Nigdy nie daj sobie wmówić, że Twoje życie nie ma sensu, że jest pozbawione wartości. To nieprawda. Ludzie, którzy to mówią, starają się leczyć własne rany, raniąc innych. Im to nie pomoże. Tobie, jeśli na to pozwolisz, może zaszkodzić. [Marcin Kaczmarczyk] ❤

niedziela, 30 listopada 2014

Nieoczekiwany spadek


Jak u siebie

Izabella Frączyk 

 
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka 
Data wydania: Październik 2014
Liczba stron: 408
Ocena: 4+/6








    Niespodziewany spadek po zmarłym może być źródłem szczęścia bądź przyczyną wielu zmartwień i problemów. Coś na ten temat zdradzi Nam główna bohaterka powieści ''Jak u siebie'' Izabelli Frączyk.

Eliza Lisewicz pracuje jako pielęgniarka w ekskluzywnym domu seniora na Marcowym Wzgórzu. Uwielbia swoją pracę i swoich podopiecznych. W szczególności zaprzyjaźniła się z ekscentryczną arystokratką, 94-letniej panią Ludwiką. W związku z tym, po jej śmierci otrzymuje w spadku nie tylko biżuterię, ale również zrujnowany podmiejski hotel Zacisze, o dość wątpliwej reputacji. Eliza jest lekko podłamana tym faktem, lecz postanawia podjąć wyzwanie i wspólnie z najlepszą przyjaciółką Igą, odrestaurować otrzymaną nieruchomość. Tymczasem zgłasza się syn Ludwiki z roszczeniem o zachowek. Co z tego wyniknie? Czy spadkobiercy dojdą do obopólnego porozumienia, czy może wejdą na wojenną ścieżkę?

Izabella Frączyk to absolwentka Akademii Ekonomicznej w Krakowie oraz Wyższej Szkoły Handlu i Finansów Międzynarodowych w Warszawie. Pisaniem zajęła się w 2009 roku. Do tej pory wydała: ''Pokręcone losy Klary'' (2010), ''Kobiety z odzysku'' (2011), ''Dziś jak kiedyś'' (2013), ''Koniec świata'' (2014) oraz ''Jak u siebie''. Jej książki są z reguły ciepło przyjmowane przez czytelników. Osobiście lubię twórczość tej pisarki, toteż nie mogłam odmówić sobie przyjemności poznania i przeczytania najnowszej pozycji.

Sam pomysł na fabułę uważam za ciekawy i dobrze przedstawiony. Główne skrzypce gra Eliza. Kobieta ma wszystko, o czym marzyła. Stabilny związek, mieszkanko na warszawskiej Starówce i wymarzoną pracę pielęgniarki. Jednak wraz ze śmiercią swojej ulubionej podopiecznej, w jednej chwili jej spokojny, poukładany świat wywraca się do góry nogami. Na wskutek omyłki dostaje w spadku podupadły hotel. A z powodu ciągu kolejnych nieporozumień traci ukochaną pracę i chłopaka. Dotychczasowa łatwa i przewidywalna egzystencja, prawie całkowicie pozbawiona niespodzianek zmienia się w kalejdoskop nieprzewidzianych trudności i problemów. Eliza będzie musiała stawić czoło wyzwaniom, o jakich jej się nawet nie śniło. Autorka rzuca naszą bohaterkę na głęboką wodę.

''Nowa praca, nowi ludzie, nowe wyzwania, jedna wielka niewiadoma, masa kłopotów, milion szybkich decyzji w kwestiach, o których dotąd nie miała bladego pojęcia, i jeszcze na dodatek jakieś szemrane rodzinne rozgrywki pomiędzy zmarłą a jej podłą rodziną''. 

Książkę pochłonęłam z wielką przyjemnością i zapałem delektując się zabawnymi perypetiami dwóch serdecznych przyjaciółek, które porwały się z motyką na słońce, próbując wyremontować hotel Zacisze. Renoma tego budynku już dawno straciła swój blask. Teraz jest to rudera, w która wymaga gruntownej naprawy lub modernizacji. Jakby tego było mało, obecna klientela składa się z wyjątkowych gości, o podejrzanych kontaktach i profesji.

''Bo tu idzie sobie w łeb strzelić, kochaniutka. Jak nie dziwki, to ruska mafia, jak nie ruska mafia, to jakieś szkolenia, na których goście chleją do rana i demolują wyposażenie''.

Pisarka w sposób rzeczowy i lekko satyryczny odsłania kulisy prowadzenia własnego biznesu. Pokazuje, ile na tej drodze czeka nas niespodzianek, zakrętów, wyzwań, zwłaszcza, jeżeli ktoś jest niedoświadczony w tej materii. To codzienne zmaganie się z nowymi wyzwaniami, m.in. trzeba spełnić wiele wymogów sanitarnych i dotyczących bezpieczeństwa, umieć odpowiednio rozporządzać finansami, być gotowym na poszerzanie swoich horyzontów itp. Czy w takim przypadku Eliza poradzi sobie z hotelem? Zdradzę jedynie, czekają Was nie lada atrakcje. 

Od samego początku polubiłam główną bohaterkę. Szczególnie spodobała mi się jej niezwykła metamorfoza z dobrodusznej, ciepłej kobietki w  herod-babę, trzymającą w garści całkiem spory biznes. Wcześniej wprzęgnięta do kieratu, nie czuła potrzeby zmian w swoim życiu. Ale nowe obowiązki spowodowały, że spojrzała na rzeczywistość z całkiem innej perspektywy. Nagle odkryła w sobie wolę walki o byt, własne dobro i własne zdanie, dzięki czemu stanowczo, konsekwentnie nauczyła się w sekundę podejmować kluczowe decyzje. Niekłamaną sympatię wzbudziła we mnie również przebojowa, energiczna, tryskająca humorem Iga, która z Elizą tworzyła idealny tandem. Ciekawą osobowość miała także pani Ludwika, dlatego żałuję, że tak szybko ''zeszła ze sceny''.

W powieści pojawia się także subtelny, naturalny wątek miłosny między Elizą a Karolem Kownackim, przedstawicielem zagranicznej firmy, która specjalizuje się działalnością deweloperską i inwestycyjną. Mężczyzna pomieszkuje w hotelu, ponieważ niebawem w pobliżu ma powstać nowa obwodnica. Ale to nie jedyny powód. Jego celem jest coś znacznie ważniejszego, ale to już musicie dowiedzieć się sami. W ogólnym rozrachunku książka mi się podobała, aczkolwiek liczyłam na więcej dynamizmu, efektowniejsze sceny akcji i bardziej rozwinięte postacie drugoplanowe.

''Jak u siebie'' to lekka, pełna uroku komedia romantyczna. Znajdziesz tu dobry humor, pogodny nastrój oraz wyrazistych, zwariowanych bohaterów na tle niecodziennych sytuacji. Polecam przede wszystkim fanom pisarki i miłośnikom literatury rozrywkowej.


***

piątek, 28 listopada 2014

Konkurs z Anną Gruszką

Anna Gruszka to mój pseudonim. Całe życie spędziłam w podkrakowskiej wsi i mogę przyznać, że takie życie jest dla mnie idealne. Ukończyłam studia i obecnie spełniam się zawodowo. I rodzinnie. Nie jestem sfrustrowaną kurą domową, która swoje niespełnione pragnienia przelewa na papier. Dokształcam się cały czas, rozwijam. Dużo czytam; od etykietek szamponów aż po zupełnie poważne powieści. Lubię słuchać muzyki, uwielbiam teatr - zwłaszcza krakowskie spektakle. Uprawiam sporty - zimowy to czytanie z kubkiem herbaty i kocykiem na fotelu, letni - wersja bez kocyka. Obecnie jestem na takim etapie, że do szczęścia potrzebna mi jest tylko moja kochająca rodzina, dobra książka, ciekawy film i duuużo słońca. I może jeszcze trochę cukru w każdej postaci;). Sukces? ''Splątany warkocz Bereniki'' jest mój i tylko mój... i Papierowego Księżyca :)


Recenzja książki ''Splątany warkocz Bereniki'': klik

Dziś macie niepowtarzalną okazję poznać bliżej sylwetkę Anny Gruszki. Przez najbliższe kilka dni można zadawać Pani Annie swoje pytania (1-maksymalnie 3). Spośród puli nadesłanych pytań, autorka wybierze ok. 20-30 jej zdaniem najciekawszych i na nie odpowie. Następnie gotowy wywiad umieszczę w odpowiednim poście.

Dwie osoby, które według Pani Anny wykażą się najciekawszym pomysłem na pytanie otrzymają nagrodę w postaci książki ''Splątany warkocz Bereniki''.
Fundatorem nagród jest wydawnictwo Papierowy Księżyc.

Proszę nie powielać pytań ani nie stosować plagiatów. Jeśli coś takiego będzie miało miejsce, zdublowane/ukradzione pytanie zostanie zignorowane. Do dzieła kochani!!!

Regulamin:
1. Organizatorem konkursu jest właścicielka bloga: Literacki Świat Cyrysi
2. Sponsorem nagród jest wydawnictwo Papierowy Księżyc.
3. Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest zadanie w komentarzu pytań (1-maks. 3) do Anny Gruszki na temat jego twórczości, zainteresowań itp.
4. Konkurs trwa od 28 listopada 2014 roku do 2 grudnia 2014 roku do godz. 23.59
5. Wywiad oraz ogłoszenie zwycięzcy nastąpi ok. 9 grudnia 2014 roku.
6. Nagrodą są 2 egzemplarze książki ''Splątany warkocz Bereniki''.
7. W konkursie mogą brać udział osoby posiadające blogi oraz anonimowy uczestnicy, którzy popiszą się imieniem/nickiem oraz podadzą adres mailowy.
8. Konkurs skierowany do osób posiadających adres zamieszkania w Polsce.
9. Ze zwycięzcą skontaktuję się drogą mailową. W przypadku, gdy zwycięzca w ciągu 7 dni nie odpowie na wiadomość, nastąpi wybór innego wygranego.
10. Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
                                             banerek dla zainteresowanych

czwartek, 27 listopada 2014

(Nie)Szczęśliwi Kochankowie


Splątany warkocz Bereniki  
Anna Gruszka
 
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Data premiery: 5 grudzień
Liczba stron: 600
Ocena: 5+/6









    Już niebawem na półki księgarni trafi ''Splątany warkocz Bereniki'' Anny Gruszki, który ma szansę okazać się jedną z najgorętszych polskich powieści ostatnich lat. Miałam tę niewątpliwą przyjemność poznać osobiście tę książkę. Jakie są moje wrażenia? Pozytywne, negatywne, czy neutralne? Najpierw kilka słów o fabule.

Berenika (Nika) to 28 letnia atrakcyjna, zadbana, elegancka kobieta. Mieszka w Krakowie, jest prawnikiem i prawą ręką szefa w bardzo dobrze prosperującej firmie spożywczej. Ma wielu znajomych, ale nie przyjaciół. Jedyną bliską jej osobą jest Piotrek. Oboje od wielu lat są w sobie zakochani, lecz wciąż trzymają swoje uczucia na wodzy. Jednak pewnego dnia niespodziewanie dają się ponieść porywom serca. Tylko jak teraz wytłumaczyć innym swój problematyczny związek? Tymczasem Piotr dostaje półtoraroczny kontrakt w Australii. Zrozpaczona Berenika zostaje sama w wielkim mieszkaniu ukochanego, próbując jakoś wypełnić tą wszechobecną ciszę i pustkę. W końcu postanawia przyjąć dwóch młodych lokatorów. Ale czy to na pewno rozsądna decyzja? Jak dalej potoczą się losy naszej bohaterki? Kim tak naprawdę jest dla niej Piotrek? I czy zgodnie z obietnicą będzie czekać na jego powrót, czy może nie jest im pisane być razem?

