– Żyjesz? – zapytał Leon, który jako policjant nie raz miał możliwość przebywania w podobnych miejscach. Niestety po twarzy Moniki widać było, że dziewczyna jest na skraju załamania nerwowego.
– Czy ty wiesz, co to jest? – zapytała, wskazując na toaletkę.
W tym momencie usłyszeli ogłuszający huk pioruna. Wójcik nie wytrzymała, rzuciła się w objęcia detektywa i wtuliła się w niego, trzęsąc się niczym wystraszone zwierzę.
– Spokojnie, to tylko piorun – uspokajał.
– Nie masz wrażenia, że jesteśmy bohaterami jakiegoś tandetnego horroru? Zaraz wyskoczy z kąta jakaś zjawa i nas porwie – mówiła dziewczyna, ze strachem w oczach.
– Daj spokój. Nic nie wyskoczy. Co ja ci poradzę, że trafiliśmy na złą pogodę. Możemy przyjść w nocy, wtedy będzie ciekawiej – zażartował Leon. – Chodźmy lepiej zwiedzić pozostałe pomieszczenia. Nie chciał straszyć dziewczyny, ponieważ doznał nieprzyjemnego odczucia, które od pewnego czasu spędzało mu sen z powiek. Zignorował je, tłumacząc sobie, że niedługo wszystko minie.
W kuchni znaleźli ogromną ilość suszonych ziół. Na starym węglowym piecu stały garnki. Na półkach dostrzegli dziwne butelki z miksturami o nieznanej zawartości. Kowal wziął do ręki jedną i otworzył. Zaciągnął się zapachem i już po chwili na jego twarzy pojawił się uśmiech.
– Na spirytusie – wymamrotał. – Możemy zabrać kilka.
– A co jest napisane na butelkach? – zapytała Wójcik, która bała się czegokolwiek dotknąć. Stąpała po drewnianej, skrzypiącej podłodze tak, aby, jak najmniej ją obciążać. Obawiała się, że za chwilę jedna z desek rozstąpi się pod nią i wpadnie wprost do piekła, znajdującego się bezpośrednio pod domem.
– Nie wiem. To łacina albo jakiś staropolski.
– Spójrz tam – powiedziała dziewczyna.
Nad piecem wisiały amulety wykonane z pierza, kurzych łap i paciorków. W spiżarni, oprócz słoików z wekami znaleźli różne dziwne elementy domowego inwentarza.
– Patrz świńska racica i zasuszona głowa koguta – powiedział Kowal. Podszedł do kredensu, w którym na półkach leżały stare książki. Przeczytał na głos kilka tytułów.
– Wróżbiarstwo, ziołolecznictwo, zakazane mikstury, przygotowanie trucizn.
Tymczasem na zewnątrz rozpętało się prawdziwe piekło, uderzył kolejny piorun, który sprawił, że Monika znowu wylądowała w objęciach Kowala.
– Pozwól mi tak zostać, aż się nie przejaśni. Błagam, od zawsze boję się burzy – mówiła Wójcik. – A co gorsze, ten dom mnie przeraża. Czy wiesz, kim była ta kobieta?
Stali tak przytuleni, rozglądając się po kuchni i czekając, aż wiatr i deszcz na zewnątrz nieco się uspokoją. W pewnym momencie usłyszeli kapanie wody. Leon skierował promień latarki na podłogę w miejsce, skąd dochodziły odgłosy i zauważył, że z dachu cieknie woda.
– Jak ta kobieta tu mieszkała? – zapytała Wójcik.
– Nie wiem, ale musiała być dobrze szurnięta – podsumował detektyw.
Pięć minut później Monika puściła mężczyznę i zdołała stanąć o własnych siłach na podłodze. Rozglądała się po wszystkich ciemnych miejscach, jakby spodziewała się, że za chwilę wyskoczy z nich jakieś przerażające stworzenie z innego świata.
Tymczasem Kowal przewertował wszystkie książki znajdujące się w kredensie. Znalazł kilka kartek zapisanych odręcznie długopisem. Zawierały coś w rodzaju przepisu kulinarnego, przy czym wymienione produkty wybiegały znacząco poza schemat przygotowania szarlotki.
– Suszone żabie wnętrzności, starta łapa koguta, szałwia, rybie oko. Wrzucić do stu mililitrów gotującej się wody i wypowiedzieć zaklęcie odnowy – czytał Kowal.
– Dość – zaprotestowała Wójcik. – Nie chcę tego dłużej słuchać – dodała, po czym wybiegła z kuchni do przedpokoju. Wyszła z domu na zewnątrz i stwierdziwszy, że deszcz nieco zelżał, ruszyła w stronę samochodu stojącego przed posesją. Zamknęła się w środku, złapała za kolana i czekała, próbując nie zwariować. Kowal dołączył do niej kilka minut później. Wsiadł do auta i spojrzał na zmarnowaną dziewczynę.
– To był dom wiedźmy – rzuciła Wójcik.