|
Ewelina Jasik |
martucha180
1. Kim jest dla Pani SINGIEL?
SINGIEL – w odróżnieniu od osoby samotnej, to osoba, która w danym momencie swojego życia nie ma partnera i nie upatruje w jego znalezieniu swego jedynego życiowego celu. Singlem można być z wyboru, przez jakiś czas lub przez całe życie. Dla mnie to ktoś, komu nie jest źle ze sobą samym, ale jeśli spotka osobę, z którą widzi szansę wzajemnego dopełnienia podejmuje wyzwanie. Singiel dba o swoją wolność i granice, także w momencie, w którym wchodzi w związek.
2. Co jest najważniejsze w pracy z osobą, która przychodzi do Pani na terapię?
W każdym przypadku najważniejsze jest dla mnie jak najlepsze poznanie stanu w jakim przychodzi do mnie dana osoba oraz jej potrzeb. Chcę niejako poznać punkt wyjściowy, aby móc efektywnie poprowadzić tę osobę do stanu oczekiwanego.
3. Pisanie książek wymaga lekkiego pióra. Jak dwie różne osobowości, dwa różne style pisania skumulowały się w jedno? Jak Państwo godziliście pracę nad książką? I kto wiódł prym, miał ostatnie zdanie?
Praca nad książką przebiegała bardzo intensywnie, zwłaszcza, że każde z nas musiało pogodzić wiele obowiązków rodzinnych i zawodowych. Od strony technicznej prace ułatwiał nam dostępny wszędzie, nawet z telefonu komórkowego dokument na Google Dysk. Każde z nas miało bieżący dostęp do tego, na czym drugiemu udało się skończyć. Połączenie różnych stylów potraktowaliśmy jako eksperyment-wyzwanie, który miał wzbogacić i tak już bardzo okraszoną autentycznymi zdarzeniami treść. Czy nam się to udało?
Będę wdzięczna za Pani opinię, po przeczytaniu naszej książki
izabela81
1. Czy w dzisiejszych zabieganych czasach jest możliwe, aby nie przeoczyć tej jedynej, prawdziwej miłości?
Droga Izabelo, nie jest łatwo ją dostrzec, a jeszcze trudniej nie przeoczyć. Pozwoliłam sobie na tę literacką grę słów, ponieważ czasem kiedy ta miłość jest w zasięgu naszej ręki, możemy ją stracić, ponieważ nie wierzymy, że to ona. W dzisiejszych czasach szukamy prawdziwej miłości, ale brakuje nam skupienia, by o nią zadbać. Dobra rada: Aby nie przeoczyć miłości, warto odpowiedzieć sobie na pytania: Czego szukam? Kogo szukam? Co mogę zaoferować? Czy jest coś, z czego dla drugiej osoby mogę zrezygnować?
2. Szukanie miłości w świecie wirtualnym jest nadal tematem dość kontrowersyjnym i nie każdy z nas wierzy w takie w historie z happy endem z portali randkowych. Jak Pani myśli, czy historia Laury i Witka może rzeczywiście przełamać to tabu i zmienić myślenie społeczeństwa o związkach w sieci? Bo przyznam, że jeszcze nie czytałam żadnej pozycji książkowej poruszającej ten temat, i myślę, że takich książek jest mało lub wcale.
Zgadzam się z Tobą, takich książek nie ma wcale…, a takich historii, jak historia Laury i Witka jest bardzo dużo. Są małżeństwa, pary z długim stażem, przyjaźnie ale i tacy, którzy mają niezwykłe wspomnienia z krótkich, ale i zarazem pouczających znajomości, zawartych online.
Historia Laury i Witka, jest tak naprawdę pierwszą spisaną w taki sposób historią wielu ludzi w kraju, a pewnie i na świecie. Wszędzie tam, gdzie możliwe jest zawieranie znajomości online, te historie codziennie pisze życie. W Polsce przełamanie tabu podążania według wielopokoleniowych, utartych schematów, gotowych scenariuszy na „związek”, na „rodzinę” jest niezwykle trudnym zadaniem. Wierzę jednak, że jest to potrzebne, a historia Laury i Witka może stać się pierwszym mocnym sygnałem w tym kierunku.
