zwyczajnie męczy. Czytanie przecież wymaga wysiłku i jest absorbujące. Myślę, że to ma związek z budową mózgu. Osoby pozbawione w nim ośrodka przyjemności związanego z czytaniem są w pewien sposób kalekie i trzeba im zwyczajnie współczuć. Dobrze jest je przytulić i pocieszyć, dać czekolady. Wiele więcej nie da się zrobić.
Czy ich życie jest pełnowartościowe? Pewnie tak. Natura zwykle uzupełnia braki dając coś w zamian. Osoby nieczytate mają z pewnością rozwinięte inne zmysły. Zamienniki znajdują sobie same.

2. Jaką zasadą kieruje się Pani podczas pracy twórczej –pisania? 

Nie przynudzać, nie wymądrzać się, nie moralizować. Zapewnić czytelnikowi rozrywkę. Dobrą, nie obrażającą jego inteligencji. Amen.

3. Proszę dokończyć: „Dobry pisarz to…” 

Najlepiej przystojny brunet wieczorową porą, inteligentny i szarmancki. O, taki były dobry! Przynajmniej dla mnie.

Monika Piotrowska-Wegner 
1. Gdyby znalazła się Pani na bezludnej wyspie, to jaką książkę chciałaby Pani mieć ze sobą i dlaczego akurat tę?

Chemię organiczną, Morisona i Boyda. Jest w niej opisane z grubsza jak zrobić z byle czego wszystkie potrzebne do godnego życia substancje.

2. Pomysł na książkę "Szukaj mnie", to według mnie strzał w dziesiątkę. Na pewno znajdzie się na listach książek do przeczytania wielu czytelników. A moje pytanie brzmi: skąd pomysł na taki pomysł, żeby teraźniejszość przepleść z tak odległą przeszłością? Czy może w Pani rodzinie ktoś natknął się na zapomniany list lub pamiętnik?

Niestety nie, a szkoda, bo uwielbiam stare pamiętniki, listy, nawet dokumenty. Pomysł, by wymieszać dwie epoki, narodził się z powodu przekonania o niechęci czytelniczek do XIX wieku. Pomyślałam, że jednak spróbuję im sprzedać opowieść z tej epoki, ale w taki sposób, by tego zbyt drastycznie nie odczuły. I tak pojawiła się myśl, że należy połączyć dawny romans ze współczesną obyczajówką.

3. Zakładając, że Niebo istnieje, co chciałaby Pani usłyszeć od Boga u bram Raju?

Byłaś grzeczną dziewczynką, Werka. A teraz masz, to twój apartament na resztę wieczności. Na wprost nieskończona biblioteka, po lewej bufet w którym nie istnieją kalorie, a po prawej salon masażu. Dobrej zabawy!

Elenkaa _ 
1. Uwielbiam połączenie współczesności z tajemnicza historią z dawnych czasów! Moim ulubionym okresem jest I poł. XX wieku. A które lata Panią ciekawią najbardziej?

Lubię przełom XVIII i XIX wieku, czyli czasy napoleońskie, potem klimaty wiktoriańskie i nasz, polski XIX wiek właściwie w całości. Fascynuje mnie także starożytny Rzym, a ostatnio również wczesne średniowiecze skandynawskie, czyli epoka wikingów. Najbardziej mnie przeraża II wojna i stalinizm i o tym okresie nie chciałabym pisać.

2. Moim marzeniem jest wydanie własnej książki i ujrzenie jej w sprzedaży...Co Pani czuła widząc swoją pierwszą książkę na półce w księgarni?

Uderzenie gorąca i kołatanie serca. Chyba mi ciśnienie skoczyło, ale radość to przysłoniła. Dlatego o mało nie zaczęłam piszczeć i tupać, niewiele brakowało i były skandal w Empiku ;-)
Trzymam kciuki za powodzenie i życzę, by Twoje marzenie się szybko spełniło.

3. Bardziej podoba się Pani życie na wsi, czy w mieście?

Odpowiedź na początku wywiadu.

izabela81 
1. Czy chciałaby Pani (podobnie jak Julia z "Szukaj mnie") podjąć wyzwanie i udać się w fascynującą podróż w dawne czasy, poznając swoje korzenie?

Uuu, pewnie! O przodkach znam tylko podstawowe informacje i najdalej kilka pokoleń wstecz. Trafił się prapradziadek powstaniec, prababka Austriaczka, ale poza tym właściwie nic o nich nie wiem. Fajnie byłby ich poznać bliżej. Taką szansę dałam Juli.

2. W "Szukaj mnie" bardzo starannie, z dbałością o detale odtworzyła Pani zabytkową architekturę Warszawy i okolic. Czy jakoś szczególnie Pani się do tego przygotowywała, jak to wyglądało?

Architektura i topografia miasta ma znaczenie drugorzędne, dużo na ich temat łatwo znaleźć w sieci, nawet na Wikipedii (choć znalazłam tam błąd, o który potem wykłócałam się z redaktorem). Mnie bardziej ciekawili ludzie i to jak żyli w dawnych czasach. Dlatego pilnie przestudiowałam wszystkie książki Stanisława Milewskiego i zbiorki pamiętnikarskie. Polecam np. „Kuferek Kasydy” – wybór z pamiętników XIX kobiet z różnych warstw społecznych. Można tam niejako z pierwszej ręki wyczytać, jak wtedy żyły dziewczyny.

3. Co skłoniło Panią do przerwania kariery jako chemiczki w wielkiej korporacji i zamieszkania na wsi?

Życie! Złożyło się kilka czynników, na koniec dostałam kopniaka w dupę od korporacyjnego systemu i sama poleciałam jak wystrzelona z procy. Wylądowałam na wiosce i gotowe.

Katarzyna K
1. Niestety, ale nie miałam okazji jeszcze przeczytać Pani książki. Jak zachęciłaby mnie Pani, w jednym zdaniu, do sięgnięcia po "Szukaj mnie"?

Look into my eyes, look into my eyes, the eyes, the eyes, not aroud the eyes, look into my eyes, a teraz udaj się do księgarni i kup moją książkę, a potem czytaj ją, czytaj, czytaj, zrobisz to gdy policzę do trzech i klasnę w dłonie, raz, dwa, trzy! <klask>

2. Czy wydarzenia opisane w powieści, choć w małym stopniu, wydarzyły się naprawdę?

Nie. O znaczy tak, niektóre życiorysy są zaczerpnięte z prawdziwych, ale o tym sza!

3. Pytanie raczej prywatne, a nie dotyczące powieści :) : Jak Pani tego dokonała i pozbyła się tylu kilogramów!!? Przy okazji, gratuluję :)


Amputowałam sobie obie nogi.
Żartuję, oczywiście. Tak naprawdę złożyłam ofiarę demonom, które odessały mi nadmiar tłuszczu. Wystarczy narysować pentagram, wziąć czarną kurę i…

zielonomi
1. Każdy z pisarzy ma swój warsztat pracy, ceremoniał pracy nad książką (obowiązkowo kubek z kawą/muzyka w tle/grobowa cisza/określona pora i ilość godzin itp.). Jaki jest Pani? Jak Pni organizuje sobie swój pisarski świat?

Piszę kiedy mam czas. Zdarzało się, że w hałasie i z ludźmi łażącymi mi za plecami i gadającymi. Wyrobiłam sobie umiejętność wyłączenia się i nie reagowania na bodźce i przeszkadzajki. Dochodzi do tego, że potrafię prowadzić rozmowę, pisząc jednocześnie. Potem z rozmowy nie pamiętam ani słowa.
Druga sprawa, to że staram się być systematyczna i siadać do pisania, czy się chce, czy nie. Ktoś mądry powiedział, że robota autora to nie jest sprint na krótki dystans, ale zadanie dla maratończyka. I miał rację.

2. Jak to jest pewnego dnia otworzyć okno i ujrzeć nową przestrzeń - nie miejską a wiejską? Jakie uczucia wtedy w Pani dominowały? Jak to jest zacząć wszystko od nowa w zupełnie innym klimacie?

