''Szczęście pod stopami''
Renata L Górska
Wydawnictwo: Replika
Data premiery: 21 kwietnia
Ocena: 10-/10
Patronat medialny:
Nie pomogą żadne zaklęcia, jeśli szczęściu nie da się szansy.
Troje pod jednym dachem: nie matka, nie ojciec i nie ich córka. Czy taki układ ma szansę się sprawdzić?
Monika opiekuje się dzieckiem swojej siostry i choć jednocześnie wciąż ma nadzieję na założenie własnej rodziny, wydaje się szczęśliwa i spełniona. Kiedy przewrotny los stawia na jej drodze mężczyznę, który burzy jej spokój – nie zamierza na to pozwolić i dać się ponieść emocjom. Zwłaszcza że od pierwszej chwili jest świadoma jego odmienności; przecież między innymi właśnie z tego powodu zdecydowała się wynająć mu pokój…
Powieść z tajemnicą w tle, w której nic nie jest takie, jak się początkowo wydaje. [opis wydawcy]
Renata L. Górska – polska autorka literatury obyczajowej, znana z takich powieści jak „Cztery pory lata”, „Za plecami anioła”, „Przyciąganie niebieskie” czy „Błędne siostry”. Publikuje też felietony i opowiadania. Lubi zabawę słowem, dzieci i koty. Jej dewizą jest „wszystko móc, nic nie musieć”.
Żyjemy w czasach, kiedy dobra literatura nie obroni się sama. Zasada jest prosta: im lepsza reklama, tym owocniejsze są efekty. W rezultacie wiele pozytywnie odbieranych przez czytelników powieści ginie w gąszczu innych, przeciętnych tytułów. Podobne wrażenie odnoszę w przypadku twórczości Renaty L. Górskiej, która moim zdaniem jest zbyt mało promowana. Bardzo nad tym ubolewam, ponieważ to pisarka o wielkim talencie i niezwykłym zmyśle obserwacji. Wszystkie jej książki mają w sobie ''to coś'', co sprawia, że nie sposób o nich zapomnieć. Nie inaczej jest w przypadku ''Szczęścia pod stopami''. Po raz kolejny jestem oczarowana. Majstersztyk w każdym calu.
Fabuła początkowo wydaje się mało odkrywcza, lecz im głębiej w nią wnikamy, tym bardziej zaskakuje swoją złożonością. Poznajemy Monikę - młodą dziewczynę, która wspólnie z ciocią Elżbietą wychowuje Marusię – córkę swojej siostry. Niestety, choroba i śmierć ukochanej krewniaczki powodują, że Monika nieoczekiwanie staje się jedynym opiekunem dziecka i wyłącznie na nią spada spłata kredytu hipotecznego.
>>Po raz pierwszy w życiu poczułam się jak prawdziwa sierota. Straciłam najbliższą osobę, zawsze mi przyjazną. Świat bez niej zubożał i stał się smutny. Ogromnie mi jej brakowało, ale załamanie nie wchodziło w rachubę. Musiałam pracować i spłacać kredyt, jeżeli nie chciałam zostać bez dachu nad głową. Na dodatek było jeszcze dziecko.<<
Szukając wyjścia z impasu, postanawia przyjąć pod swój dach lokatora. Po przeanalizowaniu wszelkich plusów i minusów, i wziąwszy pod uwagę dobro dziecka – decyduje się na Jana Ondrasza – geja, na co dzień pracującego jako operator telewizyjny. Jak ułoży się ich koegzystencja? Czy aby za bardzo nie ryzykuje? A co, jeśli trafiła na kłamcę i szwindlarza?
Dostałam w swoje ręce niesamowicie piękną i wzruszającą historię o niezrozumieniu, odrzuceniu, próbie zdefiniowania własnej tożsamości, tęsknocie za rodzinnym ciepłem, walce o bezpieczeństwo i stabilizację, pragnieniu miłości i bliskości, a także o trudach i radościach życia. Z właściwą sobie subtelnością pokazuje, że wszystko, co się dzieje wokół nas, ma jakiś cel, jakieś przesłanie, a ludzie, których spotykamy na naszej drodze nie są przypadkowi. Każdy daje nam jakąś lekcję, czymś nas ubogaca i coś uświadamia. Dlatego... ''warto ustąpić, zgodzić się na niezrozumiałe. Jeżeli będzie nam dane, to życie odpowie, czemu miało to służyć. Dopisze ciąg dalszy.''