Joanna Stoczko
1. „Nikt nie może uciec przed własnym sercem. Dlatego już lepiej słuchać, co ono mówi. Aby żaden niespodziewany cios nigdy cię nie dosięgnął”- możemy przeczytać w „Alchemiku” Paula Coelho. W pracy i w życiu prywatnym częściej słucha Pani serca, czy jednak rozumu? Co w Pani przypadku jest bardziej zawodne?
Droga Joanno, życzyłabym sobie dojść do tego poziomu harmonijnego rozwoju, aby mój umysł i serce przemawiały jednym głosem. Jestem w trakcie tego procesu, choć wymaga on wielu zmian w różnych dziedzinach życia wewnętrznego, jak i zewnętrznego. W swoim życiu słuchałam na zmianę raz serca, a raz rozumu, a i tak „niespodziewany cios” i na mnie przyszedł. Doświadczyłam, tego, że najlepiej jest jeśli serce słucha rozumu, a rozum serca, wtedy krew płynie w ciele spokojnie i harmonijnie:)
2. Czytać można wszędzie. Każde miejsce jest do tego odpowiednie, ale do niektórych książek trzeba się przygotować, znaleźć idealne warunki. Pragnę zatem dowiedzieć się w jakim miejscu najlepiej czytać „3 godziny”? W jakim miejscu można w pełni zrozumieć sens książki? Jakie miejsce jest idealne, aby dogłębnie przeanalizować historię bohaterów?
Hmm… bardzo ciekawe pytanie. Książka pójdzie razem z Tobą, to Ty masz nad nią władzę, a ona trzyma się Twojej dłoni. Także tam, gdzie Ty ją zabierzesz i zdecydujesz otworzyć, ma Ci posłużyć i otworzyć swoje karty przed Tobą. Tam gdzie Tobie będzie wygodnie, gdzie poczujesz się otwarta na treść, jaką ona ze sobą niesie, tam jest najlepsze miejsce do czytania.
Radosław Kowalski
1. Jak to jest współpracować z inną osoba nad jedną książką? :)
Drogi Radku, współpraca nad wspólnym dziełem nie jest usłana różami. Tymbardziej, że ja, jak i współautor musieliśmy pogodzić wiele innych obowiązków, zarówno tych rodzinnych, jak i zawodowych. Pomogła nam bardzo aplikacja Google Dysk, tam bardzo płynnie, czasem i jednocześnie udawało nam się tworzyć. Bardzo ciekawe doświadczenie.
Wonderland OfBook
1. Czy szukaliście Państwo miłości przez internet? Jeśli tak, czy przyniosły zamierzony efekt?
Jeśli chodzi o mnie, to spróbowałam tej formy zawierania znajomości. Tak poznałam współautora książki, mojego kolegę „po fachu”.
2. Jaka była Pani reakcja na propozycję napisania książki?
Zareagowałam, dokładnie tak, jak jest to napisane na kartach „3 godzin”. Wydawało mi się to dość szalonym pomysłem, potem wielkim wyzwaniem, aż w końcu misja, którą przyszło nam wypełnić.
Edyta Chmura
1. Są Państwo osobami pełnymi ciepła i pozytywnej energii :) Nie zawsze jednak da się tryskać optymizmem. W jaki sposób odreagowuje Pani złość: rzuca ciastem o stolnicę bezlitośnie je gniotąc, popada w artystyczny szał, malując pełne zgrozy wizje, przelewa Pani/Pan emocje na - Bogu ducha winny – papier czy może siada cichutko w kącie i czeka, aż Pani przejdzie ;)?
Droga Edyto, świetne pytanie;) Zdarzyło mi się wyżywać nad Bogu ducha winnym ciastem, ale zazwyczaj gdy roznosi mnie złość wybieram samotność. Wtedy koniecznie muszę pobyć sama i odbyć ze sobą poważną rozmowę. Staram się kontrolować swoje emocje, ale daję upust swojej złości właśnie w samotności. Czasem tupnę nogą, czasem wybiegam złość, ale najczęściej stosuję techniki oddechowe.
2. „Prawie całe zło świata wywodzi się z faktu, że ktoś się czegoś boi.” – tak mówiła Valancy w „Błękitnym zamku” Lucy Maud Montgomery. Zgadza się Pani z tą opinią? Czego Pani/Pan boi się najbardziej?