Przyznam, że nie stało się to z dnia na dzień. Nie było jak w filmie ;-) Przeżyłam jednak swoje i zmiana była mi cholernie potrzebna. Wszystko jedno na co, byle skończyć z tym co dotychczas i zacząć wszystko od nowa. Czułem więc przede wszystkim ulgę i lekkość. Jakby te 30 kilo spadło ze mnie ot tak. Ten stan utrzymywał się długo, trwa chyba do dziś.

Sylwka S. 
1. Każda z nas zawsze marzyła o księciu z bajki, przystojnym z poczuciem humoru. Jaki typ mężczyzn się dla Pani podobał jak była Pani nastolatką?

To było tak dawno, że już nie pamiętam. Z pewnością podobał mi się Tomek Wilmowski, bohater cyklu powieściowego Szklarskiego. Był taki dzielny i tak wierny wobec swojej Sally. Słodziutki, aż do przesady.

2. Wspomnienie z dzieciństwa, który pamięta Pani do dziś?

Przejazd na trasie Kutno-Włocławek pociągiem napędzanym przez prawdziwą lokomotywę, używaną wtedy jeszcze przez PKP na mniej uczęszczanych trasach. Tak, jestem tak stara, że pamiętam parowozy…

3. Każdy ma w życiu sytuacje, z których jest dumny lub odwrotnie. Co najbardziej szalonego zrobiła Pani w swoim życiu, a co chciałaby zrobić?

Weszłam z przyjaciółkami na koncert i na backstage (do pokoju artystów) podając się za reporterkę. Miałyśmy po 18 lat, byłyśmy wyposażone w kamerę i aparat z wielkim flaszem. Do tego przeprowadziłyśmy z pełną powagą wywiady z kapelami. W mojej skali szaloności był to mocny wyczyn. Co chciałabym zrobić kopniętego? Zagrać wikinga w filmie historycznym. Faceta z toporem.

Zosia Samosia :) 
1.  Którzy pisarze są dla Pani inspiracją? 

Ci, którzy aktualnie mi się podobają. A zmienia się to dość płynnie, nie mogę więc podać nazwisk, ani nawet gatunku literackiego.

2. Do dziś pamiętam zapach ... ?


Pirydyny. W laboratorium, w czasie uczniowskich praktyk. Nie można zapomnieć chwili, gdy pierwszy raz powącha się to świństwo. Ma kopa. Od razu powoduje wymiotne skurcze.

3. Gdyby wiedziała Pani, że ma przed sobą tylko jeden dzień życia, jakby go Pani spędziła i co by robiła w tych ostatnich minutach? Oprócz spędzenia czasu z najbliższymi bo tego pragnie każdy z nas.
 

Zosiu, co też Ci chodzi po głowie? Skąd takie mroczne pomysły, dziewczyno? Lepiej skupić się na sprawach miłych, szkoda czasu na umieranie. Nie myślę o śmierci i rzeczach ostatecznych, to nieprzyjemne i przykre. Po co się zadręczać? Ja nie będę tego robiła, nawet w ostach minutach przed śmiercią. Najwyżej sobie zanucę Always Look on the Bright Side of Life.

Ciasteczkowa 
1. Czy był w Pani życiu jakiś szczególny okres do którego bardzo chętnie by Pani powróciła?

Pewnie. Młodość, czas studiów, zabawy i beztroski. Czym bardziej się oddala tym chętniej bym do niego wróciła. Pierwsze lata w pracy. Też jeszcze byłam młodziutką i wesołą trzpiotką. Fajnie było, chcę jeszcze. Szkoda, że to niemożliwe.

2. Czy w dzieciństwie miała Pani jakieś pasje? Proszę o nich opowiedzieć.

Książki. Jako jedyna na podwórku, co było trochę deprymujące. Jeździłyśmy z przyjaciółkami w weekendy do Warszawy na targowiska (nie było jeszcze centrów handlowych, a w sklepach właściwie same pustki). Przyjaciółki wydawały kieszonkowe na ciuchy i płyty (winylowe, przywiezione przez handlarzy z zachodu), a je kupowałam książki. Czasem były to pirackie tłumaczenia odbite na powielaczu i zszyte chałupniczą robotą. Taki był wtedy dostęp do literatury popularnej, a pasja książkowa wymagała poświęceń ;-)

3. Co jako chemiczka myśli Pani o zwiększaniu arsenału nuklearnego przez światowe mocarstwa?

Jako chemiczka nic nie mam do powiedzenia, bo broń nuklearna nie ma z chemią nic wspólnego. To produkt fizyków, a nawet możemy uściślić – fizyków jądrowych. Jedyne oświadczenie, jakie mogę wydać, to że mi się to zupełnie nie podoba.

Edyta Chmura 
1. „Prawie całe zło świata wywodzi się z faktu, że ktoś się czegoś boi.” – tak mówiła Valancy w „Błękitnym zamku” Lucy Maud Montgomery. Zgadza się Pani z tą opinią? Czego Pani boi się najbardziej?

Ciekawy cytat, ale nie czuję się kompetentna, by wypowiadać się w sprawie całego zła na świecie. To mnie przerasta. Ja najbardziej boję się inwazji obcych i tego, że zachoruję na chorobę nowotworową. Nie wydaje mi się, że swoimi lękami mogłabym komuś zaszkodzić lub wywołać jakieś zło, ale kto wie?

2. "Szukaj mnie" - bardzo intrygujący tytuł :) Czego Pani szuka w życiu, a może już Pani odnalazł to wszystko, co potrzebuje do szczęścia?

Chyba tak. Nie wiem czego mi jeszcze potrzeba. Raczej niczego wzniosłego i górnolotnego, jestem prostą, przyziemną babą. Właśnie mi prąd wyłączyli i jego mi aktualnie potrzeba. Musiałam zapalić lampę naftową, bo nie widzę klawiatury. W takich momentach docenia się uroki cywilizacji i postępu technicznego. O, cholera, niech włączą zanim mi się rozmrozi zamrażarka! Uroki mieszkania na wsi, kurza morda! Trochę odbiegłam od pytania, mam nadzieję, że się nie gniewasz.

3. Dużo się mówi o tym, że coraz mniej osób sięga po książki, że pisarze polscy nie radzą sobie z zagraniczną „konkurencją” (mam na myśli znane nazwiska pisarzy z innych państw), że nie warto zajmować się pisaniem, bo to czasochłonne i niedochodowe zajęcie. Jaki jest, w Pani odczuciu, polski rynek wydawniczy? Czy trudno było Pani znaleźć wydawcę książki?

Trudno nie było. Trzeba trochę szczęścia i cierpliwości i wydawcę zawsze się znajdzie. Aha, trzeba jeszcze napisać powieść rokującą powodzenie, taką w którą wydawca będzie chciał zainwestować. Potem już leci z górki.
Pisanie jest czasochłonne i trudne, nie gwarantuje też finansowego sukcesu. To zajęcie dla pasjonatów, uparciuchów lub wariatów. Najlepiej, by autor łączył w sobie wszystkie te cechy.
Rynek wydawniczy przechodzi przeobrażenie. Wszedł VAT na książki, czytelnictwo rzęzi, a książki są nagminnie kradzione na Chomiku. Z drugiej strony rozwija się gałąź ebookowa i ponoć coś drgnęło ze sprzedażą ogólnie. Rynek otrząsa się właśnie ze straszliwej zapaści, która pogrzebała wiele księgarni i nie jedno wydawnictwo. Co z tego wyniknie zobaczymy.
Czy warto zajmować się pisaniem, nie odpowiem. Jeśli ktoś nastawia się na szybki zysk, niech lepiej odpuści. Jeśli ktoś czuje, że ma iskrę bożą do opowiadania historii i to po prostu lubi, niech pisze ile wlezie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dziękuję serdecznie Weronice Wierzchowskiej za poświęcenie swojego czasu oraz za udzielenie nam niezwykle interesującego wywiadu. 

Składam także gorące podziękowania wszystkim, którzy wzięli udział w konkursie i zadali pytania.

Nagrodę w postaci książki "Szukaj mnie'' otrzymuje:

Kasia Jabłońska 

Gratuluje zwycięzcom i pozdrawiam!!! 

