Nigdy nie daj sobie wmówić, że Twoje życie nie ma sensu, że jest pozbawione wartości. To nieprawda. Ludzie, którzy to mówią, starają się leczyć własne rany, raniąc innych. Im to nie pomoże. Tobie, jeśli na to pozwolisz, może zaszkodzić. [Marcin Kaczmarczyk] ❤

czwartek, 5 listopada 2020

Wywiad z Wojciechem Kulawskim

Natalia Strągowska: Skąd pomysł akurat na "Syryjską legendę " - Czy był Pan kiedyś w Syrii i stąd wziął się tytuł? Czy wydarzenia, jakie mają tam miejsce zainspirowały Pana w jakiś sposób do napisania tej książki ? ;-)

WK: Nie byłem nigdy w Syrii, choć bardzo chciałbym. Niestety obecnie, nawet gdyby mi się to udało, nie zobaczyłbym już tych wszystkich pięknych miejsc, które opisałem w książce. A dlaczego Syria? Nie chciałbym spojlerować, wiec postaram się odpowiedzieć nieco wymijająco. Szukałem kraju arabskiego, gdzie mógłbym sobie pozwolić na dużo więcej niż w Polsce, czy choćby w Europie a Syria z różnych powodów idealnie się w to wpasowała. Sądzę, że ci, którzy przeczytają powieść, dowiedzą się, dlaczego 😉. 

Oczywiście, wydarzenia, które miały miejsce w Syrii a w szczególności wojna domowa zainspirowały mnie do napisania powieści. Dobry przykładem może być presja czasu, która oddziałuje na głównych bohaterów. A co może być bardziej stresującego niż nadciągająca wojna domowa? Co więcej, w takim kraju jak Syria, gdzie prawa człowieka nie zawsze są respektowane, mogłem sobie pozwolić na dużo bardziej efektowne i spektakularne akcje niż choćby w Szwajcarii czy nawet Argentynie, gdzie również rozgrywa się akcja powieści. 

Bardzo się cieszę, że udało mi się zachować tę dawną piękną Syrię, chociaż na kartach powieści. Nasze dzieci czy wnuki niestety nie będą mogły zwiedzić tych wszystkich miejsc, które jakby nie patrzeć stanowią kolebkę naszej cywilizacji.  Chyba że uda się je odbudować, czego bardzo bym sobie życzył. Niestety sytuacja w Syrii jak na ten moment nie rokuje najlepiej.

Modrzejewska Anna: Co daje Panu prawdziwe szczęście?

WK: Spędzanie czasu z rodziną. Obserwowanie jak rosną i rozwijają się moje dzieci. Możliwość zatracenia się w tańcu. Delektowanie się pyszną kawą, czy potrawą. Przypływ weny, kiedy wpadnie mi do głowy jakieś rozwiązanie do powieści, którego poszukiwałem przez długie tygodnie. Radość w oczach czytelników, zadowolonych po lekturze moich książek. Skończenie pierwszego draftu nowej powieści. Spotkania i rozmowy przy lampce wina. Promienie słońca na policzkach. I wiele innych prostych przyjemnych rzeczy, które składają się na nasze życie 😉.

Kathy Leonia: Ile koncepcji na nowe książki jeszcze siedzi Panu w głowie?

WK: Mam pomysły jeszcze na osiem książek. Obecnie piszę trzynastą powieść, a poprawiam dwunastą. Wydanych mam pięć (nie licząc antologii). W sumie to nieco boję się takiego momentu, że kończą mi się pomysły i nie mam o czym pisać. Liczę jednak, że przy moim obecnym tempie tworzenia (dwie książki rocznie) przez najbliższe cztery lata wpadnie mi do głowy kilka pomysłów, abym nigdy nie zaznał syndromu pustej kartki. Życie i burzliwe otoczenie co rusz dostarcza mi nowych zaskakujących rozwiązań. Wystarczy tylko obserwować, to co dzieje się dokoła, przeczytać interesująca książkę czy obejrzeć ciekawy film. Pomysły są wszędzie wokół nas, trzeba tylko umieć je dostrzec.

