Nigdy nie daj sobie wmówić, że Twoje życie nie ma sensu, że jest pozbawione wartości. To nieprawda. Ludzie, którzy to mówią, starają się leczyć własne rany, raniąc innych. Im to nie pomoże. Tobie, jeśli na to pozwolisz, może zaszkodzić. [Marcin Kaczmarczyk] ❤

piątek, 1 listopada 2019

FRAGMENT POWIEŚCI: ''Gdyby ocean milczał'' Anna Wysocka – Kalkowska

Moi Drodzy,
24 października odbyła się premiera książki "Gdyby ocean milczał'' Anny Wysockiej-Kalkowskiej. Żeby zachęcić niezdecydowanych zapraszam do zapoznania się z fragmentem powieści.
,,
Czasami jedna chwila, moment, ułamek sekundy wystarczy, by zmienić nasze życie w diametralny sposób. To tak jakby nagle otworzyła się przepaść… a my spadamy w nią głęboko i nie ma już nic, tylko pustka. Właśnie ta pustka staje się naszym wiernym towarzyszem. Dokądkolwiek idziemy podąża za nami ramię w ramię, zawsze tuż obok. Czy jest gdzieś jej kres?
  Tego dnia było piękne majowe popołudnie, piłam kawę w cudownej knajpce nad Sekwaną. Obserwowałam dzieci biegające na brzegu, miały taki beztroski śmiech, ich rodzice popijali lampki wina przy stoliku obok. Paryż tego dnia obfitował w mnóstwo kolorowych barw, czułam niewymowny, niczym niezmącony spokój. Już dawno nie było we mnie tyle wolności, chwilę wcześniej odebrałam dyplom ukończenia studiów. Stałam się pełnoprawną dziennikarką. Spełniły się wszystkie moje dotychczasowe marzenia. Z małego rodzinnego miasteczka Carnac przeprowadziłam się do cudownego, kipiącego życiem Paryża. Czułam się tutaj jak ryba w wodzie. Moim kolejnym celem było zdobycie pracy w jednej z prestiżowych paryskich gazet. W taki dzień jak dzisiaj byłam prawie pewna, że już niedługo zrealizuję i to marzenie. Popijając kawę, czekałam na moją siostrę Isabel, dwa dni wcześniej przyjechała z Carnac, byśmy mogły spędzić razem trochę czasu. Miałam nadzieję, że przywiezie ze sobą mamę, ale ona wciąż nie mogła mi wybaczyć, że porzuciłam Carnac i zaczęłam życie na własny rachunek. Liczyła na to, że razem z Isabel przejmę rodzinną sieć sklepów z pamiątkami oraz mały pensjonat i osiedlę się w rodzinnym domu blisko brzegów Atlantyku. Zawsze byłam inna niż Isabel – gdy jej wystarczał kubek mleka, ja żądałam gorącej czekolady, kiedy ona cieszyła się z singla swojego ulubionego piosenkarza, ja chciałam całej płyty. Chyba byłam jak tata, on też chciał brać życie garściami, próbował wycisnąć z niego, ile się da, nie bał się ryzykować. Czasami zastanawiałam się, dlaczego wybrał na kobietę swojego życia właśnie mamę. Ewidentnie byli z innej planety, kochali się, ale kiedy tato chciał latać, ona zawsze podcinała mu skrzydła. Godził się z tym, chociaż czasami miałam wrażenie, że przez tę miłość nigdy do końca nie mógł być sobą. Dopóki żył, zawsze łagodził konflikty między mną i mamą, a kiedy odszedł, nic już nie było takie samo i nagle jego marzenia o wielkim mieście i pracy dziennikarza stały się moimi. Rozwinęłam skrzydła – jestem tu i teraz bardzo szczęśliwa, spełniona. Jaki cudowny ten dzień, pomyślałam i w tym samym momencie podbiegła do mnie Colette z malutkim bukiecikiem niezapominajek.
– Gdzie mamusia? – zapytałam.
– Idzie – odpowiedziała, wskazując palcem na podążającą w moją stronę Isabel, i pobiegła do bawiących się dzieci. Isabel wyglądała pięknie, miała na sobie cudowną białą przewiewną sukienkę, lekki wiatr smagał ją na wietrze niczym żagiel. Już dawno nie widziałam jej tak pięknej, podążała w moją stronę pewnym krokiem z lekko uniesioną głową.
– Dziękuję za niezapominajki – powiedziałam, kiedy nadeszła.
– Niektóre chwile należy zapamiętać na zawsze. Pomyślałam, że masz dzisiaj taką chwilę… – zwróciła się do mnie, siadając, i wyjęła z torebki zdjęcie, które przesunęła w moją stronę.
  Obejrzałam fotografię, stała z jakimś mężczyzną.
– Postanowiłam go odnaleźć – dodała, kiedy spojrzałam na nią pytająco, wskazując palcem na mężczyznę, którego widziałam pierwszy raz w życiu.
– Ale kto to?
– To jej tato – odpowiedziała, patrząc na beztrosko biegającą wraz z innymi dziećmi Colette.
– Przecież zawsze mówiłaś, że to była tylko jedna noc, że nie jesteś w stanie go odszukać, że nie wiesz, kim był… a teraz wyjmujesz wasze wspólne zdjęcie… nie rozumiem. 
 – To nie była jedna noc… To był wspaniały tydzień pełen romantycznych uniesień i snów. Oboje znaleźliśmy się na wyspie marzeń całkowicie sami. Ja miałam złamane serce, on przechodził kryzys małżeński. Malediwy to cudowne miejsce na romans. Tak bardzo chciałam chociaż chwilę poczuć się szczęśliwa. Całe życie byłam rozważna i ostrożna, tego wieczoru postanowiłam taka nie być, chciałam tak samo jak tato i ty sprawdzić, jak smakuje życie, kiedy nie myślisz o konsekwencjach, kiedy zwyczajnie się nim cieszysz. Zapytał, czy wypiję z nim lampkę wina, wypiłam. Spędziliśmy razem cudowny tydzień i rozstaliśmy się. Teraz, kiedy Colette dorasta, ma już prawie sześć lat, coraz częściej pyta, dlaczego nie ma taty… a przecież ma… i ocean… on wciąż szumi… Gdyby chociaż na chwilę zamilkł.
– Co ma do tego ocean?
– Pamiętasz? Tato mawiał, że szum oceanu pcha go do przodu, każe walczyć, szukać szczęścia, że jest namacalnym dowodem na to, że życie prze do przodu, nie znosi próżni. Od jakiegoś czasu, kiedy spaceruję nad oceanem, nie słyszę nic innego, nie słyszę pisku mew, nie słyszę gwaru dobiegającego z pobliskich restauracji, tylko ten szum powodujący u mnie straszne wyrzuty sumienia. Colette jest już taka duża, a ja czuję, że jestem w próżni, że muszę coś zrobić ze swoim życiem, coś zmienić, może odszukanie Toma… to jakiś początek.
– Cholera, zawsze myślałam, że mówimy sobie wszystko…
– Bo mówimy… To jedyna tajemnica, jaką skrywałam przed tobą.
– Dlaczego?

 Zainteresowała Was ta historia?

4 komentarze:

Zaglądaj, czytaj, przegryzaj moje słowa, ale wychodząc, zostaw po sobie niezatarty ślad swojej obecności...