Cyrysia

czwartek, 25 września 2014

Kochaj i ciesz się życiem


Żyjmy wiecznie!
Adrian Saddler

 
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 566
Ocena: 5-/6









     Literatura erotyczna wciąż przeżywa swoje pięć minut. Cieszy mnie to ogromnie, gdyż gustuje w tym gatunku. Tym razem mój wybór padł na ''Żyjmy wiecznie!'', literacki debiut Adriana Saddlera. Jaka historia kryje się za tytułowym przesłaniem? Zapraszam do przeczytania moich wrażeń.

Główny bohater, Adrian Saddler jest zwyczajnym, niewyróżniającym się z tłumu inżynierem. Pewnego dnia firma, w której pracuje wysyła go do Francji na szkolenie. Los sprawia, że wkrótce na jego drodze pojawia się piękna, zmysłowa, władcza Luzia. Mężczyzna zafascynowany jej urodą, czarem i osobowością stawia wszystko na jedną kartę i podąża za swoją wybranką serca. Jakie będą konsekwencje tego czynu?

Nie potrafię w odpowiedni sposób opisać swoich emocji po przeczytaniu tej książki. Z jednej strony jestem zachwycona ciekawym, innowacyjnym pomysłem, a z drugiej trochę przytłoczona i znużona monotonną akcją. Na początek kilka słów o samym autorze. Z zawodu inżynier, absolwent mechaniki i budowy maszyn, z zamiłowania muzyk, pisarz, fotograf i podróżnik. Na co dzień przedsiębiorca i projektant, budowniczy łodzi i jachtów. Pasjonat brytyjskiego rock’n’rolla i czarnego bluesa rodem z Delty Missisipi. Gitarzysta zespołów Parafraza, Wszystkie Wschody Słońca i Larwy Polarne, z którymi publikował nagrania na kilkunastu płytach w latach 1995–2014. Z ostatnim zespołem regularnie koncertuje. Propagator idei „chcieć to móc!”. Kibic piłkarski, mąż, ojciec, patriota. Jak widać jego życiorys jest niezwykle barwny i imponujący.

Długo czytałam tę ponad 500-stronicową powieść. Ale nie dlatego, że była taka nudna i szara. Historia Adriana wymaga całkowitego skupienia uwagi. Nasz bohater odbywa swoją życiową podróż na różnych płaszczyznach czasoprzestrzeni i niekiedy ciężko ogarnąć jego zagmatwane eskapady. Mimo to jakoś dawałam radę. Jest to ogromna zasługa autora, który ma prawdziwy dar opowiadania. Drobiazgowo, barwnie i realistycznie opisuje wszystkie odwiedzane przez Adriana miejsca. Szczególnie znajomość topografii Francji robi wrażenie. Czułam się, jakbym osobiście spacerowała po ulicach Paryża, odwiedzając, między innymi filharmonię, gdzie jak zahipnotyzowana chłonęłam wszechobecną materię dźwiękową. Widać, że pisarz kocha muzykę, ma wyrobiony, wytrawny gust. Dzięki temu jego powieść jest bardziej uduchowiona.

Na początku nie mogłam przyzwyczaić się do stylu pisania Saddlera. Posługuje się niezwykle barwnym, kwiecistym, metaforycznym językiem, czasem przesadnie wyszukanym.

 ''Poczułem dłonie na policzkach. Gładziła mnie delikatnie. Przesuwała palcami po podbródku i szyi. Chłonąłem dotyk, jak pustynia chłonie wodę. Łaknąłem każdego muśnięcia niczym kropli życiodajnego płynu. Po chwili ująłem ją w pasie i pochylając się, musnąłem ustami. Jej wargi były delikatne, przypominały owoce w malinowym chruśniaku. Zasługiwały na szczególne traktowanie. Byłem motylem czerpiącym nektar z kwiatostanu. Skrzydła duszy wachlowały nas nami, wprawiając powietrze w drżenie, a ona, trzymając mnie za głowę tuliła do siebie jak największy skarb''.

Osobiście wolę jasny i prosty przekaz, niemniej ogólnie nie było tak źle. Jestem za to zachwycona opisami scen intymnych. Są to ujęcia nadzwyczaj mocne, odważne, wyuzdane, zmysłowe, ocierające się niekiedy o wulgaryzm. Podoba mi się taki różnorodny obraz doznań cielesnych, bowiem przedstawia nie tylko dziką żądzę i perwersję, ale także namiętność, czułość, oddanie i bliskość.

Główny bohater to prawdziwy esteta, znawca urody damskiej, a także koneser muzyki i znakomity kochanek. Szczególnie zdumiało mnie jego uwielbienie do kobiecych stóp. Ale nie tylko erotyczne ekscesy Adriana są godne zainteresowania. Podszytą przerażeniem fascynacją śledziłam jego podróże astralne oraz tajemnicze sny, które okazały się wyprawą w głąb siebie. Dzięki temu znalazł odpowiedzi na wiele pytań egzystencjalnych: Jak żyć?, Co w życiu wybrać?, Ku czemu zmierzać?, Jakim być człowiekiem?, Jak być szczęśliwym? etc.

Sama akcja rozwija się powoli, nieśpiesznie, w rytmie życia. Jednak spirala niespodziewanych zdarzeń sprawia, że nie ma poczucia stagnacji, nudy i zastoju. Mimo to brakowało mi jakiegoś spektakularnego elementu napięcia i zaskoczenia. Na szczęście w tle przewija się cała plejada wyrazistych postaci drugoplanowych, z których każda ma coś niezwykłego do zaoferowania. Ujęła mnie przede wszystkim historia pewnego Japończyka, która w brutalny sposób uświadamia, że czasami miłość ma charakter destrukcyjny, niszczący osobowość człowieka.

W ogólnym rozrachunku to bardzo dobra lektura. Ma w sobie to coś, co przyciąga uwagę i magnetyzuje. Przedstawia życie jakim jest, bez żadnych obsłonek, upiększeń i retuszu, a równocześnie zabiera Nas w bogaty, fascynujący świat symboli, pierwotnych instynktów, władzy, miłości, bezgranicznego oddania, ludzkich problemów oraz dominacji i uległości seksualnej. Pokazuje jak podążać za swoim powołaniem oraz jak walczyć o własne marzenia. Na pozór niby zwyczajny erotyk, ale z przekazem i z możliwością poszukiwania ukrytych wiadomości pomiędzy wierszami. Serdecznie polecam wszystkim zainteresowanym.

***
Fan Page A. Saddlera: klik

środa, 24 września 2014

Przetrwać, aby żyć...


Powód by oddychać
Rebecca Donovan

 
Seria: Oddechy #1
Oryginalny tytuł: Reason to Breathe
Wydawnictwo: Feeria young
Data premiery: 24.09.2014
Stron: 496
Ocena: 5+/6







    Zjawisko przemocy domowej dla wielu osób nadal stanowi temat tabu, problem, który dotyczy tylko wybranych grup społecznych. Z kolei ofiary nękania wstydzą lub boją się przyznać, że są prześladowane. Czy istnieje jakiś sposób by przestać cierpieć w ukryciu? A może nie ma wyjścia z tej chorej sytuacji?

Szesnastoletnia Emma Thomas na pozór wiedzie idealne życie. Mieszka z wujem George i ciotką Carol oraz dwójką ich dzieci. Jest wzorową uczennicą odnoszącą najlepsze wyniki w nauce i w sporcie. Jednak pod tą fasadą kryje się prawdziwe piekło. Niezrównoważona ciotka często bez żadnego uzasadnienia szydzi z niej, rzuca obelgami i bije. Sponiewierana Emma z nadzieją odlicza dni, kiedy będzie mogła wyjechać na studia. Tymczasem skutecznie wtapia się w tło ukrywając pod ubraniem wszelkie blizny i siniaki. Pewnego dnia w szkole pojawia się nowy uczeń, Evan Matthew. Zaintrygowanym skrytą, introwertyczną dziewczyną postanawia poznać ją bliżej.

''Nikt nie chciał się specjalnie ze mną zadawać, więc trzymałam się z boku. Tak miało być bezpieczniej i łatwiej. Jak do tego doszło, że Evan Matthews z dnia na dzień wywrócił mój stabilny świat?''