Droga Edyto, jest wiele mądrości w tym stwierdzeniu. Faktycznie ludzie imają się złych czynów w momencie, gdy czują zagrożenie odebrania im czegoś, np. władzy, pozycji społecznej, pieniędzy, miłości, honoru, itp. Lęk rodzi w człowieku wiele mrocznych instynktów, działających na zewnątrz, tj. do świata, jak i do wewnątrz, objawiając się poprzez autodestrukcję. Warto zatem nauczyć się panować nad swoimi lękami, starać się je okiełznać i nie „dokarmiać” negatywnym myśleniem.
A w odpowiedzi na pytanie, czego ja najbardziej się boję…powiem Tobie, Droga Edyto, że obawiam się utraty miłości do samej siebie, poprzez liczne, nie zawsze przyjemne i budujące życiowe doświadczenia. Tracąc miłość do samego siebie, człowiek traci miłość do innych a także do życia.
Staram się zatem codziennie dbać o pielęgnowanie miłości.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
|
Adam Jakubiak |
martucha180
1. Kim jest dla Pana SINGIEL?
Bardzo dobre pytanie i jak na polskie realia dość skomplikowane. U nas występują bowiem co najmniej trzy określenia na osobę, nie posiadającą pary:
- „sam” - osoba, która nie ma aktualnie partnera,
- „samotny” - osoba, która nie ma partnera i ten stan jej niezbyt odpowiada,
- „singiel” - osoba, która jest sama z wyboru i dobrze się z tym czuje.
Na zachodzie funkcjonuje tylko „singiel” i nie ma żadnych podziałów. W Polsce każdy interpretuje to jak chce, częstokroć myląc pojęcia.
Staram się upraszczać, jak tylko jest to możliwe, zatem dla mnie SINGIEL to po prostu osoba, która nie ma pary w znaczeniu związkowym. Powodów takiego stanu mogą być setki i przyporządkowywanie ich do określeń nie ma po prostu sensu, w końcu każdy singiel powie co innego, inną historię swojego życia i poda inną przyczynę.
Pracuję często z singlami, ale w zdecydowanej większości są to osoby, które chciałyby z kimś być, znaleźć przysłowiową „połówkę”, zatem nasza współpraca polega głównie na zwiększeniu szans na taką znajomość, nauczeniu się w jaki sposób można ją znaleźć. Zdarzają się jednak osoby, które świadomie chcą pracować najpierw nad sobą, „poprawić się” przed znalezieniem tej najważniejszej osoby. Życzę takiego podejścia każdemu.
2. Co jest najważniejsze w pracy z osobą, która przychodzi do Pana na terapię?
Terapia, to nieco za duże słowo. Bardziej tyczy się osób, które są niestabilne przede wszystkim emocjonalnie i trzeba im przywrócić stan równowagi. Jestem przede wszystkim trenerem motywacyjnym i coachem od rozwoju osobistego. Pracuję zatem z osobami, które stan równowagi mają lub są jego bliskie i świadomie dążą do udoskonalenia samych siebie, zmiany nawyków, wyuczenia tych pożądanych, odzyskania wiary w siebie, własne możliwości. Oczywiście zdarzają się również osoby na poważnym zakręcie życiowym, nie radzące sobie ze sobą, w każdym wypadku staram się pomóc. Praca nad sobą, pod okiem coacha (lub mentora – w zależności od oczekiwań osoby, z którą pracuję) sprawia, że coachee (klient) staje się lepszym pracownikiem, szefem, specjalistą, osobą z bardziej ustabilizowanym życiem, lepszym partnerem, przyjacielem. Zyskuje to, po co do coacha przyszedł.
Jednak najważniejsza w tej współpracy jest wytrwałość i samodyscyplina. Zdarzało mi się, że osoba wracała po jednej sesji i mówiła, że nie chce więcej, ponieważ „to nie działa”. Cóż, zapewne żadna z tych osób nie wsiadła za pierwszym razem na rower i nie pojechała od razu bez upadku. Jednak to trzeba zrozumieć – to również ważny aspekt – chodzi o zmiany charakteru, nawyków, wpajanych niejednokrotnie przez lata schematów i przyzwyczajeń. Można zastąpić je nowymi znacznie szybciej, ale nie od razu. To wymaga pracy, zaangażowania i chęci, z dużą dawką motywacji, która jest oczywiście moim konikiem.
Duże znaczenie ma również zaufanie. Przed trenerem otwieramy się czasem bardziej niż przed rodziną czy przyjaciółmi. Oczywiście obowiązuje tajemnica zawodowa, ale by się otworzyć i wydobyć z siebie wszystko, co potrzebne by uzyskać pożądany efekt, duża doza zaufania jest nieodzowna.