Po lekturze ''Splątany warkocz Bereniki'', w głowie rodzi się wiele myśli, które ciężko mi uporządkować. Byłam przygotowana na dość mocne doznania, mimo tego, i tak wiele rzeczy mnie zaskoczyło. Nie chcę zdradzać najbardziej kontrowersyjnych szczegółów fabuły, bo odbierze Wam to przyjemność czytania, ale zaufajcie mi- to śmiała, odważna powieść obyczajowo-erotyczna, która zaskakuje, manipuluje, bawi i rozpala zmysły. Opis fabuły jest dość lakoniczny (rozpisany możliwie bez spoilerowania), jednakże cała ta historia jest zawiła i mocno skomplikowana. Mamy młodą, seksowną, pewną siebie bizneswoman, która za  zasłoną pracoholizmu, imprezowania, szybkiego seksu i przypadkowych relacji, próbuje wypełnić samotne miesiące bez Piotra. Kim on dla niej jest? Uchylę nieco rąbka sekretu i zdradzę, że ich związek trzymany jest w ścisłej tajemnicy, ponieważ może, (ale nie musi) wywołać pewne kontrowersje i nie budzić czyjejś aprobaty. Sama byłam lekko zdumiona ich niejasną parantelą. Przez większą połowę powieści autorka trzymała mnie w przekonaniu, że zażyłość tej pary jest niemoralna. Na szczęście, w pewnym momencie czytelnik otrzymuje wplecioną w narrację dłuższą retrospekcję dotyczącą życia naszej bohaterki (począwszy od czasów dzieciństwa, skończywszy na okresie młodzieńczego buntu i etapie żmudnej wspinaczki po szczeblach kariery), a także perypetie jej rodziców i Piotra. Dzięki temu mogłam ujrzeć całą sytuację w zupełnie innym świetle.

Debiutancka proza Anny Gruszki nie jest kolejną kopią ''Pięćdziesięciu twarzy Greya'', ponieważ oprócz scen erotycznych znajdziecie tu ciekawą i frapującą historię o pozornie zakazanej miłości nasączonej tęsknotą, żarem uczuć i trudnymi życiowymi wyborami. Ja przyznam szczerze, że czytałam ją z wielkim zaangażowaniem, a niekiedy nawet z wypiekami na twarzy. Przyczyna tego stanu rzeczy tkwi w opisach aktów intymnych, niezwykle odważnych, ostrych, zaprezentowanych w esencjonalny i wyrazisty sposób. Nie znajdziecie tu jakiś rozmemłanych pieszczot, gier wstępnych i godzinnych zabaw z piórkiem. Spodziewajcie się za to mocnego, spontanicznego, ekscytującego, dosadnego seksu. Zabieg ten ujmuje siłą swej wizualności, pobudzając wyobraźnię czytelnika. Niesamowite doznania.

Uległam urokowi tej książki, choć początkowo podchodziłam do niej nieufnie i z rezerwą. Dlaczego? Otóż denerwował mnie brak wyraźnych wątków pobocznych. Pisarka skupiła się na głównych aspektach z życia Bereniki, czyli praca, dom, cosobotnie imprezy i przypadkowe numerki z mężczyznami. Ja zaś liczyłam na odrobinę czegoś więcej np. na pokazanie wydarzeń z punktu widzenia Piotra mieszkającego tymczasowo w Australii, bądź dokładniejszą analizę stosunków uczuciowych między rodzicami a Niką. Mimo to nie jestem tym szczególnie zawiedziona, ponieważ wplecione echo wspomnień z dziecięco-młodzieńczych Bereniki, ostatecznie zrekompensowało wszelkie braki i niedociągnięcia.

Pierwsze, co się rzuca w oczy, to dokonała kreacja postaci, zarówno charakterologiczna, jak i wizualna. Zwłaszcza główna bohaterka jest perfekcyjnie dopracowana i osadzona idealnie w realiach współczesnego świata. Nie zmienia to jednak faktu, że swoim zachowaniem czasami doprowadzała mnie do szału. Wielokrotnie balansowała na posuniętej do ostateczności granicy moralności. Często postępowała nie fair, ale szybko sama się rozgrzeszała. Kierowała się potrzebami ciała zamiast słuchać rozumu. Wprawdzie nie umawiała się z Piotrem, że będą żyć w celibacie.

''Kocham Cię bardzo. Przygodny seks to tylko seks, bez żadnych uczuć i nie wiążę z nim żadnych planów''.

Dlatego też, kiedy trafiała się jej okazja rozładowania seksualnego napięcia, korzystała z niej. Czy to zdrada jeśli tak się umówili? Jeśli obydwoje mają swoje błogosławieństwo? Niby wszystko pięknie fajnie, lecz czułam obiekcje i trudno było mi oswoić się z ich nietypowym układem. Nie wiem, czy byłabym w stanie na własne życzenie plątać nici swojego życia w tak wyjątkowo skomplikowaną materię. Trzeba chyba być naprawdę mocnym psychicznie. Ale na szczęście autorka zadbała o przemianę naszej bohaterki. Po pewnym czasie uspokoiła się, przestała gonić za tym, co nieistotne. Odpuściła przelotne znajomości i romanse. Zaczęła rozumieć, co tak naprawdę w życiu jest istotne, czyli wzajemna miłość, bliskość, czułość, zrozumienie i poczucie stabilizacji.

Anna Gruszka posiada lekkie pióro i pisze (pomimo kilku zgrzytów stylistycznych) żywym, przystępnym językiem, bez niepotrzebnej egzaltacji, a co więcej potrafi świetnie budować seksualne napięcie oraz grać na emocjach czytelnika, szokować go i drażnić. Nie brakuje też absurdalnego humoru, komizmu słownego, który wywołuje u odbiorcy śmiech i wesołość. Akcja płynie miarowym tempem, nie obywa się jednak bez szalonych i namiętnych porywów czy zaskakujących zmian, a gdzieś w tle pobrzmiewa kojąca zmysły delikatna muzyka. Natomiast zakończenie powinno zadowolić wszystkie romantyczne dusze. Ja w każdym razie jestem w pełni usatysfakcjonowana. Niemniej zaznaczam, że ta proza nie trafi do każdego czytelnika, nie jest przeznaczona dla wszystkich. Jest to ten typ książki, który może powodować lekki dyskomfort u osób bardziej konserwatywnych.

Nie jestem w stanie wyrazić swoich emocji słowami przelanymi na papier. Znalazłam tu niemal wszystko, czego oczekuje od powieści w tym gatunku, czyli szaleńczą miłość z problemami, nieokiełzany seks, zwariowane imprezy, nieprzewidywalną i narwaną bohaterkę oraz przystojnego łamacza niewieścich serc. W moim mniemaniu ta książka śmiało może konkurować z zagranicznymi bestsellerami. Ze swojej strony gratuluję autorce ogromnego talentu oraz odwagi i już z niecierpliwością czekam na kolejne publikacje.


ps. zapraszam do konkursu, w którym można wygrać 2 egzemplarze ''Splątanego warkocza Bereniki'': klik

***

środa, 26 listopada 2014

Konkurs z Anną Fryczkowską

ANNA FRYCZKOWSKA – pisarka, scenarzystka. Studiowała filologię włoską i mieszkała jakiś czas we Włoszech. Pracowała jako tłumaczka, pomagając Włochom robić interesy w naszym kraju; potem jako dziennikarka – zbierając materiały do reportaży – kilkakrotnie zjeździła całą Polskę. Studiuje gender na Uniwersytecie Warszawskim; tworzy scenariusze do seriali. Interesuje się medycyną, często czyta o śmierci, dużo pisze o kobiecym ciele. Mieszka na warszawskim Żoliborzu. Nad morze jeździ tylko zimą. ''Kurort Amnezja'' jest jej szóstą, najlepszą powieścią.

Bibliografia:
    2007- Straszne historie o otyłości i pożądaniu
    2010- Trafiona - zatopiona
    2011- Kobieta bez twarzy
    2012- Starsza pani wnika
    2014- Z grubsza Wenus
    2014- Kurort Amnezja
 

Recenzja książki ''Kurort amnezja'': klik

Dziś macie niepowtarzalną okazję poznać bliżej sylwetkę Anny Fryczkowskiej. Przez najbliższe kilka dni na moim blogu, w komentarzu, można zadawać Pani Annie swoje pytania (1-maksymalnie 3). Spośród puli nadesłanych pytań, autorka wybierze ok. 30 jej zdaniem najciekawszych i na nie odpowie. Następnie gotowy wywiad umieszczę w odpowiednim poście.

Trzy osoby, które według Pani Anny wykażą się najciekawszym pomysłem na pytanie otrzymają nagrodę w postaci książki ''Kurort amnezja''.
Fundatorem nagród jest wydawnictwo Prószyński i S-ka.

Proszę nie powielać pytań ani nie stosować plagiatów. Jeśli coś takiego będzie miało miejsce, zdublowane/ukradzione pytanie zostanie zignorowane. Do dzieła kochani!!!

Regulamin:
1. Organizatorem konkursu jest właścicielka bloga: Literacki Świat Cyrysi
2. Sponsorem nagród jest wydawnictwo Prószyński i S-ka.
3. Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest zadanie w komentarzu pytań (1-maks. 3) do Anny Fryczkowskiej na temat jego twórczości, zainteresowań itp.
4. Konkurs trwa od 26 listopada 2014 roku do 30 listopada 2014 roku do godz. 23.59
5. Wywiad oraz ogłoszenie zwycięzcy nastąpi ok. 10 grudnia 2014 roku.
6. Nagrodą są 3 egzemplarze książki ''Kurort amnezja''.
7. W konkursie mogą brać udział osoby posiadające blogi oraz anonimowy uczestnicy, którzy popiszą się imieniem/nickiem oraz podadzą adres mailowy.
8. Konkurs skierowany do osób posiadających adres zamieszkania w Polsce.
9. Ze zwycięzcą skontaktuję się drogą mailową. W przypadku, gdy zwycięzca w ciągu 7 dni nie odpowie na wiadomość, nastąpi wybór innego wygranego.
10. Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
                                             banerek dla zainteresowanych

wtorek, 25 listopada 2014

Życiowa układanka


Poukładaj mi życie
Ola Józefina Sokołowska

 
Wydawnictwo: Novae Res
Ilość stron: ok. 194
Data premiery: grudzień
Ocena: 5-/6









''Czasami życie wystawia nas na próbę, żeby sprawdzić, jak silni jesteśmy i ile jesteśmy w stanie przetrwać''. Przed takim wyzwaniem stanęła główna bohaterka książki ''Poukładaj mi życie'' Oli Józefiny Sokołowskiej.

Po zdaniu matury Liliana decyduje się na studia prawnicze w Toruniu, przy okazji zapisuje się do wymarzonej szkoły tańca. Nowe miasto, nowe znajomości, to początek wielkich zmian w życiu świeżo upieczonej studentki. Od pewnego czasu  jej uwagę przykuwa Janek, kolega z roku, wysoki, przystojny brunet o magnetyzujących oczach. Między nimi nawiązuje się wzajemna nić sympatii, porozumienia, a nawet czegoś więcej. Jednak Lili próbuje trzymać swoje uczucia na wodzy, wiedząc, że Janek mieszka z dziewczyną, z którą jest w długoletnim związku. Mimo to pod koniec letniej sesji sprawy przybierają nieoczekiwany obrót. Wspólny wyjazd, spacer w deszczu i noc nad rzeką zmienia wszystko w ich przyjacielskich relacjach. Jak dalej potoczą się losy naszych bohaterów? Czy pisane jest im być razem? A może prawdziwa miłość nie zawsze kończy się happy endem?