Daria723: Miał Pan problemy w trakcie pisania? Jakąś blokadę bądź chwile zwątpienia, że czytelnicy odrzucą Pana książkę?

Oczywiście zdarzały się przestoje, kiedy nie wiedziałem jak związać dwa wątki w powieści, aby połączyły się w ciekawy i zaskakujący sposób. Pisząc książki, nie mam opracowanego szczegółowego konspektu. Zwykle mam jedynie początek, koniec i kluczowe punkty zwrotne. Resztę piszę i wymyślam na bieżąco, co czasem wymaga niezłego główkowania. Niemniej jednak uwielbiam proces tworzenia, kiedy zmagam się z materią, która wreszcie ulega pod presją mojej wyobraźni. To są te nieliczne momenty, które śmiało mogę nazwać weną. 

Chyba nie miałem obaw, aby pokazać tekst czytelnikom. Oczywiście zastanawiałem się, czy Syryjska legenda się spodoba, tym bardziej że czytelnicy znają mnie głównie z kryminalnej strony. Co więcej, poruszam w tekście kilka tematów tabu, choćby tych związanych z handlem żywym towarem, które mogą być kontrowersyjne. Mam jednak nadzieję, że opisałem wszystko rzetelnie, a prawda  przecież zwykle broni się sama.

Gdyby mógł Pan stworzyć z kimś autorski duet, kto by to był? Dlaczego akurat ta osoba?

WK: Gdybym mógł wybrać, to oczywiście byłby to mój mistrz Stanisław Lem. Uwielbiam go za osobowość, erudycję i wszechstronną wiedzę. Nigdy nie miałem możliwości spotkać go osobiście, ale mam znajomą, która była na jego spotkaniach autorskich. Gromadził zwykle całą aulę ludzi na uczelniach, którzy przychodzili, aby go posłuchać. I niezależnie czy wdawał się w dysputę z księdzem, czy radnym, rzeczowość jego wypowiedzi i konkluzje, jakie wyciągał, były nieprawdopodobne. Uważam, że zawsze w książkach odzwierciedlona jest w jakiś sposób osobowość autora. Jeśli pisarz jest osobą ciekawą świata, to widać to również w jego twórczości. 

Karolina: Jak się Panu wydaje, która z życiowych ról jest rolą najtrudniejszą do zagrania - rola pisarza-artysty, rola tancerza czy może rola ojca-męża-syna i dlaczego?

WK: Chyba jednak to właśnie codzienne życie stawia przed nami najcięższe i największe wyzwania. Zarówno taniec, jak i pisanie są obszarami, nad którymi panuję, mam nad nimi kontrolę, czego niestety nie da się powiedzieć o naszej codzienności, która czasami bywa nudna, aby nagle zmienić się w trzęsienie ziemi, z którym nie wiemy, co począć. Co więcej, mam wrażenie, że ten taniec i pisanie są taką właśnie przeciwwagą i fantastyczną odskocznią od codziennego życia. Pozwalają pełniej i lepiej czerpać satysfakcję z dnia codziennego. Zresztą nie wymyśliłem niczego nowego, wystarczy spojrzeć na Maslowa i jego piramidę ludzkich potrzeb, aby wiedzieć, jak należy żyć, aby być szczęśliwym.

Jakimi uniwersalnymi zasadami kieruje się Pan w życiu i dlaczego właśnie nimi?

Jestem raczej konserwatywnego usposobienia, uważam, że zasady wypracowane przez naszych dziadów i ojców są uniwersalne i nie należy ich radykalnie zmieniać. Oczywiście nie unikniemy współczesności i postępu cywilizacyjnego, ale takie wartości jak rodzina, wspólnota, szacunek, wychowanie, praca, nauka, edukacja są uniwersalne i bez nich my jako ludzie nie jesteśmy w stanie prawidłowo funkcjonować. 

wojtekq: Jak smakuje strach? Z jakim dodatkiem smakuje Panu najlepiej?

