bookworm
Gdyby mogła Pani sprowadzić do rzeczywistego świata dowolnego bohatera literackiego, kto to by był i jakie miejsce chciałaby Pani by zajął w Pani życiu?
Przyznaję, że to bardzo trudne pytanie! Mam mnóstwo ulubionych bohaterów i ciężko mi jest wyróżnić jednego z nich, żeby nie skrzywdzić pozostałych :) W ścisłej piątce są na pewno Hrabia de Valmont (Niebezpieczne związki), prokurator Teodor Szacki (trylogia kryminalna Z. Miłoszewskiego), Robert Jordan (Komu bije dzwon), Behemot i Woland (Mistrz i Małgorzata), Horla (tytułowy bohater opowiadania Guy de Maupassanta). Niestety, to tylko wierzchołek góry lodowej. Niesamowite wrażenie zrobił na mnie Śmierć ze „Złodziejki książek”. Trudno uznać go za pełnowartościowego bohatera (podobnie jak Horlę), jest raczej narratorem, obserwatorem… Zjawiskowa postać. Ze względu na swoją profesję raczej nielubiana, ale w tej książce, co zaskakujące, jest ukazana pozytywnie. Kim byłby w moim życiu? Życiowym doradcą, może przyjacielem? Ma ogromną wiedzę o świecie i człowieku. Jest mądry i doświadczony. Jego spostrzeżenia o ludzkości są porażające. Wiele widział i przeżył. No i ma ciekawy zawód :)
Jakie to uczucie zobaczyć własną książkę? Czy miała już Pani okazję zobaczyć ją na półce w księgarni i jeśli tak, to jakie emocje Pani towarzyszyły?
Jest to bezcenne uczucie :) Nadal nie mogę uwierzyć, że naprawdę wydałam książkę. Jestem jednocześnie dumna, przerażona, szczęśliwa i podekscytowana. Tak, da się czuć to wszystko naraz :) Ciągle dostaję gratulacje, recenzje, sygnały, że ktoś ją gdzieś widział, czytał, płakał i śmiał się na przemian przy jej lekturze. To bardzo miłe!
Just yśka
Czy planuje Pani kolejne książki? I Czy będą one związane z tematyką podobną do The Walking Dead? *-* :D
Pomysłów na kolejne książki wciąż przybywa, chciałabym sprawdzić się w innych gatunkach. Wśród nich jest powieść grozy :) Zamiłowanie do serialu TWD nie jest przypadkowe. Jako małe dziecko oglądałam mnóstwo horrorów i filmów grozy. Pamiętam, że prawdziwym testem wytrzymałości było dla mnie, jako kilkulatki, obejrzenie „Thrillera” Michaela Jacksona :) Zamiłowanie do grozy w literaturze i filmie pozostało mi do dziś. Nadal jednak potrafię odróżnić fikcję od rzeczywistości, proszę się nie martwić :)
Monika Stanisławska
Tytuł Pani debiutanckiej książki to Pod skrzydłami miłości. A co Pani dodaje skrzydeł i powoduje, że życie jest lepsze, piękniejsze i bardziej kolorowe?
Myślę, że spełnianie marzeń :) Dopóki nie zaczęłam tego robić, nie wiedziałam ile daje to frajdy! Najgorsze jest to, że większość marzeń już spełniłam. Czas stworzyć nową, aktualną listę :) Bardzo ważna jest dla mnie również stabilizacja finansowa oraz zdrowie – moje oraz moich bliskich. To czyni mnie spokojniejszą i pozwala pewniej patrzeć w przyszłość. Mam też niesamowite szczęście do poznawania ciekawych i znakomitych ludzi, którzy inspirują mnie i wspierają. Dzięki nim moje życie jest lepsze, piękniejsze i… bardziej kolorowe właśnie :)
Jaki moment był dla Pani najtrudniejszy przy pisaniu książki a, który fragment pisało się najlepiej?
Najtrudniej pisało mi się chyba męskie dialogi i sceny „strażackie”. Wiadomo, że język kobiet, sposób, w jaki postrzegają świat, jest zupełnie różny od męskiego, stąd liczne dysonanse i problemy w komunikacji oraz przekazie. Niełatwo było mi także opisywać stany emocjonalne bohaterów. Momenty, które pisało mi się najlepiej? Hm… Chyba te humorystyczne :) Ogólnie pisanie książek jest przyjemne i bardzo rozwijające, ale jednocześnie wyczerpujące. Czasami udawało mi się napisać jednego dnia dziesięć stron, zaś drugiego tylko pół strony. To normalne. Lepiej czasem poczekać dzień czy dwa na dobrą myśl niż tworzyć „na siłę”.
Adolfinia
Czy pamięta Pani pierwszą przeczytaną książkę w życiu? Jaki wpływ na Panią wywarła?
Pierwszej, niestety, nie pamiętam. Od małego jednak wychowałam się w otoczeniu książek. Moja mama od ponad trzydziestu lat jest bibliotekarką. Dosłownie więc wychowywałam się w bibliotece. Przycupnięta za regałem, godzinami czytałam kolejne baśnie i powieści. Ten zwyczaj pozostał mi do dzisiaj, zmieniłam tylko dział :) Z dzieciństwa szczególnie zapamiętałam „Spotkanie nad morzem” Korczakowskiej, „Gospodę pod Upiorkiem” Pagaczewskiego, „Tajemniczy ogród” Burnett, „Akademię Pana Kleksa” Brzechwy, „O psie, który jeździł koleją” Pisarskiego oraz wiele, wiele innych, których nie wymienię ze względu na ilość :) Wszystkie te książki w jakiś sposób na mnie wpłynęły, wiele z nich do dzisiaj wspominam z ogromnym sentymentem, jak np. „Indian z Wichrowa” Zinnerovej (historia dzieci wychowujących się w Domu Dziecka). Dziś chyba już nikt nie pamięta o tej powieści :(
sprochniala
Czy jest jakaś książka, która zmieniła Pani życie? Pomogła przetrwać trudne chwilę, niosła pocieszenie, a może zachęciła Panią do zostania pisarką?
Książką, która jest mi szczególnie bliska, jest „Stado” Williama Whatrona. Czytałam ją już kilkakrotnie i to pewnie nie koniec :) To pierwsza powieść, podczas której naprawdę i szczerze płakałam. Podobnie było ze wspominaną już książką „Komu bije dzwon” Hemingwaya. Z jej zakończeniem nie pogodziłam się do dzisiaj :) Wielkie wrażenie zrobiły na mnie „Dzieje grzechu” i „Wierna rzeka” Żeromskiego. Bardzo lubię wracać do kryminalnej trylogii Miłoszewskiego (Uwikłanie, Ziarno prawdy, Gniew), na podstawie której napisałam moją pracę magisterską. Dzięki panu Zygmuntowi zaczęłam czytać kryminały, których wcześniej unikałam, zupełnie niepotrzebnie. Mój światopogląd, również ten literacki, ukształtowało wiele książek. Nie mogę pominąć tu „Oskara i Pani Róży” Schmitta (według mnie jedna z pierwszych książek, która opowiada o chorobie i śmierci dziecka. W naszej rodzimej literaturze taką książką jest „Siedem sowich piór” Ryrych), „Mnicha” Lewisa, „Portretu Doriana Graya” Wilde’a, „Drogi” McCarthy’ego, „Faraona” Prusa, moich ukochanych XIX-wiecznych powieści francuskich z „Panią Bovary” Flauberta na czele oraz tysiące innych książek :) Każda z nich przyczyniła się do tego, jaka jestem, ukształtowała mnie i nauczyła czegoś o świecie i ludziach. Przede wszystkim zachwyciły mnie swoim językiem, oryginalnością, niezwykłością. Myślę, że każda przeczytana przeze mnie książka wpłynęła pośrednio na to, że sama zaczęłam pisać. Ta potrzeba tkwiła we mnie od dziecka :) Paradoksalnie, pierwsze opowiadania, podobnie jak moja debiutancka powieść, inspirowane były… piosenkami :)
Czy od zawsze wiedziała Pani, że chce zostać pisarka? Czy jednak błądziła Pani jakiś czas, zanim zdecydowała co tak naprawdę chce robić w życiu?
Wszystko zaczęło się od opowiadań, które pisały moje siostry. Stanowiły dla mnie niedościgniony wzór. Uwielbiałam czytać ich twórczość, było to dla mnie, kilkuletniej dziewczynki, ogromnym wyróżnieniem (są ode mnie dużo starsze, więc czułam się taaaka dorosła!). Też chciałam tworzyć takie piękne historie jak one. Swoje opowiadania najpierw pisałam ręcznie, potem na maszynie do pisania. Pamiętam, jak razem z siostrą włączałyśmy płytę Michaela Bublé (miałyśmy wtedy fioła na jego punkcie) i obie zasiadałyśmy przy stole wyposażone w kartki i długopisy. Potrafiłyśmy pisać w zupełnej ciszy nawet do czwartej rano. Co jakiś czas jedna z nas włączała płytę od nowa. Do dziś bardzo lubię pisać ręcznie. Bublé’a też nadal słucham :) Jako nastolatka zaczęłam pisać wiersze i piosenki. Na szczęście żadne z nich się nie zachowały :) Kiedy dorosłam, napisałam pierwszą powieść (do szuflady). Potem rozpoczęłam studia polonistyczne i zafascynowało mnie badanie literatury. Do dzisiaj pamiętam, jak moje koleżanki nie cierpiały pisać prac semestralnych z HLP (Historia Literatury Polskiej), podczas gdy mnie sprawiało to niesamowitą frajdę. Musiałam ukrywać to przed nimi, żeby nie pomyślały, że coś ze mną jest nie tak :) Bardzo chciałam pójść na studia doktoranckie i na poważnie zająć się literaturoznawstwem, ale (póki co!) zrezygnowałam z tego pomysłu. Filologia polska jest w tej chwili wymierającym kierunkiem, nad czym bardzo ubolewam. To piękne i wartościowe studia i nie wyobrażam sobie, że mogłyby zniknąć zupełnie z polskich uczelni.
Jeszcze dwa lata temu nawet nie przyszłoby mi do głowy, że wrócę do pisania. Pracowałam wówczas jako lektorka języka polskiego i jedyne co pisałam, to definicje polskich przypadków po francusku :) Do napisania książki tak naprawdę zachęcili mnie moi znajomi, którym bardzo podobały się moje posty na facebooku :) Najpierw to zignorowałam, przekonana, że żartują, a potem… No właśnie. Przeznaczenie dało o sobie znać :) Pojawiła się myśl, z myśli powstało słowo, potem kolejne, a następnie cały potok słów. W efekcie powstała książka :)
Anna Stanek
Czym dla Pani jest miłość?
Według mnie, prawdziwa miłość czyni nas szczęśliwymi, ale nie zniewala, nie poniża. Dodaje nam skrzydeł i chęci do działania, motywuje i inspiruje. Jest wtedy, gdy szczęście innych jest dla nas ważniejsze niż nasze własne, gdy potrafimy wznieść się ponad swoje słabości i wyzbyć się egoizmu. Kiedy potrafimy zmienić się dla drugiej osoby, poświęcić się dla niej, wysłuchać jej, znaleźć dla niej czas (zwłaszcza w tych czasach, kiedy nieustannie gdzieś się spieszymy, tylko gdzie?), kiedy ta osoba staje się całym naszym światem. Miłość ma niejedno oblicze (vide wiersz „Miłość” ks. Twardowskiego). Najbardziej boli chyba ta nieodwzajemniona albo wzgardzona. Na pewno wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. W tę od drugiego też:)
Co według Pani dodaje miłości skrzydeł?
