martucha180Czym dla Pana jest SŁOWO?
- Narzędziem pracy. Żyję z pisania i właściwego doboru słów. Czyli właśnie z używania narzędzi. Słowa są dla mnie tym, czym nuty dla muzyka i kolory dla malarza. Może te porównania brzmią pompatycznie, ale tak właśnie jest. Posługujemy się swoimi narzędziami, aby w ostatecznym rozrachunku odbiorca nie był świadomy ich istnienia. Słuchacz usłyszy muzykę, ale nie zobaczy nut. Widz obejrzy obraz nie znając kolorów, które zostały wymieszane. Czytelnik widzi słowa, jeśli na nich skoncentruje swoją uwagę. Dla pisarza lepiej, żeby tak nie było. Dla pisarza lepiej, żeby czytelnik widział od razu całość, przeniósł się w wymyślony świat i zapomniał, że trzyma w ręku książkę, że w ogóle coś czyta, że są jakieś słowa, szyk zdań, melodia. Aby to było możliwe, trzeba dobrać odpowiednie słowa. Takie, których „nie będzie widać”, nie trzeba będzie czytać dwa razy, żeby znaleźć w nich sens. Właściwe są takie, które porywają czytelnika w opowiadaną historię i pozwalają zapomnieć o istnieniu słów.
Co Pana najbardziej przeraża w ludziach, którzy nie szanują Matki Natury, i dlaczego?
- Ludzie mnie nie przerażają. Staram się rozumieć intencje, które stoją za takim lub innym czynem. Rozumiem, że każdy z nas ma swoje DNA, swoje doświadczenia życiowe i decyzje każdego z nas z osobna wynikają właśnie z tych dwóch najważniejszych czynników. Niektóre rzeczy musimy robić, niektóre powtarzamy po przodkach, niektóre chcemy, bo tacy właśnie jesteśmy. Za największą ludzką przywarę uważam natomiast egoizm i brak pokory. Egoizm, który pozwala np. politykom podejmować decyzje niekorzystne dla milionów w imię własnej fortuny. A w mniejszym wymiarze – szkodzić środowisku, a więc i ogółowi, w tym ludziom o tysiące kilometrów stąd, dla własnej wygody. Arogancja z kolei pozwala ludziom wygłaszać poglądy (i podejmować na ich podstawie decyzje) mimo braku choćby najmniejszych kompetencji, zalążków wiedzy na dany temat. Znów – spójrzmy jak wielką władzę mają politycy, którym chyba się wydaje, że naprawdę znają się na wszystkim. Brak pokory pozwala zignorować głosy mądrzejszych od siebie w danej dziedzinie, egoizm postawić własne korzyści ponad ogółem. To przepis na katastrofę. I tu właśnie jesteśmy.
Pani Ogrodowa
Dlaczego akurat kryminał?
- To może wydawać się dziwne, ale nie planowałem napisania kryminału. Pierwsza scena, prolog, z którego ostatecznie zrezygnowałem, zapowiadała raczej powieść o kryzysie wieku średniego, o gruntownej przemianie, która zachodzi w dorosłych przecież ludziach. I jeśli przyjrzymy się bliżej bohaterom, również drugoplanowym, można jeszcze dojrzeć echa, tego pierwotnego zamysłu.
W miarę rozwoju koncepcji, zmieniłem gatunek i cel. Od kilkunastu lat, od obejrzenia „Niewygodnej prawdy” (później ją także przeczytałem) datuję „narodziny” swojej świadomości klimatycznej. Jako dziennikarz finansowy starałem się zwracać uwagę czytelników na ten aspekt rzeczywistości, skłonić ich do uwzględniania go w swoich planach, ale chciałem też wyjść ze swojego pudełka. Zacząłem od bloga, ale ten pomysł szybko upadł. Nie odpowiadał mi. Wymyśliłem więc książkę – to ona miała być nośnikiem i wyrażeniem moich obaw o przyszłość. W książce mogę pozwolić sobie na o wiele więcej niż w artykułach. Po drugie, pisanie jest spełnieniem moich młodzieńczych marzeń. A kryminał – bo jest to jedyny dostępny mi gatunek, spośród popularnych gatunków literackich. Ani romans, ani saga o wampirach lub elfach nie są gatunkami, w których czułbym się dobrze.