Z mojej strony ważne jest zaangażowanie. Osoba, która przychodzi na sesję liczy na to, że jestem tylko dla niej i pomogę w jej problemach. Tak też się dzieje. Pracuję nad rozwojem danej osoby nie tylko w czasie spotkania, ale też poza nim, przygotowując się do kolejnego.
Niezwykle ważna jest umiejętność słuchania, także tego, co coachee mówi poza słowami. Czytanie gestów, mimiki, emocji, współodczuwanie jest niezwykle istotne, dając pełniejszy obraz tego, co zostało przekazane werbalnie.
Z wieloma osobami utrzymuję kontakt nawet po latach, co daje wiele satysfakcji i pozwala zobaczyć, jaki kierunek obrał ich rozwój.
3. Pisanie książek wymaga lekkiego pióra. Jak dwie różne osobowości, dwa różne style pisania skumulowały się w jedno? Jak Państwo godziliście pracę nad książką? I kto wiódł prym, miał ostatnie zdanie?
Tajemnica handlowa ;)
A na poważnie. Nie było to takie trudne, biorąc pod uwagę, że para autorów opisuje parę bohaterów – każdego z osobna. W praktyce Ewelina skupiła się na spisaniu historii z punktu widzenia Laury, a ja miałem zaszczyt i przyjemność opisywać zdarzenia tak, jak przeżywał to Witek. Na sesjach niejednokrotnie spotykaliśmy się również razem, we trójkę lub we czwórkę, czerpiąc znacznie większą inspirację, gdy widzieliśmy parę razem, ich uczucia, wzajemny szacunek i inspirację, którą czerpali od siebie wzajemnie.
Praca nad książką była zatem oddzielnie, a jeśli było konieczne uzgodnienie niektórych szczegółów robiliśmy to zdalnie lub przy okazji sesji coachingowych. Zdarzały się też bardzo ciekawe chwile – np. dzwoniliśmy do siebie (słuchawki na uszach), by uzgodnić jakieś szczegóły, a potem nie rozłączając się i prawie nic nie mówiąc siedzieliśmy godzinę czy dwie pisząc jednocześnie.
Przyczyną napisania książki „3 godziny”, był nie tylko pomysł na treść, czy marzenie o napisaniu książki, lecz przede wszystkim szczera chęć pomocy innym. Mam nadzieję, że każda osoba po przeczytaniu tej książki znajdzie coś dla siebie. I jeśli zmieni na lepsze, choć jedną decyzję w swoim życiu, choć jedną maleńką rzecz, która da zadowolenie i przyczyni się do jakiegoś sukcesu – to warto było tę książkę napisać. Będzie nam niezmiernie miło, jeśli podzielicie się z nami tymi doświadczeniami pisząc na: Autorzy@3godziny.pl
izabela81
1. W opisie książki "3 godziny" przeczytałam, że jest kilka słów o sztuce porozumiewania się w związku, m.in. o tym jak się kłócić. Wszyscy wiemy, że kłócić się też trzeba umieć i kłótnia jest potrzebna w każdym związku, ale nie każdy z nas to potrafi. Jak Pana zdaniem powinna wyglądać dobra konstruktywna i oczyszczająca atmosferę kłótnia?
Pani Izabelo, wyjątkowo na to pytanie nie odpowiem, z bardzo prostego powodu. Jedna z porad w książce: „Pokłóć się dobrze” na stronie 223 jest dokładną odpowiedzią na Pani pytanie, dlatego po prostu zapraszam do lektury.
Natomiast zastanawiam się nad Pani słowami: „kłótnia jest potrzebna w każdym związku”. Czy aby na pewno? Pierwsze pytanie jakie zadałbym Pani to: „Po co?” Jaki cel ma przynieść owa kłótnia? Jest jak wojna — walka na argumenty, by osiągnąć swój cel — najczęściej tym celem jest przeforsowanie swojej racji przez którąś ze stron sporu. Czy rzeczywiście? Realia mówią coś zupełnie innego. Czas po kłótni można porównać do pola walki po bitwie. Następuje spustoszenie, ból, cierpienie i najczęściej żadna ze stron nie czuje się tą wygraną. Bo trzeba by być zupełnie bez serca, ciesząc się ze swojej racji, jednocześnie patrząc, jak druga strona cierpi, nawet jeśli tej racji nie miała.