Świadomość, że jesteśmy dla kogoś ważni i potrzebni, że czyni nasze życie wartościowym, zależy mu na nas. Nie dlatego, że czerpie z nas jakieś korzyści, ale po prostu dlatego, że nas kocha. Miłość czyni cuda i nie ma w tym powiedzeniu zbytniej przesady. Dzięki niej ludzie potrafią dokonywać pięknych i wzniosłych rzeczy, umieją podnieść się z najgorszego upodlenia. Bez niej chyba nic nie miałoby sensu.
izabela81
W recenzji "Pod skrzydłami miłości" zauważyłam, że zawarła Pani w swojej książce wątek strażaka i przedstawiła Pani niebezpieczeństwo jego pracy. Przyznam, że chyba jeszcze nie miałam okazji czytać książki, która poruszałaby ten aspekt. Tym bardziej jest to dla mnie ciekawe, bo mój tato jest byłym strażakiem (dziś już emerytowanym) i doskonale wiem z czym ta praca się wiąże. Czy pisząc ten wątek jakoś szczególnie się Pani do tego przygotowywała, konsultował?
Zdobywanie wiedzy na temat straży pożarnej rozpoczęłam od internetu. Godzinami czytałam o pracy strażaków, nie ominęłam nawet ustaw :) Im więcej czytałam, tym pod większym byłam wrażeniem. W efekcie zafascynowałam się tym zawodem. Moje „strażackie” sceny nie wydawały mi się jednak w pełni przekonywujące. Zdobyłam się więc na odwagę i poszłam do straży pożarnej w Radomiu. Wbrew moim obawom, strażacy okazali się bardzo mili i pomocni. Dzięki nim wizytę w radomskiej PSP wspominam bardzo miło :) Dowiedziałam się, jak naprawdę wygląda ich praca, co wreszcie uczyniło moje sceny „strażackie” w pełni wiarygodnymi. Strażacy to niesamowici ludzie. Rozmowa z nimi uświadomiła mi, jak wiele dobrego robią. Pozostają przy tym bardzo skromni, co zwiększa tylko mój szacunek dla tego zawodu i wykonujących go osób.
Mówi Pani o sobie, że jest magistrem ironii. Zawsze, gdy czytam jakaś książkę lubię znajdować w niej troszkę takiego ironicznego języka. Ile i czy w ogóle zawarła lub planuje Pani zawrzeć w swoich książkach tej ironii?
Nie byłabym sobą, gdybym nie przemyciła do mojej powieści choć trochę tej mojej ukochanej ironii :) Chyba najwięcej jest jej w przyjacielskich rozmowach oraz opisach przeżyć wewnętrznych bohaterów. Z ironią nie ma jednak żartów. Wbrew pozorom, to bardzo trudny środek. Kiedy zdecydowałam się pisać o niej pracę magisterską, mój promotor otwarcie przyznał, że nie będzie to łatwe, że mogę sobie z tym nie poradzić. Efekt końcowy zaskoczył nas oboje :) Kosztowało mnie to mnóstwo pracy, ale opłaciło się.
Gdyby mogła Pani sprowadzić do rzeczywistego świata dowolnego bohatera literackiego, kto to by był i jakie miejsce chciałaby Pani by zajął w Pani życiu?
Przyznaję, że to bardzo trudne pytanie! Mam mnóstwo ulubionych bohaterów i ciężko mi jest wyróżnić jednego z nich, żeby nie skrzywdzić pozostałych :) W ścisłej piątce są na pewno Hrabia de Valmont (Niebezpieczne związki), prokurator Teodor Szacki (trylogia kryminalna Z. Miłoszewskiego), Robert Jordan (Komu bije dzwon), Behemot i Woland (Mistrz i Małgorzata), Horla (tytułowy bohater opowiadania Guy de Maupassanta). Niestety, to tylko wierzchołek góry lodowej. Niesamowite wrażenie zrobił na mnie Śmierć ze „Złodziejki książek”. Trudno uznać go za pełnowartościowego bohatera (podobnie jak Horlę), jest raczej narratorem, obserwatorem… Zjawiskowa postać. Ze względu na swoją profesję raczej nielubiana, ale w tej książce, co zaskakujące, jest ukazana pozytywnie. Kim byłby w moim życiu? Życiowym doradcą, może przyjacielem? Ma ogromną wiedzę o świecie i człowieku. Jest mądry i doświadczony. Jego spostrzeżenia o ludzkości są porażające. Wiele widział i przeżył. No i ma ciekawy zawód :)
Jakie to uczucie zobaczyć własną książkę? Czy miała już Pani okazję zobaczyć ją na półce w księgarni i jeśli tak, to jakie emocje Pani towarzyszyły?
Jest to bezcenne uczucie :) Nadal nie mogę uwierzyć, że naprawdę wydałam książkę. Jestem jednocześnie dumna, przerażona, szczęśliwa i podekscytowana. Tak, da się czuć to wszystko naraz :) Ciągle dostaję gratulacje, recenzje, sygnały, że ktoś ją gdzieś widział, czytał, płakał i śmiał się na przemian przy jej lekturze. To bardzo miłe!
Just yśka
Czy planuje Pani kolejne książki? I Czy będą one związane z tematyką podobną do The Walking Dead? *-* :D
Pomysłów na kolejne książki wciąż przybywa, chciałabym sprawdzić się w innych gatunkach. Wśród nich jest powieść grozy :) Zamiłowanie do serialu TWD nie jest przypadkowe. Jako małe dziecko oglądałam mnóstwo horrorów i filmów grozy. Pamiętam, że prawdziwym testem wytrzymałości było dla mnie, jako kilkulatki, obejrzenie „Thrillera” Michaela Jacksona :) Zamiłowanie do grozy w literaturze i filmie pozostało mi do dziś. Nadal jednak potrafię odróżnić fikcję od rzeczywistości, proszę się nie martwić :)
Monika Stanisławska
Tytuł Pani debiutanckiej książki to Pod skrzydłami miłości. A co Pani dodaje skrzydeł i powoduje, że życie jest lepsze, piękniejsze i bardziej kolorowe?
Myślę, że spełnianie marzeń :) Dopóki nie zaczęłam tego robić, nie wiedziałam ile daje to frajdy! Najgorsze jest to, że większość marzeń już spełniłam. Czas stworzyć nową, aktualną listę :) Bardzo ważna jest dla mnie również stabilizacja finansowa oraz zdrowie – moje oraz moich bliskich. To czyni mnie spokojniejszą i pozwala pewniej patrzeć w przyszłość. Mam też niesamowite szczęście do poznawania ciekawych i znakomitych ludzi, którzy inspirują mnie i wspierają. Dzięki nim moje życie jest lepsze, piękniejsze i… bardziej kolorowe właśnie :)
Jaki moment był dla Pani najtrudniejszy przy pisaniu książki a, który fragment pisało się najlepiej?
Najtrudniej pisało mi się chyba męskie dialogi i sceny „strażackie”. Wiadomo, że język kobiet, sposób, w jaki postrzegają świat, jest zupełnie różny od męskiego, stąd liczne dysonanse i problemy w komunikacji oraz przekazie. Niełatwo było mi także opisywać stany emocjonalne bohaterów. Momenty, które pisało mi się najlepiej? Hm… Chyba te humorystyczne :) Ogólnie pisanie książek jest przyjemne i bardzo rozwijające, ale jednocześnie wyczerpujące. Czasami udawało mi się napisać jednego dnia dziesięć stron, zaś drugiego tylko pół strony. To normalne. Lepiej czasem poczekać dzień czy dwa na dobrą myśl niż tworzyć „na siłę”.
Adolfinia
Czy pamięta Pani pierwszą przeczytaną książkę w życiu? Jaki wpływ na Panią wywarła?
Pierwszej, niestety, nie pamiętam. Od małego jednak wychowałam się w otoczeniu książek. Moja mama od ponad trzydziestu lat jest bibliotekarką. Dosłownie więc wychowywałam się w bibliotece. Przycupnięta za regałem, godzinami czytałam kolejne baśnie i powieści. Ten zwyczaj pozostał mi do dzisiaj, zmieniłam tylko dział :) Z dzieciństwa szczególnie zapamiętałam „Spotkanie nad morzem” Korczakowskiej, „Gospodę pod Upiorkiem” Pagaczewskiego, „Tajemniczy ogród” Burnett, „Akademię Pana Kleksa” Brzechwy, „O psie, który jeździł koleją” Pisarskiego oraz wiele, wiele innych, których nie wymienię ze względu na ilość :) Wszystkie te książki w jakiś sposób na mnie wpłynęły, wiele z nich do dzisiaj wspominam z ogromnym sentymentem, jak np. „Indian z Wichrowa” Zinnerovej (historia dzieci wychowujących się w Domu Dziecka). Dziś chyba już nikt nie pamięta o tej powieści :(
sprochniala
Czy jest jakaś książka, która zmieniła Pani życie? Pomogła przetrwać trudne chwilę, niosła pocieszenie, a może zachęciła Panią do zostania pisarką?
Książką, która jest mi szczególnie bliska, jest „Stado” Williama Whatrona. Czytałam ją już kilkakrotnie i to pewnie nie koniec :) To pierwsza powieść, podczas której naprawdę i szczerze płakałam. Podobnie było ze wspominaną już książką „Komu bije dzwon” Hemingwaya. Z jej zakończeniem nie pogodziłam się do dzisiaj :) Wielkie wrażenie zrobiły na mnie „Dzieje grzechu” i „Wierna rzeka” Żeromskiego. Bardzo lubię wracać do kryminalnej trylogii Miłoszewskiego (Uwikłanie, Ziarno prawdy, Gniew), na podstawie której napisałam moją pracę magisterską. Dzięki panu Zygmuntowi zaczęłam czytać kryminały, których wcześniej unikałam, zupełnie niepotrzebnie. Mój światopogląd, również ten literacki, ukształtowało wiele książek. Nie mogę pominąć tu „Oskara i Pani Róży” Schmitta (według mnie jedna z pierwszych książek, która opowiada o chorobie i śmierci dziecka. W naszej rodzimej literaturze taką książką jest „Siedem sowich piór” Ryrych), „Mnicha” Lewisa, „Portretu Doriana Graya” Wilde’a, „Drogi” McCarthy’ego, „Faraona” Prusa, moich ukochanych XIX-wiecznych powieści francuskich z „Panią Bovary” Flauberta na czele oraz tysiące innych książek :) Każda z nich przyczyniła się do tego, jaka jestem, ukształtowała mnie i nauczyła czegoś o świecie i ludziach. Przede wszystkim zachwyciły mnie swoim językiem, oryginalnością, niezwykłością. Myślę, że każda przeczytana przeze mnie książka wpłynęła pośrednio na to, że sama zaczęłam pisać. Ta potrzeba tkwiła we mnie od dziecka :) Paradoksalnie, pierwsze opowiadania, podobnie jak moja debiutancka powieść, inspirowane były… piosenkami :)
Czy od zawsze wiedziała Pani, że chce zostać pisarka? Czy jednak błądziła Pani jakiś czas, zanim zdecydowała co tak naprawdę chce robić w życiu?