I czy utożsamia się Pan z którąś z postaci swojej książki?
- Byłoby idealnie, gdybym tworząc bohaterów nie zastanawiał się, co zrobiłbym na ich miejscu, ale co oni zrobiliby w danej sytuacji. Z drugiej strony można pisać tylko o tym, co samemu się przeżyło, opisywać emocje, tak jak sami ich doświadczamy. Siłą rzeczy, w każdym z bohaterów jest trochę mnie. W jednej postaci jest mnie trochę więcej niż w innych, ale nie po to się za nią schowałem, żeby się ujawnić w wywiadzie ;-). Zgadywanie i interpretacja to ta część zabawy, w której główną rolę gra czytelnik.
Kinga Grabowska
Jakiej rady związanej z pisaniem udzieliłby Pan samemu sobie na przyszłość po napisaniu debiutanckiej książki?
- Wszystko jest takie, jakie ma być. To nie jest próżność, ale właśnie rada. Dewiza, którą staram się kierować i przywoływać, kiedy tego potrzebuję. Przydaje się w trudnych chwilach. Jedno z wydawnictw wydawało mi się wprost stworzone do tego, żeby nawiązać z nim współpracę. Niestety, nie było zainteresowane. Przeżyłem gorycz rozczarowania z powodu własnych oczekiwań. Wkrótce pojawiło się inne wydawnictwo, a współpraca pomogła mi znacznie poprawić niektóre rozwiązania, wejść na wyższy poziom. Ostatecznie wydałem książkę jeszcze gdzie indziej, ale każdy z tych etapów był potrzebny, każdy przyniósł jakieś doświadczenie i naukę. Więc teraz moja rada dla siebie brzmi – pamiętaj, żeby każda sytuacja uczyła cię czegoś nowego.
Zdradzi nam Pan co sprawiało największą trudność w czasie pisania książki "Prawda nie krzywdzi?
- Pierwszych sto stron ;-). Wydawało mi się, że jestem już zaawansowany w pracy, kiedy trafiłem do Szkoły Pisania Powieści. Wiedza, którą tam zdobyłem sprawiła, że tych pierwszych sto stron porzuciłem i zacząłem od nowa. Była to bolesna decyzja, ale konieczna. Czasem lepiej zrobić kilka kroków wstecz i zacząć od nowa, niż poprawiać to, co jest złe. Takich momentów, kiedy trzeba kasować całe zdania, akapity, a nawet rozdziały, zdarza się bardzo wiele. Myślę, że z fragmentów, które usunąłem dałoby się uskładać – objętościowo – osobną książkę. To są bolesne operacje dla każdego pisarza, zwłaszcza, że w tych kasowanych fragmentach często kryją się piękne zdania, z których jesteśmy dumni. Nie jestem pewien, czy Stephen King to właśnie miał na myśli, kiedy radził innym pisarzom „musisz zabijać to, co kochasz”, ale ta sugestia dobrze oddaje to, każdy pisarz musi robić – kasować swoje własne teksty.
Iwona N
Dla mnie czytanie pełni funkcję terapeutyczną. Czy dla Pana taką funkcję pełni pisanie?
- Tak! Przynajmniej takie miałem wrażenie, po napisaniu pierwszej powieści. Że duchowo mnie uzdrowiła. Teraz jednak myślę o tym inaczej. Pisanie to oczywiście eskapizm i to w czystej formie. Siłą rzeczy myśli pisarza błądzą po innej rzeczywistości, spotyka (i poprawia!) wciąż innych ludzi, trochę sobie nieznanych. W dodatku tego nie robi się tylko pisząc, ale przez cały czas! Zwykle piszę wieczorami i rano (przed i po pracy), ale w ciągu dnia cały czas myślę o bohaterach, zapisuję pomysły, zdania, które przyjdą mi do głowy w czasie spaceru czy obiadu. To naprawdę pozwala zapomnieć o rzeczywistości, czasem aż za bardzo.