Ola Józefina Sokołowska to studentka, która każdą wolną chwilę przeznacza na rozwijanie swoich pasji. Nie wyobraża sobie dnia bez tańca i muzyki, tak samo jak bez ludzi, w których towarzystwie lubi spędzać czas prawie tak bardzo jak i na samotnych spacerach. ''Poukładaj mi życie'' jest jej debiutem literackim.

Jest w tej książce coś takiego, że od pierwszej strony mocno wchodzi się w ten wykreowany świat. Fabuła podzielona jest na dwie części. Pierwsza, przedstawia studenckie życie Liliany i jej rozwijającą się znajomość z Jankiem, druga, skupia się na jej sprawach zawodowych i prywatnych. Między tymi dwoma fragmentami istnieje przepaść siedmiu lat. Przyznam, że początkowo myślałam, że mam do czynienia z typowym, banalnym romansem, przez co czułam spory niedosyt z braku jakiejkolwiek oryginalności. Mamy zwyczajną studentkę, która zakochuję się w koledze ze swojej grupy. Trzyma go jednak na dystans, bo wie, że ma dziewczynę. Ale jedna chwila zapomnienia uruchamia lawinę nieprzewidzianych zdarzeń, zmieniając bieg życia Liliany w kierunku, którego nie daje się już zmienić.

''Nasze życie jest już wcześniej zaplanowane i jest gotowym obrazem, który ktoś pociął na części, a one codziennie jak kawałki układanki wskakują na swoje miejsce. Nawet jeśli bardzo byśmy chcieli zmienić coś, co jest z góry przesądzone, i tak nam się to nie uda. Jeżeli mamy spotkać tę jedyną osobę, to nawet jeśli miniemy się parę razy i tak na koniec się zejdziemy. Nie da się uniknąć przeznaczenia i nie da się go oszukać''.

Druga część utworu przedstawia Lilianę jako dwudziestosiedmioletnią właścicielkę szkoły tańca, samotną kobietę, z bagażem doświadczeń. Przypadek sprawia, że na jej drodze ponownie staje Janek, wielka miłość z czasów uniwersyteckich. Odżywają stare wspomnienia i ciepłe uczucia. Ale czy można naprawić krzywdy wyrządzone przed laty? Z zapartym tchem obserwowałam perypetie tych dwojga. Z całych sił kibicowałam temu związkowi. Dlatego też wielkim szokiem było dla mnie zakończenie. Totalnie się nie spodziewałam takiego rozwiązania, a gdybym tylko przypuszczała lub się domyślała, to chyba nie odważyłabym się na dokończenie tej lektury.

Mam nieodparte wrażenie, że powieść jest ''nierówna'' pod względem jakości i sprawności warsztatowej. Może się mylę, jednak pierwsza połowa fabuły wypada raczej średnio. Bohaterowi byli jacyś tacy nieokreśleni, brakowało im życia, charakteru, wielowymiarowości. Może to wina sposobu prowadzenia narracji, który przypomina pamiętnik. Na szczęście w dalszym etapie książki przechodzimy już do bardziej obiektywnego opisu wydarzeń. I tu zaczyna się prawdziwe życie i prawdziwe emocje. Wydawać by się mogło, że ponowne spotkanie Liliany z Jankiem zakończy się jak w komediach romantycznych, w stylu, i żyli razem długo i szczęśliwie. Autorka jednak mnie zaskoczyła, związek dwójki głównych bohaterów to niewątpliwie romans, ale nie taki, który ocieka lukrem. Przeciwnie. To autentyczna, głęboka i szczera miłość, mieniąca się feerią barw w wielu różnych kierunkach. Nie spodziewałam się, że pod tą piękną okładką kryje się tak niezwykła, przejmująca opowieść. Wciąż nie mogę wyrzucić z jej pamięci.

W ogólnym rozrachunku, ''Poukładaj mi życie'' wypada całkiem dobrze. Język pisarki jest prosty i zrozumiały, jak i plastyczny. Akcja ma miarowe i raczej spokojne tempo, chociaż nie brakuje zaskakujących momentów. Bohaterowie początkowo byli mi obojętni, (za mało charakterni) lecz z czasem wczułam się w ich sytuację i bardzo się zżyłam z ich problemami. A co do tych postaci drugoplanowych, to w moim mniemaniu jest ich tutaj zdecydowanie za mało i nie zostały należycie wykreowane. Ciekawym dodatkiem na początku każdego rozdziału (w pierwszej części), są złote myśli Liliany na temat otaczającego ją świata. Z kolei epilog zaskakuje życiową mądrością kobiety, zadowolonej ze swoich osiągnięć i wyborów.

Podsumowując. To subtelny obraz niezwykłej młodzieńczej miłości, którą los dotkliwie doświadczył. Utrzymana w lekko nostalgiczno-refleksyjnym nastroju skłania do zadumy i refleksji nad przemijaniem, ulotnością i kruchością ludzkiej egzystencji oraz wagą miłości. Serdecznie polecam. Myślę, że nie będziecie rozczarowani.

***
Zwiastun książki: klik
Wydawnictwo Novae Res

niedziela, 23 listopada 2014

Wywiad z Niną Reichter

Wreszcie nadszedł ten długo wyczekiwany wywiad z Niną Reichter :) Zgodnie z zasadami konkursu, Pani Nina wybrała najciekawsze jej zdaniem pytania i udzieliła na nie odpowiedzi. Zapraszam do przeczytania wywiadu.

###

Mała Pisareczka
1. Bardzo, bardzo jestem ciekawa, czy była Pani (a może nadal jest) fanką Tokio Hotel? Jeżeli tak, to który z braci Kaulitz jest Pani ulubieńcem?


Nigdy nie byłam fanką zespołu (choć lubię ich jako czwórkę) – byłam fanką braci. I nadal jestem – fanką ich charyzmy. To cecha sine qua non rozpoczęcia kariery muzycznej – a oni mają charyzmy tak dużo, że starczyło na 10 lat obecności w biznesie, w którym co chwila pod kimś otwiera się zapadnia.
Są ludzie wyjątkowi, i  tacy, którzy są przyciągający. Nie wiem, czy zaliczyłabym Kaulitzów do tej pierwszej grupy, ale do drugiej – na pewno. A który z braci jest moim ulubieńcem? Hmm… od sześciu lat zadaję sobie to pytanie przed snem ;) To długo. Więc może jednak są wyjątkowi?
 

2. Ma Pani w planach napisanie kolejnych powieści? Jeżeli tak, to czy byłaby to tematyka podobna do OS?

Gdyby założyć, że jeśli w nowych książkach pojawi się wątek miłosny, to nazwiemy to „tematyką podobną do OS” – to tak, będzie wspólny mianownik. Jednak mam w planach także powieść, w której uczucie stanowi tło. Chciałabym, aby moje książki były różnorodne i chciałabym przyzwyczaić do tego czytelnika. Także – będą totalne romansidła, ale między nimi może być też thriller :) Dla przykładu – popatrzmy na S. Kinga. Jego książki, szczególnie te spoza gatunku horroru, nie są do siebie podobne – każda traktuje o innym problemie. A jednak King ma wiernych czytelników bez względu na obszar literacki, w jakim się porusza. To oczywiście ambitne założenie, ale chciałabym czegoś takiego dla siebie.

3. Jaka scena z OS jest pani ulubioną?

Myślę, że równie dobrze mogłabyś zapytać matkę pięcioraczków, które z dzieci jest jej ulubionym. (Chociaż odpowiedź jest trudna, dopóki są bobasami. Może gdyby wchodziły w okres dojrzewania, kwestia przestałaby być aż tak problematyczna :))
Ale wracając do sedna – nie wiem. I to nie dlatego, że o tym nie myślę (bo to pytanie – na przykład na targach w Krakowie – padło kilkadziesiąt razy), ale dlatego, że jest tak wiele scen, które są dla mnie ważne (choć niekoniecznie muszą być istotne dla powieści), że nie potrafiłabym wybrać między nimi, nawet gdyby dano mi nieograniczony czas do namysłu. Sporo scen jest nierozerwalnie związanych z moimi wspomnieniami – nic dziwnego, że nie potrafię ich zhierarchizować. Ale wspomnienia pisarza, na których opierają się sceny, i spowodowane tym osobiste przywiązanie do nich to jedno. Są jeszcze wspomnienia Z PISANIA tych scen. Niekiedy świetne. Niezapomniane. Więc jak tu wybrać? Nie sposób… między a miłością.

Natalia_Lena
1. Wszyscy oczekują na premierę trzeciego tomu Ostatniej spowiedzi, a ja swoim pytaniem chciałabym wybiec jeszcze dalej w przyszłość - czy planuje pani napisać kolejne książki, a jeśli tak, to czy może pani zdradzić nam coś więcej na ten temat?


To pytanie również wielokrotnie pojawiło się na Targach i mnie zaskoczyło. Nie wiem czemu ludzie przyjęli, że seria OS, jako „dzieło skończone” ma też oznaczać mój finisz jeśli chodzi o karierę pisarską. Wręcz przeciwnie. Nie wiem skąd pomysł, że przestanę pisać – chociaż rzeczywiście nie mam zamiaru wypuszczać nowości co kwartał jak ciepłych bułek z piekarni. Nie lubię pisać w takim trybie – a może przede wszystkim – nie umiem. Uważam, że jeśli powieść ma być przemyślana, powinna się „odleżeć”. Podziwiam jednak (mówię to bez sarkazmu) tych, którzy potrafią wypuszczać książki tak szybko. Pisarzowi potrzebne są różne umiejętności. To jest jedna z nich. 

2. Jak - w skrócie - wyglądała pani pisarska droga od napisania pierwszego zdania do premiery pierwszego tomu ,,Ostatniej spowiedzi"?

Myślę, że podobnie jak droga każdego, kto pisze. Książkę pisze się słowo po słowie. Tak samo jak mur stawia się cegła po cegle. Dopiero z perspektywy czasu i dystansu widać, że stał się wielki i majestatyczny.
A od momentu ukończenia tekstu do wydania? Minęły dwa lat. I dobrze. Wiele się przez ten czas nauczyłam, sporo mogłam poprawić. Dzisiaj wolałabym, żeby minęły trzy. Hmm… a może nie…

3. Tak nawiązując do tytułu trylogii: ,,Ostatnia spowiedź to dla mnie...?" Czym jest dla pani Ostatnia spowiedź? Spełnionym marzeniem, początkiem pisarskiej przygody czy może jeszcze czymś innym?

Spełnionym marzeniem. Ale też początkiem. Czego? Myślę, że zmian. A do jakiego końca mnie zaprowadzi? Nie wiem.

Elenkaa _
1. Co Pani czuła, widząc swoją pierwszą książkę na półce w księgarni?


Zastanawiałam się, czy to na pewno moja książka. A tak poważnie, ktoś kiedyś powiedział – pisarz (nie pamiętam nazwiska), że: dopóki tekst znajduje się w pliku wordowskim, jesteś z nim mocno związany. Ale widząc go już w formie książki na księgarskiej półce, czujesz pewien rodzaj oddzielenia. Wtedy, gdy to usłyszałam, nie wiedziałam o co chodzi i zastanawiałam się, jak można czuć oddzielenie od własnych słów. Słów, które się przecież pamięta. Ale teraz dostrzegam, że jest w tym część prawdy. Choć nie potrafię wyjaśnić, dlaczego.