Wszystko zaczęło się od opowiadań, które pisały moje siostry. Stanowiły dla mnie niedościgniony wzór. Uwielbiałam czytać ich twórczość, było to dla mnie, kilkuletniej dziewczynki, ogromnym wyróżnieniem (są ode mnie dużo starsze, więc czułam się taaaka dorosła!). Też chciałam tworzyć takie piękne historie jak one. Swoje opowiadania najpierw pisałam ręcznie, potem na maszynie do pisania. Pamiętam, jak razem z siostrą włączałyśmy płytę Michaela Bublé (miałyśmy wtedy fioła na jego punkcie) i obie zasiadałyśmy przy stole wyposażone w kartki i długopisy. Potrafiłyśmy pisać w zupełnej ciszy nawet do czwartej rano. Co jakiś czas jedna z nas włączała płytę od nowa. Do dziś bardzo lubię pisać ręcznie. Bublé’a też nadal słucham :) Jako nastolatka zaczęłam pisać wiersze i piosenki. Na szczęście żadne z nich się nie zachowały :) Kiedy dorosłam, napisałam pierwszą powieść (do szuflady). Potem rozpoczęłam studia polonistyczne i zafascynowało mnie badanie literatury. Do dzisiaj pamiętam, jak moje koleżanki nie cierpiały pisać prac semestralnych z HLP (Historia Literatury Polskiej), podczas gdy mnie sprawiało to niesamowitą frajdę. Musiałam ukrywać to przed nimi, żeby nie pomyślały, że coś ze mną jest nie tak :) Bardzo chciałam pójść na studia doktoranckie i na poważnie zająć się literaturoznawstwem, ale (póki co!) zrezygnowałam z tego pomysłu. Filologia polska jest w tej chwili wymierającym kierunkiem, nad czym bardzo ubolewam. To piękne i wartościowe studia i nie wyobrażam sobie, że mogłyby zniknąć zupełnie z polskich uczelni.
Jeszcze dwa lata temu nawet nie przyszłoby mi do głowy, że wrócę do pisania. Pracowałam wówczas jako lektorka języka polskiego i jedyne co pisałam, to definicje polskich przypadków po francusku :) Do napisania książki tak naprawdę zachęcili mnie moi znajomi, którym bardzo podobały się moje posty na facebooku :) Najpierw to zignorowałam, przekonana, że żartują, a potem… No właśnie. Przeznaczenie dało o sobie znać :) Pojawiła się myśl, z myśli powstało słowo, potem kolejne, a następnie cały potok słów. W efekcie powstała książka :)
Anna Stanek
Czym dla Pani jest miłość?
Według mnie, prawdziwa miłość czyni nas szczęśliwymi, ale nie zniewala, nie poniża. Dodaje nam skrzydeł i chęci do działania, motywuje i inspiruje. Jest wtedy, gdy szczęście innych jest dla nas ważniejsze niż nasze własne, gdy potrafimy wznieść się ponad swoje słabości i wyzbyć się egoizmu. Kiedy potrafimy zmienić się dla drugiej osoby, poświęcić się dla niej, wysłuchać jej, znaleźć dla niej czas (zwłaszcza w tych czasach, kiedy nieustannie gdzieś się spieszymy, tylko gdzie?), kiedy ta osoba staje się całym naszym światem. Miłość ma niejedno oblicze (vide wiersz „Miłość” ks. Twardowskiego). Najbardziej boli chyba ta nieodwzajemniona albo wzgardzona. Na pewno wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. W tę od drugiego też:)
Co według Pani dodaje miłości skrzydeł?
Świadomość, że jesteśmy dla kogoś ważni i potrzebni, że czyni nasze życie wartościowym, zależy mu na nas. Nie dlatego, że czerpie z nas jakieś korzyści, ale po prostu dlatego, że nas kocha. Miłość czyni cuda i nie ma w tym powiedzeniu zbytniej przesady. Dzięki niej ludzie potrafią dokonywać pięknych i wzniosłych rzeczy, umieją podnieść się z najgorszego upodlenia. Bez niej chyba nic nie miałoby sensu.
izabela81
W recenzji "Pod skrzydłami miłości" zauważyłam, że zawarła Pani w swojej książce wątek strażaka i przedstawiła Pani niebezpieczeństwo jego pracy. Przyznam, że chyba jeszcze nie miałam okazji czytać książki, która poruszałaby ten aspekt. Tym bardziej jest to dla mnie ciekawe, bo mój tato jest byłym strażakiem (dziś już emerytowanym) i doskonale wiem z czym ta praca się wiąże. Czy pisząc ten wątek jakoś szczególnie się Pani do tego przygotowywała, konsultował?
Zdobywanie wiedzy na temat straży pożarnej rozpoczęłam od internetu. Godzinami czytałam o pracy strażaków, nie ominęłam nawet ustaw :) Im więcej czytałam, tym pod większym byłam wrażeniem. W efekcie zafascynowałam się tym zawodem. Moje „strażackie” sceny nie wydawały mi się jednak w pełni przekonywujące. Zdobyłam się więc na odwagę i poszłam do straży pożarnej w Radomiu. Wbrew moim obawom, strażacy okazali się bardzo mili i pomocni. Dzięki nim wizytę w radomskiej PSP wspominam bardzo miło :) Dowiedziałam się, jak naprawdę wygląda ich praca, co wreszcie uczyniło moje sceny „strażackie” w pełni wiarygodnymi. Strażacy to niesamowici ludzie. Rozmowa z nimi uświadomiła mi, jak wiele dobrego robią. Pozostają przy tym bardzo skromni, co zwiększa tylko mój szacunek dla tego zawodu i wykonujących go osób.
Mówi Pani o sobie, że jest magistrem ironii. Zawsze, gdy czytam jakaś książkę lubię znajdować w niej troszkę takiego ironicznego języka. Ile i czy w ogóle zawarła lub planuje Pani zawrzeć w swoich książkach tej ironii?
Nie byłabym sobą, gdybym nie przemyciła do mojej powieści choć trochę tej mojej ukochanej ironii :) Chyba najwięcej jest jej w przyjacielskich rozmowach oraz opisach przeżyć wewnętrznych bohaterów. Z ironią nie ma jednak żartów. Wbrew pozorom, to bardzo trudny środek. Kiedy zdecydowałam się pisać o niej pracę magisterską, mój promotor otwarcie przyznał, że nie będzie to łatwe, że mogę sobie z tym nie poradzić. Efekt końcowy zaskoczył nas oboje :) Kosztowało mnie to mnóstwo pracy, ale opłaciło się.
martucha180
Uwielbia Pani koty. A czego Pani w nich nie lubi?
Niezdecydowania! Kiedy najpierw domagają się, żebym otworzyła im drzwi, a następnie siadają na progu i zaczynają zastanawiać się czy wyjść, czy też lepiej zostać. Nieważne, że jest mróz lub pada deszcz, a ja trzęsę się z zimna… Nie znoszę też aplikować im różnych leków. Zazwyczaj kończy się to dla mnie krwawo. O jedzeniu w spokoju też nie ma mowy. Poza tym, pełen luz :)
Czym jest dla Pani SŁOWO?
José Saramago powiedział, że z wiekiem uczymy się szanować słowa. Jest w tym wiele prawdy. Słowo ma dla mnie ogromną wartość. Studia polonistyczne pięknie pokazują, jakie znaczenie ma każde słowo oraz sposób, w jaki je wymawiamy. Czasami jedno słowo decyduje o czyimś życiu czy przyszłości. Wszelkie przysięgi zawierają w sobie słowa, które czynią je takimi ważnymi i wiążącymi. Ile czasami zależy od jednego, niepozornego „tak” lub „nie”! Słowo ma niesamowitą moc, dlatego należy (podobnie jak z ironią…) obchodzić się z nim ostrożnie.
Izabela Malgorzata
Witam Pani Izabelo:-). Oprócz pięknego imienia ( lubi Pani swoje imię????)łączy mnie z Panią polonistyka i biblioteka( w której chwilowo pracuje tylko w marzeniach, ale przecież wiadomo, że marzenia się spełniają). Obie wiemy, że wbrew temu, co sądzą niektórzy ludzie, na filologii polskiej, nikt nie uczył nas, jak zostać pisarzem! Bardzo interesuje mnie, jak długo nosiła się Pani z myślą napisania książki? Czy historię już od dawna miała Pani w głowie, czy może rodziła się ona sama z kartki na kartkę, z rozdziału na rozdział?. Czy pisała Pani na komputerze, czy też odręcznie kreśliła zdania w zeszycie, a potem składała je w całość? Czy pisanie szło Pani lekko, czy wręcz przeciwnie, zdarzało się Pani utknąć nad rozdziałem? Na końcu, może mało dyskretne lub mało ambitne pytanie, ale Kochana jak zacząć? Jak zacząć pisanie swojej własnej książki?
Po kolei :) Swoje imię toleruję tylko w kilku formach. Wciąż się z nim oswajam, ale długo go nie lubiłam. Książki chciałam pisać od zawsze, musiałam tylko w pełni do tego dojrzeć. Wbrew pozorom, nie jest to łatwe, jak się niektórym wydaje. Pomysł na moją powieść wziął się z piosenki mojego idola :) Jedyne, co miałam na początku, to imię głównego bohatera. Potem uczyniłam go strażakiem, a jeszcze później stwierdziłam, że muszę mu jeszcze bardziej uprzykrzyć życie, więc wymyślę mu irytującą partnerkę. Cała reszta powstawała spontanicznie. Co ciekawe, najlepsze pomysły przychodzą mi do głowy podczas… mycia zębów, serio. Jako że noszę aparat ortodontyczny, myję je nawet 10 razy dziennie, więc mam wiele okazji do wymyślania fabuły :) Pomysły szybko zapisuję na skrawku papieru. Powieść od początku pisałam na komputerze. Niestety, nie mam tyle czasu, co kiedyś, choć bardzo lubię pisać ręcznie :) Nie zawsze pisało mi się lekko. Kiedy osiągałam momenty, w których jedynie siedziałam i wgapiałam się w migający kursor na pustej stronie, odpuszczałam. Wracałam do książki nazajutrz albo po kilku dniach i wena wracała. Jak zacząć pisanie? Hm… Mój idol powiedział, że tworzenie (on akurat miał na myśli muzykę) nie może być niczym wymuszone. Musi płynąć z serca i życiowych doświadczeń. Myślę podobnie. Trzeba do tego dojrzeć i przede wszystkim zadać sobie kluczowe pytania: Po co chcesz pisać? Dla pieniędzy, sławy, rozdawania autografów? Czy jesteś świadoma tego, w co wchodzisz i czy poradzisz sobie z ewentualnym hejtem, jakiego dziś wszędzie pełno? Kiedy pisałam tę książkę, nie czułam presji, że muszę ją wydać. Pisałam ją, bo sprawiało mi to przyjemność. Tworzenie nowych światów bywa fascynujące. Trochę bardziej martwi mnie to, że za bardzo przywiązałam się do swoich fikcyjnych bohaterów :)
Sylwia Kobylińska
Jak Pani zdaniem działa świat? Opiera się on raczej na wielkich czynach niezwykłych ludzi czy małych czynach zwyczajnych osób?
Myślę, że światu, zwłaszcza dziś, potrzebni są i ci niezwykli, i ci zwyczajni ludzie. Tacy, którzy czynią dobro. Wbrew pozorom, jest ich wielu, wystarczy się tylko dobrze rozejrzeć. Nie bez powodu bohaterem mojej książki został strażak. To jeden z najszlachetniejszych, ale i niestety, najniebezpieczniejszych zawodów. To zwyczajne osoby, które robią niezwykle wielkie uczynki :) Moja książka stanowi taki mały hołd dla ich pracy.
s-a
Zaciekawiła mnie informacja, że uwielbia Pani m.in. polskie reportaże. Ja również należę do kręgu czytelników tego gatunku. Bardzo jestem ciekawa, jakiego autora polskich reportaży ceni Pani najbardziej? Za co? Który reportaż najbardziej się Pani podobał i z jakiego powodu? (Ja wysoko cenię Wojciecha Tochmana i Mariusza Szczygła - twórców Instytutu Reportażu :). Z góry dziękuję za odpowiedź, na którą czekam niecierpliwie. Życzę powodzenia na polskim rynku wydawniczym!
