Karolina Magdalena
Czym dla Pani jest szczęście? Czy uważa Pani, że je osiągnęła i czuje się dzięki temu spełniona?
Myślę, że na szczęście składa się wiele elementów, wiele drobiazgów, które spotykają nas każdego dnia. Uśmiech i bliskość ludzi, których kocham. Przytulony, mruczący kot na kolanach. Nowe pąki storczyków, które od lat hoduję i na które wreszcie znalazłam sposób, by często kwitły. Wiatr we włosach na górskim szlaku. Każde słowo, które pozwala mi budować nową powieść. Każdy przebiegnięty pomimo paskudnego bólu nóg kilometr… I wiele, wiele innych… Takie cudowne chwile spotykają człowieka codziennie, każdy dzień przynosi nowe, dlatego trudno mi myśleć o szczęściu jako o czymś, co można osiągnąć. Mam takie wrażenie, że nie chciałabym czuć się „spełniona”, bo wtedy nie pozostałoby nic, po co mogłabym jeszcze sięgnąć. Dlatego szczęście to dla mnie możliwość i chęć, by nie ustawać w realizacji marzeń, nawet tych prostych i niewielkich i dostrzeganiu drobnych radości, jakimi obdarowuje nas codzienność.
gosia
Czy ma Pani swój autorytet pisarski na którym się wzoruje?
Jako nastolatka dopadłam do starego księgozbioru mojego taty i wywlokłam stamtąd pokaźny stosik książek Joanny Chmielewskiej. Chyba właśnie tamten moment zadecydował o tym, że pokochałam komedie kryminalne i sama zapragnęłam takie powieści pisać. Nie mam jednak żadnego pisarskiego autorytetu, na którym się wzoruję. Podoba mi się to, co Stephen King napisał w swojej książce „Jak pisać? Pamiętnik rzemieślnika”. Jest w niej miedzy innymi porównanie warsztatu pisarskiego do wielopoziomowej skrzynki z narzędziami. Jestem zdania, że każdy z pisarzy musi swoją „skrzynkę” wyposażyć w narzędzia, którymi będzie mu się najlepiej pracowało. Dzięki temu, że każda z naszych „skrzynek” zawiera coś zupełnie innego, świat książek jest bogaty i różnorodny.
Czy będąc małą dziewczynką przeszło Pani przez myśl by być pisarką?
To znów dobry moment, by przywołać Joannę Chmielewską :) Nie byłam już może taka mała, miałam trzynaście czy czternaście lat i kwitłam w straszliwej kolejce po autograf pani Joanny. Kiedy wreszcie dopchałam się do stolika, przy którym pisarka zamaszystym ruchem napisała dla mnie dedykację w książce, pomyślałam sobie, że ja też kiedyś tak chcę. Że też kiedyś tak będę. Do dziś mam tę książkę i dedykację, i ilekroć przychodzi mi ochota, by walić głową w klawiaturę, bo kursor miga, a na monitorze nie chce pojawić się nic sensownego, sięgam po ten talizman. Nie twierdzę, że od tego od razu spływa na mnie natchnienie, ale przynajmniej przestaję się znęcać nad swoją głową i Bogu ducha winną klawiaturą.
MARCIN M.
Gdyby resztę życia musiała Pani spędzić na bezludnej wyspie i mogła wybrać tylko jednego bohatera swojej książki jako towarzysza to kogo by Pani wybrała i dlaczego?
Bardzo trudne pytanie, bo takich bohaterów jest przynajmniej troje, a biorąc pod uwagę inne, czekające na swoją kolej powieści, jeszcze więcej. Jako kobieta, chętnie miałabym przy sobie męskie, silne ramię, zatem Łukasz byłby nieocenionym towarzyszem. Jednak chyba lepiej czułabym się w towarzystwie Aleksandry, która ma mnóstwo szalonych pomysłów i nie cierpi siedzieć zbyt długo w jednym miejscu. Jestem pewna, że z Olą szybko opuściłabym bezludną wyspę, bo ta dziewczyna po prostu by tam nie wytrzymała i zdecydowała się na najgorsze wariactwo, byle wrócić do domu :)
Z czym kojarzy się Pani słowo SUKCES. Czy według Pani jest to przede wszystkim wynik ciężkiej pracy czy bardziej ma na to wpływ splot przychylnych zdarzeń?