2. Czy planuje Pani pisać książki nie będące częścią jakiejś serii?

Tak, planuję. Planów jest naprawdę bardzo dużo :)

3. Przyznam, że moją uwagę do książek przyciągnęły piękne okładki. Czy brała Pani udział w ich wyborze i czy jest Pani z nich zadowolona? :)

Miałam to szczęście, że Wydawnictwo, w którym publikuję – Novae Res -  jest bardzo otwarte na partnerską współpracę. Dlatego mogłam uczestniczyć w tworzeniu projektów od początku ich powstawania i okładki OS powstały w większości wg moich pomysłów i sugestii – jedynie fachowo spiętych przez grafików. To ja wyszukiwałam zdjęcia w bankach zdjęć komercyjnych, później podsyłałam propozycje. Dyskutowaliśmy i wspólnie wybieraliśmy optymalne rozwiązanie – rzecz, która zdarza się rzadko na linii autor-wydawca. Nie wiem, jak jest gdzie indziej, bo publikowałam tylko w Novae Res, ale gdy jeszcze współpracowałam z Agencją Autorską Zet-Zet (której chcę serdecznie podziękować za bezinteresowność, rady i cierpliwość do debiutanta) usłyszałam na wejściu, że autorowi raczej nie pozwala się „grymasić” przy okładce. O okładce (czasem też o tytule) decyduje dział marketingu wydawnictwa. Dlatego jestem zadowolona, że wyciągając po premierze z kartonu egzemplarze autorskie, nie muszę się denerwować, że książkę, w którą włożyłam wiele serca, ktoś zepsuł nadając jej formę, która nie koresponduje z moim pojęciem estetyki. To duży komfort być zadowolonym z finalnego produktu.

Doomisia♥
1. Jeśli byłaby szansa na ekranizację "Ostatniej spowiedzi" jakich aktorów widziałaby pani w roli Bradina i Ally?


Myślę, że jeśli chodzi o Ally, to modelka, którą wybraliśmy na okładkę tomu II i III (to ta sama osoba) jest idealna. Natomiast Bradin i Tom? Tu chyba Jakub Gierszał musiałby się rozdwoić. Dlaczego? Patrząc na fizyczność, to niemal Bradin. A Tom? No cóż, chociaż – w moim odczuciu – Gierszał nie jest podobny do Toma, to jest on najlepszym młodym Polskim aktorem, więc zarazem osobą, która podołałaby tej roli w taki sposób, żeby oddać cierpienie. Potrzebowałby jednak (i nie wiem, jak by to załatwił) szczypty chodu Bartosza Obuchowicza. Chyba jestem zbyt wymagająca ;)
Jednak pomijając powyższe uważam, że tworzenie takich list to nie najlepsze posunięcie. Każdy widzi fizyczność bohaterów inaczej – i tak powinno pozostać, bo między innymi to różni literaturę od filmu. W książkach wprawdzie też mamy wykreowany świat, jednak taki, który czytelnik może dostosować do własnych potrzeb. Film narzuca to, co książka pozwala rozwijać. Poza tym to nie wygląd, a dobrze nakreślony charakter postaci pozwala czytelnikowi spojrzeć na bohatera oczami autora. Więc zostawmy fizyczność.

mam namyszy
1. Moja miłość do słodkości jest doprawdy nierozerwalna. Gdy się złoszczę- sięgam po słodycze, jestem szczęśliwy- także sięgam po słodycze. A gdyby dziwnym trafem zamieniła się Pani w "coś słodkiego", co by to było? Jakie miałaby Pani nadzienie?


Nie lubię słodyczy. A gdy myślę o czymś najpaskudniejszym, a równocześnie najbardziej ciekawym, bo słodkogorzkim, przychodzi mi na myśl lukrecja. Więc chyba byłabym lukrecją. Ale z drugiej strony brzmi to jak napuszona kreacja własnej osoby pt. Och Jaka Jestem Tajemnicza – a tego nie znoszę. Więc powiem inaczej. Nie lubię słodkiego, ale lubię słone. Prawdopodobnie po prostu byłabym miseczką mdłych, słono-kwaśnych chipsów Tyrrells Salt & Vinegar (uwielbiam je). I tyle.

2. Ma Pani niesamowitą możliwość spotkania się z Ally oraz Bradinem, bohaterami z Pani książek. Jakie miejsce wybrałaby Pani na spotkanie i o co chciała ich zapytać?

To nie jest niesamowita możliwość. Spotykam ich w mojej głowie kiedy chcę – chociażby teraz. A teraz siedzę w piżamie z laptopem na kolanach i grzeję się suszarką, bo mi zimno. Ally, przywołana w myślach, właśnie usiadła po turecku na moim biurku. I powiedziała: „Zastanów się, kobieto, co piszesz, bo… piżama, serio? To wywiad. Masz być poważna, a brzmisz jak pijana albo chora psychicznie.”
A Bradin (stojący obok) się na to roześmiał.
Tom nawet nie podniósł głowy. Bawi się telefonem. Siedzi przy ścianie i ma własne sprawy. Poza tym mało go obchodzi, co tu dla Was nabzdurzę. No cóż, wybaczam mu. Taki już jest ;)
 

3. Słyszymy ją, gdy spokojnie powiewa w lesie. Dostrzegamy ją także ukrytą pomiędzy metrem, a ruchliwą drogą. Można powiedzieć, że jest niesamowitą czarodziejką, bowiem jak nikt działa na nasze uczucia. Rozwesela, smuci i zabawia. To właśnie melodia. Kobieta, której nie widzimy, ale słyszymy doskonale. Jaką melodią jest Pani życie? Czy jest pobudzającym rockowym koncertem, czy jednak powolną operą mydlaną?

Jest melancholijnym, płynącym wolno soundtrackiem nastrojowego, spokojnego filmu o miłości. Przynajmniej od jakiegoś czasu.
 
Sylwia Niemiec
1. Jakimi cechami, według Pani, powinien charakteryzować się pisarz, autor książek?


Pracowitością; wręcz obłąkańczym zapałem do pracy. I konsekwencją.  Oraz szczerością. I odwagą. Pisarz, który nie ma odwagi pisać o własnych emocjach, nie napisze prawdy o niczyich.
Ale najlepiej wskazuje to King:
„Bo pisarze pamiętają wszystko [...]. Zwłaszcza bolesne przeżycia. Rozbierz pisarza do naga, wskaż palcem na jego blizny, a on zaserwuje ci opowiastkę o najdrobniejszej z tych blizn. O tych większych napisze sporych rozmiarów powieść. Nie wymiga się amnezją. Dobrze jest mieć odrobinę talentu, jeżeli chcesz być pisarzem, ale tak naprawdę to tym, czego potrzebujesz, jest zdolność przypominania sobie okoliczności, w jakich nabawiłeś się każdej z tych blizn.”
Stephen King (z książki Misery)

Przydaje się też przekorny brak strachu przed odbiorem ;)

2. Czy podczas pisania OS miała Pani wewnętrzne dylematy, przełomy, czy był taki moment, kiedy pisząc zdała sobie Pani sprawę, że coś Pani robi nie tak (w Pani życiu osobistym), czy na jakiejś płaszczyźnie dopadły Panią wyrzuty sumienia?

Na pewno zaniedbywałam w tym czasie to, co psychologowie na terapiach małżeńskich nazywają “wartościowym czasem dla pary”. Kino, długie rozmowy, wspólne leniwe weekendy. Ale dylematów z tego tytułu sobie nie przypominam :)

Magnitudoa
1. Jak brzmiało pierwsze zdanie, które stworzyła Pani podczas pisania pierwszego tomu książki OS?


 „Ja znałam ich obu”. I chodziło o dwie twarze Brade’a. Zdanie to znajdowało się w przemowie Ally w III tomie – kto czytał, ten wie, o co chodzi. Tę przemowę napisałam najpierw, jeszcze zanim zaczęłam pisać OS I.

monalisap
1. Z którym bohaterem/ bohaterką swoich powieści czuje się Pani najbardziej związana i dlaczego?

Na razie z Wielką Trójcą OS: Ally, Bradinem i Tomem – chyba w jednakowym wymiarze, choć gdybym miała plasować tych bohaterów na pozycjach, to właśnie Tom, a nie Brade, byłby na drugim miejscu. Natomiast mam nadzieję, że będę miała okazję odpowiedzieć na to pytanie za pięć lat i powiem co innego. Naprawdę mam taką nadzieję.

2. Czy show-biznes jako środowisko ma swoje własne prawa wg Pani? Jeśli tak, to jakie?

Myślę, że jak w każdym środowisku, w którym wchodzą w grę duże pieniądze, jest tam sporo nieczystych intencji, bezwzględnych decyzji i po prostu obłudy. Ot, natura ludzka.

martucha180
1. Zapewne ma Pani przyjaciółkę Wenę. Jaka ona jest?


Gdyby to miała być przyjaciółka, to musiałybyśmy umówić się na długą i raczej nieprzyjemną pogawędkę przy winie, bo niewdzięczna franca przepadła jak kamień w wodę i nie odzywała się od roku (nie słyszała o Facebooku?). A tak poważnie. Wena jest jak szczęśliwy rozbłysk światła w mroku na wyboistej drodze. Gdy się pojawi, możesz iść pewnie, bo widzisz, gdzie znajdują się kamienie, które trzeba omijać, żeby przez nie nie przepaść. Przez większość czasu jednak musisz się nauczyć chodzić po ciemku (a raczej po omacku). Droga trwa wtedy dużej, lecz jeśli jesteś ostrożny, także dojdziesz do celu. Choć prawdopodobnie z poobijanymi kolanami.

2. Czym jest dla Pani SŁOWO?

Dłutem. Nie, nie przejęzyczyłam się. Dłutem.
 

3. Pisanie książek wymaga lekkiego pióra. Jak z jego lekkością było w czasach szkolnych? Jak Pani wypracowania oceniali poloniści – co chwalili, a co krytykowali? Czy widzieli w Pani talent literacki czy wręcz przeciwnie?

Byłam świetna w rozprawkach i wytykaniu innym ich głupoty za pomocą pióra – to było chwalone, pamiętam :) Ale nie pamiętam ani jednego zdania na temat jakichś innych moich tworów literackich – jeżeli w ogóle tak będziemy je nazywać.

Joanna Stoczko
1. Oglądając pewien film, zauważyłam na ścianie restauracji jednego z głównych bohaterów tekst: „Nigdy nie pozwól, by strach przed działaniem wykluczył Cię z gry”. Zgadza się Pani z tą myślą? Gdy postanowiła Pani napisać bloga, to spodziewała się Pani, że skończy się to pierwszą debiutancką powieścią? Gdy wydawała Pani I część "Ostatniej spowiedzi", to dosięgły Panią w którymś momencie wątpliwości typu: „książka się nie przyjmie”, „skrytykują ją” itp.?


„Nigdy nie pozwól, by strach przed działaniem wykluczył Cię z gry”. Hmm…
Myślę, że wszyscy – szczególnie w dzisiejszych czasach, gdy jesteśmy zastraszani poczuciem ciągłej rywalizacji, i od dziecka urabiani do bycia ludźmi o zaniżonym poczuciu własnej wartości (bo to najlepszy konsument) – powinniśmy powiesić sobie te słowa nad łóżkiem.

Henry Ford powiedział kiedyś: Ten kto uważa, że może, ma rację. Ten, kto uważa, że nie może – prawdopodobnie też ją ma.
Czy gdy pisałam OS w formie bloga przypuszczałam, że będzie z tego powieść? Nie. Bo nie miałam takich planów (przyszły dopiero pod koniec tworzenia tekstu). Natomiast nigdy nie miałam wątpliwości, czy książka się przyjmie. Najmniejszych. Bo z OS było trochę jak z pamiętnikiem. Piszesz dla siebie i piszesz prawdę (w pewnym sensie). Obchodzi Cię, jak to się „przyjmie”? Raczej nie.
Gdy jesteśmy szczerzy i działamy w zgodzie z sobą, nie kończy to zwykle autopretensją. Inaczej, gdy chcemy kogoś oszukać. W tym wypadku siebie albo czytelnika.
Poza tym, prawda emocjonalna z reguły sprzedaje się całkiem nieźle :)

2. „Nikt nie może uciec przed własnym sercem. Dlatego już lepiej słuchać, co ono mówi. Aby żaden niespodziewany cios nigdy cię nie dosięgnął”- możemy przeczytać w „Alchemiku” Paula Coelho. W pracy i w życiu prywatnym częściej słucha Pani serca, czy jednak rozumu? Co w Pani przypadku jest bardziej zawodne?

