Iga
1. Kiedy zobaczyłam Pana imię i nazwisko, pomyślałam, że jest Pan tym
sławnym piłkarzem, a Pana książki to
jakieś biografie :)
Takie nazwisko
bardziej ułatwia czy uprzykrza życie?
Na co dzień nie ma to praktycznie żadnego wpływu, a już na
pewno niczego mi to nie ułatwia. Niestety, nikt zarządzający finansami Bayernu
Monachium nie przelał przez pomyłkę pieniędzy na moje konto. To oczywiście
żart. Nie określiłbym, że takie nazwisko uprzykrza życie, bo to byłaby lekka
przesada, ale przyznaję, że czasami bywa to denerwujące. Od kilku lat wydaję te
moje książki, pracując w ten sposób na swoje nazwisko i chciałbym być kojarzony
właśnie ze swoją twórczością, a gdy widzę, że któraś osoba z kolei przekręca
moje imię (co ostatnio zdarza się dość często), to myślę sobie, że to daremny
trud. Ogólnie samo nazwisko Lewandowski jest jednym z najpopularniejszych
nazwisk w tym kraju (według aktualnych danych chyba siódme) i już samo to
sprawia, że ciężko zaznaczyć w ten sposób swoją indywidualną działalność, np.
jeśli chce się znaleźć jakieś informacje o mojej twórczości na stronie
Biblioteki Narodowej, to trzeba przebić się przez osiem stron Lewandowskich,
którzy coś tam wydali. Przez to trudno zostać zapamiętanym, prawidłowo
zapamiętanym, podkreślam.
bookworm
1. Jest Pan bardzo
młody, swoją pierwszą książkę wydał Pan w wieku 20 lat, czyli dokładnie w takim
wieku jak ja teraz. 5 lat później, ma Pan w swoim pisarskim dorobku 8 książek.
Jak Pan to zrobił? Skąd czerpie Pan taki ogrom pomysłów? I czy kilka lat temu,
dopuszczał Pan do siebie myśl, że osiągnie Pan tak duży sukces?
Jak to zrobiłem? Najkrócej rzecz ujmując: usiadłem,
napisałem, wydałem. Teraz oczywiście wydaje mi się to takie proste, ale na
początku nie wyglądało to tak łatwo. Trzeba było się do tego przyłożyć, włożyć
mnóstwo pracy, poświęcić ogrom czasu, zrezygnować z czegoś. Czy było warto?
Coraz częściej myślę, że nie, chociaż z drugiej strony cieszę się, że jednak
spróbowałem coś zrobić w tym kierunku, nawet jeśli efekt tych działań
niekoniecznie jest taki, jak bym sobie tego życzył. Pomysły czerpię praktycznie
zewsząd, a te, które doczekały się realizacji, to zaledwie niewielki odsetek
tego, co przychodziło mi do głowy. Wiele z nich nie zostało zamienione na
powieść i już nie zostanie. Jeśli zaś chodzi o sukces i jego rozmiar, to Pani
wyobrażenie jest zupełnie błędne. Nie sądzę, żeby to, co do tej pory
osiągnąłem, można było nazwać sukcesem, a już z całą pewnością nie dużym
sukcesem. Raczej wręcz przeciwnie. Moje literackie cele, które wyznaczyłem
sobie na początku tej drogi, wciąż pozostają dla mnie nieosiągalne, mimo że
założenia te wcale nie były zbyt wygórowane.
2. Czy od dziecka
chciał Pan pisać książki, czy raczej inaczej wyobrażał sobie swoją przyszłość?
Jaki był Pana wymarzony zawód z dzieciństwa?
Tak, od bardzo dawna chciałem pisać książki, aczkolwiek
długo wydawało mi się to niemożliwe. Bo niby, jak to tak? Usiąść i napisać całą
powieść? Przecież nie dam rady. Ale minęło parę lat, w trakcie których podjąłem
parę nieudanych prób i w końcu jakimś cudem udało mi się napisać swój przyszły
debiut do końca.
Iza, po.zachodzie.slonca
1. Jakie jest Pana
ulubione danie?
Jak już przy tym
jesteśmy, załóżmy, że proces napisania i wydania książki to potrawa, jakie
według Pana powinny być jej składniki?