Recepta na sukces dla mnie to suma ciężkiej pracy i odrobiny szczęścia, które stawia na naszej drodze właściwych ludzi, sprawia, że znajdujemy się w odpowiednim czasie i miejscu. Moim szczęściem było to, że kiedy powstawał „Maraton”, były przy mnie osoby, którym mogłam się wypłakać, gdy brak weny lub trema przed wysłaniem powieści do wydawnictwa dawały mi w kość. Potem książka trafiła w ręce niesamowitej ekipy z „Czwartej Strony”. Sama wylałam wiele łez i potu, by nadać „Maratonowi” obecny kształt – dosłownie, bo nad fabułą najlepiej myślało mi się podczas biegania. Wielu ludzi jednak wspierało mnie i pomagało w urzeczywistnianiu marzeń o wydaniu książki i tym ludziom jestem nieskończenie wdzięczna. Poprawka. Nie tylko ludziom. Zwierzętom też :)
Izabela Wyszomirska
"Maraton do szczęścia" to połączenie komedii romantycznej z kryminałem okraszonym humorem. Czy łatwiej napisać byłoby Pani część kryminalną z przymrużeniem oka (tak jak w tym przypadku) czy bardziej poważny, klasyczny kryminał?
Dobre pytanie :) Choć bardzo lubię czytać klasyczne kryminały, sama lepiej czuję się pisząc powieści obyczajowe z wątkiem kryminalnym potraktowanym na wesoło. Pisanie takich utworów bardzo mnie odpręża i sprawia, że praca nad tekstem jest nie tylko pracą, ale również doskonałą zabawą. Chociaż, kto wie? Może kiedyś zdecyduję się na eksperyment i napiszę poważny kryminał. Przyznaję jednak, że gdybym miała zmienić gatunek swoich utworów, wybrałabym raczej thriller lub horror.
Tajemniczy dręczyciel obrał sobie na cel Aleksandrę. Jak to jest tworzyć postać w taki sposób, by czytelnik do samego finału nie wpadł kto nim jest?
To świetna zabawa, ponieważ wcielam się w detektywa, który musi rozpracować kryminalny wątek. Bardzo rzadko się zdarza, bym od początku miała w głowie wizję, kto stoi za popełnionym przestępstwem. Zaczynam od określenia, co właściwie się stanie: czy moja bohaterka będzie miała do czynienia z szantażystą, czy może wolę wplątać ją w morderstwo. Szukam motywów, które mogłyby doprowadzić do popełnienia przestępstwa, a jednocześnie przyglądam się bliżej samemu wydarzeniu. Zastanawiam się, czy zostało starannie zaplanowane, czy raczej dokonane w afekcie? Czy sposób działania wskazuje na kobietę, czy raczej mężczyznę? Gdy i ten etap mam za sobą, buduję w głowie postać, która będzie czarnym charakterem. Jak widać, sama muszę przebyć długą drogę, zanim dowiem się dokładnie, z kim przyjdzie się zmierzyć bohaterom.
Anna Jezioro-Porębska
Co Pani daje najwięcej szczęścia
Odpowiedź na to pytanie już padła :)
Jarosław Prusiński
Marto, jak przygotowujesz się do napisania książki? Czy dużą wagę przywiązujesz do otoczenia samej historii? Zbierasz fakty? Studiujesz topografię miast? Czy może traktujesz to dość lekko jak np. Lem w Śledztwie (opisy Londynu się nie zgadzają z rzeczywistością, co zarzucili pisarzowi Brytyjczycy).
Moje pisanie zaczyna się od mnóstwa bazgrołów, na których przyklejam niezliczoną ilość kolorowych karteczek z pomysłami. Z czasem z tego twórczego chaosu wyłania się fabuła. Dowiaduję się coraz więcej o swoich bohaterach. Zastanawiam się, co może im się przytrafić i jak oni sami na te wydarzenia zareagują. Dopiero gdy fabuła jest gotowa i znam dokładny przebieg wydarzeń, zabieram się do pisania. Nie lubię siedzieć wpatrzona w migający kursor i modlić się, by moje postacie zechciały uprzejmie zrobić coś interesującego. Dzięki takiemu systemowi pracy nad powieścią rzadko zdarzają mi się chwile paniki, bo nie wiem, co dalej.
Uważam też, że pisarz powinien wiedzieć, o czym pisze. Gdy budowałam postać Łukasza, dziennikarza z magazynu motoryzacyjnego, czytałam tego typu czasopisma i sprawdzałam, jakie auta mają trafić do salonów. Dużo czasu spędziłam, poznając psy TTB, by pies-bies, amstaff Oli i Łukasza, był typowym przedstawicielem swojej rasy. Pisząc o perypetiach miłosnych w innej powieści, postanowiłam na sobie sprawdzić efekty radykalnej zmiany wizerunku i wzorem zbuntowanej Edyty przefarbowałam włosy na czerwono. Myślę, że zbierając informacje, pisarz nie tylko dodaje swoim tekstom wiarygodności, ale i ma szansę zdobyć nowe doświadczenia i dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy.
martucha180
Czym dla Pani jest słowo?