Nastolatka początkowo próbuje trzymać Evana na dystans, ale serce nie sługa. Co z tego dalej wyniknie? Czy Emma uwolni się z więzów przemocy i poniżenia i zawalczy o swoją wolność, spokój ducha i miłość?

Brakuje mi słów, żeby opisać moje wrażenia po lekturze ''Powód by oddychać'', pierwszej z trzech części serii ''Oddechy''. Rebecca Donovan podjęła się niełatwego tematu. Przemoc domowa zawsze wywołuje wiele kontrowersji. Podobnie było i w tym przypadku. Ze łzami w oczach, ale nie z bólu, tylko z bezsilności śledziłam dramatyczne perypetie nastoletniej Emmy. Jej ciotka nieustannie znęcała się nad nią, zarówno psychicznie jak i fizycznie. Niejeden psychopata mógłby brać z niej przykład. Potrafiła zranić nożem, oparzyć rozgrzanym naczyniem, uderzyć kijem bejsbolowym lub brutalnie popchnąć na szklane drzwi. Mimo to dziewczyna cierpliwie i w milczeniu znosiła wszelkie tortury, ponieważ nie chciała zostać wyklęta przez społeczeństwo jako ofiara przemocy, jak również z uwagi na dobro swoich małoletnich kuzynów (w stosunku do nich Carol odnosiła się nadzwyczaj życzliwie i z miłością).

''Moim sposobem na życie było trzymanie nerwów na wodzy, dławienie w sobie emocji i ich wypieranie''.

Po części rozumiałam jej uzasadnienie, aczkolwiek nie rozgrzesza to ją z biernej postawy. Autorka niezwykle obrazowo ukazała moment konfrontacji ciotki z Emmą. Niemal sama czułam strach i przerażenie przed kolejnym wybuchem agresji Carol. Nie rozumiem, skąd w tej kobiecie tyle nienawiści, jadu i braku współczucia. Najbardziej denerwował mnie jednak wujek George. Doskonale wiedział, co się dzieje wokół, mimo to nie kiwnął nawet palcem, aby załagodzić bądź zmienić tę sytuację. Jego ciche przyzwolenie, brak protestu na działanie ''sprawcy'' wołało o pomstę do nieba. Sekret Emmy poznała także jej najlepsza przyjaciółka Sara oraz Evan. Ale chociaż wiedzieli o jej domowym koszmarze, nie zrobili nic, żeby uciąć tę gehennę. Ten aspekt nieco mnie zirytował. Miałam nadzieję, że pisarka pokaże mi, jak wyciągnąć pomocną dłoń do ofiary przemocy w rodzinie, tymczasem nie szczędzi swojej bohaterce cierpień i nie daje nadziei na poprawę sytuacji. Szkoda że tak wyszło, bo straciła nieco w moich oczach.

źr.
Najbardziej w książce spodobał mi się wątek miłosny głównych bohaterów. Rozkwitające powoli między nimi uczucie było takie naturalne, niewymuszone i prawdziwe. Z powodu swojego mrocznego sekretu Emma początkowo wzbraniała się przed adoracją Evana. Niemniej z czasem z odkryła, że tęskni za jego obecnością. Dzięki niemu zaczęła odczuwać prawdziwy smak życia. Bardzo podobały mi się szarmanckie maniery Matthewa. Wiernie towarzyszył jej na każdym kroku i czuwał nad jej dobrym samopoczuciem. Krótko mówiąc- gentlemanem w każdym calu. Pomimo tego na tym idealnym obrazie pojawi się jedna ''rysa'', która zakłóci ich szczęściu. Kto to taki? Tego musicie dowiedzieć się sami.

Pochłaniałam tę powieść jak ulubiony deser. Całość napisana jest prostym i przejrzystym językiem, bez zbędnych frazesów czy udziwnień. Akcja płynie spokojnie i miarowo niczym nizinna rzeka, choć nie obywa się bez niespodzianek. Z krwi i kości są także bohaterowie. Zdarza im się tracić głowę, postępować nierozsądnie, wręcz autodestrukcyjnie, mimo to w zależności od sytuacji budzą sympatię, współczucie lub zaufanie. Natomiast mega szokujące zakończenie dosłownie wbiło mnie w fotel. Pozostaje mi żywić nadzieję, że na drugi tom nie będę musiała czekać zbyt długo.

To niezwykła, przejmująca, chwytająca za serce i gardło historia młodej dziewczyny będącej ofiarą przemocy fizycznej i emocjonalnej. To również opowieść o próbie prowadzenia normalnego życia i nieoczekiwanej miłości, która goi rany, zalecza blizny, daje ukojenie i popycha do walki o to, by… oddychać. Gorąco polecam!

*** 
Trailer książkiklik 
Wydawnictwo Feeria.

wtorek, 23 września 2014

Pogotowie duchowe



Pracownia naprawiania życia
Valérie Tong Cuong

 
Wydawnictwo: Amber
Ilość stron: 253
Data premiery: 23.09.2014 r.
Ocena: 4/6









      Życia nie da się przewidzieć. Czasem los wystawia nas na próbę i każe zmierzyć się z wyzwaniem ponad siły. W takiej trudnej sytuacji znaleźli się główni bohaterowie książki ''Pracownia naprawiania życia'' Valérie Tong Cuong.

Millie to młoda sekretarka bez stałego zatrudnienia. Nie ma żadnych przyjaciół, nie utrzymuje żadnych kontaktów z rodziną. Pewnej nocy w kamiennicy, w której zamieszkuje wybucha pożar. Przerażona dziewczyna ucieka przed płomieniami skacząc z okna. Cudem wychodzi z tego bez szwanku, choć prawdopodobnie doznaje amnezji.
Pan Mike, dezerter z wojska, obecnie mieszka na ulicy. Któregoś ranka niespodziewanie zostaje napadnięty i brutalnie pobity. W ciężkim stanie trafia do szpitala. Na szczęście lekarzom udaje się go uratować.
Mariette jest nauczycielką w gimnazjum. Od dłuższego czasu przeżywa kryzys małżeński i zawodowy. Mąż i uczniowie sterują nią niczym bezwolną marionetką zamieniając jej życie w piekło. Po kolejnej prowokacji kobieta traci panowanie nad sobą i posuwa się za o krok daleko. W zaistniałej sytuacji wpływowy mąż wysyła ją na terapię do psychiatry.

Tych troje życiowych rozbitków odwiedza Jean Hart, mężczyzna prowadzący organizacje charytatywną ''Pracownia'', która zajmuje się osobami przeżywającymi poważne trudności. Czy dzięki jego wsparciu Mike, Mariette i Millie odzyskają wiarę w siebie, w swoją pracę i w swoją przyszłość? A może ta znajomość przyniesie więcej szkody niż pożytku?

Valérie Tong Cuong studiowała literaturę i nauki polityczne. Przez jakiś czas pracowała w public relations i była wokalistką w pop-rockowym zespole. Pisze powieści, opowiadania oraz scenariusze telewizyjne i filmowe. Jej ''Pracownia naprawiania życia'' we Francji i w wielu krajach stała się bestsellerem i została uhonorowana wieloma nagrodami, m.in. Nagrodą Optymizmu.

Nie spodziewałam się tak ujmującej, przenikliwej lektury. W ciągu kilku chwil zostałam wciągnięta w wir nieprzewidywalnych zdarzeń z udziałem kilku bohaterów, których losy wzajemnie na siebie wpływają, łączą się, przeplatają. Rozdziały ukazane są naprzemiennie z perspektywy Mike, Mariette i Millie, dzięki czemu możemy lepiej poznać ich myśli, uczucia, słabości i wewnętrzne rozterki. Rozczarowani sobą i własnym życiem szczęśliwym zbiegiem okoliczności spotykają Jeana, niezwykłego człowieka, który dotychczas odmienił na lepsze życie wielu ludzi. Jednak nie wszystko okazuje się takie idylliczne. Każdy ma jakieś tajemnice. Także Jean posiada swojego trupa w szafie, swój ukryty motyw, ciężki krzyż, który dźwiga w milczeniu. Całym sobą poświęca się pracy, ale tak naprawdę to przykrywka, ucieczka od własnych demonów. Jakich? Tego musicie dowiedzieć się sami.