WK: To trudne pytanie. Oczywiście strach smakuje różnie w zależności od tego, co go wyzwala. Czasami strach może być  motywujący, czasem paraliżujący. Najważniejsze jednak, aby potrafić sobie z nim radzić, dlatego najlepszym dodatkiem do strachu jest doświadczenie. Bo to właśnie doświadczenie sprawia, że potrafimy najpierw strach oswoić, a potem przekonać się, że tak naprawdę był on bezzasadny. A co do strachu w powieściach, to jest on niezwykle istotny i stanowi jedną z najważniejszych emocji, jakie przeżywają bohaterowie. Umiejętne i właściwe opisanie strachu postaci w powieści jest kluczowe, aby czytelnik mógł się utożsamić z bohaterem. Gdybym miał dać jakąś mądrą radę osobom, które dopiero zaczęły przygodę z pisaniem, to właśnie budowanie bohaterów na emocjach. Nawet najlepiej opisany pościg samochodowy niewiele daje, jeśli nie zagłębimy się w strach i przerażenie towarzyszące postaciom, nie opiszemy, jak reagują ich organizmy, jak zachowują się wobec innych uczestników sceny. Umiejętne pokazanie emocji stanowi wielką przewagę książki nad filmem. 

Jaki jest Wojciech Kulawski i jego twórczość?

WK: I znowu trudne pytanie. Wojciech Kulawski jest dziwny, choć mam wrażenie, że zdążyłem go już przez te wszystkie lata poznać i oswoić 😉. Z natury jest raczej introwertykiem, choć zdaje sobie sprawę, że od czasu do czasu należy pokazać światu swoją ekstrawertyczną naturę. Pisze to, co sam chciałby czytać. Twórczość pozwala mu oderwać się od szarości dnia codziennego i przeżywać przygody, o których większość z nas mogłaby tylko pomarzyć (nie każdy jest płatnym mordercą, albo agentem obcego wywiadu, czy choćby policjantem kryminalnym).  Uwielbiam opowiadać historie, najlepiej ciekawe i poruszające ważne problemy. Czy mi to wychodzi, to muszą ocenić moi czytelnicy. Ja wkładam w swoją twórczość całe serce. Jest w moich książkach część mnie, bo mam wrażenie, że nie da się pisać w kompletnym oderwaniu od własnej osobowości, poglądów czy przekonań. 

martucha180: Czym jest dla Pana SŁOWO?

WK: Słowo jest dla mnie tworzywem. Trochę jak drewno dla rzeźbiarza, którego zadaniem jest umiejętne ociosanie niepotrzebnych fragmentów, aby te, które pozostały, utworzyły coś wartościowego. Cały czas uczę się tego słowa i pewnie tak pozostanie już do śmierci. I to zresztą w pisaniu to jest właśnie fantastyczne, że nie ma żadnych granic rozwoju, swoistego Mount Everestu, na który można wejść i potem pozostaje tylko pustka. Mam nadzieję, że przez te lata opanowałem warsztat na tyle, że nie przeszkadza on czytelnikowi w uczestniczeniu w wydarzeniach opisywanych na kartach powieści. Gdybym miał opowiedzieć się za którąś ze szkół walczących między formą a treścią, to skłaniałbym się w kierunku tej drugiej. Są twórcy, którzy twierdzą, że skoro wszystko już zostało opisane, to po co robić kolejne kalki. A jedynym elementem, który nie został doszczętnie wyeksploatowany, jest właśnie forma. Być może nie dotarłem jeszcze do takiego stopnia rozwoju, w którym forma stałaby się celem, bo nadal ogromną frajdę sprawia mi opowiadanie ciekawych historii czytelnikom. I powie ktoś, że przecież słyszeliśmy te wszystkie motywy już setki razy. I co z tego? Przecież najbardziej podobają nam się piosenki, które już raz słyszeliśmy 😉