Słowo… To taka czasem lepiej, czasem gorzej oszlifowana cegiełka, jedna z wielu, które muszę wybrać, by zbudować powieść :) Cegiełek jest mnóstwo i czasem nadmiar budulca doprowadza człowieka do obłędu, jednak gdy tekst jest gotowy, pomiędzy cegiełkami nie ma niepotrzebnych szpar i wszystkie do siebie pasują, na twarzy pisarza pojawia się uśmiech, a z piersi wyrywa się dziki okrzyk triumfu :)
Jaki ma Pani stosunek do swego imienia i którą jego wersję Pani woli?
Przyznaję, że długo nie mogłam polubić swojego imienia, bo wydawało mi się mało romantyczne i niezbyt poetyckie :) Na szczęście wyrosłam z okresu fascynacji wszystkimi innymi imionami poza własnym. Najbardziej lubię zdrobnienie „Martuśka”. Oddaje mój charakter i tak zwracają się do mnie najbliżsi.
Ania Kozik
Co jest dla Pani największą inspiracją do pisania?:)
Zabrzmi to banalnie, ale najlepszą inspiracją jest życie. Lubię obserwować ludzi w różnych sytuacjach i sprawdzać ich reakcje na określone wydarzenia, a potem zastanawiać się, jak te same osoby zachowałyby się, gdyby na ich drodze postawić na przykład tajemniczego szantażystę. Albo gdyby podczas generalnego remontu znalazły we własnym mieszkaniu dobrze ukrytą i zabezpieczoną brylantową kolię pochodzącą z głośnego napadu na jubilera. Mijając codziennie w drodze do pracy zamyślonego, przystojnego mężczyznę lub stojąc w kolejce do banku za przytupującą nerwowo elegancką kobietą, której właśnie rozmazał się makijaż, tworzę w głowie rozmaite scenariusze z udziałem tych osób. A bywa i tak, że sama staję się uczestniczką zdarzeń, które po oszlifowaniu stanowią idealną pożywkę dla książki. Zapisuję je wtedy i czekają na odpowiedni moment, by stać się częścią fabuły kolejnego utworu.
Czy od najmłodszych lat chciała Pani pisać książki? Czy to wyszło tak nagle ?:)
Udzieliłam odpowiedzi przy okazji pytania o literackie inspiracje :)
Gosia
Czy chciałaby Pani zobaczyć ekranizację swojej powieści? A może ma Pani typy aktorów na głównych bohaterów?
W pierwszym odruchu chciałam zawołać, że oczywiście! Bardzo bym chciała! Mam jednak świadomość, że ekranizacja często zmienia samą historię i nie wiem, czy byłabym na to gotowa. Nie zastanawiałam się, kogo widziałabym wśród aktorskiej obsady. Nie jestem na bieżąco jeżeli chodzi o popularnych polskich aktorów w wieku moich bohaterów. Chyba łatwiej znalazłabym kogoś do roli Łukasza, niż Aleksandry. O, na przykład Marcin Dorociński.
Po jakie książki Pani sięga najczęściej?
Uwielbiam książki z dziedziny weterynarii, zarówno te dotyczące zagadnień typowo medycznych (choroby zakaźne zwierząt towarzyszących i niektórych gospodarskich), jak i zahaczające o zoopsychologię. Ze względu na wątki medyczne lubię czytać thrillery takich autorów jak Robin Cook, Tess Gerritsen, Karin Slaugter czy Kathy Reichs. Z przyjemnością sięgam również po powieści gotyckie i horrory. Czas i przestrzeń kreowane w tego typu utworach stały się nawet tematem mojej pracy magisterskiej. I wreszcie przyznaję się do czołobitnego, bałwochwalczego uwielbienia dla Stephena Kinga, choć nie każda z jego powieści robi na mnie tak samo duże wrażenie. Jedno jest pewne. Nigdy nie będę w stanie powstrzymać dreszczy, czytając „Cujo” lub „Smętarz dla zwierzaków”.
Karolajna
Czy uważa Pani, że zwierzęta potrafią czasem dać nam więcej niż dają nam inni ludzie?
Tym, co moim zdaniem różni zwierzęta od ludzi, jest bezwarunkowa lojalność i bezinteresowność. Trzeba wiele szczęścia, by spotkać na swojej drodze ludzi, którzy będę zawsze życzliwi, skłonni do poświęceń i jako przyjaciele będą dzielić z nami dobre i złe doświadczenia. W relacje międzyludzkie zbyt często wkrada się zazdrość, zawiść, zwykła złośliwość. Zwierzęta dają nam taką miłość i przywiązanie, jakie my im dajemy. Ludzie – niestety, nie zawsze.
Czym według Pani jest szczęście? Czy szczęście może być trwałe czy częściej jest ulotne?
Pomijam pytanie, udzieliłam odpowiedzi wcześniej :)
Aleksandra Stemplewska
Jest Pani typową "Zosią Samosią" czy jednak na odwrót?