Bez wątpienia największym atutem powieści są barwne i mocno zindywidualizowane sylwetki bohaterów. Jak każdy z nas mają swoje słabości, wady, zalety i pragnienia, a ich wybory i decyzje nie są w żaden sposób przekoloryzowane. Wśród nich prym wiedzie Monika, którą od najmłodszych lat wszyscy wokół traktowali, jak uciążliwy balast, jak powietrze. Jej ojciec zginął tragicznie w wypadku, a matka porzuciła ją i jej siostrę i uciekła za granicę.
>>Nie zdołałam polubić tej kobiety, mojej biologicznej matki, jak zwałam ją w najlepszym razie. Pomimo nieczułości dziadków, byli mi bliżsi od niej, zwłaszcza babcia. Dla tych pracowitych ludzi liczyły się dobrze wykonane obowiązki, czytelne zasady. Wzruszenia były im obce, więc nie rozczulali się nad losem dzieci zmarłego syna, ale zajęli się nami praktycznie.<<
Na szczęście przez te wszystkie lata nad Moniką czuwał anioł w osobie cioci Elżbiety, siostry babci Eugenii. To ona przyjęła ją pod swoje opiekuńcze skrzydła, dając ciepło domowego ogniska, a przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa. Nie ukrywam, że bardzo polubiłam tę dziewczynę i ogromnie współczułam jej tego, co przeżyła w dzieciństwie. Natomiast jej siostra (Patrycja) od samego początku irytowała mnie swoim egoizmem, arogancją i bezczelnością. Tak samo, jak jej matka - zostawiła małą córeczkę, skupiając się na własnych potrzebach.
>>Historia rodzinna przedziwnie zatoczyła krąg, gdy moja siostra poszła w ślady naszej matki. Chociaż z urody nie przypominała Hanki, to najwyraźniej przejęła inne jej geny. Patrycję również pociągał wielki świat, przez jakiś czas mieszkała w Anglii, by następnie przenieść się do Szkocji. Zaszła tam w niechcianą ciążę, a gdy się zorientowała, na aborcję było za późno.<<
Nie mogłam również znieść pozostałych członków rodziny Wicherków (dziadków, wujostwo, kuzynów). Aż dziw bierze, jak można być aż tak podłym i wyrachowanym. Jak można karmić się nienawiścią do innych, gardzić wszystkimi, poza wąskim kręgiem własnych krewnych. Z całą pewnością nie chciałabym spotkać na swojej drodze takich wampirów energetycznych.
>>Powiada się, że w każdym człowieku tli się cząstka dobra. Kiedy autorzy powieści kreują nazbyt negatywne postaci, spotykają się za to z krytyką. Zarzuca się im przerysowanie lub deformację rzeczywistości. W realnym życiu podobno nikt nie jest całkiem dobry lub tylko zły. Może i racja, jednak gdy proporcje są poważnie zachwiane, niezwykle trudno doszukać się pozytywów.<<
Na uwagę zasługują także ekscentryczne przyjaciółki Moniki: Julita i Roma. Pierwsza z nich ma bzika na punkcie ezoteryki i pragmatycznie podchodzi do wymiarów materialnych. A druga jest aktywną obrończynią zwierząt, ekolożką oraz orędowniczką feminizmu. Ale chociaż mają swój własny świat, to jednak mogą liczyć na siebie nawzajem.
Na koniec zostawiłam największą zagadkę, czy lokatora Moniki. Z jednej strony potrafi wyprowadzić z równowagi swoim sarkazmem i uszczypliwością, a z drugiej strony ujmuje wrażliwością na potrzeby innych, intelektem i zaradnością.
