Nigdy nie daj sobie wmówić, że Twoje życie nie ma sensu, że jest pozbawione wartości. To nieprawda. Ludzie, którzy to mówią, starają się leczyć własne rany, raniąc innych. Im to nie pomoże. Tobie, jeśli na to pozwolisz, może zaszkodzić. [Marcin Kaczmarczyk] ❤

sobota, 29 sierpnia 2015

WSTYDLIWY konkurs :)

 Moi drodzy!

Dziś przychodzę do Was z konkursem, w którym do wygrania są 2 egzemplarze rewelacyjnej książki: ''Wstyd'' Rachel Van Dyken objętej moim patronatem medialnym.

 Co trzeba zrobić, żeby zdobyć nagrodę?

Otóż w recenzji ''Wstydu'' (klik) wspominałam, że główna bohaterka ucieka od mrocznych wspomnień i próbuje zagłuszyć w sobie poczucie winy, zażenowania i rozczarowania swoją postawą.

Na pewno każdy z Was chociaż raz doświadczył w swoim życiu takiej sytuacji, która wywołuje rumieniec wstydu.

Podzielcie się swoimi pechowymi wpadkami.

 Nagrodzę dwie osoby, których wypowiedzi najbardziej przypadną mi do gustu.

 Regulamin:
1. Organizatorem konkursu jest właścicielka bloga: LITERACKI ŚWIAT CYRYSI
2. Sponsorem nagród jest wydawnictwo Feeria.

3. Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest napisanie o swojej zabawnej pechowej przygodzie.
4. Konkurs trwa od 29 sierpnia 2015 roku do 4 września 2015 roku do godz. 23.59
5. Ogłoszenie zwycięzcy nastąpi 7 września 2015 roku.
6. Nagrodą są dwa egzemplarze
''Wstyd'' Rachel Van Dyken
7. W konkursie mogą brać udział osoby posiadające blogi oraz anonimowy uczestnicy, którzy popiszą się imieniem/nickiem oraz podadzą adres mailowy.
8. Konkurs skierowany do osób posiadających adres zamieszkania w Polsce.
9. Ze zwycięzcą skontaktuję się drogą mailową. W przypadku, gdy zwycięzca w ciągu 7 dni nie odpowie na wiadomość, nastąpi wybór innego wygranego.
10. Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 banerek dla zainteresowanych

26 komentarzy:

  1. Nigdy nie miałam szczęścia do przyjaciółek, zawsze trafiałam na kogoś nieszczerego, złośliwego lub nieumiejącego trzymać języka za zębami. Co poradzić, jestem bardzo ufna i wierzę, że ludzie są po mojej stronie - nie macie pojęcia, ile razy na tym wpadłam! Ostatni raz wydarzyło się to rok temu, kiedy to zaprzyjaźniłam się z pewną osobą - a przynajmniej tak mi się wydawało. W swojej głupocie postanowiłam opowiedzieć jej o tym, że od jakiegoś czasu kocham się w chłopaku z naszej klasy. Następnego dnia wiedzieli o tym dosłownie wszyscy - cała szkoła. Nie należę do osób, które przejmują się opinią innych, było mi jednak wstyd, że wszyscy wiedzą o mojej tajemnicy i rumieniłam się za każdym razem, kiedy ktoś na mnie patrzył. Było mi przykro i zastanawiałam się, czy najnowszy news dotarł już do obiektu mych westchnień. Przez tydzień unikałam wszystkich i od razu po lekcjach szłam do domu. Pewnego dnia dosłownie wpadłam na tego chłopaka za szkołą, zaczęliśmy rozmawiać i wybraliśmy się na kawę. Czekałam na jego komentarz co do najnowszych plotek - faktycznie, wspomniał o tym, że usłyszał to i owo od wyżej wymienionej koleżanki, a zaraz potem wyznał mi, że ja również mu się podobam. Tego dnia zostaliśmy parą i jesteśmy razem do dziś. Czasem warto trochę pocierpieć - ja nie żałuję ani jednej minuty wstydu, ponieważ dzięki nim spędzam teraz mnóstwo czasu z kimś, kogo kocham. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To było na trzecim roku studiów. Czekaliśmy ze znajomymi na seminarium licencjackie. Mieliśmy trochę czasu, więc nudziło się nam okropnie. Przed salką stała nasza paczka. Znaliśmy się już jakiś czas, nawiązywały się przyjaźnie. Pamiętam, że założyłam się o coś z kolegą (tylko nie pamiętam o co ;) ). Niestety przegrałam. Musiałam odegrać jedną ze scen z Władcy much (tej kreskówki dla dorosłych). Korytarz był pusty. Nigdzie nikogo nie było. Zaczęłam podskakiwać, do tego doszło kilka zdań kwestii jednego z bohaterów. I w tym momencie ze swojego gabinetu wyszedł jeden z naszych doktorów (młody, przystojny, większość studentek się w nim kochało). A ja sobie tu brykam :) Przeszedł obok nas z niewzruszoną miną. A potem zakręcił w drugi korytarz. Nigdy nie zapomnę tego śmiechu. Śmiał się na całe gardło. Słychać go było prawie na całej uczelni (głosy niosły się tam niesamowicie). A następnego dnia miałam z nim zajęcia. Chyba nie muszę mówić, jak się wtedy czułam ;) Na szczęście miał poczucie humoru i ogromny dystans do wszystkiego. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zapomniałam zostawić maila
      iza04061986@wp.pl
      Pozdrawiam,
      Iza