Moich najulubieńszym autorem polskiego reportażu jest Wojciech Tochman. To człowiek, którego od lat szanuję i podziwiam. Godny następca Kapuścińskiego i jeden z ostatnich rzetelnych reportażystów. Jego reportaże zapamiętuje się na długo, czasami na całe życie. Tak jak te o Bośni, Rwandzie, czy polskim księdzu chorym na AIDS. Tochman z uporem maniaka opisuje świat, o którym nikt nie chce słuchać. To rzeczywistość, gdzie istnieją wojny, gwałty, rzezie, bieda, uchodźcy, bezdomne dzieci, gdzie mordercy są sąsiadami swoich ofiar. Dzisiaj, kiedy panuje kult piękna i konsumpcjonizmu, niewielu chce się czytać o takich "przykrościach". Tym bardziej więc podziwiam go za jego wytrwałość. Bo życie reportażysty to nieustanna walka. O prawdę, o głos dla tych, których wszyscy mają gdzieś, o zwrócenie uwagi na to, że obok nas wciąż jest zbyt wiele zła. Wojciech Tochman powiedział, że tylko Bóg może być wszędzie. Mam jednak wrażenie, że na świecie jest mnóstwo miejsc przez Niego zapomnianych. Tochman jest jednym z tych pozytywnych szaleńców, którzy tam docierają i o tych miejscach piszą. Dopóki są na tym łez padole tacy ludzie jak on, świat wydaje się mniej okrutny.
Poza nim chętnie czytam też Mariusza Szczygła i Witolda Szabłowskiego :)
Justyna Ernest
Kończę z paleniem papierosów! Pozbędę się wszystkich zbędnych kilogramów! Nauczę się grać na gitarze! Noworoczne postanowienia utarły się już tradycją w życiu moim i większości moich znajomych. A jak to jest w Pani przypadku - jest Pani zwolenniczką tego typu postanowień a jeśli tak to jak by Pani podsumowała kolejny kończący się rok?
Od dawna nie wierzę w noworoczne postanowienia. To pewnie wina mojego wrodzonego sceptycyzmu i pragmatyzmu :) W życiu wyznaczam sobie (w miarę) realne cele i stopniowo je realizuję, ale nie przeznaczam na nich określonego czasu. Za nerwowa jestem na takie rzeczy :) Mijający rok był dla mnie bardzo pracowity, ale i emocjonujący. W końcu wydałam swoją debiutancką powieść! :)
Jagoda G
Czym jest dla Pani szczęście? Ma Pani swoją uniwersalną receptę na szczęście?
Szczęście… Teraz, kiedy nadeszła zima i mrozy, szczęściem jest ta chwila, kiedy udaje mi się włamać do własnego samochodu. Gdyby ktoś to nagrał, prawdopodobnie wygrałabym za jednym zamachem „Taniec z gwiazdami” oraz „Mam talent!” :) A tak poważnie… Z wiekiem zmieniamy priorytety, a tym samym naszą definicję szczęścia. Na obecnym etapie życia szczęściem jest dla mnie to, że moi bliscy są zdrowi, że mam stałą, ciekawą pracę, moje auto stara się nie psuć, moje zwierzaki nie chorują, a ja nieustannie spełniam swoje marzenia i rozwijam się. Pewnie, że czasami narzekam i złorzeczę, w końcu jestem Polką :) Mam szczęście do poznawania wspaniałych ludzi. Część z nich jest stale obecna w moim życiu, niektórzy pojawili się w nim tylko na chwilę. Każdemu z nich wiele zawdzięczam. Inspirują mnie, kształtują moją osobowość, wspierają mnie. Są nawet i takie osoby, które dosłownie uratowały mi życie. Mieć obok siebie takich ludzi to chyba niebywałe szczęście, prawda? :)
Nie mam chyba jednej, uniwersalnej recepty na szczęście. Ważne, żeby doceniać to, co się ma. Często powtarzam, że nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej :) O poszukiwaniu szczęścia i aniołach, które nam go przynoszą, w dużej mierze jest właśnie moja powieść.
Co jest najprzyjemniejsze w pracy pisarza? Co jest najtrudniejsze?
Tych przyjemnych momentów jest całkiem sporo :) Kiedy dopisuje wena, kiedy trafi się na fajne wydawnictwo (to mój przypadek), kiedy zbiera się dobre recenzje, poznaje nowych, ciekawych ludzi, dostaje gratulacje, kiedy ktoś szczerze cieszy się sukcesem autora, kiedy po raz pierwszy bierze się do rąk swoją debiutancką powieść, kiedy widzi się ją w internecie, na sklepowej półce… Najtrudniejsze jest dokonywanie poprawek i redakcja. To bardzo żmudne zajęcie, ale pożyteczne. Rozwija i ulepsza warsztat pisarski. Trudny był moment, w którym musiałam uznać, że oto dokonałam ostatnich przeróbek i nic już nie zmienię w tekście. Od razu powiem, że taki moment nie istnieje. Każdy autor zawsze chce coś poprawiać :) Bardzo bałam się dnia premiery, hejtu, jaki spłynie na mnie i moją książkę. Niepotrzebnie, bo powieść została ciepło przyjęta :) Oczywiście negatywne opinie również mnie nie ominęły. To normalne, choć nie ukrywam, że najbardziej cenię recenzje, w których wskazuje się plusy i minusy książki. Bez nadmiernego słodzenia, ale i zupełnego negowania. Nie mam również wpływu na ludzkie reakcje, a te są baaardzo różne. Od szczerej życzliwości, po sympatię, niechęć, wyszydzanie, zazdrość, aż do zupełnej nienawiści.
Uwielbia Pani koty. A czego Pani w nich nie lubi?
Niezdecydowania! Kiedy najpierw domagają się, żebym otworzyła im drzwi, a następnie siadają na progu i zaczynają zastanawiać się czy wyjść, czy też lepiej zostać. Nieważne, że jest mróz lub pada deszcz, a ja trzęsę się z zimna… Nie znoszę też aplikować im różnych leków. Zazwyczaj kończy się to dla mnie krwawo. O jedzeniu w spokoju też nie ma mowy. Poza tym, pełen luz :)
Czym jest dla Pani SŁOWO?
José Saramago powiedział, że z wiekiem uczymy się szanować słowa. Jest w tym wiele prawdy. Słowo ma dla mnie ogromną wartość. Studia polonistyczne pięknie pokazują, jakie znaczenie ma każde słowo oraz sposób, w jaki je wymawiamy. Czasami jedno słowo decyduje o czyimś życiu czy przyszłości. Wszelkie przysięgi zawierają w sobie słowa, które czynią je takimi ważnymi i wiążącymi. Ile czasami zależy od jednego, niepozornego „tak” lub „nie”! Słowo ma niesamowitą moc, dlatego należy (podobnie jak z ironią…) obchodzić się z nim ostrożnie.
Izabela Malgorzata
Witam Pani Izabelo:-). Oprócz pięknego imienia ( lubi Pani swoje imię????)łączy mnie z Panią polonistyka i biblioteka( w której chwilowo pracuje tylko w marzeniach, ale przecież wiadomo, że marzenia się spełniają). Obie wiemy, że wbrew temu, co sądzą niektórzy ludzie, na filologii polskiej, nikt nie uczył nas, jak zostać pisarzem! Bardzo interesuje mnie, jak długo nosiła się Pani z myślą napisania książki? Czy historię już od dawna miała Pani w głowie, czy może rodziła się ona sama z kartki na kartkę, z rozdziału na rozdział?. Czy pisała Pani na komputerze, czy też odręcznie kreśliła zdania w zeszycie, a potem składała je w całość? Czy pisanie szło Pani lekko, czy wręcz przeciwnie, zdarzało się Pani utknąć nad rozdziałem? Na końcu, może mało dyskretne lub mało ambitne pytanie, ale Kochana jak zacząć? Jak zacząć pisanie swojej własnej książki?
Po kolei :) Swoje imię toleruję tylko w kilku formach. Wciąż się z nim oswajam, ale długo go nie lubiłam. Książki chciałam pisać od zawsze, musiałam tylko w pełni do tego dojrzeć. Wbrew pozorom, nie jest to łatwe, jak się niektórym wydaje. Pomysł na moją powieść wziął się z piosenki mojego idola :) Jedyne, co miałam na początku, to imię głównego bohatera. Potem uczyniłam go strażakiem, a jeszcze później stwierdziłam, że muszę mu jeszcze bardziej uprzykrzyć życie, więc wymyślę mu irytującą partnerkę. Cała reszta powstawała spontanicznie. Co ciekawe, najlepsze pomysły przychodzą mi do głowy podczas… mycia zębów, serio. Jako że noszę aparat ortodontyczny, myję je nawet 10 razy dziennie, więc mam wiele okazji do wymyślania fabuły :) Pomysły szybko zapisuję na skrawku papieru. Powieść od początku pisałam na komputerze. Niestety, nie mam tyle czasu, co kiedyś, choć bardzo lubię pisać ręcznie :) Nie zawsze pisało mi się lekko. Kiedy osiągałam momenty, w których jedynie siedziałam i wgapiałam się w migający kursor na pustej stronie, odpuszczałam. Wracałam do książki nazajutrz albo po kilku dniach i wena wracała. Jak zacząć pisanie? Hm… Mój idol powiedział, że tworzenie (on akurat miał na myśli muzykę) nie może być niczym wymuszone. Musi płynąć z serca i życiowych doświadczeń. Myślę podobnie. Trzeba do tego dojrzeć i przede wszystkim zadać sobie kluczowe pytania: Po co chcesz pisać? Dla pieniędzy, sławy, rozdawania autografów? Czy jesteś świadoma tego, w co wchodzisz i czy poradzisz sobie z ewentualnym hejtem, jakiego dziś wszędzie pełno? Kiedy pisałam tę książkę, nie czułam presji, że muszę ją wydać. Pisałam ją, bo sprawiało mi to przyjemność. Tworzenie nowych światów bywa fascynujące. Trochę bardziej martwi mnie to, że za bardzo przywiązałam się do swoich fikcyjnych bohaterów :)
Sylwia Kobylińska
Jak Pani zdaniem działa świat? Opiera się on raczej na wielkich czynach niezwykłych ludzi czy małych czynach zwyczajnych osób?
Myślę, że światu, zwłaszcza dziś, potrzebni są i ci niezwykli, i ci zwyczajni ludzie. Tacy, którzy czynią dobro. Wbrew pozorom, jest ich wielu, wystarczy się tylko dobrze rozejrzeć. Nie bez powodu bohaterem mojej książki został strażak. To jeden z najszlachetniejszych, ale i niestety, najniebezpieczniejszych zawodów. To zwyczajne osoby, które robią niezwykle wielkie uczynki :) Moja książka stanowi taki mały hołd dla ich pracy.
s-a
Zaciekawiła mnie informacja, że uwielbia Pani m.in. polskie reportaże. Ja również należę do kręgu czytelników tego gatunku. Bardzo jestem ciekawa, jakiego autora polskich reportaży ceni Pani najbardziej? Za co? Który reportaż najbardziej się Pani podobał i z jakiego powodu? (Ja wysoko cenię Wojciecha Tochmana i Mariusza Szczygła - twórców Instytutu Reportażu :). Z góry dziękuję za odpowiedź, na którą czekam niecierpliwie. Życzę powodzenia na polskim rynku wydawniczym!