Kilka stron wcześniej w książce umieściłem poradę: „Skuteczny sposób na uniknięcie kłótni” - polecam przede wszystkim wziąć sobie do serca wszystko, co tam opisałem, a być może umiejętność kłócenia się nie będzie już potrzebna ;) No ale nie kłóćmy się już o to...
2. Jak Pan myśli, czy po nieudanym związku trzeba zrobić sobie przerwę w nawiązywaniu kontaktów z drugą osobą? A może od razu spróbować szukać dalej drugiej połówki?
Wszystko zależy od naszych indywidualnych predyspozycji, a dokładniej od tego, jak szybko „odreagujemy” poprzedni związek. Można wyjść z założenia, że chcąc być z kimś, chcąc mieć udany związek, nie ma sensu tracić czasu na samotność. Jednak jeśli rozpoczynając nową znajomość głównym tematem Waszych rozmów będą opowieści o byłych, niczego dobrego to nie wróży. Owszem temat przeszłości jest istotny, zazwyczaj w ten sposób poznajemy poniekąd nowego partnera, jednak rozmowy z miażdżącą przewagą opowieści o wadach, czy zaletach niedawnej „połówki” mogą doprowadzić do sytuacji, gdzie będziemy znów szukać kogoś nowego.
Jeśli masz problem z przesunięciem ostatniej znajomości do kategorii „zamknięte, nie wracać”, proponuję rozmowę właśnie z coachem i poukładanie wszystkiego w Twojej głowie. Jeśli chcesz poradzić sobie samodzielnie, proponuję głębokie rozważenie następujących słów: „To przeszłość i nie mam na nią już w tej chwili żadnego wpływu – nie zmienię jej! Za to wszystko, co będzie później, zależy od tego, co zrobię dziś! Dziś będę robić tylko i wyłącznie to, co pragnę mieć jutro.”
Im szybciej dotrze do Ciebie powaga powyższych słów, tym szybciej skupisz się na udanym, satysfakcjonującym związku, który możesz mieć.
Joanna Stoczko
1. Jak Pan uważa, dlaczego ludzie coraz rzadziej mówią swojej przysłowiowej drugiej połówce „Kocham Cię”?
Rzeczywiście jest tak, że okazywanie uczuć stało się dziś rzadsze. Czemu tak się dzieje, skoro mamy nieporównywalnie więcej możliwości niż, np. 20 lat temu, gdy miłość można było wyznać tylko osobiście, listem lub przez telefon. Dziś mamy sms'y, mms'y, maile, dziesiątki portali społecznościowych, poczty kwiatowe, kurierów, billboardy i wszystko, co nam tylko do głowy przyjdzie. Być może jest to związane z faktem, że mamy mniej czasu, więcej pracy, pogoni za zadaniami, pieniędzmi... Brak czasu na dobrą książkę, rozmowę, bliskość sprawia, że zamykamy się bardziej w swoim świecie, ze sobą, nie patrząc, że przecież obok kogoś mamy. Otwórzmy się na drugą osobę, bądźmy, okazujmy uczucia – to wróci do nas ze zdwojoną siłą. Oderwij się teraz od lektury tego, co dalej i po prostu przytul kogoś, powiedz, że go kochasz. Trudne? A jednak spróbuj.
Niektórzy boją się zaangażować, często dlatego, że sami boją się skrzywdzenia, a paradoksalnie krzywdzą drugą osobę i siebie jednocześnie. W końcu jeśli zamykasz się na jakieś nowe doznanie czy uczucie to owszem, unikasz bólu czy rozczarowania, ale jednocześnie nie spotka Cię nic dobrego, co mogłoby się zdarzyć. Nie da się zjeść ciastka i mieć ciastko. W takim przypadku polecam bardzo szczere rozmowy z drugą osobą, tak by znacznie lepiej ją poznać. Pytania „co by było gdyby...?” mogą okazać się pomocne.