 W moim przypadku jedno i drugie dobrze ze sobą współdziała, więc chyba po prostu mam szczęście :)

3. Co jest dla Pani ważniejsze- iść czy dojść? Co czuła Pani w chwili pisania kolejnych stron, kolejnych zdań książki (bloga)? Jakie uczucia (być może ze sobą sprzeczne) Pani towarzyszyły, gdy skończyła Pani niesamowicie emocjonująca historie prostej, nieśmiałej dziewczyny i znanego, zabójczo przystojnego rockmana?

Ważne jest dla mnie dojście do celu. Ale jeżeli nie bawi mnie sam proces, wiem, że dojdę donikąd.
Jakie uczucia mi towarzyszyły, gdy skończyłam? Rozpierająca (pewnie dość niezdrowa)…Duma. Skończyłam pisać 02.08. Do dziś to dla mnie bardzo ważny dzień w roku.
 

4. Móc zadać pytania tak niesamowitej pisarce, to już jest nagroda sama w sobie. Z niecierpliwością oczekuje na kolejne pełne napięcia i emanujące prawdą Pani książki.

To niesamowicie miłe słowa. Dziękuję serdecznie :)

Patka
1. Z pewnością każdy fan serii zgodzi się ze stwierdzeniem, że dodanie soundtracku do odpowiednich cen książki było strzałem w dziesiątkę. I tu rodzi się pytanie: skąd wziął się taki pomysł i czy to wybrane piosenki inspirowały kolejne sceny, czy wręcz przeciwnie- szukała ich Pani już po napisaniu rozdziału?

To nie było zamierzone, ale dość często soundtrack pomagał w stworzeniu sceny poprzez stawanie się mimowolną inspiracją. Z reguły najpierw był pomysł na scenę, potem piosenka, potem tekst rozdziału. Oczywiście soundtracki nie towarzyszą wszystkim scenom, tylko takim, gdzie istotnie były potrzebne. Nie szukałam niczego na siłę.

2. Bohaterowie serii muszą przejść naprawdę wyboistą drogę by odnaleźć wspólne szczęście, a los stawia przed nimi coraz to nowe wyzwania. Zapewne również dla Pani, jako pisarki wyzwaniem było znalezienie rozwiązań dla tych wszystkich problemów. Czy zdarzyło się kiedyś, że podczas pisania, historia skomplikowała się do tego stopnia, że nie wiedziała Pani jakie rozwiązanie powinni wybrać bohaterowie? Jeśli tak jaka to była sytuacja?

Tak, zdarzyło się, że się zapętliłam. Ale tych scen nie ma w książce, bo jako pierwszych się ich pozbyłam. Ponieważ odcinki na blogu publikowałam co tydzień, wpadłam kiedyś na pomysł by dodać Bradinowi jeden wypadek w tomie II. Miał to być wypadek samochodowy i miał się wydarzyć przed samym podjęciem decyzji o dziecku (i też w pewnym sensie ją przyśpieszyć). Podobało mi się, jak napisane były tamte sceny, ale sam pomysł uważałam za nachalny (i – co tu dużo mówić – tani). Nigdy się to nie zmieniło, więc podczas redakcji z ulgą to wyrzuciłam.

3. Często zdarza się, że autorzy powracają do swoich serii w krótkich nowelkach, lub tomach pisanych z perspektywy innego bohatera. Czy planowała Pani podobny powrót do serii, czy tom III jest ostatecznym rozstaniem z Bradinem i Ally?

Pisanie o bohaterach OS (Ally, Bradinie czy Tomie) w taki sposób, żeby byli oni postaciami pierwszoplanowymi na pewno jest już skończone. Cykl Ostatnia spowiedź jest zamkniętą całością i nie wyobrażam sobie rozgrzebywania tego, lub dopisywania kolejnych wątków (chociaż to kuszące, bo znam bohaterów tak dobrze, że prawdopodobnie mogłabym to robić jedną ręką, świetnie się przy tym bawiąc). Ale, jak to powiedział kiedyś Harlan Coben w rozmowie o Myronie Bolitarze, bohaterze jego serii kryminalnej: Jest pewna określona prawdopodobieństwem ilość nieszczęść, która może spotkać jedną osobę; i tylko kilka razy może dojść u niej do przetasowania priorytetów życiowych wskutek traumatycznych przeżyć. Po przekroczeniu tej liczby wszystko staje się niewiarygodne. Dlatego nigdy nie wrócę do OS w sensie kontynuacji.
Jednocześnie nie wykluczam, że w kolejnych książkach inny bohater np. usłyszy Bitter Grace w radiu –  tego typu sprawy. Jednak raczej nie będzie to nic więcej.
 
4. Chciałam jeszcze zapytać o to, czy inne powieści także są planowane, ale przekroczyłabym limit, a takie pytanie już padło. Dlatego nie pozostaje mi nic innego niż trzymać kciuki i mieć nadzieję, że odpowiedź będzie twierdząca, bo z przyjemnością zgromadziłabym na swojej półce jak największą kolekcję książek Pani autorstwa ;-)

Dziękuję serdecznie.

Sylwka S.
1. Każda z nas zawsze marzyła o księciu z bajki, przystojnym z poczuciem humoru. Jaki typ mężczyzn się Pani podobał jak była Pani nastolatką?


Niepokorny brunet o brązowych oczach. Czyli – powiedzmy sobie szczerze – nastoletnia sztampa :) Ale miałam rozstrzał, bo drugi w kolejce do tronu był John Smith z Pocahontas – a więc trochę ten mój gust miał rozbieżnego zeza :)
W liceum coś się zmieniło i podobali mi się tylko mężczyźni ze znaczną, naprawdę znaczną nadwagą (ciekawe jaki problem osobowościowy znalazłby w tym doktor Freaud, gdyby się nad tym zastanowił).
Na studiach z kolei modliłam się do dobrze ubranych chuderlawców w typie Bradina.
Potem wszystko się jakoś uśredniło. Życie uśrednia :) (hasełko prawie tak trafione jak „zawsze coca-cola”). Ale bądźmy poważne.
Bill Kaulitz / Josh Halloway
Każda z nas ma taki jeden typ. Ja mam dwa. Lubię facetów bardzo, ale to niemal słownikowo męskich, albo takich całkiem dziwnych – takich że nie da się ich zaklasyfikować do żadnej kategorii. Dlatego moja skala waha się od Billa Kaulitza do Josha Hollowaya. Za to bez półśrodków.
Wybryk w tym zestawieniu stanowi Mark Darcy z Bridget Jones, który jest po prostu tak ujmująco ciepły i przywodzi na myśl rozgrzewającą herbatę w świąteczny dzień, że może nawet składać te swoje majtki w kostkę i nic mnie do niego nie zniechęci.
Ok, ale teraz mówimy już o zachowani, a nie o wyglądzie.

2. Wspomnienie z dzieciństwa, które pamięta Pani do dziś?

Uczucie niemal magicznego oczarowania i specyficznego dziecięcego entuzjazmu, gdy po raz pierwszy w wigilijne popołudnie oglądałam Kevina samego w domu. Czułam się jakbym przeżywała przygodę, weszła do jakiejś zaklętej krainy, jak w amerykańskim śnie.
Wyobrażałam sobie, że i u mnie na kominku wiszą czerwone, robione na drutach skarpety, że i na mojej ulicy są domy przystrojone jak zółto-czerwone pochodnie. Od tamtej chwili atmosfera świąt zawsze ma dla mnie tę magię. Chodź może inaczej – staram się, by mój dom emanował taką właśnie atmosferą magii. To dla mnie ważne. Każdego roku kupuję masę czerwono-złotych świątecznych bibelotów, choć mam ich już mnóstwo, i każdego roku mam wielką frajdę dekorując dom. Potem siadam w salonie pod kocem i popijając grzane wino nad którym unosi się zapach goździków, cieszę oko tym, jak wygląda otoczenie wokół mnie.

3. Każdy ma w życiu sytuacje, z których jest dumny lub odwrotnie. Co najbardziej szalonego zrobiła Pani w swoim życiu, a co chciałaby zrobić?

Co najbardziej szalonego…
Na pewno nie jestem typem szalonego łowcy wrażeń. Myśl o skoku na bungee wywołuje u mnie raczej falę nerwowego śmiechu niż ekscytacji, a informacje o tym, że ktoś, gdzieś znów przeszedł po linie bez zabezpieczeń nad budynkami  przyprawiają mnie o chęć wykonania pobłażliwego gestu piętnującego głupotę, a nie o westchnięcie zachwytu.
Chyba lubię przygody bezpieczne – niesamowite podróże w głąb dżungli z książkami Cejrowskiego, wyprawy (nawet w kosmos) z perspektywy kinowego fotela. Szalone rzeczy robiłam tylko w miłości i było to dawno temu. Ale nie opowiem o nich teraz. Znajdziecie je na kartach książek.

#Ivy
1. Zauważyłam, że wielu pisarzy ma w swoim domu mruczące istoty, zwane kotami. Dlatego też moja myśl brzmi tak: czy koty lubią przeszkadzać w pisaniu czy jednak dają tę siłę, by przetrwać zastój słów i zacząć tworzyć dalej?


Koty lubią słodko przeszkadzać we wszystkim i każdy, kto obcował z nimi bliżej, dobrze o tym wie. Mój upodobał sobie wędrowanie wte i wewte po klawiaturze komputera, ale robi to tylko wtedy, gdy (wydaje mu się, że) go nie widzę.
Myślę, że koty są po prostu mniej inwazyjne od psów, więc dla pisarzy wygodniejsze. Nic nie wyprowadza mnie z równowagi bardziej niż sytuacja, kiedy dobrze mi się pracuje, lecz muszę wyjść (np. z psem na siku). Mój kot lubi wylegiwać się na kolanach, bardzo lubi też spać ze mną w łóżku (całkiem dosłownie) na mojej szyi. Ale to Devon. To co innego. To nie koty a raczej specyficzne połączenie psa, pluszaka, gremlina i małpy. (A teraz, Suri, możesz bezkarnie ugryźć Panią za to, co powiedziała publicznie na twój temat).

izabela81
1.Młodsze czytelniczki znajdują w Pani książkach romantyczne głębokie uczucie, a dojrzałe kobiety - własne życiowe decyzje, ich konsekwencje, wnioski i tęsknotę za naiwnością. Jak i co zrobić, aby zainteresować książką różne pokolenia kobiet?


Nie wiem, czy pisanie książki pod presją celu zainteresowania nią kogokolwiek poza autorem to dobry pomysł. Myślę, że co najmniej ryzykowny. Natomiast zasadza jest jedna. Ludzie są podobni. Więc jeżeli tobie podoba się twoja książka, jesteś nią oczarowany i uważasz, że jest prawdziwa (bo emocjonalna a nie efekciarska) to istnieje spore prawdopodobieństwo, że znajdzie się co najmniej kilkanaście innych osób, którym również się ona spodoba. A może kilkanaście tysięcy.

2. "Poczuj, jak kocha ten, którego kochają tysiące..." Czy chciałaby Pani to poczuć?

Hmm (uśmiecha się tajemniczo) :)

3. Czy czytając książki, szuka Pani w nich odpowiedzi na nurtujące Panią pytania?

Nigdy tych odpowiedzi nie szukam. Ale przeważnie znajduję.

Sensitiva
2. Do której z bohaterek OS Pani najbliżej?


Na pewno do Ally. Obdarowałam ją swoim (oślim) uporem bardzo hojnie. Ale Violet także nie jest mi obca. Rozumiem ją. Dlatego nie chciałam, by tworzyła w tej historii postać negatywną, bo w moim zamyśle nigdy nie była zła ani okrutna. Była tylko zakochana. A za to nikogo nie możemy winić.