Moich najulubieńszym autorem polskiego reportażu jest Wojciech Tochman. To człowiek, którego od lat szanuję i podziwiam. Godny następca Kapuścińskiego i jeden z ostatnich rzetelnych reportażystów. Jego reportaże zapamiętuje się na długo, czasami na całe życie. Tak jak te o Bośni, Rwandzie, czy polskim księdzu chorym na AIDS. Tochman z uporem maniaka opisuje świat, o którym nikt nie chce słuchać. To rzeczywistość, gdzie istnieją wojny, gwałty, rzezie, bieda, uchodźcy, bezdomne dzieci, gdzie mordercy są sąsiadami swoich ofiar. Dzisiaj, kiedy panuje kult piękna i konsumpcjonizmu, niewielu chce się czytać o takich "przykrościach". Tym bardziej więc podziwiam go za jego wytrwałość. Bo życie reportażysty to nieustanna walka. O prawdę, o głos dla tych, których wszyscy mają gdzieś, o zwrócenie uwagi na to, że obok nas wciąż jest zbyt wiele zła. Wojciech Tochman powiedział, że tylko Bóg może być wszędzie. Mam jednak wrażenie, że na świecie jest mnóstwo miejsc przez Niego zapomnianych. Tochman jest jednym z tych pozytywnych szaleńców, którzy tam docierają i o tych miejscach piszą. Dopóki są na tym łez padole tacy ludzie jak on, świat wydaje się mniej okrutny.
Poza nim chętnie czytam też Mariusza Szczygła i Witolda Szabłowskiego :)
Justyna Ernest
Kończę z paleniem papierosów! Pozbędę się wszystkich zbędnych kilogramów! Nauczę się grać na gitarze! Noworoczne postanowienia utarły się już tradycją w życiu moim i większości moich znajomych. A jak to jest w Pani przypadku - jest Pani zwolenniczką tego typu postanowień a jeśli tak to jak by Pani podsumowała kolejny kończący się rok?
Od dawna nie wierzę w noworoczne postanowienia. To pewnie wina mojego wrodzonego sceptycyzmu i pragmatyzmu :) W życiu wyznaczam sobie (w miarę) realne cele i stopniowo je realizuję, ale nie przeznaczam na nich określonego czasu. Za nerwowa jestem na takie rzeczy :) Mijający rok był dla mnie bardzo pracowity, ale i emocjonujący. W końcu wydałam swoją debiutancką powieść! :)
Jagoda G
Czym jest dla Pani szczęście? Ma Pani swoją uniwersalną receptę na szczęście?
Szczęście… Teraz, kiedy nadeszła zima i mrozy, szczęściem jest ta chwila, kiedy udaje mi się włamać do własnego samochodu. Gdyby ktoś to nagrał, prawdopodobnie wygrałabym za jednym zamachem „Taniec z gwiazdami” oraz „Mam talent!” :) A tak poważnie… Z wiekiem zmieniamy priorytety, a tym samym naszą definicję szczęścia. Na obecnym etapie życia szczęściem jest dla mnie to, że moi bliscy są zdrowi, że mam stałą, ciekawą pracę, moje auto stara się nie psuć, moje zwierzaki nie chorują, a ja nieustannie spełniam swoje marzenia i rozwijam się. Pewnie, że czasami narzekam i złorzeczę, w końcu jestem Polką :) Mam szczęście do poznawania wspaniałych ludzi. Część z nich jest stale obecna w moim życiu, niektórzy pojawili się w nim tylko na chwilę. Każdemu z nich wiele zawdzięczam. Inspirują mnie, kształtują moją osobowość, wspierają mnie. Są nawet i takie osoby, które dosłownie uratowały mi życie. Mieć obok siebie takich ludzi to chyba niebywałe szczęście, prawda? :)
Nie mam chyba jednej, uniwersalnej recepty na szczęście. Ważne, żeby doceniać to, co się ma. Często powtarzam, że nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej :) O poszukiwaniu szczęścia i aniołach, które nam go przynoszą, w dużej mierze jest właśnie moja powieść.
Co jest najprzyjemniejsze w pracy pisarza? Co jest najtrudniejsze?
Tych przyjemnych momentów jest całkiem sporo :) Kiedy dopisuje wena, kiedy trafi się na fajne wydawnictwo (to mój przypadek), kiedy zbiera się dobre recenzje, poznaje nowych, ciekawych ludzi, dostaje gratulacje, kiedy ktoś szczerze cieszy się sukcesem autora, kiedy po raz pierwszy bierze się do rąk swoją debiutancką powieść, kiedy widzi się ją w internecie, na sklepowej półce… Najtrudniejsze jest dokonywanie poprawek i redakcja. To bardzo żmudne zajęcie, ale pożyteczne. Rozwija i ulepsza warsztat pisarski. Trudny był moment, w którym musiałam uznać, że oto dokonałam ostatnich przeróbek i nic już nie zmienię w tekście. Od razu powiem, że taki moment nie istnieje. Każdy autor zawsze chce coś poprawiać :) Bardzo bałam się dnia premiery, hejtu, jaki spłynie na mnie i moją książkę. Niepotrzebnie, bo powieść została ciepło przyjęta :) Oczywiście negatywne opinie również mnie nie ominęły. To normalne, choć nie ukrywam, że najbardziej cenię recenzje, w których wskazuje się plusy i minusy książki. Bez nadmiernego słodzenia, ale i zupełnego negowania. Nie mam również wpływu na ludzkie reakcje, a te są baaardzo różne. Od szczerej życzliwości, po sympatię, niechęć, wyszydzanie, zazdrość, aż do zupełnej nienawiści.
Perus - nagroda
Czy fakt, że jest Pani magistrem ironii znajduje jakieś odzwierciedlenie w powieści "Pod skrzydłami miłości"? Znajdziemy tam jakieś ironiczne komentarze lub ironiczne spojrzenie na niektórych bohaterów czy sytuacje?
Jak już wspominałam kilka pytań temu, w mojej powieści jest wiele elementów ironii. Widać ją zwłaszcza w rozmowach bohaterów, w opisach emocji, jakie odczuwają, w osądach siebie (autoironia) i innych ludzi. Ironii nie można nadużywać, trzeba stosować ją z wyczuciem i określonych sytuacjach. Niestety, jako autor, nie mam wpływu na to, jak owa ironia jest odbierana przez czytelników. Nie każdy potrafi ją rozpoznać i właściwie zinterpretować. Kiedy zaczynałam pisać moją pracę magisterską, również nie byłam do końca świadoma, że sięgnęłam po bardzo trudne do zdefiniowania pojęcie. Mimo wszystko pisanie o ironii, zwłaszcza w powieściach Miłoszewskiego, było ogromną przyjemnością :)
Kiedy w recenzji Cyrysi przeczytałam, że Marta jest infantylną egoistką otoczoną wielbicielami, miałam skojarzenie z Pani literacką imienniczką Izabelą Łęcką. Jest w tym coś, czy tylko uległam złudzeniu?
Hm, warto by się nad tym zastanowić :) Może rzeczywiście między Martą a Izabelą istnieją jakieś podobieństwa? Dzieli je kilka epok literackich i stuleci, ale łączy „znęcanie się” nad dobrym i poczciwym mężczyzną :) Kiedy pisałam moją książkę, nie wzorowałam postaci Marty na żadnej bohaterce literackiej. Nie jest femme fatale jak Łęcka, daleko jej również do heroin Żeromskiego… Ale gdyby tak dobrze poszukać, to kto wie? :) Marta budzi irytację czytelników, ale proszę jej nie oceniać zbyt surowo. To dziewczyna, która pogubiła się w życiu. Popełnia mnóstwo błędów, jest wybuchowa, nieodpowiedzialna i niedojrzała, rani innych, ale nie jest złym człowiekiem. Potrzebuje tylko osoby, która ją naprawdę pokocha i wskaże jej właściwą drogę. Czy jest w stanie się zmienić i odrzucić swoje dotychczasowe życie? Odpowiedź na to pytanie znajduje się w powieści :)
Dagmara Janik
Jako, że święta zbliżają się wielkimi krokami proszę powiedzieć jakie jest Pani ulubione danie i czy u Pani w domu jest jakaś tradycja bez której nie wyobraża sobie świąt.
Uwielbiam niemal wszystkie potrawy wigilijne, więc trudno mi wskazać tę jedną, jedyną :) Jeśli zaś chodzi o tradycje… Kiedyś nie wyobrażałam sobie, że w święta może nie być śniegu. Dzisiaj, cóż, dziwi mnie, kiedy nie ma go w Wielkanoc :) Przed Świętami Bożego Narodzenia zwykle ubiera się też choinkę. Nie jest to, niestety, łatwe, kiedy ma się koty. Kociarze rozumieją :) W tym roku sprawa skomplikowała się o tyle, że doszedł kolejny kotek, w dodatku mały i nadpobudliwy… Nie wiem, czy nasza choinka to przetrwa. Niektóre ozdoby choinkowe są starsze ode mnie, więc szanse na to, że przeżyją konfrontację z ciekawskim futrzakiem są mniej niż zerowe :) Normalni ludzie mają pod choinką prezenty. Ja mam koty.
Proszę sobie wyobrazić, że przenosi się Pani do świata swojej ulubionej książki i może Pani porozmawiać z jednym bohaterem. Jaka byłaby to książka i który bohater oraz jakie byłoby Pani pierwsze pytanie.
Bardzo trudne pytanie :) Myślę, że mógłby to być Kap Modig ze „Stada” Williama Whartona. Zapytałabym go, czy gdyby mógł cofnąć czas, zastrzeliłby Tuffy’ego jeszcze raz, czy też znalazłby inne rozwiązanie. Dla mnie był to najtragiczniejszy moment w całej książce. Do dzisiaj nie potrafię przebrnąć przez niego bez wzruszenia, choć czytałam tę powieść kilka razy.
Bogdan N
Uwielbiam czytać, ale gdy porównuję siebie z moją żoną, to wychodzi na to, że moja żona czyta i więcej, i szybciej ;) Co Pani na to, aby wprowadzono w Polsce Dzień Kobiet Czytających?
Jestem jak najbardziej za, pod warunkiem, że byłby to dla nich dzień wolny od pracy i wszelkich obowiązków :)
Uwielbiam piec, oczywiście głównie dla Mojej Żony :) Ostatnio specjalizuję się w ciastkach owsianych z różnymi dodatkami, np. rodzynki, orzechy, suszona żurawina. Wspólnie z Żoną kochamy serniki. A jakimi ciastkami/ciasteczkami Pani najchętniej się delektuje? Sama Pani piecze?
Jeśli chodzi o ciastka, niewiele ustępuję na tym polu Ciasteczkowemu Potworowi :) Zjem każde :) Ciasteczek nie piekę, ale od czasu do czasu udaje mi się nie spalić szarlotki :)
Ewelina Poc
Pisanie na pewno wciąga i uzależnia. Spróbowało się raz i chce się jeszcze, więcej. Jakie są więc Pani dalsze plany pisarskie? Czy myślała Pani o pisaniu książek dla dzieci i młodzieży? Czy pozostanie Pani w kręgu powieści dla dorosłych?