Nie mam jednego ulubionego dania. Ważne tylko, żeby w
większości składało się ono z mięsa i żeby było dobrze przyprawione. To
podstawa, bo np. obiad bez mięsa, to dla mnie nie obiad. Teraz druga część
pytania – książka jako potrawa. Najpierw trzeba określić, jakie danie chcemy
przygotować, a więc pomysł. Potem trzeba skompletować odpowiednie składniki,
czyli przygotować plan wydarzeń. Potem wziąć odpowiedniej wielkości naczynie
(gruby pusty zeszyt). Posiłek musi być treściwy, a książka musi być o czymś,
dlatego zaczynamy od najważniejszego: w kuchni od mięsa, w książce od osi całej
historii; krótko mówiąc – tu i tu samo mięcho. Potem trzeba to czymś doprawić,
więc w książce konieczne są tu zwroty akcji i stopniowanie napięcia. Później
można dodać parę warzyw, czyli skupić się na mniej istotnych, pobocznych
wątkach opisywanej historii. Następnie trzeba cierpliwie czekać, aż danie
będzie dopieczone, czyli korekta i ostatnie poprawki w tekście. Warto też
zadbać, by posiłek został apetycznie podany, czyli w przypadku książki trzeba
przygotować ciekawą okładkę. Tak, żeby już na pierwszy rzut oka poczuć głód i
rzucić się do jedzenia oraz analogicznie zamówić książkę i natychmiast po jej
otrzymaniu zacząć „jeść”, czyli czytać. Najlepiej do momentu, gdy talerz będzie
pusty, czyli aż do ostatniej strony. Głodni? Oczywiście mojej najnowszej
książki…
2. Przypisze Pan do
każdej litery imienia i nazwiska cechę, która odzwierciedla Pana?
A zaskoczę Panią, nie przypiszę. To bardzo ciekawe pytanie,
ale sądzę, że moje nazwisko jest zbyt długie, by do każdej litery
przyporządkować jakąś cechę, która naprawdę oddawałaby moją osobowość. Tak
właściwie to tylko wymówka, gdyż spróbowałem sprostać temu zadaniu i nawet
sporo udało mi się dopasować. Problem w tym, że przychodziły mi do głowy same wady
i to absolutnie nie nadawało się do publikacji. Np. nie wiedzieć czemu,
pierwsza cecha na literę „l”, która przyszła mi do głowy, to lenistwo. Cała
trylogia w rok i lenistwo? Chyba za dużo od siebie wymagam. Później było już
tylko gorzej, więc po dotarciu do litery „n” postanowiłem sobie odpuścić.
Beata Lewandowska
1. Co lubisz robić w
jesienne wieczory?
Odpowiedź na to pytanie nie będzie chyba szczególnie
zaskakująca. Najbardziej lubię czytać i to nie tylko wieczorem i nie tylko
jesienią. Dużo czasu spędzam też słuchając muzyki. Do niedawna w wolnych
chwilach również sporo pisałem, czego efektem jest chociażby tegoroczna „Niema
Trylogia”.
Tajemnica33
1. Czy jest temat,
czy jest taka sfera życia o której bałby się Pan wspomnieć w swojej książce. A
może wstydziłby się Pan o czymś "opowiadać" w swojej książce?
Absolutnie nie. Zawsze pisałem, co chciałem, jak chciałem,
kiedy chciałem i, przede wszystkim, o czym chciałem. Według mnie można pisać o
wszystkim, poruszyć każdy temat, który wydaje się interesujący, nawet jeśli
byłby on dość kontrowersyjny czy wręcz wstydliwy. Najlepszym potwierdzeniem
tego, że nie wstydzę się o niczym „opowiadać” w swoich książkach jest chociażby
„Niema Trylogia”, w której pozwoliłem
sobie miejscami na coś, co nazwałbym czymś w rodzaju takiego mentalnego
ekshibicjonizmu. Myślę, że gdyby ją Pani czytała i zwróciła uwagę na dość
osobiste fragmenty „Bloku” czy samo zakończenie „Dziedzica”, odpowiedź na to
pytanie byłaby oczywista. Czyli krótko mówiąc, nie ma takich tematów ani takiej
sfery życia, o której bałbym się wspomnieć w swoich książkach. W takich
przypadkach nie pojawia się we mnie strach czy wstyd przed podjęcie jakiegoś
wątku, raczej obawa, czy to, co dla mnie jest ważne i warte opisania, będzie
równie interesujące dla czytelnika. Jednak podkreślam, że najważniejsze jest tu
moje zadowolenie i satysfakcja z kształtu własnej książki, reakcja odbiorcy ma
znaczenie drugorzędne. Jest ona ważna, ale nieco mniej, nie wstydzę się do tego
przyznać.
Justyna Kobryło
1. Panie Rafale, jest
Pan osobą oddaną kulturze, do Pana zajęć należy głównie pisanie, jak również
wydawanie. Ciekawi mnie, czy takie zajęcie jest dla Pana satysfakcjonujące
finansowo? Pasja to ważna sprawa, jednak utrzymanie siebie i rodziny to sprawa
bezapelacyjnie priorytetowa. Czy można wyżyć z pasji?