Autorka stworzyła niebanalną historię. Dotychczas nie spotkałam organizacji działającej na podobnych zasadach, co Pracownia. To instytucja, która daje schronienie, spokój i czas. Pomaga potrzebującej osobie załatwić wszelkie sprawy urzędowe, udziela wsparcia psychologicznego, a nawet jeśli zachodzi taka potrzeba-także materialnego. Uczy widzieć siebie takimi, jacy naprawdę jesteśmy, bez zniekształceń, (które narzuca otoczenie bądź dotychczasowe doświadczenia) oraz pokazuje jak cieszyć się każdą chwilą. Jednak nie ma nic za darmo. Mamy łańcuch wzajemnych powiązań, często zaskakujących i nieprzewidywalnych. Valérie Tong Cuong uświadamia jak ważna jest solidarność przeciw fatalizmowi, dążenie do prawdy i sprawiedliwości. W piękny i mądry sposób przedstawia budowaną pomiędzy bohaterami przyjaźń, która prowadzi do wzruszającego punktu końcowego. To cenna lekcja ucząca pokory, dojrzałości i człowieczeństwa.

Książka napisana jest prostym językiem, pełnym ciepła. Akcja toczy się miarowo i nie nuży, chociaż rozkręca się dopiero pod sam koniec. Bohaterowie są całkiem wyraziści, łatwo zapadają w pamięć. Niemniej jednak zabrakło mi empatii zarówno między nimi, jak i postać-czytelnik. Zakończenie jest nieprzewidywalne, aczkolwiek oszczędne w słowach. W ogólnym rozrachunku to mądra, interesująca powieść, choć do pełnej świetności trochę jej brakuje. Uważam, że wiele wątków można by było lepiej rozwinąć, a także dodać więcej uczuć i emocji.

Wszystkim zainteresowanym polecam ''Pracownię naprawiania życia''. Ta książka ujawnia jak odbudować wiarę w ludzkość. Pokazuje, że mimo naszych słabości i grzechów każdy z nas ma szansę odrodzić się na nowo oraz uświadamia, że nie należy uciekać od własnych demonów. Trzeba nauczyć się z nimi żyć bądź spróbować zostawić je daleko w tyle patrząc na jasną i dobrą stronę życia. Krótko mówiąc, ciekawa lektura z przesłaniem.