Chciałabym bardzo spróbować się w innych gatunkach. Mam mnóstwo pomysłów, ale również świadomość, że należy mierzyć siły na zamiary. Ważne jest dla mnie rozwijanie swojego warsztatu pisarskiego, zdobywanie wiedzy i doświadczeń. Lubię pisarzy dziecięcych i młodzieżowych, uczestniczyłam w wielu organizowanych z nimi spotkaniach autorskich. Póki co, nie jestem jednak gotowa, by tworzyć dla młodszych czytelników. Nie mam dzieci, więc brakowałoby mi autentyczności, jaką posiadają ci autorzy.
"– Jeanno, kobiety potrafią kochać o wiele mądrzej niż my! One nie kochają mężczyzny dla jego wyglądu. Nawet jeśli on się im bardzo podoba. – Joaquin westchnął błogo. – Kobiety kochają cię przez wzgląd na twój charakter. Twoją siłę. Twoją mądrość. Albo dlatego, że potrafisz zaopiekować się dzieckiem. Bo jesteś dobrym człowiekiem, masz honor i godność. One kochają cię inaczej niż mężczyzna kobietę. Nie z powodu kształtnych łydek ani nie dlatego, że w swoim garniturze budzisz zazdrość u jej koleżanek z pracy. Owszem, istnieją też takie kobiety, ale są tylko jak zły przykład dla innych" (Nina George "Lawendowy pokój"). Co sądzi Pani o tym cytacie? Czy uważa Pani, że kobiety i mężczyźni inaczej kochają? Co dla kobiet jest ważne w miłości, w wyborze Tego Jedynego?
Zaprezentowany przez Panią cytat zawiera w sobie wiele racji. Wydaje mi się jednak, że każdy z nas kocha inaczej, że nie ma jednego obowiązującego schematu czy wzoru. Może istnieć kobieta, która kocha miłością szorstką i bolesną oraz mężczyzna, który jest nadmiernie wylewny w okazywaniu uczuć i mówieniu o nich. Wszystko zależy od doświadczeń życiowych, charakteru, warunków, wzorców i tysiąca innych czynników. Przyjęło się, że to kobiety są tymi słabszymi, bardziej podatnymi na zranienie i zdrady ukochanych mężczyzn. Czy jednak rzeczywiście tak jest? Myślę, że nie należy ulegać stereotypom. Na pewno istnieją znaczne różnice w postrzeganiu miłości przez obie płcie. To również uwarunkowane jest społecznie i kulturowo. Mężczyzna i kobieta definiują miłość używając zupełnie odmiennego słownictwa. Nie ma w tym nic złego, powiedziałabym, że to czyni świat ciekawszym :)
Co do ostatniego pytania… Wydaje mi się, że każda kobieta poszukuje w mężczyźnie czegoś innego, ma inne potrzeby i wymagania. Nieco inaczej postrzegamy miłość, mamy inne charaktery, podoba nam się inny typ mężczyzn… Pewnie znalazłoby się kilka cech wspólnych, ale miłe panie, czy ostatecznie rzeczywiście znajdujemy to, czego szukałyśmy? :)
Gosia Pawlaczyk
Kocham czytać bajki. Obawiam się, że nigdy nie wyrosnę z tego. Zawsze dziadek mi czytał, potem czytałam sama i teraz nie wyobrażam sobie, żebym moim dzieciom nie czytała. Moje dzieci i ja kochamy bajki braci Grimm. Czy lubi Pani czytać bajki? Jakie by nam Pani poleciła?
Wychowywałam się na baśniach braci Grimm! Najbardziej lubiłam te najbardziej krwawe oraz diabelskie historie :) Do dziś chętnie po nie sięgam. Z bajek nigdy się nie wyrasta, są uniwersalne. Na studiach polonistycznych miałam zajęcia specjalizacyjne z literatury dla dzieci. Super sprawa. Miło było powrócić do ulubionych utworów z dzieciństwa :) Obecnie powstaje mnóstwo rewelacyjnych książek i bajek. Niedawno czytałam „Niesamowite przygody dziesięciu skarpetek (czterech prawych i sześciu lewych)” Justyny Bednarek. Fantastyczna książka! Piękna i wzruszająca jest również historia „Aksamitnego królika” Margery Williams. O najsłynniejszych bajkopisarzach chyba wspominać nie muszę? :)
Czym jest dla Pani przyjaźń? Z którym bohaterem Pani książek najbardziej chciałaby Pani się zaprzyjaźnić i dlaczego akurat z tym? Czym takim wyróżniałby się ten przyjaciel?
Nigdy nie szukałam przyjaciółki czy przyjaciela, a jednak istnieje kilka osób, które byłabym skłonna obdarzyć tym mianem. Wydaje mi się, że przyjaźń powinna opierać się na lojalności, szczerości, sympatii, życzliwości, trosce, wsparciu, że podobnie jak w miłości, należy nie tylko brać, ale również dawać coś od siebie, żeby ta relacja przetrwała i była zdrowa. Gdybym miała zaprzyjaźnić się z jednym z bohaterów mojej książki, wybrałabym… mężczyznę :) Byłby to Piotr, Wojtek albo Krzysztof. Łączy ich to, że są dobrymi ludźmi. Odpowiedzialni, oddani swojej pracy, mają specyficzne poczucie humoru, są zdolni do poświęceń, lojalni, skromni, sympatyczni (a przynajmniej dwóch z nich) wyzbyci egoizmu… Oskar Wilde powiedział jednak, że między mężczyzną a kobietą przyjaźń nie jest możliwa. Namiętność, wrogość, uwielbienie, miłość – tak, lecz nie przyjaźń. No i mam teraz moralny problem :)
Ania Wolniak
Często zdarza mi się, że kupuję książkę dzięki rekomendacji znanej osobistości: aktorki, dziennikarki czy innej pisarki. Przyznam, że jeszcze nigdy nie zawiodłam się i dzięki temu nasza domowa biblioteczka rozrasta się w błyskawicznym tempie. Czyje rekomendacje na stronie tytułowej Pani książek byłyby dla Pani satysfakcjonujące?
Moją książkę poleca Natalia Sońska :) Zważywszy na tempo, w jakim postępuje jej kariera pisarska, uważam, że trafiła mi się dobra recenzentka :) Osobiście nie sugeruję się tylko rekomendacjami innych. Sama muszę uważnie obejrzeć książkę, którą chcę przeczytać. Czasami powieść jest niezła, ale nie należy do moich ulubionych gatunków. Wtedy nawet rekomendacje nie pomogą :)
Gdyby żyła Pani w ubiegłym stuleciu, to którą ze znanych osób chciałaby Pani być i dlaczego?
Rozumiem, że mówimy o XIX wieku? Bo w XX to już żyłam :) A mogę wybrać sobie postać z literatury? Jeśli tak, to chciałabym być jedną z femmes fatales, ponieważ to był mój ukochany motyw kobiety :) Taka Izabela Łęcka. Łączy nas nie tylko imię, arystokratyczne pochodzenie (to długa historia…), ale i pewne cechy charakteru. Podłość na przykład :) Tyle że jej nie podobali się starsi mężczyźni… Przez wiele lat patrzyłam na Izabelę tak, jak nakazywała to szkoła, czyli szablonowo. Izabela była tą złą, która okrutnie skrzywdziła biednego Stanisława. No tak. A gdyby jednak spojrzeć na tę sprawę inaczej i przyjąć, że to Wokulski był tym złym, naprzykrzającym się facetem z kryzysem wieku średniego? Izabela zrehabilitowała się w moich oczach dopiero na studiach. Kurczę, gdybym jednak została badaczką literatury, na pewno poświeciłabym jej więcej uwagi :)
Szczęśliwa Mama
Bieganie, sport... Dla niektórych to jak wyprawa w kosmos. Jeszcze do niedawna sama należałam do osób, które poczynania sportowe/fizyczne podziwiały jedynie przed ekranem telewizora, ale odkąd sama zaczęłam biegać, to bardziej wierzyć w siebie i po takim wysiłku łatwiej mi potem podejmować kolejne życiowe wyzwania, Do biegania motywują mnie słowa Marca Buhla: "Biegacz to nie ten, kto szybko biega. To ten, który nie ustaje w walce". Kocham bieganie :) A jak sport jest Pani ulubionym? Który dodaje Pani siły i chęci do działania? Może fitness?
Codziennie, przed szóstą rano wyprowadzam moją suczkę na spacer. Kto żyw i może, śpi o tej porze jak zabity. Nie my :) Mieszkam na wsi, obok lasu, gdzie mieszkają mniej lub bardziej dzikie zwierzęta. Łażenie po ciemku, kiedy nic nie widać, za to wiele słychać, niesamowicie podnosi adrenalinę :) Niestety, nie uprawiam czynnie żadnej dyscypliny sportowej. Latem gram w siatkówkę i czasami jeżdżę na rowerze. Za to bardzo szybko chodzę. Ludzie mnie za to nie cierpią, bo nigdy nie mogą dotrzymać mi kroku ani mnie dogonić. No i po schodach wbiegam po dwa stopnie, to chyba też się liczy jako sport? :)
W Polsce rynek wydawniczy jest bardzo pokaźny. Mamy to szczęście, że jest dużo wydawnictw, ale jak tworzyć w Polsce i nie zwariować, a przy tym jeszcze zarobić na życie, czynsz i opłaty? Czy jest szansa wydać książkę, zwłaszcza debiut, bez protekcji, sponsoringu i tzw. „pleców”? Jakich rad udzieliłaby Pani początkującym pisarzom, zwłaszcza tym, którzy się boją, że zostaną odrzuceni przez wydawcę?
Jestem żywym przykładem tego, że książkę w Polsce można wydać bez protekcji, sponsoringu oraz „pleców” :) Napisałam powieść, rozesłałam ją po wydawnictwach, a potem (nie)cierpliwie czekałam na odpowiedź. Te nadeszły zaskakująco szybko :) Tak zaczęłam swoją przygodę z Czwartą Stroną, co było strzałem w dziesiątkę. Ujęli mnie tym, że bardzo ładnie wydają książki, są solidni i mają fajny zespół. Jako debiutant nie mogłam chyba lepiej trafić :) Co do rad… Rozesłanie książki do wydawnictw to wbrew pozorom nic strasznego. Jeśli powieść się nie spodoba, nic przecież przez to nie stracimy, nikt na nas nie nakrzyczy, nie wyśmieje nas. W najgorszym razie po prostu nie odpisze. Za to jeśli powieść zainteresuje wydawnictwo, może to stanowić początek wspaniałej przygody, której życzę wszystkim debiutantom :)
Teresa K
Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. Jak Pani myśli, co Pani kot powiedziałby w Noc Wigilijną, gdyby umiał mówić?
Jeśli ich miny wyrażają to, co chciałyby powiedzieć, to chyba padłoby wiele przekleństw :) A tak poważnie, myślę, że moje koty rzekłyby to, co wyrażają na co dzień niewerbalnie, czyli JEEEEŚĆ! DAJ MI JEŚĆ!
Ostatnio są popularne książki "na zlecenie". Wydawnictwo zgłasza się do pisarza i mówi, jaką książkę chce wydać. Co sądzi Pani o takich procedurach? Byłaby Pani w stanie napisać taką książkę?