      Usuń
  3. Również życzę powodzenia uczestnikom, bo jednak książka zdecydowanie nie dla mnie;)

    OdpowiedzUsuń
  4. To było dawno temu. Miałam wtedy niespełna 4 lata, ale całą sytuację pamiętam jak dziś. A przynajmniej jej większość. Chodziłam wtedy do przedszkola. Nie przepadałam za tym miejscem, ale nie było tak źle. Może z wyjątkiem jednej pani wychowawczynie, której szczerze nie lubiłam. pewnego dnia nadeszła pora spania. Sama byłam już nieco za duża na spanie w dzień, więc udawałam. Zamknęłam oczy o udawałam, że śpię. Po chwili pani wyszła i zostawiła wszystkie dzieci same. Razem z kolegą, który także nie spał, zaczęliśmy biegać i hałasować. Po prostu się bawić. Wtedy usłyszałam kroki na korytarzu. Nie przejęłam się tym zbytnio, jednak mój kolega czym prędzej wskoczył do łóżka. Pani znalazła mnie bawiącą się i do tej pory nie rozumiem, dlaczego wzięła mój leżak, zaniosła go do łazienki i zostawiła mnie tam. Albo zamknęła na klucz, ale tego nie jestem pewna. Było ciemno, łazienka była mała. Do tej pory potrafię ją narysować z pamięci. Nie rozumiałam wtedy całej sytuacji, ale równocześnie czułam wstyd.To było dziwne uczucie, ale bałam się, co o tym pomyśli moja mama. Bałam się, że będzie na mnie zła, że ją zawiodłam, a miałam być grzeczna i bawić się z dziećmi... Wstydziłam się tego, ze pani mnie przyłapała, że nie byłam dosyć szybka, sprytna i przewidująca. A miałam przecież tylko 4 lata...

    To akurat nie jest zabawna, pechowa historia, ale raczej wstydliwa. Wstydliwa dla mnie, gdy miałam 4 lata...

    OdpowiedzUsuń
  5. Pechowa wpadka, żenująca sytuacja? Oj zdarzyła mi się i to nie raz, nie dwa.
    Najgorsza ze wszystkich?
    W drugiej klasie podstawówki pod koniec roku szkolnego nasza wychowawczyni urodziła dziecko i poszła na macierzyńskie. W zastępstwie za nią dali nam postrach całej szkoły - panią B. Od tamtej pory czułam się nieswojo na lekcjach. Z nerwów tydzień byłam w szkole, tydzień w domu z gorączką.
    Pewnego dnia tak się zestresowałam, że w środku lekcji zwróciłam całe śniadanie na podłoge. Pani pomogła mi posprzątać. Wszyscy się śmiali. Przez miesiąc wstydziłam się w klasie pokazać.

    Iza, po.zachodzie.slonca@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Dwa lata temu w grudniu jechałam razem z moim chłopakiem oraz jego kolegą na ślub do Krakowa do mojej przyjaciółki. Zanim wyruszyliśmy wstąpiliśmy do Rossmana na zakupy. Każdy z chłopaków coś sobie kupił i uparli się, że przy kasie będą negocjować, aby kasjerka zrobiła im upust 1 groszowy. I faktycznie tak się stało. Myślałam, że ze wstydu zapadnę się pod ziemię.Oni się nie przejmowali, ponieważ ich tam nikt nie znał ( byli z innego województwa), mnie natomiast większość tam znała, gdyż urodziłam się w tym mieście.