Oj tak, często jestem „Zosią Samosią”. Lubię sama pomalować ściany podczas remontów, biorę na siebie sporą część obowiązków domowych i zawodowych, podczas wędrówki w górach wolę sama przeleźć przez leżący na drodze wielki pień, niż z wdziękiem poczekać, aż ktoś pomoże mi go przeskoczyć :) Mimo to uważam, że dobrze jest mieć w pobliżu męskie ramię, które stanie się nieocenionym wparciem w trudnych chwilach. Bo przecież zdarzają się chwile gorsze, niż pień na drodze, prawda :)?
Żyjemy w czasach, w których ważne jest bycie idealnym, posiadanie perfekcyjnej figury, uprawianie sportu, brak zmarszczek... A jak jest z Panią? Lubi Pani siebie, miewa kompleksy?
Kompleksy :) Kompleksy miewa chyba każda z nas, a jak nie ma do tego podstaw, to je sobie wymyśli :) Mam to szczęście, że uwielbiam być aktywna, szczególnie lubię ruch na świeżym powietrzu, więc praca nad sylwetką nie jest dla mnie katorgą. Przeżywam kryzys, gdy przychodzi jesień i trzeba kupić kozaki – ze względu na rozbudowane mięśnie łydek klnę wtedy okrutnie. Bywają dni, kiedy jestem z siebie zadowolona, bywają też takie, kiedy na wariata pędzę po farbę do włosów albo nakładam na raz milion maseczek, bo przez zarwaną noc i nadmiar stresu jestem zła na cienie pod oczami, bladą cerę i co tam jeszcze mi akurat podpadnie. Generalnie jednak lubię siebie – uważam, że kobieta jest piękna, kiedy jest świadoma własnych zalet i wad. Potrafi wyeksponować te pierwsze i sprytnie zatuszować te drugie. Lubię o siebie dbać, ale nie zamierzam na siłę walczyć z niedoskonałościami przy pomocy na przykład medycyny estetycznej. Wolę systematyczną pracę nad swoim ciałem przy pomocy ruchu i diety, niż armii specjalistów, którzy skalpelem i zbiegami w kapsułach załatwią za mnie temat. A że pewnych spraw nie przeskoczę, no cóż… W końcu to nie idealna skóra bez zmarszczek i figura modelki decydują o naszej niepowtarzalności :) A niepowtarzalność jest cudowna. Pewnie dlatego od lat prowadzę wojnę z każdą kosmetyczką lub sprzedawczynią w drogerii, która doradza mi zamaskowanie, wybielenie i inne cuda w celu zlikwidowania moich ukochanych, jedynych w swoim rodzaju piegów.
Katarzyna Kat.
Skąd pomysł na tytuł książki? Czyżby jedną z Pani pasji było bieganie i ogólnie aktywny tryb życia?
Uwielbiam biegać, uwielbiam być aktywna, a siedzenie na czterech literach to okropna kara, chyba, że akurat piszę :) Chociaż nawet pracując nad fabułą książki, mam zwyczaj wędrować po domu, rozklejając wszędzie kolorowe karteczki z notatkami. Sportowa pasja moja i mojej bohaterki po części stała się inspiracją, by tak zatytułować książkę, jednak chodziło również o podkreślenie, że Oli przyjdzie zmierzyć się z licznymi wyzwaniami, by znaleźć swoje szczęście i że o to szczęście trzeba będzie powalczyć.
Czy utożsamia się Pani z główną bohaterką instruktorką fitness?
Chyba każdą z moich bohaterek obdarowałam częścią siebie i Ola nie jest wyjątkiem. Podobnie jak ona uwielbiam ruch i nie potrafię długo usiedzieć w miejscu. Łączą nas również pewne wspólne doświadczenia i miłość do zwierzaków. Jednak błędem byłoby patrzeć na Aleksandrę jak na moją siostrę bliźniaczkę. Podczas czytania i szlifowania tekstu wielokrotnie łapałam się na myśli, że sama podeszłabym do rozwiązania napotkanych przez Olę problemów zupełnie inaczej. Mam wrażenie, że przemycając pod postacią bohaterki siebie, autorka wiąże sobie ręce i staje się niewolnikiem tej jednej postaci. Tym większą trudność sprawia wtedy stworzenie nowych bohaterek, bo zaczyna się powielać schematy i zachowania. Dobrze jest czuć ze swoimi bohaterkami więź, dobrze je rozumieć, ale kreowanie ich na własny obraz i podobieństwo może człowiekowi nie wyjść na dobre.