Mroczna Enfer
1. Czytając trochę o Pani natknęłam się na część wywiadu w którym spytano Panią o ulubioną książkę. Odpowiedziała Pani jeśli można zacytuje „Nie umiałabym wybrać jednej. Ale gdyby na świecie miał pozostać tylko jeden autor, to bez zastanowienia King – bo genialny Yates już nie żyje.” Trochę zaintrygowało mnie to o King'u , bo ja też bardzo lubię tego pisarza i jego książki. Też chciałam dowiedzieć się kim był Yates, więc poszperałam w Internecie i jego dzieła mnie zaciekawiły. Możliwe że dzięki Pani znajdzie jego dzieła i je przeczytam(Albo sie postaram). Mało jest autorów książek, którzy lubią innych autorów. Ale ja mam pytanie co do King'a. Za co Pani lubi tego autora, czy brała pani jakieś inspiracje z jego dzieł do własnych książek, albo dzięki niemu zaczęła Pani pisać inne książki (chodzi mi czy Pani pisała jakiegoś bloga, książkę, której Pani nie opublikowała)?


King to temat rzeka. A próba objęcia w ramki elementów, za które lubię jego twórczość, jest jak próba złapania muchy pod naparstek. Ilekroć chcę zacząć zdanie uzasadniające tę miłość, przypominam sobie, że powinnam przecież zacząć od czegoś innego. Czy rzadko spotyka się autorów, którzy lubią innych autorów? Wątpię. Może nie wszyscy przyznają się do swoich sympatii, ale na pewno mają faworytów. To naturalne. Poza tym czytanie jest integralną częścią tego zawodu. Czytasz, by łapać rytm ale też się doszkalać. Co to by była za katorga, gdybyśmy czytali, ale nie mieli ulubionych autorów, ani z tego frajdy? Musiałabym się przebranżowić.
Zastanawiam się nad Kingiem już od dłuższej chwili i myślę, że najbardziej (poza świetnym stylem) lubię w jego książkach to, że mnie zaskakują.
Nie tylko fabularnie, ale ze sceny na scenę. A tak naprawdę ze zdania na zdanie. Pisarze mają to do siebie, że meandrują w schematach. Niektórzy tworzą zbitki zdań tak banalne, że z początkiem akapitu jesteś już w stanie przewidzieć, co znajdziesz na jego końcu. King nigdy nie ciągnie czytelnika za sobą utartym szlakiem. Obrazy są żywe, nowe, ciekawe a nie powtarzalne jak reklamy polis ubezpieczeniowych. Poza tym komentowanie umiejętności Kinga… no co tu dużo mówić – mnie peszy. Więc może pogadamy o nim w wywiadzie za 20 lat, jeśli będzie ku temu okazja?

"Oto kto wpisywał dedykacje do książek - prawda się wydała!"
2. A teraz zadam takie pytanie nie związane z książkami. Tak jak we wcześniejszym pytaniu znalazłam, że Pani lubi koty. Nie byle jakie. Rasa Devon Rex jest jedną z moich ulubionych, jestem wielka miłośniczką kotów, każdej rasy. Ale ulubione to Devon Rexy, Sfinksy i koty Brytyjskie. Sama mam dwa w domu. Chciałabym wiedzieć za co Pani tak lubi te koty (Devon Rex) i czy Pani posiada kota, lub koty?

Tak, mam cudowną ciekawską Devonicę, bardzo drobną. Ale pisałam o niej wyżej, więc nie chcę, żeby ugryzła mnie dwukrotnie :)

3. No i ostatnie pytanie. Takie krótkie. Czy ma Pani jakieś rady dla młodych pisarzy, którzy zaczynają swoją przygodę? Chciałabym strasznie wiedzieć. Pisze własne opowiadania i historie, ale potrzebuje jakieś rady.

Potrzebuję „jakiejś rady” to bardzo głęboka woda. Nie mogę Ci odpowiedzieć, skoro nie określiłaś, w jakim zakresie rady potrzebujesz? Planu fabuły? Warsztatu?
Myślę, że taką zawsze-bezpieczną radą jest: dużo czytać. To nikomu jeszcze nie zaszkodziło (a tym, którzy chcą pisać bardzo pomaga) – ale chyba najlepszą radą, jaką usłyszałam (przekazał mi ją Lee Child, jakże personalnie, poprzez Youtube) było: nie słuchaj żadnych rad, bo mają tę wadę, że zapadają w pamięć. Inną dość ciekawą dał Harlan Coben: Jeśli możesz zajmować się w życiu czymkolwiek innym niż pisaniem – rób to!  Także wybierz sobie radę, która najbardziej Ci się podoba, a ja natomiast idę rzeźbić w literkach przez następne (pewnie) siedem godzin, bo wbrew wszelkim radom i logice – to jedno zajęcie mnie nie nudzi.

4. Chciałabym Pani tylko jeszcze podziękować za tak wspaniałe książki. Nie mogę się doczekać „Ostatniej Spowiedzi. Tom III”. Życzę Pani inspiracji do kolejnych udanych części, lub nowych powieści i nowych fanów, których jest naprawdę dużo.

Bardzo mi miło, dziękuję :)

Zosia Samosia :)
1. Pani motto życiowe to ''Nie być roszczeniową'' dlaczego akurat to. Jakie to motto ma przesłanie dla Pani?


To najciekawsze pytanie. Nie być roszczeniową to dla mnie „nie czekać, aż ktoś coś zrobi dla ciebie” – albo za ciebie. I nie podchodzić do spraw z nastawieniem: to mi się należy. Ludzi w ten sposób myślących jest mnóstwo. Jeśli się rozejrzysz się, wszędzie ich zobaczysz. Siedzą z nachmurzonymi minami, z założonymi rękami, i opowiadają każdemu, kto tylko chce ich słuchać, jak to ktoś inny zawiódł ich oczekiwania.
Póki będziesz myśleć, że coś ci się należy, niczego nie dostaniesz. Natomiast gdy zakasasz rękawy i zatroszczysz się o wszystko samodzielnie, nagle pojawi się kolejka ludzi, którzy zechcą ci pomóc. Być może dlatego, że świat lubi liderów. Ale także dlatego, że nagle staniesz się dla innych świetnym interesem – takim, na którym mogą zarobić. I nagle decyzje będą należeć do ciebie. A wszystko dlatego, że na początku dawałaś coś z siebie, zamiast oczekiwać.

2. Do dziś pamiętam zapach ... ?

…szamponu do włosów, gdy miałam siedemnaście/osiemnaście lat, stałam pod prysznicem, a ciepła woda spływała mi po twarzy. Gdzieś na zewnątrz, w tym samym czasie, działy się najgorsze rzeczy w moim życiu. Zapach sprowadza cię z powrotem do chwil i miejsc. Ten zapach tam właśnie mnie sprowadza. To był Timotei. Pachniał kasztanami.

3. Gdyby wiedziała Pani, że ma przed sobą tylko jeden dzień życia, jakby go Pani spędziła i co by robiła w tych ostatnich minutach? Oprócz spędzenia czasu z najbliższymi bo tego pragnie każdy z nas.

Kiedyś o tym myślałam. Dawno temu. I doszłam do wniosku, że napisałabym najlepszą, najbardziej emocjonalną scenę, jaką byłabym w stanie wykrzesać z własnej smutnej duszy.
Ale teraz już nie wiem. Użycie uśrednia :) A poza tym moja dusza już nie jest smutna.

Gosiek BK
1. Czy ma Pani w planach napisać kolejną książkę? Z jakiego gatunku i o czym ona by była?


Z jakiego gatunku… Moim zamiarem (jeśli nie planem) jest zaskakiwać czytelnika. Nie być jednowymiarową. J.K. Rowling jest tu świetnym przykładem. Wszyscy zastanawiali się, co napisze, po HP. Więc i ja Was zaskoczę. Mam nadzieję – nie raz. Jednak wątek miłośny zawsze będzie się przewijał – nie pójdę w miecze i smoki, bez obaw.

Anita Stepień
2. Gdyby była taka możliwość i mogła by Pani przeżyć jeden dzień jako inna osoba nie koniecznie już żyjąca kto to by był i w jakim momencie życia tej osoby by Pani chciała trafić?


Byłaby to piosenkarka o bardzo szerokiej skali głosu. Lubię śpiewać, ale naprawdę nie mam do tego talentu. Chciałabym móc się wydrzeć na całe gardło (chociażby w zaciszu 4 ścian mieszkania, niekoniecznie na scenie) i doświadczyć, jakie to uczucie, gdy z gardła wydobywają się piękne, bezbłędne, czyste dźwięki. Więc chodzi raczej o przeżycie związane z umiejętnościami, których nie mam, a nie o konkretną osobą.

Marta Czaicka
1. Czy w Pani życiu stało się coś co skłoniło lub zainspirowało Panią do napisania tej historii?


Tak.

2. Czy po wydaniu pierwszej książki było coś co w tej chwili chciała by Pani w niej zmienić?

Nie :) Ale za 5 lat pewnie się pojawi.

Ewa Robak

1. Witam serdecznie. Pamiętam jak dostałam OS na 18 urodziny. Zwykłą niezwykłą książkę, gdzie bohaterowie są tacy jak my. Stąd moje pytanie, czy Ally posiada Pani cechy charakteru? Czy wręcz przeciwnie, utożsamia kogoś kim Pani chciałaby skrycie być?


Czy chciałabym być skrycie nią? Nigdy w życiu. Natomiast jesteśmy podobne. Charakterologicznie tożsame. Więc zdaje się, że nie uciekniemy jedna od drugiej :)

2. Bardzo dziękuję za tą serię, która zmienia nasz światopogląd.

Wow. Dziękuję.

Literatka M.
2. Czy napisanie i wydanie książki było Pani marzeniem z dzieciństwa, czy może wzięła się Pani za swoją powieść tak 'z marszu' i się po prostu udało?


Gdyby ktoś powiedział mi 7 lat temu, że napiszę i wydam serię książek, wyplułabym ze śmiechu wszystko, co akurat bym piła. Nie, to absolutnie nie było moje marzenie. Chociaż przypominam sobie ciekawą myśl, gdy miałam lat 11 – przez krótki czas chciałam napisać poradnik chemiczno-kulinarny – ale to jedyne „pisarskie” marzenie, jakie pamiętam. Nie pytajcie mnie dziś, o co mi chodziło :)

3. Pani twórczość jest znana i ceniona. Czuje się Pani spełniona zawodowo czy też ma Pani większe ambicje i chce coś więcej osiągnąć?

Czuję, że z Ostatnią spowiedzią stało się to, co powinno było się z nią stać. Ta seria była dla mnie najważniejsza – więc najważniejsze za mną. Z myślą „zrobiłam to, co miałam zrobić” wypływam teraz na ocean możliwości. To fajne mieć komfort takich odczuć. I płyniemy dalej.

Martyna Kapitanska
3. "Najpiękniejsze są niespełnione marzenia" napisał w jednej ze swoich powieści Rafał Kosik. Czy Pani ma takie marzenia? Czy może wraz z wydaniem książki zrealizowała Pani swoje wszystkie sny?


Ostatnio doszłam do wniosku, że człowiek staje się szczęśliwy, kiedy już nie chce się zmieniać. Jestem teraz na takim etapie. Nie zmieniam już siebie. W obecnej sytuacji nie zmieniłabym nic. Ale czy mam marzenia? Te ważne zrealizowałam, reszta to zachcianki. Pozostają jeszcze plany. Ale to po prostu efekt ciągłości interesów. Człowiek musi planować. Choć gdy jest szczęśliwy żyje bardziej tu i teraz.

kwiatusia
1. Czy przed przystąpieniem do pisania książki ma Pani już stricte określoną fabułę; czy bohaterowie, ich losy, zwroty akcji powstają dopiero z chwilą tworzenia powieści?