    Na szczęście po całym tym zajściu swój wstyd obruciłam w żart ;)

    wrobel.g89@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Siedziałam w MC Donaldzie z przyjaciółmi. Zamówiliśmy lody i usiedliśmy przy stole na dworze. Oczywiście wszyscy gadali tak śmieszne rzeczy, że cudem było się nie śmiać. Strałam się jednak stopować, bo jak już zacznę się śmiać to nie przestanę. Wpakowałam sobie do ust kolejną łyżeczkę lodów i pożałowałam tego. Oczywiście w tym momencie musiałam parsknąć śmiechem, co często mi się zdarza kiedy śmieję się z zamkniętą buzią. Możecie powiedzieć, że dobrze, że miałam zamknięte usta. Jesteście w błędzie. Lody poszły wyżej i obsmarkałam wszystkich. Mmmm... Glutowe lody, no palce lizać. Jakby tego było mało to jeszcze śmiech otworzył mi usta i lodowa papka wylądowała w frytkach kolegi... Suuuper, po prostu świetnie. Myślała, że umrę na miejscu. najgorsze było to, że nie przestałam się śmiać :)

    zuza.jarl@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem osobą słabowidzącą i nie raz popełniam jakieś gafy, to kogoś nie poznam, to komuś powiem cześć i to nie zawsze jest to akurat ta osoba, o której myślałam. No ale, kiedyś byłam z innymi na wyjeździe. Szliśmy z cukierni do stolika. Ja szłam w jednej ręce trzymając loda, w drugiej kawę. A by dojść, musiałam przejść całą szerokość chodnika. Idę, wydaje mi się, że nie ma żadnej przeszkody a tu nagle przede mną wyrasta jakaś kobieta. Oczywiście lód i troszkę kawy zostają na jej ubraniu. A ona na cały głos się drze "Iva ty taranem we mnie weszłaś, ty nie widzisz gdzie idziesz...itd" za mną szła opiekunka, próbowała tłumaczyć, że to trening samodzielności itd, ale kobieta nie dawała za wygraną. Oj o lodzie zapomniałam a resztę kawy nie byłam w stanie wypić. Było mi tak strasznie wstyd i przykro, bo kobieta musiała mnie znać skoro powiedziała moje imię. Tylko, że skoro znała, to mogła zejść, bo pewnie wiedziała, że słabo widzę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Na tę chwilę nic mi nie wpada do głowy. Może później coś sobie przypomnę.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie raz, nie dwa najadłam się wstydu.
    Pamiętam jedno z najważniejszych przyjęć w swoim życiu. Najpierw zakupy, potem odpowiednie przygotowania. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Byłam bardzo podekscytowana. Gdy przekroczyłam próg sali czułam, że to jest to. Od początku miałam wrażenie, że inni dziwnie na mnie patrzą, ale nie zwracałam na to uwagi. Przywitałam się z jednym znajomym, drugim. Chwilę po tym podeszła do mnie bliska koleżanka i... okazało się, że nie oderwałam metki od sukienki, która (oczywiście) wystawała i (oczywiście) zawierała cenę ubrania. Teraz śmieję się z tego zdarzenia, ale wówczas barwa moich policzków wyrażała zupełnie coś innego ;)

    keepcalmandsniffbooks@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Wszystkim uczestnikom życzę powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  12. w sumie może i ja zdążę wziąć udział tylko coś przypomnę sobie :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Pochodzę z rodziny, gdzie wszyscy mają mniejsze lub większe kłopoty ze wzrokiem. Oczywiście, ta wada nie mogła ominąć również mnie, co sprawia, że okulary muszę nosić od czasów pierwszej klasy szkoły podstawowej. Co prawda, częściowa ślepota czasem się przydaje, ale zazwyczaj jest powodem różnego rodzaju dziwnych sytuacji. Największego wstydu najadłam się chyba w poprzednim roku szkolnym...
    W moim gimnazjum mamy zajęcia prowadzone wyłącznie w języku angielskim z tak zwanym native speakerem. Jest on wiecznie uśmiechniętym i dosyć brzuchatym, siwym anglikiem, z którym zazwyczaj można się całkiem łatwo dogadać. Naszą tradycją jest mówienie do niego na korytarzu Good morning lub Good afternoon - w zależności od pory dnia. Pewnego dnia razem z moją przyjaciółką stałam przy automacie ze słodyczami i swobodnie gawędziłyśmy sobie o różnych babskich głupotach. Nagle widzę nauczyciela, który wspinał się właśnie po schodach. Zauważam siwe włosy i zamiast porządnie się zastanowić, wołam na cały korytarz "Good afternoon! How are you". W tym momencie cały korytarz na chwilę zamiera, a potem wszyscy świadkowie zdarzenia wybuchają śmiechem. Patrzę na nich zdziwiona i myślę, że chyba mają poważny problem ze sobą i z powściąganiem swoich emocji, kiedy zauważam, że moja przyjaciółka ciągnie mnie za ramię i wskazuje na osobę, do której z takim zaangażowaniem wołałam. Okazało się, że to wcale nie był native, a nauczyciel z Edukacji dla Bezpieczeństwa, z którym jeszcze nigdy nie miałam zajęć. Jest on legendą w całej szkole - w znacznej części przygłuchawy, ze stopniem majora i w starszym wieku. Miałam nadzieję, że chociaż on nie usłyszał mojego powitania, ale niestety musiałam przeżyć gorzkie rozczarowanie. W tym momencie bowiem powiedział "I'm fine. Thank you", a potem dorzucił "Może jednak lepiej używać tutaj języka polskiego?". Miałam wrażenie, że spalę się ze wstydu, a uczniowie na korytarzu tarzali się po podłodze ze śmiechu. Do dzisiaj wspominając to wydarzenie mam ochotę się śmiać, wtedy jednak myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Na szczęście wyniosłam z tego całego zajścia przydatną nauczkę - nie witaj nikogo, zanim nie zobaczysz kim on jest :)
    Pozdrawiam ciepło
    piecuszanka2000@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Namawiasz czytelników do zdradzania najbardziej wstydliwych tajemnic? Oj, robi się kontrowersyjnie ;)
    Powodzenia wszystkim!

