Nigdy nie daj sobie wmówić, że Twoje życie nie ma sensu, że jest pozbawione wartości. To nieprawda. Ludzie, którzy to mówią, starają się leczyć własne rany, raniąc innych. Im to nie pomoże. Tobie, jeśli na to pozwolisz, może zaszkodzić. [Marcin Kaczmarczyk] ❤

sobota, 3 grudnia 2016

PRZECZYTAJ FRAGMENT: "ZEMSTA I PRZEBACZENIE. NARODZINY GNIEWU" - JOANNA JAX



22 listopada swoją oficjalną premierę miała powieść ,,Narodziny gniewu'' Joanny Jax. To pierwsza część cyklu: Zemsta i przebaczenie. Moja recenzja: TUTAJ.

A na zachętę krótki fragment powieści.

Hanka dziwnie się czuła, powracając na wieś, gdzie kogut budzi o świcie, a pory roku są nierozerwalnie związane z ludzką egzystencją. Mimo że odwykła już od nieco spartańskich warunków i była urzeczona wielkimi miastami, takimi jak Warszawa, Paryż czy Mediolan, właśnie na tej głuchej wsi, w domu znajdującym się z dala od innych siedzib ludzkich, poczuła wewnętrzny spokój. Nie widziała ruin zbombardowanych budynków, niemieckich patroli ani ludzi z opaskami na rękawach. Nie słyszała strzałów, głośnych niemieckich krzyków „halt” czy „hände hoch” i było jej po prostu dobrze. Dźwięki ptasiego świergotu, świerszczy ukrytych w łanach, gdzieś muczenie krowy czy szczekanie psów. Obrazy spokojnego lasu, pól ogołoconych ze zbóż po żniwach czy majaczących w oddali bielonych chałup. I był Igor. Tak oddany, czuły i dobry. Piękna sielanka, w której wszystko jest poukładane i na swoim miejscu.

Gdy Hanka już się zadomowiła w nowym lokum, Igor musiał ją opuścić i powrócić do Warszawy. Czekały go zadania do wypełnienia, które nieco zaniedbał, rozkoszując się błogim życiem z Hanką i Nadią. Był już późny wieczór, gdy wszedł do pokoju, w którym Hanka usypiała córeczkę.

– Zasnęła już? – zapytał cicho.

– Tak, przed chwilą. Zaraz przyjdę.

Weszła do kuchni, gdzie naftowa lampa niemrawo oświetlała pomieszczenie i czuć było jeszcze zapach tłuczonych ziemniaków ze słoniną. Takich, jakie kiedyś robiła jej matka.

– Jutro o świcie wyjeżdżam, Haniu – powiedział ze smutkiem.

Hanka wiedziała, że kiedyś to nastąpi, i każdego wieczoru modliła się, żeby to nie było nazajutrz. Nie była pewna, co czuła do Igora, ale znaczył dla niej bardzo wiele. Nie chciała nazywać tego miłością, jakby bała się nazwać to uczucie. Lubiła jego szerokie, umięśnione ramiona, lekko skośne, jasne oczy i uśmiech. Wtulała się w niego, przekonana, że pewnego dnia, gdy dojdzie do siebie po porodzie, odda mu się cała. Mogła nawet słuchać o dzielnych komsomolcach, komunistycznych manifestach i Stalinie, który dla niej wcale nie był lepszy od Hitlera.

Usiadła powoli na krześle i spuściła głowę. Poczuła, jakby właśnie ogromny ciężar spadł jej na ramiona, bo nie wyobrażała sobie, że obudzi się następnego ranka, a Igora już nie będzie. Wiedziała jednak, że nie zdoła go zatrzymać. Nawet nie mogła mu nic obiecać, aby skusić go, by pozostał przy niej i Nadii.

– Nie chcę patrzyć, jak oddalasz się od domu. Proszę, wyjdź, kiedy będę spała. Wyobrażę sobie, że jesteś gdzieś w pobliżu… Igor, nawet nie wiem, jak mogę ci podziękować za to, co zrobiłeś. Byłam taka bezsilna, zagubiona. Kompletnie nie wiedziałam, co robić. Najpierw chciałam wrócić do Konstancina, potem pojechać do Niechowa, ale wszystko szlag trafił. W moim domu mieszka teraz jakaś rodzina Fischera, a w dworku została gosposia, która, nie mam pojęcia dlaczego, powiedziała, że mnie za próg domu nie wpuści. Chociaż może mam pewne podejrzenia, ponieważ rodzina szlachetnie urodzonych Niechowskich nigdy mnie nie zaakceptowała. – Hanka mówiła cicho, monotonnie, jakby pozbyła się złudzeń, że kiedykolwiek będzie prawdziwą żoną hrabiego.

– Wiesz, jak możesz mi podziękować? Zaśpiewaj mi Uliczkę w Barcelonie. Pamiętam, jak ją śpiewałaś w Chełmicach na urodzinach Antoniego Chełmickiego. I to w takiej Hance się zakochałem.

Lewinówna uśmiechnęła się i zaczęła śpiewać: „Uliczkę znam w Barcelonie, pachnącą kwiatem jabłoni, bardzo lubię chodzić po niej, gdy już mnie znuży śródmieścia gwar…”. Z każdą zwrotką głos coraz bardziej jej się łamał, dodając piosence niezaaranżowanej nostalgii. Łyszkin siedział rozparty na krześle i wsłuchiwał się w jej głos, z lekko przymkniętymi powiekami wspominając pewien wieczór, gdy po raz pierwszy zobaczył Hankę. Jakaś nieznana mu dotąd siła dławiła go za gardło, a łzy uporczywie cisnęły się do oczu z żalu, że wtedy jej nie uwiódł. Teraz stała przed nim w prostej sukience, z włosami upiętymi w niedbały kok, i znowu nie mógł jej mieć. Wtedy miał nadzieję, dziś uświadomił sobie, że Hanka była jego tylko przez chwilę, która nigdy więcej nie powróci.

 
KOLEJNY FRAGMENT POWIEŚCI ZNAJDZIECIE JUŻ JUTRO NA BLOGU Nowe horyzonty

13 komentarzy:

  1. O, fajny pomysł z publikowaniem tych fragmentów :) Musze zdobyć książkę Joanny Jax, bo bardzo lubię jej prozę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fragment mocno zachęca do lektury ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem ogromnie zaintrygowana powieścią :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie odnalazłabym się raczej w świecie tej książki :/
    Pozdrawiam!

    napolceiwsercu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Autorki nie znam, o książce wcześniej nie słyszałam, ale podoba mi się czytanie we fragmentach. Być może skuszę się n tę książkę.
    Zapraszam na post z bransoletkami :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kolejny ciekawy fragment! ;) Czytałam już kilka innych na blogach i czuję się zachęcona do lektury! ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawy fragment. Z chęcią skuszę się na tę serię, jak będzie już wydanych więcej tomów.

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo lubię powieści Joanny Jax, czytając je przenoszę się w przeszłość, a towarzyszą mi tajemnice i mnóstwo emocji. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Doskonale pamiętam ten fragment :) Nie mogę się doczekać kolejnych części i mam nadzieję znaleźć w tym roku pod choinką inne powieści Autorki :) Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Początkowo myślałam, że to nie dla mnie, ale po doczytaniu do końca poczułam się zaintrygowana i ciekawa jestem co dalej.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak ja bym chciała poznać tę autorkę:)

    OdpowiedzUsuń

Zaglądaj, czytaj, przegryzaj moje słowa, ale wychodząc, zostaw po sobie niezatarty ślad swojej obecności...