Ta stała, codzienna, czasem mozolna praca, przypomina trochę wizyty na siłowni. Wykonujemy żmudne ćwiczenia, ale też – jeśli jesteśmy systematyczni – praca ta przynosi efekty. Liczba napisanych stron rośnie, mięśnie się powiększają, zmienia się umysł i ciało i zwykle jesteśmy z tych zmian zadowoleni. Po napisaniu książki jestem przecież – co oczywiste – lepszym pisarzem niż byłem przed jej napisaniem. A rozwijać mogę się w nieskończoność i to też jest budujące. W tym sensie pisanie pełni rolę terapii – pomaga mi być lepszym w tym, co robię. A przez to wpływa też na moje samopoczucie, zadowolenie z siebie.
Co jest dla Pana najprzyjemniejsze, a co najtrudniejsze w procesie powstawania książki?
- Dwa momenty są szczególnie przyjemne. Pierwszy, to ten, w którym powieść się planuje, tworzy bohaterów, wymyśla scenerię, oś akcji, fabułę. Na tym etapie jest dużo leżenia i wpatrywania się w sufit, spacerów po lesie i oglądania seriali w poszukiwaniu rozwiązań fabularnych. W ogóle wymyślanie komuś kłopotów, w jakie się wpakuje, jest sprawą przyjemną i zazwyczaj zabawną. Drugi przyjemny moment, to ten, w którym książka idzie do druku i wiadomo, że już nic nie można zrobić, że etap poprawiania, ciągłej gonitwy myśli masz już za sobą.
Najtrudniejsze momenty, to te, w których trzeba zacząć. Zmobilizować się. Odrzucić wszystkie inne zajęcia i zanurzyć się w ten świat. Kiedy już się zacznie, zazwyczaj staje się to przyjemnym doświadczeniem, ale sama mobilizacja jest trudna. Im dłużej trwała przerwa, tym trudniej było się zebrać. Znacznie łatwiej było mi zachować dyscyplinę, kiedy pisałem codziennie niż wtedy, kiedy robiłem dłuższe przerwy.
Skąd inspiracja do pisania kryminalnych historii?
- Częściowo na pytanie odpowiedziałem wcześniej. Dodam tylko, że uwielbiam gry, w których trzeba wykazać się przebiegłością, inteligencją, kalkulacją. Kryminał też jest rodzajem takiej gry, którą prowadzi autor z czytelnikami. Autor wodzi czytelników za nos, zmienia się w iluzjonistę, który usiłuje przekonać czytelnika, że od samego początku dawał mu oczywiste wskazówki, których czytelnik nie zauważył. Lubię ten rodzaj rozrywki. Niestety dla mnie, współczesne kryminały często emanują brutalnością, wulgarnym językiem, czerpią siłę przekazu ze strachu. Dlatego wolę skandynawskich autorów, szczególnie Jo Nesbo, za którego powieściami zwykle stoi też świetny research.
Daria723
Gdyby mógł Pan napisać z kimś duet kto by to był i dlaczego?
- Praca pisarza, to praca… zespołowa! Wprost nie do wiary, jak wielu ludzi pracuje na sukces konkretnego tytułu. Redaktorzy, korektorzy, betaczytelnicy, graficy, inni pisarze dzielący się radami i przemyśleniami – jest mnóstwo osób, które wpływają na ostateczną treść książki, więc nie mam nic przeciwko pracy zespołowej. O ile ta praca coś wnosi.
Wyobrażam sobie, że taki duet mógłby mieć sens, gdyby dwóch (a nawet więcej) autorów, pisało historię z perspektywy osobnych bohaterów. Zresztą takie duety powstają i tak właśnie dzielą się pracą – ktoś odpowiada na narrację jednego bohatera, ktoś inny za drugiego. Co ciekawe, rzadko narracja jest prowadzona w pierwszej osobie, zwykle jest to narracja trzecioosobowa, ale z jednokrotnym punktem widzenia (czyli widzimy świat oczami protagonisty – tę właśnie narrację wybrałem na swojej książki). Myślę, że byłoby to ciekawe doświadczenie, tym ciekawsze, gdyby część narracji prowadziła kobieta, a część mężczyzna. Gdybyśmy pisali komedię, mogłaby być osnuta wokół zamiany ciał. Wówczas ja byłbym mężczyzną w ciele kobiety, a moja partnerka kobietą w ciele mężczyzny. Powiedzmy, że ta historia dzieje się tuż przed ślubem, a jedno z bohaterów stara się do niego nie dopuścić, drugie zaś rozpaczliwie naprawia wszystkie postępki pierwszego. Ktoś chętny?