Nie wiem, czy takie pisanie dostarcza jakiejkolwiek satysfakcji albo przyjemności. To trochę sztuczne, fałszywe. Żeby zgodzić się na coś takiego, musiałby spodobać mi się temat. Zdecydowanie odpadają wszelkie paszkwile. Bezzasadny hejt mnie nie bawi. Gdyby zaproponowano mi napisanie czegoś o kotach, (francuskiej) muzyce, filmach studyjnych… Wtedy możemy pertraktować :)
Izabela Raszka
Jakie jest Pani ulubione danie?
Jeśli już przy tym jesteśmy, załóżmy, że proces napisania i wydania książki to potrawa. Jakie powinna mieć według Pani składniki?
Najbardziej lubię chyba fasolkę po bretońsku :) Mam do niej jakiś sentyment. Żeby książka była wyborna, powinna być przyprawiona szczyptą tajemnicy, zaskoczenia, ironii, żartu, powinna mieć apetycznego bohatera, ostrą jak chili akcję i być tak wyśmienita, żeby chciało się ją na nowo konsumować i napawać jej smakiem…
Czy fakt, że jest Pani magistrem ironii znajduje jakieś odzwierciedlenie w powieści "Pod skrzydłami miłości"? Znajdziemy tam jakieś ironiczne komentarze lub ironiczne spojrzenie na niektórych bohaterów czy sytuacje?
Jak już wspominałam kilka pytań temu, w mojej powieści jest wiele elementów ironii. Widać ją zwłaszcza w rozmowach bohaterów, w opisach emocji, jakie odczuwają, w osądach siebie (autoironia) i innych ludzi. Ironii nie można nadużywać, trzeba stosować ją z wyczuciem i określonych sytuacjach. Niestety, jako autor, nie mam wpływu na to, jak owa ironia jest odbierana przez czytelników. Nie każdy potrafi ją rozpoznać i właściwie zinterpretować. Kiedy zaczynałam pisać moją pracę magisterską, również nie byłam do końca świadoma, że sięgnęłam po bardzo trudne do zdefiniowania pojęcie. Mimo wszystko pisanie o ironii, zwłaszcza w powieściach Miłoszewskiego, było ogromną przyjemnością :)
Kiedy w recenzji Cyrysi przeczytałam, że Marta jest infantylną egoistką otoczoną wielbicielami, miałam skojarzenie z Pani literacką imienniczką Izabelą Łęcką. Jest w tym coś, czy tylko uległam złudzeniu?
Hm, warto by się nad tym zastanowić :) Może rzeczywiście między Martą a Izabelą istnieją jakieś podobieństwa? Dzieli je kilka epok literackich i stuleci, ale łączy „znęcanie się” nad dobrym i poczciwym mężczyzną :) Kiedy pisałam moją książkę, nie wzorowałam postaci Marty na żadnej bohaterce literackiej. Nie jest femme fatale jak Łęcka, daleko jej również do heroin Żeromskiego… Ale gdyby tak dobrze poszukać, to kto wie? :) Marta budzi irytację czytelników, ale proszę jej nie oceniać zbyt surowo. To dziewczyna, która pogubiła się w życiu. Popełnia mnóstwo błędów, jest wybuchowa, nieodpowiedzialna i niedojrzała, rani innych, ale nie jest złym człowiekiem. Potrzebuje tylko osoby, która ją naprawdę pokocha i wskaże jej właściwą drogę. Czy jest w stanie się zmienić i odrzucić swoje dotychczasowe życie? Odpowiedź na to pytanie znajduje się w powieści :)
Dagmara Janik
Jako, że święta zbliżają się wielkimi krokami proszę powiedzieć jakie jest Pani ulubione danie i czy u Pani w domu jest jakaś tradycja bez której nie wyobraża sobie świąt.
Uwielbiam niemal wszystkie potrawy wigilijne, więc trudno mi wskazać tę jedną, jedyną :) Jeśli zaś chodzi o tradycje… Kiedyś nie wyobrażałam sobie, że w święta może nie być śniegu. Dzisiaj, cóż, dziwi mnie, kiedy nie ma go w Wielkanoc :) Przed Świętami Bożego Narodzenia zwykle ubiera się też choinkę. Nie jest to, niestety, łatwe, kiedy ma się koty. Kociarze rozumieją :) W tym roku sprawa skomplikowała się o tyle, że doszedł kolejny kotek, w dodatku mały i nadpobudliwy… Nie wiem, czy nasza choinka to przetrwa. Niektóre ozdoby choinkowe są starsze ode mnie, więc szanse na to, że przeżyją konfrontację z ciekawskim futrzakiem są mniej niż zerowe :) Normalni ludzie mają pod choinką prezenty. Ja mam koty.
Proszę sobie wyobrazić, że przenosi się Pani do świata swojej ulubionej książki i może Pani porozmawiać z jednym bohaterem. Jaka byłaby to książka i który bohater oraz jakie byłoby Pani pierwsze pytanie.
Bardzo trudne pytanie :) Myślę, że mógłby to być Kap Modig ze „Stada” Williama Whartona. Zapytałabym go, czy gdyby mógł cofnąć czas, zastrzeliłby Tuffy’ego jeszcze raz, czy też znalazłby inne rozwiązanie. Dla mnie był to najtragiczniejszy moment w całej książce. Do dzisiaj nie potrafię przebrnąć przez niego bez wzruszenia, choć czytałam tę powieść kilka razy.
Bogdan N
Uwielbiam czytać, ale gdy porównuję siebie z moją żoną, to wychodzi na to, że moja żona czyta i więcej, i szybciej ;) Co Pani na to, aby wprowadzono w Polsce Dzień Kobiet Czytających?
Jestem jak najbardziej za, pod warunkiem, że byłby to dla nich dzień wolny od pracy i wszelkich obowiązków :)
Uwielbiam piec, oczywiście głównie dla Mojej Żony :) Ostatnio specjalizuję się w ciastkach owsianych z różnymi dodatkami, np. rodzynki, orzechy, suszona żurawina. Wspólnie z Żoną kochamy serniki. A jakimi ciastkami/ciasteczkami Pani najchętniej się delektuje? Sama Pani piecze?
Jeśli chodzi o ciastka, niewiele ustępuję na tym polu Ciasteczkowemu Potworowi :) Zjem każde :) Ciasteczek nie piekę, ale od czasu do czasu udaje mi się nie spalić szarlotki :)
Ewelina Poc
Pisanie na pewno wciąga i uzależnia. Spróbowało się raz i chce się jeszcze, więcej. Jakie są więc Pani dalsze plany pisarskie? Czy myślała Pani o pisaniu książek dla dzieci i młodzieży? Czy pozostanie Pani w kręgu powieści dla dorosłych?
Chciałabym bardzo spróbować się w innych gatunkach. Mam mnóstwo pomysłów, ale również świadomość, że należy mierzyć siły na zamiary. Ważne jest dla mnie rozwijanie swojego warsztatu pisarskiego, zdobywanie wiedzy i doświadczeń. Lubię pisarzy dziecięcych i młodzieżowych, uczestniczyłam w wielu organizowanych z nimi spotkaniach autorskich. Póki co, nie jestem jednak gotowa, by tworzyć dla młodszych czytelników. Nie mam dzieci, więc brakowałoby mi autentyczności, jaką posiadają ci autorzy.
"– Jeanno, kobiety potrafią kochać o wiele mądrzej niż my! One nie kochają mężczyzny dla jego wyglądu. Nawet jeśli on się im bardzo podoba. – Joaquin westchnął błogo. – Kobiety kochają cię przez wzgląd na twój charakter. Twoją siłę. Twoją mądrość. Albo dlatego, że potrafisz zaopiekować się dzieckiem. Bo jesteś dobrym człowiekiem, masz honor i godność. One kochają cię inaczej niż mężczyzna kobietę. Nie z powodu kształtnych łydek ani nie dlatego, że w swoim garniturze budzisz zazdrość u jej koleżanek z pracy. Owszem, istnieją też takie kobiety, ale są tylko jak zły przykład dla innych" (Nina George "Lawendowy pokój"). Co sądzi Pani o tym cytacie? Czy uważa Pani, że kobiety i mężczyźni inaczej kochają? Co dla kobiet jest ważne w miłości, w wyborze Tego Jedynego?
Zaprezentowany przez Panią cytat zawiera w sobie wiele racji. Wydaje mi się jednak, że każdy z nas kocha inaczej, że nie ma jednego obowiązującego schematu czy wzoru. Może istnieć kobieta, która kocha miłością szorstką i bolesną oraz mężczyzna, który jest nadmiernie wylewny w okazywaniu uczuć i mówieniu o nich. Wszystko zależy od doświadczeń życiowych, charakteru, warunków, wzorców i tysiąca innych czynników. Przyjęło się, że to kobiety są tymi słabszymi, bardziej podatnymi na zranienie i zdrady ukochanych mężczyzn. Czy jednak rzeczywiście tak jest? Myślę, że nie należy ulegać stereotypom. Na pewno istnieją znaczne różnice w postrzeganiu miłości przez obie płcie. To również uwarunkowane jest społecznie i kulturowo. Mężczyzna i kobieta definiują miłość używając zupełnie odmiennego słownictwa. Nie ma w tym nic złego, powiedziałabym, że to czyni świat ciekawszym :)
Co do ostatniego pytania… Wydaje mi się, że każda kobieta poszukuje w mężczyźnie czegoś innego, ma inne potrzeby i wymagania. Nieco inaczej postrzegamy miłość, mamy inne charaktery, podoba nam się inny typ mężczyzn… Pewnie znalazłoby się kilka cech wspólnych, ale miłe panie, czy ostatecznie rzeczywiście znajdujemy to, czego szukałyśmy? :)
Gosia Pawlaczyk
Kocham czytać bajki. Obawiam się, że nigdy nie wyrosnę z tego. Zawsze dziadek mi czytał, potem czytałam sama i teraz nie wyobrażam sobie, żebym moim dzieciom nie czytała. Moje dzieci i ja kochamy bajki braci Grimm. Czy lubi Pani czytać bajki? Jakie by nam Pani poleciła?
Wychowywałam się na baśniach braci Grimm! Najbardziej lubiłam te najbardziej krwawe oraz diabelskie historie :) Do dziś chętnie po nie sięgam. Z bajek nigdy się nie wyrasta, są uniwersalne. Na studiach polonistycznych miałam zajęcia specjalizacyjne z literatury dla dzieci. Super sprawa. Miło było powrócić do ulubionych utworów z dzieciństwa :) Obecnie powstaje mnóstwo rewelacyjnych książek i bajek. Niedawno czytałam „Niesamowite przygody dziesięciu skarpetek (czterech prawych i sześciu lewych)” Justyny Bednarek. Fantastyczna książka! Piękna i wzruszająca jest również historia „Aksamitnego królika” Margery Williams. O najsłynniejszych bajkopisarzach chyba wspominać nie muszę? :)
Czym jest dla Pani przyjaźń? Z którym bohaterem Pani książek najbardziej chciałaby Pani się zaprzyjaźnić i dlaczego akurat z tym? Czym takim wyróżniałby się ten przyjaciel?