Z tą osobą oddaną kulturze to nie przesadzajmy, po prostu
sobie piszę. Odnosząc się już do samego pytania, może i można wyżyć z pasji,
aczkolwiek osobiście nic mi o tym nie wiadomo. Pisania nie traktuję jako zajęcia
zarobkowego, gdyby tak było, zrezygnowałbym z tego już po debiucie. Jeśli ma
Pani ochotę rzucić pracę i zająć się wyłącznie pisaniem, to odradzam, bo sądzę,
że nawet ci najlepsi polscy autorzy, o których jest dość głośno, nie utrzymują
się wyłącznie ze sprzedaży swoich książek. No może z nielicznymi wyjątkami, ale
myślę, że ciężko dołączyć do tego grona wybrańców, którym się to udało. Ja z
całą pewnością do tych szczęściarzy nie należę i nie pozostaje mi nic innego,
jak tylko się z tym pogodzić. Już dawno przestałem się łudzić, że może być
inaczej. Nie to miejsce, nie ten czas, nie ten człowiek, nie ta branża. Może i
zabrzmiało pesymistycznie, za to szczerze.
Magdalena Sz L - NAGRODA!
1. Prowadzi Pan
"Artystyczny Bełchatów", pisze książki, a jak jest z muzyką? Słucha
Pan pisząc, czy tylko w czasie relaksu? Czy w ogóle Pan słucha i lubi muzykę? Jeśli
tak to czego/kogo?
Owszem, słucham, aczkolwiek nie w trakcie pisania. Słucham
różnej muzyki, ale najwięcej chyba polskiego rapu. Jeśli chodzi o ulubione
zespoły i wykonawców to będzie to na pewno Grammatik, Pezet, Skor, Zeus i
naprawdę wielu, wielu innych, mógłbym tak wymieniać bez końca. Lubię też
lokalnych bełchatowskich raperów takich jak Nado Andrzejewski, Em Pio, Hary,
Magier czy Kaerzet One. Ogólnie ciężko mi krótko odpowiedzieć, kogo lubię
słuchać, bo praktycznie co sezon pojawia się ktoś nowy, na kogo warto zwrócić
uwagę, więc ta lista ulubionych ciągle się poszerza. Dotyczy to tak samo muzyki
jak i literatury. Jest w czym wybierać, mamy w Polsce wielu zdolnych twórców.
2. Ulubiony książka
lub powieści ulubionego autora, jeśli jest taki/taka, którą zabrałby Pan na
bezludną wyspę czy np. w podróż koleją transsyberyjską (oczywiście na całej
trasie :) ) ?
Myślę, że akurat na bezludnej wyspie przydałyby mi się
bardziej praktyczne przedmioty niż książka. Chociaż tam mógłbym sobie w spokoju
poczytać, nikt by mi nie przeszkadzał. Może nie wziąłbym tam książek ulubionego
autora, tylko zabrałbym coś ambitniejszego, czego normalnie nie miałbym ochoty
czytać. Może wszystkie tomy „W poszukiwaniu straconego czasu” Prousta? Gdybym
bardzo się tam nudził i miał do czytania tylko to, to może udałoby mi się
przebrnąć przez wszystkie te grube tomy, których o ile dobrze kojarzę jest siedem.
Pytanie tylko, jak bym je tam ze sobą zabrał? Z takim obciążeniem pewnie
poszedłbym na dno, zanim dopłynąłbym do jakiejkolwiek wyspy. Natomiast w podróż
koleją transsyberyjską (chociaż nie mam w planach takiej wycieczki) wziąłbym
coś interesującego, trzymającego w napięciu, żeby nie zasnąć po drodze. Myślę,
że mógłby to być cykl o Harrym Hole’u autorstwa Jo Nesbø lub jakiś inny cykl
skandynawskich kryminałów. Na pewno nie wziąłbym tam „Morderstwa w Orient
Expressie” ani żadnej innej książki, w której opisywane śledztwo dotyczyłoby
zwłok znalezionych w jakimkolwiek pojeździe szynowym.
3. Co najbardziej
Panu przeszkadza podczas pisania, co wytrąca z rytmu a co Pana najbardziej
denerwuje w społeczeństwie o czym chciałaby się napisać z wściekłością? (pytanie
właściwie dotyczy dwóch odrębnych i różnych sytuacji, ale tak mi przyszło do
głowy i tak spłynęło z palców na klawiaturę i tak już niech zostanie :)
W pisaniu przeszkadzają mi często takie pojawiające się
nieplanowane zajęcia, które trzeba wykonać, a których nie uwzględniłem w swoim
harmonogramie prac nad książką. Do pisania potrzebuję też ciszy, dźwięki
płynące z telewizora czy radia strasznie mnie rozpraszają. Chyba jednak
najbardziej przeszkadzam sobie sam, twierdząc, że robię sobie przerwę i włączam
komputer tylko po to, by sprawdzić pocztę i zaraz wracać do pisania, a później
okazuje się, że zmarnowałem dłuższy czas na właściwie nie wiadomo co. Na
szczęście nad tym panuję i zazwyczaj proces pisania przebiega bez większych
zakłóceń i bez szczególnych odstępstw od wyznaczonego planu. Natomiast jeśli
chodzi o drugą część Pani pytania, to owszem, jest parę kwestii, które mnie
denerwują, ale raczej niewiele uwagi poświęcam im w swoich książkach. Tworzę
głównie literaturę często określaną mianem rozrywkowej, a nie zaangażowaną
społecznie, chociaż siłą rzeczy czasem o pewne tego typu kwestie zahaczam i
parę takich prywatnych uwag czy spostrzeżeń zawsze gdzieś tam między wierszami,
a czasem wprost, przemycę. Jednak stanowi to tylko dodatek. Jeszcze chyba nigdy
nie zdarzyło mi się napisać książki, która byłaby od początku do końca oparta
na jakimś procesie czy zjawisku społecznym, które wywoływałoby we mnie
negatywne czy też mieszane odczucia.