sw882656: Jest Pan z zawodu informatykiem a zatem Pana profesja jest bardzo odległa od literatury, od Pana zainteresowań poza zawodowych. Skąd czerpie Pan inspirację do pisania książek, jak rodzą się Pana bohaterowie, na ile fabuła ma oparcie w realnych wydarzeniach a na ile jest to tylko literacka fikcja? 

WK: Artystyczna dusza od zawsze głęboko we mnie tkwiła. Zresztą czy komputer nie może być dobrym narzędziem ekspresji artystycznej? Pamiętam, że zawsze ciągnęło mnie do grafiki komputerowej, programowania gier i innych obszarów informatyki, gdzie można było dać upust kreatywności. Chyba jeszcze w podstawówce napisałem grę tekstową Tajemnice Ksenotajmera, w której należało odkrywać starożytne artefakty na wzór Lary Croft z Tomb Rider. Może Syryjska legenda jest tylko formą przedłużenia tamtych dziecięcych fantazji?

Co do inspiracji, to jest to kwestia specyficznego podejścia do rzeczywistości. Ja mam coś w rodzaju notesika (oczywiście w wersji elektronicznej), w którym zapisuje sobie wszystkie ciekawe obserwacje i inspirujące momenty w życiu. Potem takie pomysły można nieco w głowie poobracać, skonfrontować je z innymi i dzięki temu wytworzyć nową jakość. Bardzo często źródłem mojej inspiracji są opowiadania, których napisałem dobrze ponad setkę, kiedy brałem jeszcze udział w niezliczonych konkursach literackich. To wielka skarbnica pomysłów, do której zawsze sięgam. Podobnie zresztą jest z bohaterami, czasem tworzy ich otoczenie albo jakiś problem a czasami pomysł zaczyna się właśnie od bohatera. Różnie z tym bywa. A co do opisywania rzeczywistości i fikcji literackiej, to jest to zawsze taka zupa jarzynowa z całym wachlarzem składnikami. Ktoś, kto mnie dobrze zna, będzie w stanie odczytać, które wydarzenia w powieściach oparte są na moich doświadczeniach, które zaczerpnąłem od innych albo po prostu wymyśliłem.

Szymon Ebertowski: Co o Pana książkach sądzi rodzina czy pod ich wpływem zmienia Pan nieco treść książek?

WK: Moja żona czyta moje książki, zwykle, kiedy są już wydane. Choć oczywiście rozmawiam z nią wcześniej o różnych pomysłach i sposobach realizacji wątków czy scen. Do kryminałów na przykład wniosła znaczący wkład. Czasami konsultuję z nią jakieś problemy, czy blokady twórcze. Dla każdego pisarza bardzo ważne jest, aby ktoś spojrzał na opisywane zagadnienia z boku, bo to daje szerszą perspektywę. Słucham krytycznych uwag i w miarę możliwości staram się uwzględniać je w kolejnych tekstach. 

Anne18": Informatyk piszący książki to dość nietypowe połączenie. Jaka była pierwsza reakcja Pana rodziny/kolegów z pracy na Pańskie literackie poczynania?

WK: Początkowo było niedowierzanie, skąd u mnie takie zainteresowanie. Z czasem zarówno rodzina, jak i znajomi przywykli i nie pytają, tylko czytają nowe książki. Mam w pracy wierne grono czytelników, z czego jestem bardzo zadowolony. Zdradzę w sekrecie, że czyta mnie nawet wiceprezes, pytając co jakiś czas, czy jest już na rynku coś nowego. To niezwykle miłe i budujące, że tak zajęci ludzie znajdują czas na czytanie.