Ograniczone okazywanie uczuć pojawia się również, gdy jesteśmy niezdecydowani, niepewni siebie, gdy nie wiemy do końca czego chcemy, gdy nam się coś tylko wydaje. Wtedy często się wycofujemy, wahamy, działamy po omacku. To działanie podobne do tego, jakbyśmy szli do celu, ale kręcąc się w kółko. Wiadomo, że dojść nigdzie nie dojdziemy, a stracimy wiele czasu. Warto podjąć słuszną dla nas decyzję, zastanowić się czego się chce, potem wytrwale i bez wahania do tego dążyć – wtedy i okazywanie uczuć staje się łatwiejsze, gdyż wiemy co jest naszym pragnieniem, z kim tego chcemy doświadczać i co nas ze sobą łączy.
2. Co jest dla Pana ważniejsze- iść czy dojść? Co czuł Pan w chwili pisania kolejnych stron poradnika? Jakie uczucia (być może ze sobą sprzeczne) Panu towarzyszyły, gdy ją Pan skończył?
Zarówno sam cel jest istotny, jak i droga do niego. Nikogo nie ucieszy, gdy osiągnie cel, a odwracając się za siebie zobaczy jak wiele go to kosztowało, jak wiele po drodze stracił. Odwrotnie, jeśli drogę do celu idziemy w przyjemny sposób, ale do celu się w ogóle nie zbliżamy, to prędzej czy później pojawi się frustracja i rozczarowanie. Warto wyznaczyć sobie duży, wyraźny cel, ale możliwy do osiągnięcia, zaplanować go w czasie i określić dokładnie kroki, które nas do niego doprowadzą. Duży cel, ponieważ wtedy problemy, które pojawią się po drodze nie będą większe od samego celu – w innym wypadku zrezygnowalibyśmy przy pierwszej przeszkodzie. Wyraźny i konkretny, byśmy tak naprawdę wiedzieli czego chcemy, a nie krążyli po omacku dookoła czegoś, co nam się wydawało że jakieś było, a w rzeczywistości sami nie wiemy jakie. Określona data daje nam granicę w jakiej chcemy postanowienie zrealizować, inaczej moglibyśmy do celu dążyć i całe życie. A wszystkie punkty, które mamy na liście „droga do celu” mają nas do niego nie tylko doprowadzić, ale również dopilnować byśmy z tej drogi nie zeszli, nie rozpraszali się rzeczami niepotrzebnymi. Warto postarać się, by każdy krok rozwijał nas, stwarzał możliwość do nabywania nowych umiejętności i sprawiał wiele przyjemności.
Co czułem pisząc kolejne strony? Ogromną satysfakcję, że pokonuję kolejne kroki w drodze do celu. Satysfakcję, ponieważ sam się rozwijałem, pokonywałem swoje słabości, jednocześnie pomagając wszystkim, którzy książkę przeczytają, dając wskazówki jak poradzić sobie na drodze, która jest dla każdego wyjątkowo trudna. Uczucia i relacje, to jeden z najważniejszych aspektów naszego życia – bez tego cała reszta może lec w gruzach.
Po skończeniu książki towarzyszyła mi nie tylko satysfakcja, ale i wielka radość, zwłaszcza, gdy na każdym kroku spotykałem się z pozytywnymi reakcjami i opiniami. Takie wyrazy uznania sprawiają, że człowiek czuje, jak bardzo była jego praca potrzebna i jak wiele dobrego może dać innym. Wierzę, że książka „3 godziny” pokaże wszystkim świat innych możliwości, na które większość z nas jest zamknięta. Mówi się żartem, że czasem nie dostrzeżemy okazji, choćby na nas wpadła. Wiele w tym prawdy. Starałem się w książce „otworzyć oczy” czytelnikowi i wierzę, że się udało.
Radosław Kowalski
1. Jak to jest współpracować z inną osoba nad jedną książką? :)
Gdy współpracujesz z odpowiednią osobą, która zgadza się z Tobą, widzi ten sam cel, podąża w jego kierunku i chce go osiągnąć – to współpraca jest czystą przyjemnością. Książka, którą napisaliśmy wspólnie z Eweliną Jasik, miała swoją misję, a my oboje wiedzieliśmy, jak bardzo jest ludziom potrzebna, jak wiele osób boryka się na co dzień z problemami, których doświadczali główni bohaterowie. To znacznie ułatwiło współpracę i sprawiło, że książka powstała bardzo szybko, w zaledwie cztery miesiące, pomimo tego, że jest dość obszerna i skomplikowana. To wynik m.in. dobrej i owocnej współpracy, za co mogę tutaj podziękować współautorce.