Musza K.
1. Czy miejsce
zamieszkania jest pana główną inspiracją artystyczną, czy może pana twórczość
wyglądałaby tak samo, niezależnie od tego, gdzie by pan mieszkał?
Wydaje mi się, że miejsce zamieszkania nie ma jakiegoś
szczególnego wpływu na moją twórczość. Podejrzewam, że gdybym mieszkał gdzie
indziej (niezależnie, czy na wsi, czy w jakimś dużym mieście), to większość
moich książek wyglądałaby dokładnie tak samo. Jedynym wyjątkiem byłaby może
„Zbrodnia w BTW”, gdyż akcja tej mini-powieści rozgrywa się właśnie w moim
rodzinnym mieście. Chociaż i w tym przypadku trzon intrygi kryminalnej
pozostałby zapewne niezmienny, zmieniłoby się tylko tło dla opisywanych tam
zdarzeń, ale myślę, że czytelnikom nie robiłoby to specjalnej różnicy.
2. Czy uważa pan, że
polscy autorzy mają duże, czy raczej małe szanse, aby zaistnieć na rynku nie
tylko ogólnopolskim, ale wykroczyć i poza granice naszego kraju?
Myślę, że pod względem poziomu i czysto literackich
umiejętności polscy autorzy w niczym nie odstają od zagranicznych. Każdy z nas
zapewne czytywał gorsze jak i lepsze książki, ale to przecież nie narodowość
autora decyduje o tym, które powieści cenimy sobie wyżej. Przecież wiele
gniotów wyszło spod ręki tak chętnie czytywanych u nas autorów amerykańskich,
angielskich czy skandynawskich i nie można tego oceniać tak ogólnie, twórczość
każdego pisarza (niezależnie polskiego czy zagranicznego) powinna być
rozpatrywana indywidualnie. Po prostu w każdym kraju są lepsi i gorsi twórcy.
Według mnie nie mamy się co wstydzić naszych rodzimych autorów. Myślę, że ich
szanse na zaistnienie na rynku ogólnopolskim są takie same, jak i w przypadku
powieści tłumaczonych na język polski. Inaczej jednak ma się sytuacja polskich
autorów na arenie międzynarodowej. Tutaj szanse na osiągnięcie przez nich
wielkiego światowego sukcesu wydają mi się znacznie mniejsze. Jak już
wspominałem na początku tej wypowiedzi, nie jest to kwestia poziomu. Oczywiście
mamy takich autorów (jak, np. Krajewski, Miłoszewski czy Chmielewska), których
książki zostały przetłumaczone i wydane w kilku czy nawet kilkunastu krajach,
ale są to jednostkowe przypadki. Poza tym i tak wydaje mi się mało
prawdopodobne, by jakikolwiek współczesny polski autor był wymieniany przez
obcokrajowców jednym tchem obok takich literackich sław jak Larsson, Coben czy
Läckberg. Trochę szkoda, bo moim zdaniem, np. Katarzyna Puzyńska, której
książki chyba jeszcze nie doczekały się żadnego przekładu, w niczym nie
ustępuje wspomnianej wcześniej królowej szwedzkiego kryminału. Ogólnie jednak
siedząc cały czas w Polsce ciężko jest mi obiektywnie ocenić szanse na sukces i
popularność naszych autorów na świecie. Z tego miejsca trochę brakuje mi takiego
nieco szerszego spojrzenia na to zjawisko, więc moja opinia na ten temat może
nie pokrywać się w stu procentach ze stanem faktycznym.
izabela81
1. Recenzenci
trylogii "Niemego" piszą, że bardzo dobrze nakreślił Pan postać Rafaela
Wellsa od strony psychologicznej, z jego wątpliwościami, obawami i lękami. Czy
było to dla Pana (tak młodego autora) trudne zadanie?