***
Wydawnictwo Amber

Wywiad z z Łukaszem Kotkowskim

Na wstępie chciałem zaznaczyć, że jestem niezmiernie zaskoczony ilością pytań. Jakby nie patrzeć, jestem tylko nieznanym nikomu debiutantem, tym bardziej nie mogę się nadziwić, ile fajnych pytań tutaj padło; świetnie się bawiłem, odpowiadając ;)

~~~

Izabela81
1. Podobno każdy z nas miewa jakieś fanaberie, kaprysy. Czy Pan jakieś ma?

Oczywiście, jak każdy z nas ;) I dzięki Bogu nie wszystkie mogę spełnić, bo dziś żyłbym zawalony wszystkimi możliwymi nowinkami technologicznymi, a tak mam tylko to, co jest mi faktycznie potrzebne. Niestety! ;)

2. Gdyby miał Pan przez moment wcielić się w rolę surowego krytyka czy recenzenta oceniającego swoją książkę, to na jakie jej mankamenty wskazałaby Pan w pierwszym rzędzie? Jeżeli oczywiście takie Pan dostrzega. A może wskaże Pan jakiś duży plus powieści?


Jest taki jeden moment w książce, tuż przed kulminacyjną sceną, za który mam ochotę dać sobie po pysku. Może to kwestia czytania tej książki ze 30 razy, zanim została wydana, ale wydaje mi się, że trochę za bardzo zwolniłem akcję przed samym finishem. A plus... wydaje mi się, że klimat. Jest ciężki, gęsty i niepokojący.

3. Jak ocenia Pan rynek thrillerów i kryminałów w Polsce? I jak postrzega Pan w nim siebie?

Rynek kryminałów jest tak nasycony fenomenalnymi autorami (Miłoszewski, Grzegorzewska, Krajewski), że nawet nie potrafię wymienić swojego nazwiska obok nich. Pod tym względem nasza literatura powinna być z siebie dumna, bo mamy absolutnie genialnych pisarzy w tym gatunku. Widzę natomiast lukę dla siebie w gatunku thrillerów/horrorów; tam wciąż jest niewiele "dużych nazwisk", więc może za 10 lat uda się przebić ;)

Elenkaa_
1. Co Pan czuł widząc swoja pierwszą książkę na półce w księgarni?


Poczucie spełnienia jakiego nie czułem nigdy dotąd; to naprawdę niesamowite uczucie, zobaczyć gdzieś, w obcym miejscu książkę ze swoim nazwiskiem. Na moment człowiek zapomina o wszelkich lękach związanych z jej żywotem i po prostu cieszy się, że "w końcu się udało".

2. Okładka książki jest bardzo mroczna... Czy brał Pan udział w wyborze okładki do książki i czy pasuje ona do fabuły?

Z okładką to jest zabawna sprawa, bo finalny projekt był drugim, który mi przedstawiono i szczerze mówiąc, to wcale nie przypadł mi do gustu. Ostateczną decyzję podejmuje jednak wydawca i co tu dużo mówić - to była dobra decyzja. Z biegiem czasu przekonałem się do tej okładki i choć dalej uważam, że trąci pulpą, to bardzo dobrze odzwierciedla zawartość Fanaberii.

3. Jak zrodził się pomysł na książkę?


Zaczęło się od opowiadania, które w ostatecznej wersji jest prologiem opowieści. Wszyscy, którym dałem je do przeczytania, pytali mnie co będzie dalej i zastanawiając się nad tym, postanowiłem do jednego pomysłu dołączyć drugi, który gdzieś tam gotował się na palniku pod czaszką. I z takiej kombinacji powstał ogólny zamysł na Fanaberię. Reszta przyszła sama ;)

nieidentyczna

1.Wielu ludzi obecnie stwierdza, że rzadko czyta książki. Są wśród nich i tacy, którzy w ciągu roku nie przeczytają ani jednej. Jak Pan myśli, czy możliwe jest pełnowymiarowe i pełnowartościowe życie bez literatury? Czy istnieje jej jakiś dobry zamiennik?

Hmm... pytanie jest dość trudne, bo de facto zahacza o o wiele szerszy problem. Literatura stanowi pewnego rodzaju "pokarm duchowy", a w dzisiejszych czasach ludzie niekoniecznie o tą sferę dbają. Jeśli jednak miałbym wskazać zamiennik książek, to powiedziałbym - takie medium, które najlepiej trafia do konkretnej osoby. Dla jednych będzie to film. Dla innych - teatr. A dla jeszcze innych - gry komputerowe. I chyba te ostatnie uważam za "najlepszy" zamiennik dla książki; wiele z nich to cudowne opowieści, a do tego samo granie angażuje wszystkie strefy naszego mózgu, nie jest to więc po prostu pusta rozrywka ;)

2. Jaką zasadą kierował się Pan podczas pracy twórczej –pisania?

Pisać codziennie. Tylko tyle i aż tyle.

3. Proszę dokończyć: „Dobry pisarz to…”

...epitet, którego bardzo bym sobie życzył, żeby ktoś, kiedyś użył w stosunku do mnie ;p A tak całkiem serio, to ciężko zdefiniować "dobrego" pisarza. Dla mnie to twórca, który z każdym kolejnym dziełem podnosi sobie poprzeczkę.

Joanna Stoczko
1. Oglądając pewien film, zauważyłam na ścianie restauracji jednego z głównych bohaterów tekst: „Nigdy nie pozwól, by strach przed działaniem wykluczył Cię z gry”. Zgadza się Pan z tą myślą? Gdy postanowił Pan wydać swoją pierwszą książkę, to dosięgły Pana w którymś momencie wątpliwości typu: „książka się nie przyjmie”, „skrytykują ją” itp.?


O tak, napisałem nawet o tym artykuł: http://spisekpisarzy.pl/2014/08/leki-debiutujacego-pisarza.html Takie myśli dosięgły mnie, kiedy książka była już na ostatniej prostej i wciąż trzymają. Wciąż cholernie się boję o los Fanaberii i choć mam świadomość, że pierwsza książka dla nieznanego debiutanta to raczej tylko wpis do portfolio, to jednak gdzieś z tyłu głowy jest ta myśl, że jeśli pierwsza książka będzie do niczego, to kolejnej będzie na rynku jeszcze ciężej. Wciąż nie mam pewności, czy nie napisałem gniota ;)

2. „Człowiek jest jak garderoba- ściera się i niszczy. Musi jednak wytrzymać wszystkie rzeczy, które mu się przytrafią w życiu i nawet po upadku wracać do pionu”- możemy przeczytać w książce „Profesor Tutka” Jerzego Szaniawskiego. Czy pisząc „Fanaberię” dopadł Pana w pewnej chwili jakiś większy kryzys? Jeśli tak, to jak Pan sobie z nim poradził? Jeśli nie, to czy może nam Pan zdradzić, co pomagało Panu w pisaniu kolejnych stron?

Szczerze mówiąc - tak. Był moment, kiedy na ponad 3 tygodnie odłożyłem prace nad Fanaberią i naprawdę, wrócić do rutyny codziennego pisania było potem pieruńsko ciężko. Brakowało czasu, brakowało sił... a jednak pisałem dalej, bo tak naprawdę brak sił i czasu to tylko wymówki. Tym co pchało mnie do przodu, była po prostu chęć dotarcia do postawionego sobie celu, który wydawał mi się być poza zasięgiem.

3. Co jest dla Pana ważniejsze- iść czy dojść? Co czuł Pan w chwili pisania kolejnych stron książki? Jakie uczucia (być może ze sobą sprzeczne) Panu towarzyszyły, gdy ją Pan skończył?

Gdy skończyłem pierwszy szkic powieści, przepełniała mnie euforia. "W końcu się udało!", tak sobie myślałem. Gdy kończyłem redagować, odetchnąłem z ulgą, tak miałem dość tego cholerstwa ;p Koniec końców, droga była tak samo ważna jak miejsce, do którego doprowadziła. Wydałem książkę i świetnie - po drodze jednak nauczyłem się mnóstwa rzeczy o samym procesie, o arkanach pisarstwa (które tylko liznąłem przez szybkę, co tu dużo mówić ;)) i przy okazji udowodniłem sobie, że mogę. Dlatego droga do celu jest równie wartościowa, co koniec wędrówki :)

martucha180
1. Zapewne ma Pan przyjaciółkę Wenę. Jaka ona jest?

Jak Chandlerowska Femme Fatale ;) Robi co chce, przychodzi kiedy chce i ma kompletnie w dupie moje zdanie; ale za to kiedy sypnie inspiracją, to wynagradza te momenty, kiedy muszą sobie radzić bez niej po tysiąckroć.

2. Czym jest dla Pana SŁOWO?


Drugą po muzyce najpiękniejszą formą wyrazu.

3. Pisanie książek wymaga lekkiego pióra. Jak z jego lekkością było w czasach szkolnych? Jak Pana wypracowania oceniali poloniści – co chwalili, a co krytykowali? Czy widzieli w Panu talent literacki czy wręcz przeciwnie?

Biorąc pod uwagę fakt, że system edukacji uczy nas pisać wyłącznie rozprawki, eseje i opowiadania w stylu "jak spędziłem wakacje", ciężko odkrywać w szkołach talenty literackie ;) Nie wiem, czy nauczycielki j.polskiego cokolwiek we mnie widziały, może oprócz tego, że sam proces pisania nie sprawiał mi trudności. Na pewno nie pochwalały moich rozprawek, bo zawsze byłem beznadziejny w trzymaniu się narzucanego stylu ;)

Iga
1. Dlaczego Novae Res?