    OdpowiedzUsuń
  15. Kiedy zobaczyłam konkurs ucieszyłam się, wystąpił tylko jeden kłopot... Jaką tu sytuację wstydliwą lub podobną opisać? Ciężko mi szło grzebanie w odmętach pamięci więc dałam sobie z tym spokój. Aż tu dzisiaj, wpada do głowy! Najbardziej wstydliwą, ale bardzo wstydliwą sytuacją jest chyba to, że w młodości (jakieś 10-13 lat) miałam ogromnego fioła na punkcie zespołu Tokio Hotel. Aż wstyd o tym publicznie mówić, ale to prawda. Kochałam się w Tom’ie Kaulitz’u. Wzdychałam do jego plakatów, które miałam rozwieszone na każdej wolnej przestrzeni w pokoju, dosłownie i nie kłamie! Największy był rozmiarów może metr na metr... Moja mama może poświadczyć! Bo to dzięki niej właśnie przeżywam wstydliwe chwile, kiedy wspomina moje młodzieńcze wybryki i obsesje przy moich znajomych lub nowo poznanych ludziach, którzy po raz pierwszy są u mnie. Najbardziej śmieje się z tego, że plakaty Toma miałam nawet wewnątrz szafy (?!) Po co? Nie mam pojęcia, co miałam wówczas w głowie, ale wolę nie wnikać. Teraz (mam 21 lat) w takich sytuacjach to ja wolałabym schować się do szafy!

    Pozdrawiam!
    kasiulka1213@buziaczek.pl

    OdpowiedzUsuń
  16. Jestem bardzo, ale to bardzo pechową osobą. Zaczynając od ciągłych upadków (które również kończą się w szpitalu), upuszczania rzeczy, kończąc na wpadkach słownych.
    Ze śmiesznych wpadek mogłabym napisać poradnik ''czego nie robić'' ;D
    Na myśl przychodzi mi kilka, więc jedną opiszę.
    Będąc w podstawówce , mając jakieś 8-9 lat, byłam pierwszy raz ''zakochana''. Jako dziecko nie miałabym żadnego problemu podejść do wybranka i wyznać mu swoją miłość ;D Niestety miałam też mściwe koleżanki. Utwierdziły mnie w przekonaniu, że teraz modnie jest wyznać swoje uczucia na kartce. Uwierzyłam im i się zgodziłam. Napisałyśmy krótką notatkę, która zawierała w treści wszystko co możliwe. Moją miłość do niego, to że chcę żeby mnie pocałował i że w przyszłości może mieszkać u mnie. Niestety również, żeby było wiarygodniej to one miały dostarczyć liścik. Zrobiły mi psikusa i liścik podrzuciły młodemu nauczycielowi, do którego
    chodziłam na korepetycje po lekcjach. Nigdy nie zapomnę dopisanego przez nie ''Nie obchodzi mnie, że jest Pan starszy, PRZECIEŻ JA JESZCZE UROSNĘ''. Notatka była wzięta na poważnie, mama została wezwana do szkoły a obiekt moich westchnień do końca roku unikał mnie jak ognia. Chyba nie muszę wspominać, że z zajęć zrezygnowałam a przed nauczycielem na korytarzu się chowałam? ;D
    Wyniosłam z tego lekcję: NIE UFAJ KOLEŻANKOM!