Bohaterowie są od początku jasno nakreśleni i nie umiem pracować bez chociażby ramowego planu. Jednak szczegóły – tak – wpadają po drodze, i zdarza się (choć nieczęsto) że fabuła podryfuje nagle dzięki jednej niezaplanowanej scenie w inne lepsze miejsce. Jednak zwroty akcji muszę znać od początku – chociażby dlatego, by odpowiednio je umiejscowić. Tak naprawdę jestem typowym control freakiem, do wszystkiego robię „listy zadań”. Ktoś, kto w chaosie czuje się jak w więzieniu nie mógłby zacząć pisać powieści na żywioł, bo z pewnością doszedłby donikąd. Ja na pewno.

2. Czy po wydaniu książek Pani życie się zmieniło? Jakie są plusy i minusy bycia pisarką?

Moje życie bardzo się zmieniło. Przede wszystkim pracuję teraz dużo ciężej (śmiech). Ale życie pisarza, wbrew stereotypowi mówiącemu o tym, że to praca ciekawa i twórcza, jest dość samotnym zajęciem. Pisarz wypływa na szerokie wody swojej wyobraźni z reguły w szlafroku, często przed śniadaniem. Jeżeli ubierze się do obiadu – jest nieźle. Jeżeli nie – jeszcze lepiej, bo to oznacza, że tym razem szerokie wody poniosły go daleko i być może coś będzie z tych kilku godzin, w których hodował garb. Dzwoniący w południe znajomi nie rozumieją, że „nie wyjdziesz na lunch, bo pracujesz” – w końcu siedzisz w domu. A przychodzący wieczorem małżonek nie umie uwierzyć, że napisałaś tylko kilka stron – to co robiłaś cały dzień? Gdy rozmawiasz z koleżankami „o pracy” i opowiadasz im o przygodach bohatera literackiego, zamiast o delegacjach i tabelkach w excelu, zaczynają siedzieć sztywno i wiercić się na krześle, patrząc na ciebie tak, jakbyś na ich oczach nagle zzieleniała albo miała coś na nosie, a Sąsiadka Wiem Lepiej nieustannie się dziwi, że zamieniłaś porządny zawód na hobby (przynajmniej do chwili, kiedy zobaczy twoje zdjęcie w plotkarskim magazynie). Plusem tego zajęcia jest to, że nie użerasz się z szefem – choć to też prawda w połowie. Twój szef (ty sam) ma demony – często są to demony własnej niepewności, perfekcjonizmu. Chyba nie umiem tchnąć pozytywnego ducha w odpowiedź na to pytanie… Sorry :)

3. Czy zgadza się Pani ze słowami: "Niewiele rzeczy ma na człowieka tak wielki wpływ jak pierwsza książka, która od razu trafia do jego serca" (cytat pochodzi z książki "Cień wiatru" Carlos Ruiz Zafón)?
Jeśli tak, to proszę nam zdradzić tytuł pierwszej powieści, która Panią oczarowała.


Zgadzam się z tym stwierdzeniem całkowicie. I też mam swoją szufladkę „Arcydzieła”. Ale wolę myśleć, że ta NAJBARDZIEJ WYJĄTKOWA książka jest jeszcze przede mną. A ta pierwsza najpierwsza… no cóż… Napisał ją mężczyzna. Być może kiedyś Wam o niej opowiem :)
P. S. Właśnie sprawiłaś, że wstałam z fotela i sięgnęłam po powieść Zafona, która  czekała na swoją kolejkę :)
Pozdrawiam,
N.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Dziękuję serdecznie Pani Ninie Reichter za poświęcenie swojego cennego czasu oraz za udzielenie Nam niezwykle interesującego wywiadu. 

Składam także gorące podziękowania wszystkim, którzy wzięli udział w konkursie i zadali pytania.

Nagrodę w postaci dowolnie wybranego przez siebie tomu "Ostatniej spowiedzi'' otrzymują:

1. Magnitudoa

2. ZosiaSamosia

Gratuluje zwycięzcom i pozdrawiam!!! 

Cyrysia

sobota, 22 listopada 2014

Nadmorska zemsta


Kurort Amnezja
Anna Fryczkowska

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 13.11.2014
Liczba stron: 424
Ocena:
5/6








       Jak żyć po stracie bliskiej osoby? Na pewno nie jest to łatwe. Pojawia się uczucie negacji tego wydarzenia: To musi być jakaś pomyłka? A cóż począć, gdy wychodzi na jaw, że ukochany był niewiernym oszustem? Zemścić się na kochance męża, czy wybaczyć i zapomnieć? Przed takim dylematem stanęła Wanda, jedna z głównych bohaterek powieści „Kurort Amnezja” Anny Fryczkowskiej.

Brzegi, nadmorski kurort w środku zimy. Wanda, świeżo upieczona wdowa, wynajmuje pokój w willi Anna, gdzie ze swojego okna śledzi Mariannę Żuczek, kochankę swojego nieżyjącego męża Pawła, mieszkającą naprzeciwko w pensjonacie Laguna. Dziewczyna uczestniczyła w tym samym wypadku, w którym zginął Paweł. Teraz mieszka i pomaga w pensjonacie obsługując nielicznych gości. Ale tak naprawdę przechodzi rekonwalescencję. Okazuje się bowiem, że od momentu kraksy samochodowej, Marianna została dotknięta całkowitą amnezją. Nie pamięta, kim jest, jakie życie dotychczas wiodła oraz kogo kochała. Raz w tygodniu przyjeżdża do niej Marek, podający się za jej narzeczonego i ogólnikowo odpowiada na nurtujące ją pytania. Między nimi nie czuć jednak żadnej chemii, żadnej namiętności i zmysłowości. Pewnego dnia sprawy przybierają nieoczekiwany obrót. Po burzliwej scysji między narzeczonymi, Marek nieoczekiwanie znika, za to z odsieczą przybywa Wanda. Czego kobieta chce od Marianny: zrozumienia, pocieszenia, czy … zemsty? I gdzie podziewa się Marek?

Anna Fryczkowska, pisarka, scenarzystka, dziennikarka. Studiowała filologię włoską i przez jakiś czas mieszkała we Włoszech, gdzie pracowała jako tłumaczka, pomagając Włochom robić interesy w naszym kraju. Studiuje gender na Uniwersytecie Warszawskim; tworzy scenariusze do seriali. Interesuje się medycyną, mieszka na warszawskim Żoliborzu. "Kurort Amnezja" jest jej szóstą powieścią.

To moje pierwsze spotkanie z twórczością pisarki, ale z pewnością nie ostatnie. "Kurort amnezja" już od pierwszych stron wciągnął mnie w odmęty rozpaczy i cierpienia. Mamy dwie kobiety, które połączył jeden mężczyzna, dla jednej mąż, dla drugiej kochanek. Wkrótce ich losy splatają się w jednym miejscu- nadmorskim kurorcie-Brzegi. Pierwsza, Marianna, próbuje dojść do siebie po tragicznym wypadku, w którym brała udział. Niestety, dziewczyna nie potrafi przypomnieć sobie niczego. Nie pamięta zmarłego, żadnych szczegółów ze swojej przeszłości, ani tych związanych z jej tożsamością. Autorka doskonale pozwala czytelnikowi wczuć się w sytuację i psychikę osoby dotkniętej amnezją, idealnie pokazując jej zagubienie i desperację. Dziewczyna błądzi we mgle pomiędzy niejasnymi wskazówkami pozostawionymi przez narzeczonego Marka. Czy uda jej się odzyskać pamięć i wspomnienia? Z drugiej strony mamy oszalałą z rozpaczy wdowę. Oszukana i zdradzona przez nieżyjącego męża szuka ukojenia dla bólu własnej duszy poprzez konfrontację z panną Żuczek. Na przykładzie Wandy autorka ukazuje, kolejne etapy żałoby od szoku i niedowierzania, poczucia wewnętrznego zamętu i bezradności, przez wściekłość, bunt, żal, wściekłość, pragnienie szukania winnego. Niemal czułam tę głęboko skrywaną udrękę i palącą potrzebę ucieknięcia od problemów, od wspomnień, którymi bohaterka rozpaczliwie dławiła się każdego dnia. Niesamowicie mocne doznania.

Książka zawiera w sobie nie tylko wątki filozoficzne, psychologiczne czy socjologiczne, ale także kryminalne, które splatają się ze sobą i uzupełniają nawzajem budując napięcie i duszną atmosferę. Mamy kilka trupów, żmudne policyjne śledztwo i tajemnice. Jednakże to wszystko stanowi jedynie tło dla reszty wydarzeń, gdyż na pierwszy plan wysuwają się wzajemne relacje Marianny i Wandy, ich myśli, emocje i zachowania. Pisarka solidnie dopracowała i nakreśliła swoich bohaterów. Doskonale opanowała warsztat pod względem psychologicznych motywacji postaci. Poprowadziła tę znajomość całkowicie inaczej, niż się można było spodziewać.

Na uznanie zasługuje dojrzały kunszt pisarski Pani Fryczkowskiej: płynny, plastyczny język i styl, wartka akcja, ciekawe naturalne dialogi, zaskakująca intryga kryminalna i niepowtarzalny klimat. Nie brak też feministycznych wątków, przedstawiających kobietę we współczesnym świecie, uwikłaną w patriarchalne zależności rodzinne i społeczne. Jedynie zakończenie nie przypadło mi do gustu. Takie bez napięcia i nieco trywialne. Pomimo tego całokształt powieści oceniam bardzo pozytywnie.

Reasumując: pozycja wartościowa i godna polecenia. Porusza nie tylko temat miłości, żałoby, zakłamania, fałszu, obłudy, chęci zemsty, ale także pokazuje, jak poradzić sobie ze śmiercią kogoś bliskiego, zreformować swoje myślenie po jego stracie, jak dojrzeć do przebaczenia oraz jak odnaleźć siebie i swoją drogę życia. Serdecznie polecam. Myślę, że nie będziecie zawiedzeni.


***
  Wydawnictwo Prószyński i S-ka.

czwartek, 20 listopada 2014

Klątwa z przeszłości


Leśny Dworek
Halina Kowalczuk


Wydawnictwo: Lucky
Data wydania: 2014-08-25
Liczba stron: 272

Ocena: 5+/6








       Duchy to istoty, które wcześniej były ludźmi, lecz po śmierci nie zdecydowały się na przejście na drugą stronę kurtyny, zatem krążą zawieszone między dwiema sferami. Może mają coś ważnego do przekazania lub do zrobienia? A może chodzi o jakieś plany względem kogoś/czegoś i czują, że muszą je zrealizować przed przejściem do światła? Spróbujemy się tego dowiedzieć na przykładzie ''Leśnego dworku'' Haliny Kowalczuk.

Anna Lewicz właśnie przeżyła ciężki rozwód z Michałem, znanym warszawskim adwokatem. Teraz szuka ukojenia w Leśnym Dworku, XVIII wiecznej posiadłości, odziedziczonej w spadku po ciotce swojego męża. Po namyśle kobieta postanawia wyremontować nieruchomość i zamienić ją w dochodowy pensjonat. W przygotowaniach do renowacji pomagają jej dorosłe dzieci oraz Tomasz, niegdyś znany i ceniony poeta, obecnie bezdomny włóczęga. Tymczasem okazuję się, że nad  Dworkiem ciąży klątwa, związana z samobójczą śmiercią Eleonory, młodej panienki z rodu Lewiczów. Miejscowi uważają, że duch zmarłej dziewczyny nadal przebywa w swoim dawnym pokoju. Anna początkowo sceptycznie podchodzi to tych zapewnień, ale pewnego dnia na własne oczy przekonuje się, że to nie żadne bajki. Co z tego dalej wyniknie? Dlaczego Eleonora nawiedza Annę? Jakie ma wobec niej plany?