Hania
Witam. Moje pytanie dotyczy okładki Pani książki. Łudząco ona przypomina książkę innej bardzo popularnej autorki. Po jej interwencji zmieniono tylko detale natomiast reszta została. Czy nie uważa Pani ze to świadome wykorzystanie popularności innego autora? Pozdrawiam
Nie, nie uważam, bym świadomie wykorzystywała cudzą popularność. Wbrew wszystkiemu, co mogą myśleć czytelnicy, autor ma bardzo niewielki wpływ na wygląd okładki, tak samo, jak było to w tym przypadku. Informacja o podobieństwie dotarła do mnie i wydawnictwa, gdy „Maraton” był już w druku i nie istniała możliwość zmiany. Nie miałabym również szansy, by celowo skorzystać z podobieństwa, gdyż nigdy wcześniej nie miałam styczności z twórczością tamtej pisarki. Szkoda, że poznałam jej nazwisko w takich okolicznościach, jednak podobieństwo okładek zdarza się częściej, niż czytelnikom się wydaje i nie ma w tym winy ani autorów, ani wydawnictw. Był przypadek, gdy dwie pisarki poznały się w podobny sposób, ale potraktowały sprawę z humorem i nawet się zaprzyjaźniły. Uważam, że to dobre rozwiązanie, zwłaszcza, kiedy na pewne kwestie nie ma się wpływu.
Izunia Raszka
Załóżmy, że mogłaby Pani przenieść się do świata przedstawionego w dowolnej powieści. Jaką by Pani wybrała i dlaczego? A może żadną?
Tylko pod warunkiem, że mogłabym pozmieniać nieco fabułę :) Odkąd przeczytałam powieść Mary Shelley „Frankenstein, czyli współczesny Prometeusz”, marzyło mi się, by stać się jedną z bohaterek i porządnie nakopać zadufanemu w sobie, antypatycznemu monstrum, jakim był Victor Frankenstein :) Bo przyznaję, wiele łez wylałam jako nastolatka nad losem stworzonego przez niego potwora…
Załóżmy, że proces napisania i wydania książki to potrawa. Jakie powinna mieć według Pani składniki?
Widzę moje książki jako smakowite, dobrze przyprawione sałatki. Najbardziej kocham te kolorowe, wieloskładnikowe, więc i moje książki mają wiele składników: jest duża dawka humoru, doprawiona szczyptą ironii, jest niespodzianka w postaci zagadki kryminalnej. Nie może zabraknąć tego, co tygrysy, przepraszam, czytelniczki, lubią najbardziej, czyli romansu… Ani tego, co najbardziej lubi autorka, czyli wątku ze zwierzakiem. A to wszystko polane dressingiem z tajemnicy. Mało co smakuje dobrze bez soli, więc jest i sól, ta z łez wylanych przez bohaterów w trudnych chwilach, ale tylko w niewielkiej ilości, bo powszechnie wiadomo, że nadmiar soli bywa szkodliwy. Taka smakowita, dodająca wigoru mieszanka po ciężkim dniu, gdy człowiek chce się zrelaksować i zaaplikować sobie solidną porcję rozrywki. Smacznego :)
Zaczytana
Poświęciłaby Pani wiele w maratonie do szczęścia?
Zależy, co miałoby czekać na mecie :) Każdy maraton wymaga poświęceń, wysiłku i determinacji w dążeniu do celu, choć pod nogami zupełnie nie wiadomo skąd wyrasta przeszkoda za przeszkodą. Znacznie łatwiej jest mi powiedzieć, czego, a właściwie kogo bym nie poświęciła. Kilku osób, bez których nie wyobrażam sobie życia. Nigdy nie zrezygnowałabym też ze swoich zwierzaków.
Bycie szczęśliwym przez cały czas jest niemożliwe. Jednak czy ma Pani takie wspomnienie, miejsce, ludzi, do których wraca kiedy ogarnia Panią smutek, a chcę poczuć znowu szczęście?
Niewiele rzeczy ma na mnie równie kojący wpływ, jak mruczenie mojego kota :) Zresztą przy Attonie trudno skupiać się na swoich problemach, bo chłopak jest wybitnie absorbujący :) Niestety jako kot domowy z nazwy i wyboru nie dałby się namówić na wycieczkę w Pieniny, czyli moje ukochane góry. Nie wyobrażam sobie miejsca, w którym mogłabym czuć się lepiej.
Lidia F.
Wybrałaby Pani miłość z rozsądku czy pożądania?
W moim odczuciu miłość z rozsądku już nie ma za wiele wspólnego z miłością. Związek z rozsądku to układ, w którym ludziom z różnych powodów żyje się łatwiej. Czy zatem miłość z pożądania? Tylko pod warunkiem, że z tego pożądania wykiełkowałoby trwałe uczucie, oparte na oddaniu, wierności i pragnieniu bycia razem na dobre i na złe. Samo pożądanie jest dobre na początek, ale trudno na nim samym zbudować dobrą, trwałą relację.
Gdyby Pani mogłaby na jeden dzień cofnąć się do przeszłości, jaki to byłby dzień? Czy zmieniłaby go Pani chociaż w pewnym stopniu?
Takich dni do cofnięcia i rozwiązania pewnych spraw inaczej troszkę się nazbierało… Z drugiej jednak strony popełnione wtedy błędy były dobrą nauczką i mam cichą nadzieję, że pokazały mi, czym mogę boleśnie się sparzyć lub, co gorsza, zranić bliskich mi ludzi. Taka wiedza, choć nieprzyjemna, jest jedną z najbardziej pożytecznych.