    Pozdrawiam ;)
    goschebooks@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  17. Ile to już razy chowałam twarz za włosami, aby nikt nie zauważył moich policzków zabarwionych na czerwono ze wstydu.
    Kiedyś byłam na Festiwalu Kolorów. Wszyscy obsmarowani różnymi pyłami, ale szczęsliwi. Ja za w czasu się przygotowałam i kupiłam w sklepie wilgotne ściereczki higieniczne...przynajmniej tak myślałam. Kiedy zaczęłam je rozdawać, ludzie zaśmiali się i pochwalili mnie za dobry żart. Nie wiedziałam o co chodzi, do póki nie spojrzałam na opakowanie. Wtedy okazało się, że zaszczyciłam wszystkich ściereczkami do mebli, cóż zdarza się :)
    Zorganizowałam mojej przyjaciółce idealny wieczór panieński, a przynajmniej tak miał wyglądać, ale wyszło nieco inaczej. Z racji tego że to ja starałam się wszystko zorganizować, to każdy szczegół miał być dopięty na ostatni guzik. Tak więc zebrałyśmy się z dziewczynami w moim mieszkaniu, było jedzenie, zabawy i oczywiście wino. Bez niego ani rusz :D No więc alkohol już krążył w naszych żyłach, a niespodzianka wieczoru jeszcze nie przybyła. Za plecami przyszłej panny młodej, zamówiłyśmy tancerza, którego Pani Młoda miała zapamiętać na długo. Oczywiście znów ja musiałam sprawę załatwić. Umówiliśmy się, że przyjedzie w stroju, ale jakim, tego nie powiedział. Gdy usłyszałam dzwonek, ruszyłam do drzwi przekonana, że to on. I faktycznie, pojawił się w drzwiach przebrany za... strażaka. Zdębiałam, nie wiedziałam, co powiedzieć, ale z racji tego, że już szumiało mi lekko w głowie po prostu uśmiechnęłam się jak idiotka i chichotałam. Był przystojny, bardzo przystojny.
    -Przepraszam panią, ale muszę panią prosić o opuszczenie budynku - jego głos różnił się nieco od tego w słuchawce, jednak sądziłam, że to normalne.
    Dalej się uśmiechałam, a on stał. W końcu pociągnęłam go za rękę i powiedziałam jakąś głupotę, nie pamiętam jaką dokładnie. Rozmawialiśmy chwilę i powiem jedno: byłam pełna podziwu dla faceta, ani razu nie wyszedł z roli, chociaż próbowałam go przekonać. Staliśmy przy drzwiach, a on ciągle nalegał, bym opuściła budynek. W pewnym momencie zaczęłam mu nawet trochę wierzy, jednak przyszła Kasia z salonu (znajoma) i zaciągnęła nas do środka.
    - Ale z niego ciacho - powiedziała - będzie co oglądać.
    Facet poszedł z nami, nie zdążyłyśmy nawet włączyć muzyki, gdy znowu poprosił o opuszczenie budynku. Podszedł do przyszłej Panny Młodej, a my wszystkie zapiszczałyśmy pewne, że to już. Nagle zadzwonił mój telefon, no więc odebrałam.
    Dzwonił nasz tancerz, powiedział, że przeprasza za to, że nie mógł przyjechać. Opadła mi szczęka. Gdy wróciłam, starałam się to uporządkować sytuację.
    Jak sie okazało, ten facet był prawdziwym strażakiem i faktycznie musiałyśmy opuścić budynek. Do dziś pamiętam, jak się ze mnie śmiały dziewczyny, z jakim pośpiechem uciekałyśmy z mieszkania i ten pełen politowania i rozbawienia wzrok strażaka. Cały blok sie o tym dowiedział i nie tylko. Nadal nie mogę przeboleć jaką idiotkę z siebie zrobiłam, ale nie ma tego złego, bo od tamtego dnia strażak stał się moim strażakiem :) Nieraz mi to wypomina, ale nie ma tego złego, w końcu zakończenie było szczęśliwe, a i wieczór panieński niezapomniany.

    Pozdrawiam,
    Zażenowana.
    ola291998@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  18. Naklejka z ceną na podeszwie w dniu studniówki.
    Do tego sztuczny tips wpadł mi do zupy.

    Bezcenna studniówka hehe :)

    eve_ew@wp.pl

    OdpowiedzUsuń

Zaglądaj, czytaj, przegryzaj moje słowa, ale wychodząc, zostaw po sobie niezatarty ślad swojej obecności...