Nie, nie było to wcale takie trudne. Na tym etapie, gdy
napisałem już wcześniej kilka powieści, nie było to trudne. Gdybym zabrał się
za tę historię parę książek i lat temu, pewnie efekt nie byłby tak
satysfakcjonujący ani dla mnie samego, ani dla czytelników. Udało mi się dobrze
scharakteryzować tę postać, nakreślić jej odpowiedni portret psychologiczny, bo
od samego początku prac nad tą trylogią miałem ściśle określoną wizję tego,
jaki ten bohater powinien być, jak powinien się zachowywać, jak powinien reagować
na opisane w tych trzech książkach zdarzenia. Te wątpliwości, obawy i lęki
głównego bohatera, ich przedstawienie, nie sprawiło mi szczególnych trudności,
gdyż po części są to także moje prywatne odczucia, dzięki temu nie musiałem się
zastanawiać, jak powinienem je opisać, by wyglądały w miarę wiarygodnie, ja to
po prostu wiedziałem. Nie musiałem tu teoretyzować, wystarczyło ubrać moje
własne refleksje i przemyślenia w odpowiednie słowa, chociaż samo to też nie
zawsze jest takie proste.
2. "Niemy",
"Blok", "Dziedzic" - co oprócz głównego bohatera łączy tę
trylogię? Jaki jest jej wspólny punkt?
Takich punktów łączących wszystkie tomy tej trylogii jest
kilka. Pierwszym i chyba takim najbardziej rzucającym się w oczy jest
zastosowanie pierwszoosobowej narracji, dzięki której można było poznać myśli
niemego bohatera. Dzisiaj nie wyobrażam sobie, że mógłbym to zrobić inaczej,
więc chyba była to dobra decyzja. Drugi wspólny punkt to humorystyczne akcenty,
które pozwalają czytelnikowi na chwilę oddechu podczas śledzenia akcji
rozgrywającej w dość szybkim tempie i na stosunkowo niewielkiej ilości stron.
Ponadto w każdym z tomów bohater odkrywa jakieś tajemnice z przeszłości,
wyciąga wszystkie brudy zarówno ze swojego życia, jak i z życia swoich
najbliższych. Ostatnim ze wspólnych punktów, o którym tu wspomnę, jest, mam
przynajmniej taką nadzieję, wysoki poziom wszystkich tych trzech tomów. Jednak
nie zamierzam się przy tym upierać, zostawiam to do oceny czytelnikom.
Oczywiście ta trylogia ma jeszcze inne wspólne cechy, ale nie psujmy zabawy
tym, którzy jeszcze jej nie czytali, niech odkryją je na własną rękę.
3. Na swojej
oficjalnej stronie pisze Pan: "Po „Niemej Trylogii” bowiem nie będzie już
nic." Czy rzeczywiście nie będzie już nic? A może wkręca nas Pan?
Rzeczywiście, po „Niemej Trylogii” nie będzie już nic.
Należy traktować to dosłownie, bez żadnych podtekstów, nie jest to żadna
zagrywka marketingowa ani nic w tym stylu. W latach 2008-2013 przygotowałem
materiał na osiem książek, w latach 2010-2015 je wydałem; myślę, że niezależnie
od tego, który z tych przedziałów czasowych przyjmiemy, to i tak zrobiłem w tym
okresie całkiem sporo. Pisanie powieści to bardzo czasochłonne zajęcie,
wymagające dużego nakładu pracy. Poświęciłem na to kawał swojego życia i uważam,
że po prostu już wystarczy. Poza tym nie wydaje mi się, bym po „Niemej
Trylogii”, a szczególnie po opisanych w niej wątkach dotyczących bezpośrednio
mnie, mógłbym jeszcze czymkolwiek zaskoczyć czytelników. Jak przeczytacie ten
cykl, to zapewne przyznacie mi rację.
Ania K
1. Wow! Mieszkam w
odległości zaledwie 15 kilometrów, a pierwszy raz o Panu słyszę! To moja
czytelnicza porażka. W takim razie bardzo chciałabym poznać Pana twórczość;)
A z racji tego, że doskonale znam Bełchatów i okolice mam pytanie: jak trudno
było się przebić na literackim rynku? Czy wydawnictwa oraz czytelnicy przyjęli
Pana ciepło czy raczej trwała ciągła walka o "pokazanie się" światu?
Z tą porażką to zależy od punktu widzenia. Może nie jest to
porażka czytelnicza, tylko promocyjna? Nieistotne, ważne, że w końcu Pani
usłyszała. Walka o „pokazanie się” nieustająco trwa, z każdą kolejną książką
staram się docierać do coraz to szerszego grona odbiorców, choć wcale nie jest
to łatwe zadanie. Wydaje mi się, że strasznie trudno przebić się dzisiaj na
literackim rynku. Konkurencja jest ogromna i prezentuje wysoki poziom. Zarówno
wydawcy, jak i czytelnicy mają w czym wybierać. Sądzę, że tacy autorzy jak ja,
czyli niewspierani przez żadne duże wydawnictwo, mają niewielkie szanse, by odnieść
naprawdę znaczący sukces w tej niełatwej branży. Myślę jednak, że ci
czytelnicy, do których udało mi się dotrzeć, byli zadowoleni z moich książek;
opinie, które dostaję od nich, a także od recenzentów, są zazwyczaj pozytywne.
vaapku
1. W materiale dotyczącym
stypendium mówisz, że starasz się wplatać w swoje powieści elementy
humorystyczne. Jaki rodzaj humoru jest ci najbliższy?