Co najważniejszego Pana zdaniem pandemia koronawirusa zabrała lub dała pisarzom, a co takim osobom jak informatycy?

WK: Rynek książki się załamał. Nigdy nie był w dobrej sytuacji, ale teraz jest naprawdę źle. Niby dochodzą jakieś informacje, że ludzie w czasie pandemii więcej czytają. Niestety upadają księgarnie, wydawcy wstrzymują premiery, albo całkiem zamrażają inwestycje. Pojawia się coraz mniej książek. Niestety w czasach kryzysu ekonomicznego dobro wyższego rzędu, jakim jest książka, musi ucierpieć. Z tego powodu przychodzi niezwykle ciężki czas zarówno dla debiutantów, których będzie się po prostu wydawało znacznie mniej, jak i dla pisarzy, którzy będą musieli walczyć o utrzymanie się na rynku.  Liczę, że może sytuacja w przyszłym roku nieco się ustabilizuje, choć znając życie i polskie realia możemy dochodzić do normy jeszcze przez kilka lat. Jeśli chodzi o informatykę, zdawałoby się, że powinno być dużo lepiej niż przed pandemią, ale to również nie jest prawdą. Firmy wstrzymały inwestycje, co przekłada się na mniejsze zainteresowanie rozwojem i mniejszymi pieniędzmi dla informatyków. Oczywiście pewien progres widać w obszarze szkolnictwa, czy zdalnej pracy, jednak to zdecydowanie za mało dla rynku. Niemniej, gdyby porównać rynek książki i informatykę, to oczywiście znacznie bardziej ucierpiała książka.

Aleksandra Miczek - (NAGRODA) Iść czy dojść do celu? Co daje Panu większą satysfakcję?

WK: Oczywiście to droga jest dużo ważniejsza niż cel. Cele się osiąga lub nie, można zawsze wyznaczać nowe, ale po ich zdobyciu pozostaje pustka i niedosyt. A droga jest czymś trwałym, jest stanem ducha mentalnością i wysiłkiem, aby wytrwać. To droga nas doskonali, sprawia, że z każdym rokiem stajemy się w czymś lepsi. Wybieram drogę.

W imieniu swoim oraz wszystkich Czytelników mojego bloga dziękuję Panu Wojciechowi Kulawskiemu za niezwykle interesujący wywiad.

Laureatowi wyróżnionego pytania serdecznie gratuluję i czekam na maila wraz z podaniem swoich danych adresowych do wysyłki nagrody.

Pozdrawiam wszystkich serdecznie,
Cyrysia

13 komentarzy:

  1. Kolejny raz bardzo ciekawy wywiad powstał Cyrysiu. Ślę pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój człowiek! Również uwielbiam czas spędzać z najbliższymi :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe pytania i równie ciekawe odpowiedzi. 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo interesujący wywiad. Nie poznałam jeszcze twórczości autora, ale od jakiegoś czasu za mną chodzi, więc może wkrótce. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie poznałam jeszcze twórczości autora, ale planuję to zrobić. Autor ma dużo pomysłów na kolejne książki.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawa rozmowa, nie czytałam nic tego autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Intetesują wywiad. Do ostatniego pytania jak idealnie pasuje zdjęcie 😃 Gratuluję! 😊

    OdpowiedzUsuń
  8. Gratulacje. Ciekawy wywiad nam powstał.

    OdpowiedzUsuń
  9. Interesujący autor, ciekawe pytania :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękujemy za ciekawy wywiad :-)
    Karolina

    OdpowiedzUsuń
  11. Wyywiad jak zwykle wyszedł super. Dziękuję autorowi za wyczerpujące odpowiedzi na moje pytania. Olu- gratuluję nagrody.

    OdpowiedzUsuń

Zaglądaj, czytaj, przegryzaj moje słowa, ale wychodząc, zostaw po sobie niezatarty ślad swojej obecności...