Była to w pełni świadoma decyzja. Czy słuszna - okaże się za rok, kiedy książka pobędzie już trochę na rynku. Wiem jaki jest podtekst tego pytania, więc pozwolę sobie w tym miejscu coś wytłumaczyć - rynek książki to nie bajka. Daleko mu do sielannkowych wyobrażeń większości nieznających tematu osób. Nieznany nikomu debiutant nie ma co liczyć na publikację u dużych wydawców, a jeśli już, to na warunkach tak niekorzystnych, że równie dobrze mógłby rozdawać swoje dzieło za darmo. Publikując u mniejszego wydawcy, ukierunkowanego właśnie na debiuty, taki nieopierzony pisarz jak ja dostaje szansę na zaistnienie na rynku, nie będąc po drodze wydymanym przez moloch. Tyle w temacie :)

Inna Niezwykła

1. Dlaczego zaczął Pan pisać książkę?

Bo nosiłem się z tym od czasów liceum, zawsze powtarzając sobie, że jeszcze nie jestem gotowy. W końcu doszedłem do wniosku, że jak tak dalej będę sobie powtarzał, to skończę z 60-tką na karku i głową przepełnioną mniej lub bardziej chorymi pomysłami, które błagają o wyjście na zewnątrz.

2. Skąd czerpie Pan inspirację do codziennego życia?


Z dobrych historii ;) Staram się jak najczęściej odcinać od tego codziennego życia, czytając książki, grając w gry komputerowe, oglądając anime... dzięki regularnym odskoczniom, życie samo w sobie staje się bardziej barwne, nawet jeśli w istocie nie jest jakoś szczególnie ciekawe ;)

3. Czy to że napisał Pan książkę zmieniło coś w Pana życiu?

Hmm... jak na razie nie czuję specjalnej różnicy. Chodzę tak samo niewyspany, wciąż pracuję na pełny etat, wciąż szukam pomysłu na siebie. Zmieniło się tylko moje podejście do swoich możliwości - teraz wiem, że mogę. Że jeśli będę pracował odpowiednio ciężko, to mogę zrobić co zechcę. Wciąż nie mam pewności, czy robię to dobrze, ale hej - w ten sposób poprzeczka zawsze będzie wysoko i zawsze będzie do czego dążyć ;)

Sylwka S.

1. Jak Pan myśli co może siedzieć w głowie psychopaty lub mordercy? Czym Pan się kieruje wybierając postaci do swojej powieści?

Zacznę od końca: przy wyborze głównych bohaterów kieruję się tylko tym, jaki typ człowieka najbardziej pasuje do koncepcji historii. Cała reszta - ich cechy charakteru, zachowanie; to wszystko przychodzi samo, z obserwacji tego, co dzieje się na papierze.
Co może siedzieć w głowie psychopaty lub mordercy? Paradoksalnie - uważam, że wcale nie musi tam być nic drastycznie różnego od tego, co siedzi w każdym z nas. W każdym człowieku czai się mrok, czasem wręcz gigantyczne jego pokłady. Psychopatów i morderców od reszty odróżnia to, że dali się temu mrokowi opętać, a może świadomie go ukierunkowali? Tak naprawdę, to nie mam pojęcia. Chciałbym kiedyś sam zadać takie pytanie, takiemu człowiekowi. Wiedzieć, co go napędza. Na swój sposób jest to bardzo fascynujące.

2. Wspomnienie z dzieciństwa, które pamięta Pan do dziś?

Najwcześniejsze? Spacer po plaży z całą rodziną. Nie mam pojęcia dlaczego ;)

3. Każdy ma w życiu sytuacje, z których jest dumny lub odwrotnie. Co najbardziej szalonego zrobił Pan w swoim życiu, a co chciałby zrobić?


Jestem bardzo, ale to bardzo nieciekawym człowiekiem, więc chyba najbardziej szaloną rzeczą jaką zrobiłem, było wmówienie sobie, że mogę napisać książkę i zrobienie tego. Co chciałbym zrobić? Zagrać koncert rockowy z orkiestrą symfoniczną \m/

monweg

1. Gdyby znalazł się Pan na bezludnej wyspie, to jaką książkę chciałby Pan mieć ze sobą i dlaczego akurat tę?

Władcę Pierścieni. To wciąż najpiękniejsza opowieść, jaką kiedykolwiek znalazłem w literaturze i jeśli miałbym wybrać jedną książkę, którą czytałbym w kółko do końca życia, to właśnie tę.

2. Jest Pan bardzo młodym człowiekiem. Mój syn jest młodszy od Pana o rok. Jak by go Pan zachęcił do napisania własnej książki? Opowiadania pisuje, ale nie publikuje.

"Bardzo młody" to bardzo relatywne stwierdzenie ;) Jest mnóstwo ludzi, którzy są ode mnie o wiele młodsi, a osiągnęli w swoim życiu o wiele więcej, niż ja kiedykolwiek zdołam. Jeśli Pani syn już pisuje, to świetnie! Połowa sukcesu.
Powiedziałbym mu to samo, co ja usłyszałem wiele lat temu w nieco innym kontekście, ale było dostatecznie brutalne, żeby mi przewrócić światopogląd - Jeśli robimy coś tylko dla siebie, to nie ma to absolutnie żadnego znaczenia dla świata. No bo kogo to obchodzi, że w naszej szufladzie leży stos manuskryptów, skoro nikt ich na oczy nie widział? Jeśli myślimy poważnie o czymkolwiek, to musimy wystawić to na światło dzienne i zadbać o to, żeby było dostatecznie dobre. Przygotować się na krytykę, utwardzić dupsko, ale pokazać światu to, co robimy i cały czas się rozwijać. Dzielić się naszą pasją z innymi, dopiero wtedy ma to jakikolwiek sens.
No chyba, że nie myślimy o tym poważnie; wtedy śmiało można odkładać do szuflady kolejne, zapisane strony ;)

3. Zakładając, że Niebo istnieje, co chciałby Pan usłyszeć od Boga u bram Raju? (ze względu na młody wiek, proszę wysilić wyobraźnię).


Bez względu na wiek, relacja z Bogiem jest bardzo indywidualną i intymną kwestią; moja ma bardzo ironiczną naturę, więc chciałbym tylko od Niego usłyszeć, że nie schrzaniłem sprawy. Że to całe moje życie jednak było coś warte ;)

Ula J.
1. Gdyby mógł Pan ujrzeć na półce w księgarni swoja wymarzoną, niepowtarzalną i wyjątkową książkę, o której to przeczytani zawsze Pan marzył, to jak brzmiałby jej tytuł i o czym ona by opowiadała:)?


Wystarczy mi, żeby Hiromu Arakawa wydała "Full Metal Alchemist" w formie książkowej, trzymając się fabuły pierwszej serii animowanej. Naprawdę. Nie proszę o wiele ;)

mam namyszy
1. Moja miłość do słodkości jest doprawdy nierozerwalna. Gdy się złoszczę- sięgam po słodycze, jestem szczęśliwy- sięgam po słodycze. A gdyby dziwnym trafem zamienił się Pan w "coś słodkiego", co by to było? Jakie miałby Pan nadzienie?

Hahahaha, takiego pytania się nie spodziewałem. Ale odpowiedź jest prosta; byłbym ulubioną czekoladą mojej Narzeczonej - Dużą Milką z toffie i orzechami ;)

2. Staje Pan oko w oko z postacią z Pana książki: "Kobieta roześmiała się, odsłaniając tak dobrze znany mi z moich sennych mar przegniły język i wybrakowane uzębienie. Śmiech zdawał się wydobywać gdzieś ze ścian, a nie z wnętrza upiora.". Co Pan robi? Jakie wywołałoby to u Pana uczucia?

Naprawdę nie wiem - mam na tyle popapraną wyobraźnię, że opisując te sceny niemal czułem przegniłą dłoń na ramieniu.
Ale w sumie, co tu dużo mówić - pewnie zszedłbym na zawał ;)

3. Natrafiłem ostatnio na bardzo ciekawy cytat Phila Bosmans'a, który aż zmusza człowieka do kontemplacji. "Czas to nie dro­ga szyb­kiego ruchu po­między kołyską a gro­bem, czas - to miej­sce na za­par­ko­wanie pod słońcem". Jak rozumie Pan te słowa?

Nie ma tu zbyt wiele do rozumienia. W skrócie - zwolnij, człowieku ;)

kwiatusia
1. Proszę nam zdradzić Pana przepis na napisanie dobrego, mocnego thrillera. :) Co w trakcie pisania było dla Pana najłatwiejsze, a co najtrudniejsze? Czy pojawiał się brak weny twórczej; problemy ze znalezieniem wydawcy? I czy miał Pan wpływ na wybór okładki do książki?


Jak najmniej snu, jak najwięcej chorej wyobraźni. Żartuję - nie mam pojęcia ;) Napisałem z pewnością mocny thriller, jednak czy dobry, okaże się jak dostatecznie dużo ludzi go oceni.
W trakcie pisania, o ironio, najłatwiej było tworzyć te najbardziej popaprane sceny. Opisywanie snów głównego bohatera, nocnych mar, wizyt zjaw... to było cudownie naturalne. O wiele trudniej było opisać te wszystkie pospolite rzeczy w taki sposób, żeby czytelnik (a przedtem i ja!) nie umarł z nudów. Brak weny pojawiał się notorycznie, ale jest to zupełnie normalne; wena ma to do siebie, że pojawia się niewspółmiernie rzadko w stosunku do ciężkiej pracy, ale kiedy już spłynie... rozsiewa prawdziwe czary. O wydawcy i okładce było już wcześniej, odsyłam więc do poprzednich pytań.

2. Czy po wydaniu książki Pana życie się zmieniło? Jakie są plusy i minusy bycia autorem?

Plusy i minusy... niewątpliwym plusem jest sam fakt, że coś osiągnąłem. Że w końcu mam jakiś punkt definiujący w życiu. A minusy? Jak na razie największym (obok pobłażliwych spojrzeń niektórych znajomych) jest brak stabilizacji. Pisanie nie jest zajęciem, które daje jakiekolwiek uczucie pewności jutra, a skoro postanowiłem, że chcę dążyć do tego, żeby uczynić z pisania sposób na życie... cóż, może być ciężko.

3. Czy pisze Pan teraz kolejną powieść? Jeśli tak, to proszę nam zdradzić o czym ona będzie?