Rzeczywiście, w swych ostatnich powieściach wplatałem pewne
humorystyczne elementy. Myślę, że każdy z czytelników „Niemej Trylogii”
uśmiechnął się chociaż kilka razy przy czytaniu poszczególnych tomów.
Zdecydowanie najbliższe jest mi takie nieco ironiczne poczucie humoru, pewnie
dlatego tak lubiłem śledzić poczynania serialowego „Dr House’a”. Oczywiście nie
znaczy to jeszcze, że nie bawią mnie inne rzeczy.
martucha180
1. Zapewne ma Pan
przyjaciółkę Wenę. Jaka ona jest?
Jaka ona jest? Nieobecna. Nie traktuję swojego pisania w
takich metafizycznych wręcz kategoriach. Wena, natchnienie czy jakkolwiek to
nazwać, bywa zazwyczaj świetną wymówką dla tych, którym nie chce się na
poważnie przysiąść do pisania. Stworzenie całej powieści polega na
systematycznej pracy wykonywanej przez dłuższy czas, jest to zajęcie wymagające
przede wszystkim konsekwencji w działaniu. Bez względu na okoliczności i
rozleniwienie, trzeba się ogarnąć, otworzyć zeszyt czy plik w komputerze i
pisać. Gdybym cały czas wmawiał sobie, że zwlekam z pisaniem, bo czekam aż
spłynie na mnie jakieś bliżej nieokreślone natchnienie, to pewnie nadal jeszcze
siedziałbym nad rozpapranym pierwszym rozdziałem swojego debiutu, którego nigdy
bym nie skończył.
Agnieszka K.
1. W jakich
okolicznościach tworzy Pan swoje powieści, czy ma Pan ulubione miejsca, pory
dnia, harmonogram, który sprzyjają pisaniu? Czy może odbywa się to zupełnie
spontanicznie, bez planu, specjalnego czasu i miejsca?
Najczęściej piszę je przy swoim biurku, zazwyczaj jak już
przysiadam na poważnie do pisania, to siedzę tak przy tym cały dzień.
Oczywiście, gdy mam już dokładnie przygotowany konspekt całej powieści, to
staram się ustalić jakiś harmonogram prac nad zamienianiem tego planu wydarzeń
w gotową książkę, ale nie trzymam się go tak ściśle, bo tak się po prostu nie
da. Owszem, można sobie założyć, że będzie się pisało po, załóżmy, pięć stron
dziennie przez miesiąc, ale w rzeczywistości ciężko te założenia zrealizować.
Jednego dnia uda się napisać te pięć stron, a innego góra dwie czy trzy. Nic na
siłę. Jednak jakoś do tego pisania trzeba się przygotować, opracować jakiś
plan, bo bez tego ciężko nad tym wszystkim zapanować. Takie zupełnie
spontaniczne próby stworzenie czegoś oczywiście kiedyś mi się zdarzały, ale
efekty tych działań zazwyczaj nie były szczególnie satysfakcjonujące. W
przypadku pisania zdecydowanie jestem zwolennikiem planowania. Może brzmi to
bardziej rzemieślniczo niż artystycznie, ale według mnie nie da się
spontanicznie napisać całej powieści, a już na pewno nie dobrej powieści. Takie
nieplanowane porywy twórcze mogą sprawdzać się jedynie w przypadku krótkich
form, takich jak np. opowiadanie.
2. Czy już jako
dziecko czuł Pan potrzebę pisania, tworzył Pan powieści do "szuflady"
w tajemnicy przed światem? Kiedy zrodził się pomysł, aby napisać pierwszą
powieść i czy pisząc "Niemego" był w Panu zamysł, aby powstała
trylogia, czy dopiero w trakcie pisania zrodził się pomysł na trzytomową serię?