Gdyby mógł się Pan przenieść w dowolne miejsce, gdzie by to było i dlaczego?
- Uch. Musiałbym zrobić najpierw porządny research. Wybrałbym takie miejsce, w którym nie zabraknie wody pitnej, a upały nie będą zanadto dokuczliwe. Czyli mówimy o północy Europy, Skandynawia sama nasuwa się na myśl. Nie przeszkadza mi samotność, więc jakiś domek na odludziu, na brzegu jeziora byłby w sam raz. Byłoby świetnie, gdybym mógł mieć swój ogródek i sad, własną studnię, panele słoneczne i magazyn energii. Mówiąc krótko – miejsce, w którym czułbym niezależność od świata. Dzięki temu czułbym się bezpieczny. Niezależność czasem oznacza bezpieczeństwo.
Aleksandra Miczek – NAGRODA
Pierwsze literackie dziecko na świecie. Zanim zaczął Pan je tworzyć, na pewno miał pan pewne wyobrażenia na temat pracy pisarza.
- Cóż, miałem już pewne wyobrażenie, bo wcześniej napisałem sporo opowiadań, a nawet… jedną powieść. Z założenia miała trafić do szuflady. W każdym razie wiedziałem już czego potrzebuję do pracy. Ciemności i ciszy, ewentualnie klimatycznej muzyki. Czasem słucham pisząc nagranych dźwięków burzy, ulewy. Pomaga mi wyciszyć „tło”. Bo przez okno zawsze coś słychać.
Tak lubię pracować. Im mniej bodźców, tym łatwiej mi się przenieść do fikcyjnego świata. Dlatego dziwią mnie wszelkie wyobrażenia pisarzy, siedzących nad oceanem albo piszących w kawiarni pełnej ludzi. Nie byłbym w stanie pisać w takich warunkach. Natomiast lubię gapić się na ludzi, podpatrywać ich zachowania i wykorzystywać później te drobne scenki, których byłem świadkiem. Teraz, kiedy gapię się na innych, mogę przynajmniej tłumaczyć sobie, że robię to w ramach pracy ;-).
Co Pana zaskoczyło w pisarskim rzemiośle?
- Że sama melodia do pisania to o wiele za mało. Bo wszystko jest ważne. Jeśli jesteś świetny w błyskotliwych dialogach, to nie znaczy, że możesz opuścić nieco opisy przyrody. Albo że jeśli masz wzbudzających emocje bohaterów, z którymi mogą się identyfikować czytelnicy, to historia jest mniej istotna. Liczy się dosłownie wszystko, każde słowo, każdy detal ma znaczenie i nad każdym fragmentem trzeba długo pracować, żeby osiągnąć zaplanowany efekt. O ile ma się jakiś efekt zaplanowany, bo ważna jest także sama konstrukcja, trzeba wiedzieć, do czego się zmierza, nie można pozwolić sobie na luźne uwagi pozbawione znaczenia. I teraz wyobraź sobie, że musisz nadać znaczenie każdemu z osiemdziesięciu tysięcy słów, których użyłeś. To ogromne wyzwanie.
Anonimowy
Jak zareagowali najbliżsi na wieść o tym, że napisał Pan swoją książkę?