Cenię twórczość Haliny Kowalczuk za bogactwo treści i skarbnicę emocji. Poprzednie książki autorki: debiutancka ''Chata pod jemiołą'' oraz ''Dwie Anny'' wspominam niezwykle entuzjastycznie. I tym razem również śmiało mogę napisać, że jestem w pełni usatysfakcjonowana lekturą ''Leśnego dworku''. Otrzymałam to, czego się spodziewałam, a nawet o wiele, wiele więcej.

Fabuła wydaje się dość oklepana, wszak motyw duchów pojawia się w wielu powieściach, niemniej trudno doszukać się sztampowości i skopiowanych wątków. Historia podzielona jest na dwie linie czasowe: współczesną i rozgrywającą się w XVIII wieku, które śledzimy naprzemiennie. Anna, świeżo upieczona rozwódka próbuje zacząć wszystko od nowa pod dachem posiadłości odziedziczonej przez ciotkę Krystynę. Na szczęście ma wokół siebie wielu serdecznych, życzliwych ludzki, którzy przychodzą jej z pomocą, między innymi: Tomasz, niezwykły poeta, pokiereszowany przez los, Basia- właścicielka osiedlowego sklepiku, Marcelina – stara zielarka, szeptucha oraz duch Eleonory, zawieszony pomiędzy światami, który wciąż nie może znaleźć ukojenia. Pisarka się postarała. Niezwykle umiejętnie połączyła wiele wątków, dzięki czemu miałam wrażenie, że równocześnie jestem w teraźniejszym świecie, jak i w 1982 roku, gdzie poznajemy dramatyczne losy młodziutkiej Leny, zakochanej z wzajemnością w kimś, w kim nie powinna. Nieprzychylność otoczenia i wrogo nastawiona rodzina rozdzieliła kochanków skazując ich na bezpowrotne rozstanie. Teraz obie dusze błądzą po tym świecie i czekają na pomoc. Czy dzięki Annie uda im się wspólne przejść na drugą stronę? Tego musicie dowiedzieć się sami.

Perypetie Anny także stanowią ważny element tej powieści. W jej życiu rozpoczyna się zupełnie nowy rozdział, ale nie będzie tak sielsko i anielsko. Były mąż i jego młoda narzeczona ewidentnie mają chrapkę na rodzinną posiadłość. Także pani wójt, ekscentryczna, władcza bizneswoman, która zagięła parol na Tomasza, patrzy nieprzychylnym okiem na swoją potencjalną rywalkę. Jedno jest pewne, na brak nudy raczej nie będziemy narzekać.

Bardzo lubię styl pisarski Pani Haliny. Pisze żywym, zwięzłym i plastycznym językiem, bez zbędnych przerysowań i egzaltacji. Akcja cały czas trzyma dobre równe tempo. Obfituje w wiele nieprzewidzianych sytuacji, zrządzeń losu, kłamstw, intryg, a przede wszystkim zagadek. Do tego dochodzą pełnokrwiści, wielowymiarowi bohaterowie. Wspaniałym dodatkiem są rónież wiersze autorstwa Krystiana Karola Lisowskiego z 2013 roku (http://lisowsky.com.pl/powitanie.php). Nie przepadam za poezją, ale przytoczone przez autorkę utwory są po prostu wyjątkowe. Natomiast nietypowe i oryginalne zakończenie wywołuje uśmiech na twarzy. Jestem pod wrażeniem wizji pisarki i realizacji pomysłu.

Nie sposób w pełni oddać całego uroku tej książki. To ciepła, romantyczna, chwytająca za serce, z domieszką zjawisk paranormalnych opowieść o miłości, zdradzie, śmierci, zmaganiach z przeciwnościami i z poczuciem winy. W piękny i mądry sposób pokazuję, że nie należy się poddawać, nawet, gdy wszystko wydaje się już stracone oraz uświadamia, że sprawiedliwość prędzej czy później dogoni tych złych, a dobro zwycięży. Zapraszam więc do ''Leśnego dworku'', miejsca owianego mgłą legendy i atmosferą nieodkrytej tajemnicy. Jestem pewna, że nie będziecie zawiedzeni.

***
Wydawnictwo Lucky.

środa, 19 listopada 2014

Wyniki konkursu z książką ''Trzy odbicia w lustrze''


 ***
Nadszedł czas na ogłoszenie wyników konkursu, w którym do wygrania była książka''Trzy odbicia w lustrze'' Zbigniewa Zborowskiego.

Wybór był trudny, ale klamka zapadła. Postanowiłam wybrać:
 



Kasia Jabłońska
Tę historię, opowiadała mi moja już nieżyjąca prababcia. Jej mama była córką sołtysa w wiosce częściowo zamieszkanej przez Tatarów. Ich rodzina jako miała dość wysoką pozycję we wsi, dlatego też ojciec szukał dla niej godnego kandydata na męża. Marianna była już jednak zakochana - w pięknym czarnookim Tatarze, który pisał dla niej wiersze i mówił "mój ty aniele".
Łukasz Mazurek, przebrany za Tatara {źr.}
Postanowili razem uciec i się pobrać, narażając się oczywiście na gniew jej ojca. Cała eskapada nie doszła jednak do skutku, gdyż w noc, w którą mieli uciec ktoś podpalił tatarskie jurty i ukochany mojej praprababki zginął gasząc płomienie. Marianna wyszła za szanowanego młodzieńca z nieodległej wioski i mimo, ze z czasem go pokochała, na zawsze jej wielką miłością pozostał czarnooki Tatar, a sentyment do ciemnookich brunetów w naszej rodzinie pozostał do dzisiaj:)


 ***

Czy to jest anegdotka? Nie wiem... wiem, że to romantyczna historia, która sprawia, że wciąż wierzę w miłość.
Lata powojenne, na podkarpackiej wsi. Moja Babcia jest prostą kobietą po wiejskiej szkole, a raczej trzech klasach. Przeżyła wojnę, prosto i cicho, bo w Turbi znowu Jeźdźcy Apokalipsy nie roztratowali. Było biednie i strasznie, Jej brat był w Auschwitz, ale przeżył. Babcia ma już swoje lata, bo jest po dwudziestce. Nadal jest biednie i ponuro, przyjeżdża firma Mostostal, mają budować most kolejowy na Sanie.

{źr.} Most kolejowy na Sanie. Autor: Anna Kuziora 

Babcia gotuje obiady, bo jakoś trzeba dorobić. Poznaje tam starszego od niej mężczyznę. Pan jest od niej starszy o więcej niż ona ma lat. Pan pochodzi z dobrej rodziny, miał już żonę z którą nie żyje, ma syna. A jednak zakochują się i pobierają. Na dodatek, żyją wspaniale. Dziadek pochodził z wspaniałej, tolerancyjnej rodziny, która najpierw, przed wojną zaakceptowała żydówkę która przeszła na katolicyzm i wyszła za ich pierworodnego, a teraz akceptują chłopską narzeczoną, syna rozwodnika. Matka Dziadka będzie opowiadała mojej Mamie o balach, o debiutantkach. Dziadek, chociaż starszy i wykształcony, będzie robił to co Babcia mu każe, tylko raz postawi na swoim nie będzie chciał awansów, lepszej pracy, pieniędzy bo razem z żoną pokochał wieś. No i lepiej, żeby się nie wybijał, bo jeszcze wyjdzie na jaw, że w wojnę był nie tylko na robotach, ale i w AK. Babcia po śmierci Dziadka nie wyszła drugi raz za mąż, chociaż była jeszcze młoda. Do końca życia wspominała męża z tkliwością (a niełatwo się wzruszało) i największą sympatią. I za każdym razem jak przejeżdżam przez ten most, ciepło mi się na sercu robi :)

***

Nagrodzonym gratuluję!

cyrysia

wtorek, 18 listopada 2014

Niepewna przyszłość


Tak krucho
Tammara Webber

 
Wydawca: Jaguar
data wydania: 29 października 2014
Ilość stron:
Ocena: 5-/6








 
      Jakiś czas temu miałam przyjemność przeczytać  ''Tak blisko...'' Tamary Webber, poruszający i niebanalny romans obyczajowy, który wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Dlatego ucieszył mnie fakt, że ukazała się kolejna pozycja autorki zatytułowana ''Tak krucho...''. Czy jestem zadowolona i usatysfakcjonowana? A może tym razem jest inaczej? Zapraszam do przeczytania moich wrażeń.

Landon Lucas Maxfield jako dziecko był przekonany, że czeka go bezproblemowa, radosna przyszłość. Niestety w wieku trzynastu lat jego życie rozsypało się jak domek z kart. Po rodzinnej tragedii, jaka go dotknęła, zwątpił we wszystko, w co kiedyś wierzył. Teraz jest studentem college’u, zachowującym dystans wobec otoczenia. Ale kiedy spotyka na swej drodze Jacqueline Wallace, po raz pierwszy od dawna pragnie przełamać swój wewnętrzny strach i poznać ją bliżej. Pewne wydarzenie sprawia, że więź między nimi zaczyna narastać. Ale czy ktoś, kto ma zagubioną i kruchą duszę znajdzie w sobie dość siły, żeby zawalczyć o miłość?

Na wstępie zaznaczę, że ''Tak krucho...'' nie jest sequelem "Tak Blisko...". To prequel ukazujący z perspektywy Landona niemal te same wydarzenia, ale zawiera też wiele niepowielanych wcześniej wątków. W każdym razie bez problemu można go czytać jako odrębną całość. Najpierw poznajemy trzynastoletniego Landona, który został naznaczony przez los piętnem tragedii. Od tamtej pory zmaga się z głęboko skrywanym bólem i ugina pod nieznośnym ciężarem poczucia winy i żalu. Jego relacje z ojcem z roku na rok ulegają pogorszeniu. W końcu dochodzi do tego, że zaczyna palić, pić, chodzić na wagary, wdawać się w bijatyki i uprawiać przygodny seks. I nagle pojawia się ktoś, kto wyciąga do niego pomocną dłoń. Kim jest wybawca i dlaczego zainteresował się losem Maxfielda? Z kolei drugi element fabuły skupia się na skomplikowanych relacjach Lucasa z Jacqueline. Ona jest studentką, a on tutorem w jej grupie. Zatem stanowi dla niego zakazany owoc, przynajmniej do końca semestru. Mimo to ich wzajemna fascynacja coraz bardziej się pogłębia i jest coraz trudniejsza do ukrycia. Co z tego dalej wyniknie? Przekonajcie się sami.

Pani Tammara ma dobre, lekkie pióro i umiejętnie to wykorzystuje. Miarowa akcja toczy się dwutorowo, ujęcia teraźniejsze naprzemiennie przeplatają się z retrospekcjami. Znajdziemy tu kilka gorących scen miłosnych, romantycznych, wzruszających i wstrząsających chwil. Niemniej brakowało mi napięcia sytuacyjnego, czy jakiegokolwiek innego czynnika, który dodałby gdzieniegdzie trochę kolorytu i pazura. Bohaterowie są całkiem wyraziści i dość dobrze nakreśleni, ich uczucia, niepewność, wątpliwości zostały tu dobrze wyeksponowane. Ale zdarzały się momenty, gdzie coś mi umykało. Szczególnie liczyłam na więcej chemii i emocji w relacjach Landon-Jacqueline. W ogólnym rozrachunku całość prezentuje się nieźle, chociaż w moim mniemaniu poprzednia część jest o niebo lepsza.

To pozycja bardzo realistyczna psychologicznie, wciągająca. W błyskotliwy sposób pokazuje, że ''Szczęście można zdobyć lub stworzyć. Można je odkryć. Można odzyskać''. Trzeba tylko chcieć zerwać ograniczające nas więzy i wyjść naprzeciw swym marzeniom. Polecam fanom pisarki i wszystkim zainteresowanym.


***
Wydawnictwo Jaguar.