Pracuję w tej chwili nad szkicem kolejnej powieści. Mogę zdradzić tylko tyle, że jest ona drastycznie różna od Fanaberii. Już teraz rysuje się jako wielowątkowa opowieść, z wieloma motywami i tropami. Co z tego wyjdzie? Dowiem się, kiedy napiszę ostatnie zdanie ;)

Zosia Samosia :)

1. Którzy pisarze są dla Pana inspiracją?


Zdecydowanie Stephen King jest moim numerem 1. Zarówno jego twórczość jak i życiorys są niezwykle inspirujące, a samo ich wspomnienie pcha mnie do przodu.

2. Do dziś pamiętam zapach ... ?

Stuletnich organ, przy których spędziłem spory kawałek życia ;)

3. Gdyby wiedział Pan, że ma przed sobą tylko jeden dzień życia, jakby go Pan spędził i co by robił w tych ostatnich minutach? Oprócz spędzenia czasu z najbliższymi bo tego pragnie każdy z nas.

Przeczytałbym Władcę Pierścieni po raz enty. Poszedłbym nad morze. A siedząc z najbliższymi, grałbym im na gitarze. Oczywiście pod warunkiem, że chcieliby słuchać ;)

Anna
1. Czy lubi się Pan "bać?


Ja? Ależ skąd, to paskudne uczucie, zwłaszcza jak ma się tak chorą wyobraźnię!
Nie mam za to nic przeciwko wzbudzaniu tego uczucia u innych... ;)

2. Jakie "fanaberie" towarzyszą Panu w codziennym życiu?

Odpowiedź na to pytanie padła wcześniej.  

Edyta Chmura
1. Kiedy "Aspirujący pisarz" staje się "pełnoprawnym pisarzem? Od czego to zależy - ilości wydanych książek, opinii czytelników czy jakiegoś wewnętrznego przeświadczenia?

Myślę, że po trochu od wszystkiego. Ciężko myśleć mi o sobie per "pisarz", podczas gdy w dorobku mam tylko jedną opublikowaną książkę i kilka opowiadań. Rozbija się to gdzieś o wewnętrzne przeświadczenie, że używając wobec siebie słowa "pisarz" stawiam się na jednej półce z ludźmi, do których nie śmiem się przyrównać. A kiedy to się zmieni? Może kiedy wydam już kilka książek, które (daj Boże!) zyskają powszechną aprobatę. Do tego czasu pozostanę "aspirującym" pisarzem. Aspirującym, by zawsze pisać lepiej. No i nie będę musiał szukać nowej domeny dla strony internetowej ;p

2. Czy podczas pisania potrzebna Panu cisza i samotność czy gdzieś w tle słuchał Pan ulubionej muzyki? Choć do mrocznego thrillera pasuje jakieś mocniejsze brzmienie, a nie delikatne dźwięki :)


Też tak myślałem na początku - skoro piszę mroczny thriller, to najlepszym tłem będą ostre, rockowe zespoły, czyli muzyka, której słucham na co dzień. Okazało się, że byłem w kompletnym błędzie. Pisałem głównie nocami, więc taka muzyka kłóciłaby się ze spokojem i ciszą tej pory.
Niemal całość "Fanaberii" napisałem w towarzystwie płyty "Comfort & Happiness", Dawida Podsiadło. To naprawdę cudowny longplay, który gorąco każdemu polecam.

3. Decyzję o wydaniu książki podjął Pan sam czy za namową rodziny/przyjaciół?


Podjąłem ją sam. Ku zdziwieniu rodziny ;)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dziękuję serdecznie Łukaszowi Kotkowskiemu za poświęcenie swojego czasu oraz za udzielenie nam niezwykle interesującego wywiadu. 

Składam także gorące podziękowania wszystkim, którzy wzięli udział w konkursie i zadali pytania. ♥

Nagrodę w postaci książki "Fanaberia'' otrzymują:

nieidentyczna
Edyta Chmura

 
Gratuluje zwycięzcom i pozdrawiam!!! 

Cyrysia

poniedziałek, 22 września 2014

Na zawsze w mej pamięci


Nigdy cię nie zapomniałam
Marta W. Staniszewska

Wydawnictwo: Psychoskok
Ilość stron: 305 (plik PDF)
Data premiery: 22 wrzesień
Ocena: 5/6









    Czy jednorazowa przygoda seksualna ma szansę przerodzić się w poważny związek? Dowiemy się tego na przykładzie powieści ''Nigdy cię nie zapomniałam''  Marty W. Staniszewskiej.

Sophie Thomson to młoda, piękna, inteligentna i pełna seksapilu kobieta. Mimo to w życiu uczuciowym nie układa jej się najlepiej, ponieważ ciągle rozpamiętuje nieplanowany wyjazd nad morze sprzed pięciu lat, gdzie przeżyła jeden intensywny dzień i jedną niezapomnianą noc na plaży z Jacobem, vel Boskim Thorem. Niestety wbrew początkowym deklaracjom mężczyzna nazajutrz nie zjawił się na umówione spotkanie.

''Było minęło, trzeba żyć dalej, bez serca i duszy, które ON odebrał mi i zniknął. Nigdy go jednak nie zapomniałam''.

Pewnego dnia, zupełnie niespodziewanie pojawia się Aleks Kent, jej przygodny kochanek znany jako Jacob. Dziewczyna żąda wyjaśnień. Co takiego stało się w noc poprzedzającą ich randkę i czy nadal mają szansę pogłębić swoją znajomość?

Patrząc na okładkę, która hipnotyzuje swoją ponętnością, niemal słyszałam w mojej głowie ''weź mnie!'' Czy jestem w pełni usatysfakcjonowana? Można powiedzieć, że tak. To gwałtowna, ekscytująca historia, ale nie bez wad. Początek nawiązujący do mitologii nordyckiej nieco zbił mnie z pantałyku. Na szczęście kolejne sceny są już jasne i przejrzyste, doskonale trafiają do świadomości czytelnika. Fabuła oscyluje wokół złożonych perypetii Sophie i Aleksa. Tych dwoje łączy jedynie jednorazowa, fantastyczna przygoda. Mimo to nie zapomnieli o sobie rozpamiętując każdy szczegół upojnego zbliżenia. Przypadek, przeznaczenie, a może jeszcze coś innego sprawia, że po pięciu latach ich drogi ponownie się krzyżują. Okazuje się, że Aleks był świadkiem straszliwej zbrodni, dlatego został zmuszony do opuszczenia miasta i zmiany nazwiska. Coś na kształt programu ochrony świadków. Czy w zaistniałych okolicznościach Sophie da mu jeszcze jedną szansę? Mogłoby się wydawać, że czeka nas wielka miłość i happy end. Nic bardziej mylnego. Na horyzoncie pojawia się śmiertelne niebezpieczeństwo. Demony przeszłości nawiedzają Aleksa:

''Na wyświetlaczu widniał komunikat o nieodebranej wiadomości tekstowej. Nadawca nieznany, numer niezidentyfikowany.
– Jak to możliwe, do cholery?
Cześć ptaszku. Jak się ma twoja piękna pani ptaszyna?
Uważaj na nią. Świat jest pełen złych koteczków
''.


Ogarnięty wściekłością i bezsilnością mężczyzna próbuje dopaść sprawcę SMS-owych pogróżek oraz zapewnić swojej ukochanej odpowiednią ochronę. Z jakim to wyjdzie rezultatem? Marta W. Staniszewska sprawnie i z polotem balansuje na granicy sensacji, romansu i literatury erotycznej. Taki misz-masz elementów, a wyszedł świetnie. Najbardziej podobał mi się ciekawie zawiązany wątek sensacyjny związany z uprowadzeniem Sophie. Skoki adrenaliny gwarantowane. Autorka zapewniła nam dawkę niesamowitych emocji i nie lada atrakcje, między innymi: spisek, walka z czasem, konfrontacja z wrogiem itp.

Aleks-niczym mityczny Thor
Patrząc na relacje Aleksa i Sophie, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że to polski odpowiednik ''50 twarzy Greya''. On, mega przystojny, bogaty, wpływowy, apodyktyczny, tajemniczy, promieniujący intensywną, wewnętrzną siłą, którą bezwiednie roztacza wokół siebie. Ona, urocza, atrakcyjna, gotowa całkowicie się mu podporządkować.

''Tylko czy on na pewno oznaczał niebo? Jak na razie w jego towarzystwie, obok nieba, niezmiennie przewijało się piekło''.

Bardzo polubiłam duet głównych bohaterów, choć nie wszyscy będą podzielać moją sympatię. Dlaczego? Otóż nie każdy uwielbia słowne świntuszenie, a tego typu zabaw między nimi cała masa. Pomimo tego, wszystkie postacie zarówno pierwszo-jaki i drugoplanowe narysowane są bardzo wyraziście i realistycznie, każdy z nich ma swój punkt widzenia na świat, swój charakter i temperament. Dzięki temu bardzo łatwo zapadają w pamięć. Sam styl pisania powieści jest w miarę poprawny– autorka posługuje się prostym i zrozumiałym językiem, aczkolwiek czegoś mi brakowało. Niestety nie potrafię tego odpowiednio ująć w słowa. Same tempo akcji bez zarzutu, cały czas coś się dzieje. Duży plus należy się natomiast za śmiałe, zmysłowe i uwodzicielskie opisy scen intymnych. Prawdziwa uczta dla zmysłów i wyobraźni. Zakończenie otwarte, sugeruje ciąg dalszy. Wprost nie mogę się doczekać!

To niezwykle odważna, wciągająca, pikantna, z lawiną uniesień i podszyta realnym zagrożeniem lektura. Tylko tu pośród niebezpiecznych i skomplikowanych labiryntów wydarzeń poznasz smak bezgranicznej miłości. Polecam szczególnie fanom literatury erotycznej oraz wszystkim miłośnikom mocnych wrażeń.

 ***
Strona autorska M.W. Staniszewskiej: klik
Wydawnictwo Psychoskok.