Zacisze Lenki
W jakim miejscu Pani zazwyczaj pisze? Czy uważa Pani, że otoczenie w jakim się pisze ma wpływ na powstające teksty np. opis krajobrazu?
Nie mam swojego ulubionego miejsca, w którym piszę. Najczęściej rozkładam się z laptopem i notatkami w kuchni, ponieważ mam tam dużo miejsca i wygodne krzesła :) Zdarza się, że piszę zakopana w pościeli, bywało i tak, że pracowałam nad tekstem leżąc na podłodze, bo mój kot zachorował i żeby być blisko, instalowałam się obok jego posłanka. W ogóle najbardziej lubię pisać, gdy Atton znajduje się w pobliżu. Często uzależniam miejsce pracy od miejsca snu kota :)
Jakim była Pani dzieckiem - aniołkiem z warkoczykami czy chłopczycą wpadającą stale kłopoty?
Z dzieciństwa pamiętam dwie bardzo charakterystyczne sprawy: uwielbiałam bawić się samochodzikami. I zaklinałam się, że nigdy nie założę dobrowolnie spodni… Z jednego i z drugiego wyrosłam, bo auta są dla mnie ważne o tyle, że jeżdżą, a spodnie uważam za jeden z najlepszych wynalazków na świecie i dziękuję Bogu, że żyję w tych cudownych czasach, kiedy kobieta w portkach to oczywistość :) Generalnie nie byłam dzieckiem sprawiającym zbyt dużo problemów, jednak gdy się przy czymś uparłam, rodzice musieli się sporo nagimnastykować, żeby mnie przekonać. Pamiętam sytuację, gdy w wieku kilku lat odwiedziłam z nimi jaskinię w Kletnie. Rodzice nakłonili mnie do założenia wygodnych na taki spacer spodenek, mamiąc zapewnieniami, że to prawdziwa Jaskinia Niedźwiedzia. I resztę urlopu spędzili, maszerując do nieszczęsnej jaskini dzień w dzień, bo dziecko uparło się bywać tam tak często, aż wreszcie objawi się autentyczny niedźwiedź. Niedźwiedź się nie objawił, a ja bardzo długo miałam do rodziców pretensję, że nie dość dokładnie szukaliśmy…
Agnieszka E. Rowka
Kogo z pisarzy, poetów,... ceni Pani najbardziej i dlaczego?
Każdego z moich ulubionych autorów cenię za coś innego, najważniejsza jest dla mnie jednak umiejętność poruszenia czytelnika tekstem. Jeżeli czytam horror, chcę się bać. Sięgając po powieść obyczajową, liczę na dużą dawkę wzruszenia, śmiechu i kiwanie głową w stylu „Ależ ja to dobrze znam…” Podziwiam i szanuję każdego pisarza, który sprawia, że nie potrafię oderwać się od książki, a potem, choć znam już treść, mam ochotę czytać ją wiele razy od nowa. Lubię również, gdy pisarz porusza w książkach interesujące mnie zagadnienia (na przykład natury medycznej) i wykazuje się rzetelnym przygotowaniem w tym zakresie. Za takich właśnie autorów uważam pisarzy, których wymieniłam w jednym z wcześniejszych pytań jako twórców mojej ulubionej literatury.
Po poezję sięgam w tej chwili rzadziej, niż w okresie studiów, jednak mam swoich ulubionych poetów. Należy do nich między innymi Halina Poświatowska, której wiersze są kapryśne i pełne ubranych w oszczędne słowa szalonych emocji (trochę przypominają mi koty). Lubię też Adama Asnyka. Uważam, że mało kto potrafił tak cudownie odmalować piękno Tatr.
Gdyby mgła pani cofnąć czas to do jakiego momentu wróciłaby Pani i dlaczego?
Są dni, do których chciałabym wrócić, bo przyniosły mi coś wspaniałego, ale mam w pamięci i takie, do których pragnęłabym się cofnąć, żeby coś naprawić. Myślę, że przed każdym z nas jest wiele pięknych chwil, więc warto zachować w sercu te lepsze dni i czekać na kolejne. Natomiast podróże w czasie zarezerwowałabym dla sytuacji, w których kiedyś popełniłam błędy, zwłaszcza takie bardzo trudne do naprawienia.
Ewelina Olęder
Jest Pani autorką książek i zapewne wiele ich Pani przeczytała. W związku z tym mam małe pytanko. Z nami czytelnikami jest tak, że czasem bohater książki wydaje się nam szczególnie bliski. Czy ma takiego literackiego brata bliźniaka lub siostrę?