Wonderland OfBook
1. Czy szukaliście Państwo miłości przez internet? Jeśli tak, czy przyniosły zamierzony efekt?
Książka „3 godziny” jest odpowiedzią na pytanie czy można znaleźć miłość przez internet – tak, można. Główni bohaterowie poznali się przez internet i my, jako autorzy, również. Spora część porad jest wynikiem moich własnych doświadczeń i obserwacji. Osoby, które poznajemy przez internet mają wciąż, niejednokrotnie przypiętą etykietę „TEN Z NET'u” - co oznacza, że to ktoś gorszy, nierealny, podejrzany, oszust, naciągacz, wykreowana postać. Być może w niektórych przypadkach tak jest rzeczywiście, ale czy w realnym świecie nie jest identycznie?
Pamiętajmy, że internet, to tylko narzędzie skutecznej komunikacji i nic więcej. A osoba, która jest po drugiej stronie łączy – jest realna, żyje, mieszka, pije z rana kawę. Internet stanowi w tym przypadku tylko i wyłącznie formę pierwszego, dłuższego lub krótszego, kontaktu. Są oczywiście osoby, które utrzymują znajomości tylko wirtualnie (zapewne większość naszych znajomych z Facebook'a to osoby, których nigdy nie widzieliśmy), ale przy poszukiwaniu miłości przez internet, zazwyczaj dążymy do szybkiego pierwszego spotkania, by zweryfikować nasze wrażenia ze świata cyfrowego. I dobrze. W końcu o to tu chodzi.
Czy poszukiwania przyniosły zamierzony efekt? To już skomplikowane pytanie, gdyż można je rozpatrywać wielopłaszczyznowo. Jeśli zamierzonym efektem ma być znalezienie miłości na całe życie, to jeszcze mi się to nie udało, nie pojawiła się odpowiednia osoba i wciąż jej szukam, oczywiście również z wykorzystaniem internetu. Oczywiście znajdą się osoby, które powiedzą, że tak można szukać całe życie. Odpowiem, że tak samo można przeżyć całe życie z kimś, kto jest dla nas nieodpowiedni – co jest lepsze? Każdy odpowie sobie indywidualnie. Ja wolę poczekać na osobę, która będzie wszystkim i dla której warto zrobić wszystko. Dzięki internetowi, szansa na poznanie jest dużo większa, niż kiedy nie było takich możliwości.
Pomimo faktu, że wciąż szukam, to jednak poznałem przez internet wielu fantastycznych ludzi, z którymi do dziś utrzymuję znajomości i szczere przyjaźnie. Było również kilka mniej lub bardziej udanych związków, co utwierdza tylko w przekonaniu, że można znaleźć kogoś dla siebie w sieci. A że nie zawsze się udaje? Cóż, w realnym świecie jest dokładnie tak samo. Ważne by wyciągać wnioski, zmieniać się na lepsze i się nie poddawać, ponieważ wtedy z pewnością nie znajdziemy tego, czego szukamy.
2. Czy długo Pan przekonywał innych do swojego pomysłu?
Jak sądzę chodzi o pomysł napisania książki. Bieg wydarzeń związanych z „3 godzinami” był błyskawiczny. Główni bohaterowie nie wahali się wcale, gdy zaproponowałem im spisanie ich historii. Współautorka i świetny coach, Ewelina Jasik, uznała pomysł napisania takiej książki i poradnika za wyjątkowo dobry i zgodziła się szybko. Pracę nad książką rozpoczęliśmy... dosłownie na drugi dzień. Pisaliśmy a w międzyczasie życie głównych bohaterów dostarczało nam cały czas materiałów do dalszej pracy.
Książką były również poważnie zainteresowane aż trzy wydawnictwa, którym spodobała się tematyka, sposób naszego pisania i nietypowa, niespotykana wcześniej forma. Ostatecznie podjęliśmy decyzję o współpracy z Helionem, która jak dotąd układa się bardzo owocnie. Myślę, że jest szansa na kolejne książki.
Edyta Chmura
1. Są Państwo osobami pełnymi ciepła i pozytywnej energii :) Nie zawsze jednak da się tryskać optymizmem. W jaki sposób odreagowuje Pan złość: rzuca ciastem o stolnicę bezlitośnie je gniotąc, popada w artystyczny szał, malując pełne zgrozy wizje, przelewa Pan emocje na - Bogu ducha winny – papier czy może siada cichutko w kącie i czeka, aż Panu przejdzie ;)?
