Moi Drodzy,
Zapraszam do przeczytania fragmentu powieści ''Anathema'' Piotra Podgórskiego.
Po jedenastu miesiącach od narodzin Marka Michalina ponownie zaszła w ciążę. Nie planowali kolejnego dziecka. Przyjęli ją jednak ze spokojem i skrytą nadzieją. Mogło się wydawać, że zbliży młodych ludzi do siebie. Tym razem nie mówili o oczekiwaniach, nie chcąc zapeszyć. Kobieta stała się nad wyraz drażliwa, płakała i irytowała się bez ważnych powodów. Józef odżył i zrobił się wzorem kochającego męża. Wychudzona twarz nabierała kolorów, a w oczach zapaliły się ogniki szczęścia. Małego Marka traktowali jak niepotrzebną rzecz, zupełnie odstawiając na boczne tory. Karmili go i przewijali, nie wykazując przy tym żadnych zachowań normalnie towarzyszących rodzicom w stosunku do potomka. Malec nie dostawał codziennych porcji przytulania i pocałunków.
Małe serduszko nie rozumiało tego wszystkiego, ale instynktownie potrzebowało bezwarunkowej miłości. Dostawało natomiast codzienne odrzucenie i obelgi. Chłopiec nie potrafił prosić o tulenie, o zapach matczynego ciała. Rodzice skupili się na oczekiwaniu kolejnego potomka.
Marcin urodził się blisko dwa lata po pierworodnym. Okazał się zdrowym i silnym chłopcem. To jego płacz budził rodziców każdej nocy, ale nie narzekali, zawsze ochoczo zrywali się nocą, by przewinąć i ukołysać młodszego syna. Marek zaczynał rozumieć, że życie nie jest sprawiedliwe. Nie otrzymywał czułości, jaką był obdarowywany brat. Na twarzy niechcianego dziecka nie pojawiał się uśmiech, ale nie skarżył się na los i nie narzekał. Był cichym dzieckiem. Ledwo zauważalnym przez świat.
Przez kolejne tygodnie, miesiące i lata – od wczesnej wiosny do późnej jesieni niechciany syn spędzał czas głównie na dworze, samodzielnie poznając kolejne metry otoczenia, którego granicę stanowiła zardzewiała siatka posesji sąsiadów. Rodzice nie interesowali się zbytnio jego nieobecnością w domu. Uwielbiał obserwować rośliny, potrafił się w nie wpatrywać godzinami. Bawił się z kurami, gęsiami i kaczkami. Wyobraźnia jego stawała się niezwykle bogata, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Wiele lat potem spierał się z przyjaciółmi, powtarzając historię o rozmowach z kwiatami, o rozumieniu języka potoków i zwierząt. Przysięgał, że widywał krasnoludki i elfy.
W rzadkich chwilach kiedy goście przekraczali bramę posesji, Marek często ukrywał się za rogiem domu – robił się zupełnie niewidzialny. Zamykał oczy i wyobrażał sobie, że całkowicie znika. Wchodził w wyśnione, wymarzone światy. Powroty do rzeczywistości bardzo bolały, a szczególnie w momentach, w których babcia zniknęła z ich życia na dłużej.
Bał się, gdy głód dokuczał mu na tyle, że kierował kroki do domu po pajdę chleba ze smalcem. Dom stopniowo przekształcał się w melinę.
Coraz częściej gościli w nim zataczający się, słaniający mężczyźni, którzy z papierosami w ustach i mętnym wzrokiem wodzili za żoną Józefa, nie ukrywając pożądania. Wpatrywali się w jej ciało lubieżnie, na co Józef nie zwracał uwagi. Synowie każdego wieczora zasypiali w jedynym pokoju, przy wrzaskach i przekleństwach. Ich łóżka przedzielały szklane baniaki, w których fermentował bimber. Pędzono go prawie oficjalnie. Mogli go pić wyłącznie dorośli. Do późnego wieczora towarzyszyła chłopcom Michalina, czekając na zakończenie libacji w pokoju obok. Dopiero kiedy rozmowy na dobre cichły, a drzwi zamykały się za ostatnim gościem, Michalina wracała do głównej
izby.