Nie trafiłam jeszcze na taką postać, choć za każdym razem, gdy sięgam po książkę, mam nadzieję, że znajdę swoją siostrę bliźniaczkę. Są oczywiście postacie, o których czytam i myślę sobie, że mamy wiele wspólnego. Chyba najbliższą mi bohaterką była Emilka z cyklu mniej znanych powieści Lucy Maud Montgomery („Emilka z Księżycowego Nowiu”). Byłam wtedy w podobnym wieku, zapisywałam straszliwe ilości kartek w pamiętnikach i już marzyłam o zostaniu pisarką. W pewnym stopniu miałam też podobny charakter. I choć był to okres dzieciństwa, sentyment do książki i bohaterki pozostał. Do dziś cykl o Emilce zajmuje ważne miejsce w mojej biblioteczce.
Julia Senator
Każdy z nas biegnie w swoim maratonie do szczęścia. Po drodze mijamy wiele przeszkód i zawsze zasuwamy pod górkę. Jednak na mecie czeka zasłużona nagroda, która wynagradza wszystko. Co jest nagrodą w Pani maratonie do szczęścia i co musi Pani przebyć/pokonać, by dotrzeć na metę?
Moja nagroda? Dlaczego tylko jedna? Jak zasuwać pod górkę i pocić się na przeszkodach, to niech to będzie człowiekowi porządnie wynagrodzone :) Jestem debiutującą pisarką, więc i przebijanie się na rynku wydawniczym jest dla mnie trochę jak maraton. Nagroda oczywista – zdobycie wielu czytelników, którzy będą chcieli poznawać tworzonych przeze mnie bohaterów i ich przygody. Ale nie samym pisaniem człowiek żyje i na co dzień użeram się też z innymi „górkami” na trasie. Po takim biegu przez płotki i to w dodatku na nienormalnie długim dystansie najlepsza nagroda to obecność tych, których się kocha. Bo chyba trudno o lepszą rzecz w tym życiowym wyścigu, niż nieustające wsparcie kogoś, kto nam kibicuje, poda rękę, gdy się wyłożymy, a i w tyłek kopnie na rozpęd, kiedy zabraknie nam motywacji.
Wercia
Co zrobiłaby Pani gdyby zabrakło inspiracji do pisania książek? Skąd Pani znalazłaby nowe źródło pomysłów?
Odpowiedzi udzieliłam, pisząc o źródłach inspiracji. Dopóki dookoła mnie nie zabraknie ludzi i zwierząt, nie obawiam się o brak inspiracji :)
Jak według Pani wygląda "koci raj"? Chciałaby Pani się w nim znaleźć?
To pytanie do mojego kota :) Zgodnie z filozofią Attona w takim raju powinien być stały dostęp do ulubionej karmy, choć mam to szczęście, że dla niego każda karma jest ulubiona i wymaga wręcz pilnowana, by nie pochłaniał za dużo. Myślę, że w kocim raju bardzo ważna byłaby przestrzeń. Koty to zwierzęta terytorialne, a ich stłoczenie na zbyt małej powierzchni wywołuje duży stres i problemy behawioralne oraz zdrowotne. Wszystko miałoby swoją porę i miejsce, bo koty są niewolnikami rutyny. Jako czyściochy z pewnością zażyczyłyby sobie zawsze idealnie czystych kuwet :) No i dobrze wytresowanej ludzkiej obsługi – takiej oddanej, skłonnej rozpieszczać i zabawiać. Bo wbrew powszechnej opinii, koty bardzo przywiązują się do swoich ludzi. Najbardziej takich skłonnych do korzystnych dla kota kompromisów :)
Patka
O tym, że szczęścia nie można kupić za pieniądze wszyscy dobrze wiemy. Ale kilka milionów wygranych w loterii na pewno nikogo by nie zasmuciło. Jakie marzenie by Pani spełniła gdyby nagle z dnia na dzień została Pani milionerką?
Jestem pewna, że na takiej wygranej skorzystałoby wiele futrzaków :) Mam na myśli dofinansowanie schronisk i organizacji pro zwierzęcych, a także programów propagujących sterylizację i szczepienia. Bez skrępowania wyznaję, że dużą sumę przeznaczyłabym na rozpieszczanie moich rodzinnych pupili.
Sama dla siebie marzę o domku w moich ukochanych górach – Pieninach. Obowiązkowo wyposażyłabym go w przestronną bibliotekę, niewielką siłownię, lub przynajmniej bieżnię. I taras, koniecznie z widokiem na Trzy Korony. A żeby lepiej wpasować się w górski klimat, kupiłabym niewielkie stadko owiec. Tylko jakiego kota dałoby się zagonić do pilnowania owiec na wypasie?
Co sądzi Pani o selfpublishingu? czy to krok na który odważyła by się Pani zdecydować, czy raczej nie?