- „Skończyłeś? Cudownie, bardzo się cieszę. Możesz wreszcie wyrzucić choinkę?”. To oczywiście żart. Nie robiłem tajemnicy z tego, że piszę, trudno byłoby to zrobić. Ale nie zdradzałem fabuły. Byli więc bardzo ciekawi samej książki, a kazałem im czekać aż do dnia oficjalnej premiery. Cóż, jestem dziennikarzem, zawsze coś piszę. Tym razem było po prostu trochę więcej czytania. Bycie pisarzem nie zwalnia z żadnych obowiązków, nikt nie trzyma parasola ochronnego. Dla bliskich to po prostu rodzaj absorbującego hobby, nie są specjalnie szczęśliwi z tego powodu, że mają w swoim gronie pisarza. Liczy się to, jakim jesteś człowiekiem, a nie co robisz ze swoim czasem.
Rośnie inflacja. Szaleje kryzys klimatyczny. Jak Pan sądzi, co trzeba zrobić, by to w porę powstrzymać?
- Nie da się powstrzymać czegoś, co już się wydarzyło. Punkty krytyczne zostały minięte i lepiej nie będzie. Trzeba sobie zdać z tego sprawę. Era wzrostu dobrobytu się skończyła, czekają nas tylko wyrzeczenia. To może wydawać się fatalną diagnozą, ale nie musi tak być. Przemiana w człowieka, który żyje w zgodzie swoimi potrzebami, a nie konsumenckimi przyzwyczajeniami, może być fantastycznym procesem dającym znacznie więcej radości niż posiadanie. Zaspokajanie ego – przez posiadanie, pokazywanie w mediach społecznościowych zdjęć z fantastycznych wakacji, kolacji, nowych samochodów, domów itd. – daje krótki efekt radości, po którym zwykle czujemy się puści. Bo tak jest. Nie krytykuję. Sam byłem takim człowiekiem.
Ograniczanie konsumpcji daje paradoksalnie ogromną swobodę, dosłownie zwraca wolność. Wystarczy zmienić nastawienie. Na poziomie mikro, zanim coś kupię/zrobię zadaję sobie jedno pytanie – czy czegoś potrzebuję czy chcę? Jeśli tylko chcę, rezygnuję. Inne pytania wymagają dłuższego namysłu. Czy to co robię, przynosi korzyści innym i nie powoduje strat dla jeszcze większych grup? Czy moje działania służą większym i możliwie szlachetnym celom? Jakie są moje prawdziwe pobudki?
Trzeba nauczyć się żyć dla innych, odnaleźć w tym swój cel, a życie stanie się przyjemne, mimo inflacji. Najlepiej z nią walczyć, ograniczając swoje potrzeby.
Na ogólniejszym poziomie: metoda walki z inflacją jest brutalna i znana – podwyżki stóp procentowych. Stopy powyżej inflacji pomagają ją zdławić. Jeśli banki centralne spóźniają działania, podwyżki stóp muszą być wyższe. Im dłużej trwał bal, tym większy będzie kac. Może nawet dłuższy niż sam bal.
Jeśli chodzi o ograniczenie skutków zmian klimatu, konieczne są oddolne działania. Nie dlatego, że nasze ograniczenia coś zmienią w globalnym bilansie, ale dlatego, że politycy zaczną działać w naszym imieniu. Na razie ludzie nie chcą ograniczeń, więc politycy nie działają w tym kierunku. Próbują nam skompensować wyrzeczenia, do których nie jesteśmy gotowi. A nam – wyborcom - nie wystarczy powiedzieć – chcemy ograniczeń… od innych. Musimy sami stać się przykładem, wzorem do naśladowania. Jeśli sąsiedzi zobaczą, że co rano uśmiechamy się wsiadając na rower, to może zrezygnują ze swoich SUV-ów, których tankowanie powoduje u nich coraz większy grymas. Trzeba więc dawać przykład. Uszczęśliwić najpierw siebie i zarazić swoim szczęściem innych. Ale póki co widzę coś przeciwnego - wzbudzamy zazdrość swoją konsumencką postawą i robimy innym apetyt na konsumpcję. To droga w przepaść.
Dziękuję Panu Emilowi Szwedzie za obecność na łamach mojego bloga i za niezwykle interesujący wywiad.
Laureatowi wyróżnionego pytania serdecznie gratuluję i czekam na maila wraz z podaniem swoich danych adresowych do przekazania nagrody.
Pozdrawiam Was Wszystkich Serdecznie,
Cyrysia