Tak, swoich pierwszych literackich prób rzeczywiście nikomu
nie pokazywałem, ale to akurat dobrze, że nikt nie musiał tego czytać. Nawet
materiał na swój debiut przygotowywałem w tajemnicy, praktycznie wszyscy
dowiedzieli się o nim tuż przed premierą. Wcześniej nie chciałem się tym
chwalić, na wypadek gdyby jednak coś nie wyszło i nie udało mi się wydać tej
książki. Pomysł by napisać coś własnego zrodził się dość wcześnie, ale dopiero
będąc w liceum udało mi się napisać w całości pierwszą powieść. Odnosząc się do
ostatniego członu Pani pytania, historia niemego Rafaela Wellsa od samego
początku miała przybrać formę trylogii. Jeszcze przed napisaniem „Niemego”
miałem przygotowane konspekty na dwa kolejne tomy. Przy tej okazji wspomnę, że
zamierzam trzymać się tych założeń i „Dziedzic” definitywnie kończy ten cykl, z
pewnością nie będzie czwartej części przygód niemego bohatera.
Klaudia
1. Jakie uczucia
towarzyszą Panu w czasie pisania?
Przeróżne. W zasadzie od zapału i chęci do działania,
poprzez zmęczenie, aż do całkowitego zniechęcenia. Można powiedzieć, że
towarzyszy mi cały wachlarz uczuć.
2. Kiedy skończył Pan
pisać pierwszą książkę czuł Pan radość, ponieważ wreszcie udało się napisać
ostatni fragment czy może smutek, że opuszcza Pan już świat bohaterów? A może
jeszcze inne uczucie?
Kiedy skończyłem pisać swój debiut czułem głównie jedno.
Ulgę. Ulgę, że wreszcie udało mi się doprowadzić tę historię do końca, co w
trakcie ośmiu miesięcy prac nad tą książką wcale nie było takie oczywiste, bo
wielokrotnie miałem ochotę zwyczajnie sobie odpuścić i zrezygnować z pisania. Z
pisania tej powieści i chyba z pisania w ogóle. Po postawieniu ostatniej kropki
debiutanckiego „Efektu motyla” pomyślałem sobie – nareszcie to skończyłem.
Później było już łatwiej. Do tego stopnia, że teraz gdy „Niema Trylogia”
dobiegła końca, czuję pewnego rodzaju żal, że to już wszystko. Przyzwyczaiłem
się zarówno do wykreowanych w niej bohaterów, jak i do tego stylu, w którym
utrzymany był cały ten cykl. Nawet nie wiem, czy potrafiłbym się teraz
przestawić i napisać coś zupełnie innego, w innym klimacie i przy wykorzystaniu
innych środków językowych. Podejrzewam, że w kolejnych powieściach byłyby
dostrzegalne jakieś naleciałości z „Niemej Trylogii”, co niekoniecznie byłoby
przeze mnie pożądane. Ale to oczywiście czysto hipotetyczne rozważania, gdyż
nie planuję więcej pisać.
Paula Korobejko
1. Gdyby mógł Pan
wybrać się w podróż do świata którejś z ulubionych książek, to do jakiej książki
chciałby Pan się wybrać i dlaczego ?
W wolnych chwilach najchętniej sięgam po kryminały i
thrillery, więc ze względu na specyfikę opisywanych tam historii i kreowanych
światów, raczej nie chciałbym się tam wybierać. Chociaż jak teraz to sobie
przemyślałem, to nawet na chwilę chętnie wstąpiłbym do willi w Mechlinie, czyli
siedziby pięciu zwariowanych Natalii, tak świetnie przedstawionych przez jedną
z moich ulubionych polskich pisarek – Olgę Rudnicką. Pytanie tylko, jak długo
dałbym radę wytrzymać w towarzystwie pięciu sióstr Sucharskich?
Grażyna Wróbel
1. Czy uważa Pan, że
Pana przeszłość ma wpływ na przyszłość?
Uważam, że tak, zresztą w każdym z tomów „Niemej Trylogii”
pokazuję, że tak właśnie jest. Myślę, że to stwierdzenie w realnym życiu także
jest bliskie prawdy. Np. decyzje związane z wyborem ścieżki edukacji,
determinują to, jak później odnajdziemy się na rynku pracy i czy w ogóle się na
nim odnajdziemy. Poza tym, gdybym w przeszłości nie zajął się pisaniem, nie
wydał debiutu, a potem kolejnych książek, to zapewne nigdy nie miałbym okazji
udzielać tego wywiadu i odpowiadać na to właśnie pytanie.
Joanna Mikulec
1. Czy według Pana
każdy może zostać pisarzem?