Gdy decydowałam się wysłać książkę do wydawców, obiecałam sobie, że albo znajdę kogoś, kto wyda moje powieści, albo zrezygnuję. Selfpublishing na pewno ułatwia sprawę, jednak dla mnie ważne było, by moja powieść została zauważona wśród wielu innych, jakimi zasypywane są wydawnictwa. To już istotna informacja dla autora, że spędzone nad tekstem godziny były warte wysiłku i udało się stworzyć coś interesującego. Jako debiutantka cieszę się też z tego, że zespół „Czwartej Strony”, z którym pracuję, to doświadczeni, kreatywni i bardzo życzliwi ludzie, na wsparcie których jako autorka mogę liczyć. Bo napisać książkę to jedno. A dobrze wydać – to już wyższa szkoła jazdy :)
Jagoda G
Woli Pani pisać rano czy wieczorem? A może pora dnia nie ma znaczenia, bo zawsze ma Pani wenę? :)
Pora dnia nie ma dla mnie znaczenia, choć przyznaję, że rzadko zdarza mi się pisać późnym wieczorem. Jest to jednak związane z tym, że bardzo wcześnie wstaję, a zarówno w pracy, jak i w życiu prywatnym działam na bardzo wysokich obrotach i zwyczajnie po dwudziestej drugiej marzy mi się jedynie ciepła, pachnąca pościel :
Mówi się, że to pies jest najlepszym przyjacielem człowieka. Dlaczego więc woli Pani koty a nie psy? :)
Gdy ktoś mnie pyta o moją miłość do kotów, śmieję się, że w przypadku mojej rodziny to już kwestia genetyki. Moi rodzice wychowali się w rodzinach, w których były koty, mnie również futrzaki towarzyszyły od dziecka. Koty nauczyły mnie wrażliwości, skupienia i umiejętności obserwowania, bo są zwierzętami, które nie dają się łatwo rozgryźć i nie zapraszają ludzi zbyt szybko do swojego świata. Uwielbiam ich niezależność i tym bardziej czuję się wyróżniona, gdy chcą okazać mi zaufanie i miłość. Nie twierdzę jednak, że bardziej zasługują na miano przyjaciół człowieka, niż psy. Myślę, że każde zwierzę nawiązuje ze swoim opiekunem niepowtarzalną więź i każde bez wyjątku powinno być traktowane z troską i szacunkiem. Wyrazem mojej sympatii do psów jest wybranie na bohatera książki amstaffa Dragona, być może w przyszłości pies tej rasy zagości również w moim życiu. Ale nic nie zastąpi mi cichego mruczenia i miłości w zielonych oczach mojego kota Attona, gdy kładzie się obok mnie na kanapie, czytając uważnie, co też znów wypisuję…
Gregor
Gdyby były możliwe podróże w czasie do jakich momentów w życiu chętnie by Pani powróciła i dlaczego?
Udzieliłam już odpowiedzi na to pytanie :)
Jak odnalazło by się nasze społeczeństwo w sytuacji gdyby zostało pozbawione internetu a mogłoby jedynie korzystać z książek?
Przeraża mnie, jak wielu ludzi uzależnia swoje samopoczucie i sposób życia od portali społecznościowych. Uważam, że Internet to świetna sprawa, pod warunkiem, że jest traktowany użytkowo. Ci, którzy korzystają z niego z rozsądny sposób, pewnie nie byliby zadowoleni z odcięcia od szybkiego i łatwego dostępu do informacji, ale jako ludzie inteligentni nie porzucili książek i szybko poradziliby sobie z nową sytuacją. Proszę mnie źle nie zrozumieć. Nie jestem przeciwniczką korzystania z portali społecznościowych, sama to robię. Problem zaczyna się, gdy ktoś poza Facebookiem i ilością lajków przestaje widzieć świat i komunikuje się wyłącznie przez czat nawet z sąsiadką z tego samego piętra.
KINGA18
Jaki był najszczęśliwszy dzień w Pani życiu, co było w nim wyjątkowego, że pozostał on do dzisiaj, w sercu i myślach?
Tych szczęśliwych dni było całkiem sporo, a każdy z nich zapisał się w mojej pamięci inaczej. Bardzo dokładnie pamiętam dni, gdy po raz pierwszy spotkałam ludzi (i zwierzaki), którzy zostali w moim życiu na dłużej (a mam nadzieję, że zostaną na stałe), ponieważ wiem, że swoją obecnością uczynili je niepowtarzalne i wspaniałe. Trudno jest mi wskazać najszczęśliwszy dzień, bo za najszczęśliwszy uważam każdy, który sprawił, że mój świat stał się piękniejszy, lepszy. Kto wie, może ten najszczęśliwszy dzień jeszcze jest przede mną?
W imieniu swoim oraz wszystkich Czytelników mojego bloga dziękuję Pani Marcie Radomskiej za niezwykle interesujący wywiad.
Nagrodę w postaci książki ,,Maraton do szczęścia'' otrzymuje:
Izunia Raszka
Gratuluję i pozdrawiam,
Cyrysia