Nigdy nie szukałam przyjaciółki czy przyjaciela, a jednak istnieje kilka osób, które byłabym skłonna obdarzyć tym mianem. Wydaje mi się, że przyjaźń powinna opierać się na lojalności, szczerości, sympatii, życzliwości, trosce, wsparciu, że podobnie jak w miłości, należy nie tylko brać, ale również dawać coś od siebie, żeby ta relacja przetrwała i była zdrowa. Gdybym miała zaprzyjaźnić się z jednym z bohaterów mojej książki, wybrałabym… mężczyznę :) Byłby to Piotr, Wojtek albo Krzysztof. Łączy ich to, że są dobrymi ludźmi. Odpowiedzialni, oddani swojej pracy, mają specyficzne poczucie humoru, są zdolni do poświęceń, lojalni, skromni, sympatyczni (a przynajmniej dwóch z nich) wyzbyci egoizmu… Oskar Wilde powiedział jednak, że między mężczyzną a kobietą przyjaźń nie jest możliwa. Namiętność, wrogość, uwielbienie, miłość – tak, lecz nie przyjaźń. No i mam teraz moralny problem :)
Ania Wolniak
Często zdarza mi się, że kupuję książkę dzięki rekomendacji znanej osobistości: aktorki, dziennikarki czy innej pisarki. Przyznam, że jeszcze nigdy nie zawiodłam się i dzięki temu nasza domowa biblioteczka rozrasta się w błyskawicznym tempie. Czyje rekomendacje na stronie tytułowej Pani książek byłyby dla Pani satysfakcjonujące?
Moją książkę poleca Natalia Sońska :) Zważywszy na tempo, w jakim postępuje jej kariera pisarska, uważam, że trafiła mi się dobra recenzentka :) Osobiście nie sugeruję się tylko rekomendacjami innych. Sama muszę uważnie obejrzeć książkę, którą chcę przeczytać. Czasami powieść jest niezła, ale nie należy do moich ulubionych gatunków. Wtedy nawet rekomendacje nie pomogą :)
Gdyby żyła Pani w ubiegłym stuleciu, to którą ze znanych osób chciałaby Pani być i dlaczego?
Rozumiem, że mówimy o XIX wieku? Bo w XX to już żyłam :) A mogę wybrać sobie postać z literatury? Jeśli tak, to chciałabym być jedną z femmes fatales, ponieważ to był mój ukochany motyw kobiety :) Taka Izabela Łęcka. Łączy nas nie tylko imię, arystokratyczne pochodzenie (to długa historia…), ale i pewne cechy charakteru. Podłość na przykład :) Tyle że jej nie podobali się starsi mężczyźni… Przez wiele lat patrzyłam na Izabelę tak, jak nakazywała to szkoła, czyli szablonowo. Izabela była tą złą, która okrutnie skrzywdziła biednego Stanisława. No tak. A gdyby jednak spojrzeć na tę sprawę inaczej i przyjąć, że to Wokulski był tym złym, naprzykrzającym się facetem z kryzysem wieku średniego? Izabela zrehabilitowała się w moich oczach dopiero na studiach. Kurczę, gdybym jednak została badaczką literatury, na pewno poświeciłabym jej więcej uwagi :)
Szczęśliwa Mama
Bieganie, sport... Dla niektórych to jak wyprawa w kosmos. Jeszcze do niedawna sama należałam do osób, które poczynania sportowe/fizyczne podziwiały jedynie przed ekranem telewizora, ale odkąd sama zaczęłam biegać, to bardziej wierzyć w siebie i po takim wysiłku łatwiej mi potem podejmować kolejne życiowe wyzwania, Do biegania motywują mnie słowa Marca Buhla: "Biegacz to nie ten, kto szybko biega. To ten, który nie ustaje w walce". Kocham bieganie :) A jak sport jest Pani ulubionym? Który dodaje Pani siły i chęci do działania? Może fitness?
Codziennie, przed szóstą rano wyprowadzam moją suczkę na spacer. Kto żyw i może, śpi o tej porze jak zabity. Nie my :) Mieszkam na wsi, obok lasu, gdzie mieszkają mniej lub bardziej dzikie zwierzęta. Łażenie po ciemku, kiedy nic nie widać, za to wiele słychać, niesamowicie podnosi adrenalinę :) Niestety, nie uprawiam czynnie żadnej dyscypliny sportowej. Latem gram w siatkówkę i czasami jeżdżę na rowerze. Za to bardzo szybko chodzę. Ludzie mnie za to nie cierpią, bo nigdy nie mogą dotrzymać mi kroku ani mnie dogonić. No i po schodach wbiegam po dwa stopnie, to chyba też się liczy jako sport? :)
W Polsce rynek wydawniczy jest bardzo pokaźny. Mamy to szczęście, że jest dużo wydawnictw, ale jak tworzyć w Polsce i nie zwariować, a przy tym jeszcze zarobić na życie, czynsz i opłaty? Czy jest szansa wydać książkę, zwłaszcza debiut, bez protekcji, sponsoringu i tzw. „pleców”? Jakich rad udzieliłaby Pani początkującym pisarzom, zwłaszcza tym, którzy się boją, że zostaną odrzuceni przez wydawcę?
Jestem żywym przykładem tego, że książkę w Polsce można wydać bez protekcji, sponsoringu oraz „pleców” :) Napisałam powieść, rozesłałam ją po wydawnictwach, a potem (nie)cierpliwie czekałam na odpowiedź. Te nadeszły zaskakująco szybko :) Tak zaczęłam swoją przygodę z Czwartą Stroną, co było strzałem w dziesiątkę. Ujęli mnie tym, że bardzo ładnie wydają książki, są solidni i mają fajny zespół. Jako debiutant nie mogłam chyba lepiej trafić :) Co do rad… Rozesłanie książki do wydawnictw to wbrew pozorom nic strasznego. Jeśli powieść się nie spodoba, nic przecież przez to nie stracimy, nikt na nas nie nakrzyczy, nie wyśmieje nas. W najgorszym razie po prostu nie odpisze. Za to jeśli powieść zainteresuje wydawnictwo, może to stanowić początek wspaniałej przygody, której życzę wszystkim debiutantom :)
Teresa K
Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. Jak Pani myśli, co Pani kot powiedziałby w Noc Wigilijną, gdyby umiał mówić?
Jeśli ich miny wyrażają to, co chciałyby powiedzieć, to chyba padłoby wiele przekleństw :) A tak poważnie, myślę, że moje koty rzekłyby to, co wyrażają na co dzień niewerbalnie, czyli JEEEEŚĆ! DAJ MI JEŚĆ!
Ostatnio są popularne książki "na zlecenie". Wydawnictwo zgłasza się do pisarza i mówi, jaką książkę chce wydać. Co sądzi Pani o takich procedurach? Byłaby Pani w stanie napisać taką książkę?
Nie wiem, czy takie pisanie dostarcza jakiejkolwiek satysfakcji albo przyjemności. To trochę sztuczne, fałszywe. Żeby zgodzić się na coś takiego, musiałby spodobać mi się temat. Zdecydowanie odpadają wszelkie paszkwile. Bezzasadny hejt mnie nie bawi. Gdyby zaproponowano mi napisanie czegoś o kotach, (francuskiej) muzyce, filmach studyjnych… Wtedy możemy pertraktować :)
Izabela Raszka
Jakie jest Pani ulubione danie?
Jeśli już przy tym jesteśmy, załóżmy, że proces napisania i wydania książki to potrawa. Jakie powinna mieć według Pani składniki?
Najbardziej lubię chyba fasolkę po bretońsku :) Mam do niej jakiś sentyment. Żeby książka była wyborna, powinna być przyprawiona szczyptą tajemnicy, zaskoczenia, ironii, żartu, powinna mieć apetycznego bohatera, ostrą jak chili akcję i być tak wyśmienita, żeby chciało się ją na nowo konsumować i napawać jej smakiem…
Załóżmy, że na 24 godziny mogłaby Pani przenieść się do świata przedstawionego w dowolnej powieści. Jaką by Pani wybrała i dlaczego? A może żadną?
Chętnie przeniosłabym się do Nangijali, krainy z powieści Astrid Lindgren „Bracia Lwie Serce”. Zawsze marzyłam o tym, by zobaczyć to fantastyczne miejsce, gdzie czas płynie wolniej, gdzie wszystko jest piękniejsze, po prostu prawdziwy raj! Wraz z bohaterami przemierzałabym tę magiczną krainę i podziwiała jej cudowność. Chętnie zobaczyłabym słynną Katlę, (której ilustracji bałam się przez całe dzieciństwo) i poznała bohaterskiego Joanatana, który dzisiaj zapewne byłyby strażakiem (dwukrotnie poświęcił swoje życie, by ratować innych). „Bracia…” to piękna książka, która we wzruszający sposób opowiada o śmierci, odpowiedzialności oraz samotności. To uniwersalna powieść, nigdy się nie nudzi.
Chętnie przeniosłabym się do Nangijali, krainy z powieści Astrid Lindgren „Bracia Lwie Serce”. Zawsze marzyłam o tym, by zobaczyć to fantastyczne miejsce, gdzie czas płynie wolniej, gdzie wszystko jest piękniejsze, po prostu prawdziwy raj! Wraz z bohaterami przemierzałabym tę magiczną krainę i podziwiała jej cudowność. Chętnie zobaczyłabym słynną Katlę, (której ilustracji bałam się przez całe dzieciństwo) i poznała bohaterskiego Joanatana, który dzisiaj zapewne byłyby strażakiem (dwukrotnie poświęcił swoje życie, by ratować innych). „Bracia…” to piękna książka, która we wzruszający sposób opowiada o śmierci, odpowiedzialności oraz samotności. To uniwersalna powieść, nigdy się nie nudzi.
___
Najbardziej spodobały mi się pytania użytkownika Perus, a dokładnie pytanie o podobieństwo Marty do Izabeli Łęckiej. Niech więc moja powieść powędruje do niej :)
~~ * ~~
W imieniu swoim oraz wszystkich Czytelników mojego bloga dziękuję Pani Izabeli M. Krasińskiej za niezwykle interesujący wywiad.
W imieniu swoim oraz wszystkich Czytelników mojego bloga dziękuję Pani Izabeli M. Krasińskiej za niezwykle interesujący wywiad.
Gratuluję laureatce nagrody i pozdrawiam Wszystkich bardzo serdecznie,
Cyrysia
Bardzo interesujący i wyczerpujący wywiad, gratuluję ☺
OdpowiedzUsuńSerdecznie gratuluję. Bardzo ciekawy wywiad :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo, z przyjemnością sprawdzę jak jest z tym podobieństwem Marty i Izabeli.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam raz jeszcze,
Perus
Ale wiele ciekawych pytań.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy wywiad, przeczytałam z przyjemnością i zainteresowaniem. Dziękuję za odpowiedź na moje pytanie. Cieszę się, że Pani podobnie jak ja ceni Wojtka Tochmana i jego wyjątkowe reportaże. Serdecznie pozdrawiam i życzę powodzenia!
OdpowiedzUsuńs-a
Bardzo rozległy ten wywiad ;)
OdpowiedzUsuńmi sie również bardzo żywot Behemota podobał :D
OdpowiedzUsuńBardzo interesujące odpowiedzi, z zainteresowaniem się w nie wczytałam. :)
OdpowiedzUsuńO rany, ale długi wywiad! Przyznaję jednak, że bardzo ciekawy :)
OdpowiedzUsuńWow, świetny wywiad. Autorka wydaje się naprawdę ciepłą, inteligentną i sympatyczną osobą, dlatego koniecznie muszę sięgnąć po jej książkę :)
OdpowiedzUsuńrude-pioro.blogspot.com
Obszerne odpowiedzi. Gratuluję wygranej!
OdpowiedzUsuńŚwietny i tak dojrzały wywiad to naprawdę rzadkość :) Gratuluję wygranej!
OdpowiedzUsuńNie znam tej Pani, ale wydaje się bardzo miła :)
OdpowiedzUsuńTo się nazywa wywiad:)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy wywiad! Pochłonęłam go z wielkim zainteresowaniem. ;)
OdpowiedzUsuń