Pani Edyto, dziękuję za tę opinię. Jest mi niezmiernie miło, że tak nas Pani odbiera. Ciepła i pozytywnej energii nigdy dość.
Co do złości. Przez lata pracy nad sobą udało mi się na szczęście dojść już do etapu, że do tej złości nie dochodzi. Udaje mi się ją zdusić w zarodku. Pomaga w tym logika, która podpowiada, że złością niczego nie zyskam, a w danym momencie mogę wiele stracić. Większość osób wie, że, np. ważnych decyzji nie podejmuje się pod wpływem silnych emocji, ale niewielu się to udaje, gdyż emocje same napędzają nas do działania tu i teraz, do natychmiastowego rozwiązania problemu, wyładowania agresji, ataku, bądź ucieczki. Potem niestety ponosimy konsekwencje naszego działania.
Jeśli już dopada mnie tak poważny stan, że złość się pojawia (najczęściej wywołana bezradnością), staram się odreagować ją w sposób, który przyniesie jakąś korzyść dla mnie lub dla otoczenia. Zatem czynności, które bywały pomocne to: bieganie, koszenie trawnika, sen lub przelanie emocji na papier – czasem nawet wychodzi z tego coś konstruktywnego. Podoba mi się Pani pomysł ze stolnicą i ciastem. Nie próbowałem jeszcze, ale czemu nie – zwłaszcza, że znów może z tego wyjść coś pożytecznego i dobrego dla innych.
2. „Prawie całe zło świata wywodzi się z faktu, że ktoś się czegoś boi.” – tak mówiła Valancy w „Błękitnym zamku” Lucy Maud Montgomery. Zgadza się Pan z tą opinią? Czego Pani/Pan boi się najbardziej?
Zgodzę się z opinią, że strach może prowadzić do złego. Może nie w każdym wypadku, ale jednak. Najgorsze jest to, że przez strach robimy krzywdę sobie. Lęki sprawiają, że mamy opór przed podjęciem działania, przed szukaniem rozwiązania, przed podjęciem ryzyka. Strach paraliżuje i zasłania nam oczy w poszukiwaniu dobrych rozwiązań.
Często słyszymy: „Nie zrobię tego, ponieważ się boję”. Jeśli te obawy dotyczą skoku ze spadochronem, to można na nie przymknąć oko – nie będzie adrenaliny i miłych wspomnień i tyle. Sam pamiętam jak bałem się, by zjechać kolejką tyrolską – stałem na krawędzi platformy i nie mogłem się ruszyć. Usłyszałem od osoby asekurującej: „- Zjeżdżasz, czy mam Cię zepchnąć? Liczę do trzech”. Przyznam, że to skuteczna metoda. Zjechałem sam i dziś cieszę się, że to zrobiłem – fantastyczne uczucie.
Co jednak jeśli ze strachu, np. przed odrzuceniem, nie szukamy miłości, nie idziemy na rozmowę kwalifikacyjną, nie spotykamy się z klientem? Konsekwencje tego strachu są nieporównywalnie większe i powodują w naszym życiu znacznie więcej szkody, niż zysk z ryzyka, którego uniknęliśmy. Są skuteczne metody wychodzenia z takiego lęku, ale to już temat na indywidualną sesją coachingową. Zapraszam.
Czego się boję? Zapytam inaczej – a co mi da strach? Odbiera mi przyjemność, możliwości, szanse. Nie chcę się bać. Życie jest tylko jedno i nie warto tracić go na siedzeniu w bezpiecznym fotelu w obawie przed zrobieniem czegokolwiek. Ja chcę działać, rozwijać się, szukać i znajdować, poznawać i cieszyć się. Strach mi w tym nie pomoże.
Najlepsza metoda by się nie bać? Zrobić dokładnie to, czego się boisz. Zapewniam – na drugi raz strach będzie znacznie mniejszy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuję serdecznie Ewelinie Jasik i Adamowi Jakubiakowi za poświęcenie swojego czasu oraz za udzielenie Nam niezwykle interesującego wywiadu.
Składam także gorące podziękowania wszystkim, którzy wzięli udział w
konkursie i zadali
pytania.
Nagrodę w postaci książki "3 godziny'' otrzymują:
Edyta Chmura
Joanna Stoczko
Wonderland OfBook
Gratuluje zwycięzcom i pozdrawiam!!!
Cyrysia