Nie każdy. Opiera się to dokładnie na tej samej zasadzie,
którą można odnieść do każdego rodzaju działalności zawodowej czy
hobbystycznej. Tak jak człowiek mdlejący na widok krwi nie powinien zostawać
lekarzem czy rzeźnikiem, tak jak ktoś z lękiem wysokości nie powinien
podejmować próby zdobycia któregoś z himalajskich ośmiotysięczników, tak samo
jak klaustrofobik nie powinien dorabiać sobie jako tester trumien, tak samo
osoba nieznająca zasad gramatyki oraz ortografii i nieczytająca książek nie
powinna zabierać się za ich pisanie. Nie każdy ma ku temu predyspozycje, nie każdy
kto uważa się za humanistę, w rzeczywistości nim jest. Oczywiście jeśli chodzi
o pisanie to wiele się można nauczyć, sam od czasu debiutu rozwinąłem swoje
umiejętności, wręcz wypracowałem je sobie, ale samo to nie wystarczy. Nie chce
mi się wierzyć, by ktoś, kto przeczytał w całym życiu zaledwie parę książek i
nie lubił tego robić, był w stanie napisać własną powieść, nawet niekoniecznie
genialną, ale choćby w miarę poprawną. Wątpię w to. Nie każdy może zostać
pisarzem, co więcej, nie każdy powinien nim zostawać, ale paradoksalnie każdy
może dziś książkę wydać. Bez względu na poziom i umiejętności, dlatego też
sądzę, że nie każdy, kto ma na swoim koncie jakąś publikację, może zaraz
uznawać się za pisarza. Wydana książka nie czyni jeszcze z nikogo pisarza, tak
jak pijackie zawodzenie prawie że w rytm melodii nie robi z nikogo wokalisty.
Edyta Chmura
1. Czytałam, że marzy
Pan o ekranizacji swojej powieści, np. "Bonusu". Którego aktora
widziałby Pan w roli Łukasza Widerskiego? A może dobór aktorów ma mniejsze
znaczenie, a marzenie dotyczy określonego reżysera?
Mimo że jest to marzenie raczej z kategorii tych nie do
zrealizowania, to kiedyś rzeczywiście nawet zastanawiałem się nad obsadą
takiego filmu. Akurat z wyborem człowieka, który mógłby się wcielić w głównego
bohatera „Bonusu” miałem pewne trudności, bo raczej nie widziałbym w tej roli
żadnego z moich ulubionych aktorów. Dlatego też pomyślałem sobie, że Łukasza
Widerskiego mógłby zagrać ktoś świeży, jakaś zupełnie nowa twarz, niekojarząca
się jeszcze z żadną dużą rolą. Natomiast na obsadzenie ról pozostałych postaci
miałem już bardziej konkretne wizje. Gdybym mógł o tym decydować, to w roli
rodziców głównego bohatera chętnie zobaczyłbym Dorotę Kamińską i Mirosława
Bakę, jako jego teściów Iwonę Bielską i Mariana Dziędziela, a jako żonę Sylwię
Juszczak-Arnesen. Tak bym to właśnie widział na kinowym ekranie, szkoda, że
chyba nigdy nie będę miał takiej okazji.
2. Utrata którego
zmysłu byłaby dla Pana najbardziej dotkliwa?
Wydaje mi się, że wzroku. Byłby to dla mnie koniec oglądania
telewizji, koniec czytania książek, koniec swobodnego surfowania po internecie,
praktycznie koniec normalnego życia. Z rozrywek pozostałoby mi tylko słuchanie
muzyki, a wtedy, z braku innych sposobów spędzania wolnego czasu, pewnie
nadużywałbym jej tak, że jeszcze bym ogłuchł.
Molek Molek
1. Jakim typem
człowieka Pan jest? Marzyciel, indywidualista, a może buntownik?
Trudno tak oceniać samego siebie, ale raczej określiłbym się
jako indywidualistę. Myślę, że żeby pisać powieści trzeba być właśnie kimś
takim. Nie wyobrażam sobie bym mógł np. pisać z kimś książkę na spółkę.
Zresztą, zawsze jak czytam książki dwojga lub więcej autorów, to zastanawiam
się, jak oni dali radę to zrobić, jak dwie osoby mogły stworzyć jedno spójne
dzieło. Oczywiście potrafię współpracować z innymi, aczkolwiek nie na takim
twórczym gruncie, tu lubię decydować o wszystkim sam.
2. W wywiadzie z
Panem przeczytałam, że jest Pan osobą małomówną. Czy właśnie dlatego postanowił
Pan przelewać słowa na papier?
Po części może i tak, ale z pewnością nie był to główny
powód. Zawsze marzyłem o napisaniu i wydaniu książki, lubiłem i nadal lubię
czytać. Po prostu chciałem się przekonać, jak to jest zrobić coś takiego
samemu. Bycie wyłącznie odbiorcą cudzej twórczości mi nie wystarczało, więc w
końcu sam zacząłem podejmować jakieś literackie próby.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuję serdecznie Rafałowi Lewandowskiemu za poświęcenie swojego czasu oraz za udzielenie niezwykle interesującego wywiadu.
Składam także gorące podziękowania wszystkim, którzy zadali autorowi pytania.
Osoba wyróżniona otrzymuje nagrodę w postaci pakietu Niemej Trylogii, czyli ''Niemy'', ''Blok'', ''Dziedzic''.
Gratuluję i pozdrawiam!!!
cyrysia
Lonely S