Marcin rósł jak na drożdżach i rozpychał się łokciami, zabierając dla siebie nie tylko miłość rodziców. Był agresywnym i nadpobudliwym dzieciakiem, zupełnie różnym charakterologicznie od starszego brata. Nie akceptował Marka, dając tego jasne oznaki w postaci szturchnięć i wyzwisk, na które rodzice nie reagowali.
Sąsiedzi, zrażeni nieustającym pijaństwem w domu Makowskich i przeistoczeniem ich domu w melinę oraz narastającą agresją werbalną Michaliny, nie szczędzili współczucia chłopcom. Rozmawiali o tej tragedii w sklepie i w swoich domach. Nie wszystko można było ukryć. Sami Makowscy wyznawali zasadę, że są samowystarczalni i dają sobie radę. Ta zasada dotyczyła głównie relacji z sąsiadami.
Józef ostatecznie porzucił firmę, która i tak od dawna nie przynosiła zysków i rozpoczął pracę na etacie pomocnika murarza w sąsiedniej miejscowości. W jego oczach nie bez powodu pojawiła się nienawiść do świata, a serce pokrył czarny pył obojętności. Powroty z pracy w stanie upojenia alkoholowego były codziennością. Piętnastego dnia każdego miesiąca otrzymywał wypłatę i tego dnia Michalina nie mogła liczyć na wieczorny powrót głowy rodziny do domu. Kiedy pojawiał się nad ranem, słaniając się i wyrzucając z siebie kolejne przekleństwa, otwierała drzwi, karmiła i układała do snu, a następnie, po zapadnięciu Józefa w głęboki sen, dokładnie czyściła kieszenie z reszty pieniędzy, która musiała wystarczać na jedzenie, świadczenia i alkohol – aż do kolejnej wypłaty. Z pomocy społecznej korzystali sporadycznie. Józef zawsze powtarzał, że mają honor i nie potrzebują ochłapów. Fakt, że dzieci chodziły brudne i głodne – nie był najważniejszy.
Zaintrygował Was ten fragment? Jeśli macie ochotę poznać tę książkę, to koniecznie sięgnijcie po nią i wyróbcie swoją opinię na jej temat.
Nie wiem czego mogę spodziewać się po tej książce. Fragment przedstawia rodzinę z problemami. Może się skuszę.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
To wielowymiarowa opowieść nie tylko o dysfunkcyjnej rodzinie, ale także między innymi o samotności, walce z demonami przeszłości i niełatwej sztuce przebaczania.
UsuńBardzo chcę przeczytać tę książkę, a fragment jeszcze bardziej mnie w tym przekonaniu utwierdził. 😊
OdpowiedzUsuńBardzo zachęcający fragment. Lubię powieści tego autora. Tej nowości jeszcze nie mam.
OdpowiedzUsuńKsiążka zapowiada się bardzo ciekawie. Będę miała ją na uwadze.
OdpowiedzUsuńUpadek mężczyzn to może mnie zainteresować :) jestem ciekawa ogromnie.
OdpowiedzUsuńBrzmi bardzo ciekawie :)
OdpowiedzUsuńNa razie raczej się nie skuszę.
OdpowiedzUsuńBardzo wszystkim dziękuję.
OdpowiedzUsuńFragment mnie zainteresował, mogłabym przeczytać całą książkę :)
OdpowiedzUsuńBrzmi naprawdę intrygująco 😊
OdpowiedzUsuńBardzo mnie zainteresował ten fragment :)
OdpowiedzUsuńfragment kusi do przeczytania całości:)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy temat został tu poruszony. Liczę na dalszą dyskusję.
OdpowiedzUsuńNaprawdę piękny fragment. Może kiedyś to nawet przeczytam.
OdpowiedzUsuń"Anathema" to faktycznie wielowymiarowa powieść, która wpływa na nastrój, wdziera się w serce i nie pozwala o sobie zapomnieć na długo. To książka, która wymaga uwagi, ale z całą pewnością warto tę uwagę jej podarować. Polecamy!
OdpowiedzUsuńJakoś nie porwał mnie ten fragment.
OdpowiedzUsuń