>>Człowiek, który wkroczył do mojego mieszkania, za nic w świecie nie kojarzył mi się z gejem. Miał blisko metr dziewięćdziesiąt wzrostu, barczyste ramiona i mocny zarys podbródka. Niedobór testosteronu nie wchodził tutaj w rachubę, w tym osobniku nie było nic zniewieściałego. Powiedziałabym nawet, kwintesencja męskości!<<
Jednak najbardziej niepokojące jest to, że wyjątkowo mocno broni swojej prywatności, ujawniając jedynie mało istotne detale. Na dodatek, wraz z jego pojawieniem się wokół Moniki zaczynają dziać się dziwne rzeczy. O co w tym wszystkim chodzi? Sprawdźcie koniecznie!
Docenić należy również niewątpliwie oryginalny i niestandardowy wątek miłosny. Po szeregu porażek randkowych Monika postanowiła skupić się jedyne na pracy i opiece nad Marusią. Kiedy jednak w jej domu pojawia się Ondra, ostrożna i trzeźwo myśląca dziewczyna zakochuje się w nim.
>>Spotkałam się ze spojrzeniem Ondry, spoważniał. Przeszyło mnie znowu osobliwe uczucie, którego nie umiałam porównać z niczym mi znanym. Jakbym otarła się o drzewo z zakazanym owocem, kuszona i jednocześnie odpychana. Byłam skołowana i zażenowana, zarówno tym, co działo się ze mną, jak tym, co widziałam w jego w oczach.<<
Rozdarta pomiędzy wewnętrznym kodeksem moralnym, a podszeptem serca – nie wie, jak wydostać się z tego uczuciowego potrzasku. Czy istnieje jakiś cień szansy, że homoseksualny podnajemca odwzajemni jej zainteresowanie? Wygląda to niedorzecznie, a jednak autorce udało się uniknąć uproszczeń i banałów. Pod mozaiką pozornie niedopasowanych do siebie elementów dostajemy niezwykle czytelny obraz rodzącej się więzi przyjaźni, jak i miłości – stanowiący najlepszy przykład tego, że niekiedy warto zdać się na swój wewnętrzny radar i podążać za jego głosem. Przygotujcie się na nie lada niespodzianki.
Książka podejmuje wiele ważnych tematów, jak np. samotność, potrzeba bliskości z drugim człowiekiem, rodzinne sekrety latami zamiatane pod dywan, bezwzględna manipulacja, szantaż emocjonalny, przerzucanie odpowiedzialności na innych, zdrada, feederyzm, homofobia, pedofilia, wychodzenie ze swojej strefy komfortu oraz walka nie tylko o cudze dobro, ale i o własne szczęście. Tym samym uświadamia nam, że najważniejsze jest życie w zgodzie ze sobą, a nie pod czyjeś dyktando. Dlatego czasem warto wybrać mniejsze zło czy też poświęcić kogoś w imię większej sprawy.
Całość napisana jest prostym językiem, a zarazem wyjątkowo plastycznym, bogatym i różnorodnym. Akcja płynie jednostajnie, bez żadnych dynamicznych twistów, według ściśle ustalonego harmonogramu. Mimo to nie nuży ani przez chwilę. Mamy tu bowiem dużo tajemnic, kłamstw, niejasności, podskórnego napięcia, a także sceny stwarzających okazję do refleksji oraz kilka zaskakujących momentów, które wbijają w fotel. Prawdziwą wisienką na torcie jest jednak punkt kulminacyjny, w którym na jaw wychodzą pewne wstrząsające fakty. Czegoś takiego się nie spodziewałam. Jestem pozytywnie zszokowana i usatysfakcjonowana tak nieoczywistym rozwojem wydarzeń. Krótko mówiąc – autorka wykonała kawał dobrej roboty.
Podsumowując: To kolejna piękna, poruszająca i wartościowa powieść w dorobku twórczym Renaty L. Górskiej. Zachwyca swoją realnością, otula emocjami, a przede wszystkim błyskotliwie udowadnia, że zawsze warto marzyć, oczekiwać zmian na lepsze i wierzyć w miłość. Nigdy bowiem nie wiadomo, kiedy i gdzie los obdarzy nas tym, co najlepsze. Bezapelacyjnie doskonały materiał na produkcję filmową. Nora Roberts ma godną siebie kontynuatorkę Szczerze polecam!