Nigdy nie daj sobie wmówić, że Twoje życie nie ma sensu, że jest pozbawione wartości. To nieprawda. Ludzie, którzy to mówią, starają się leczyć własne rany, raniąc innych. Im to nie pomoże. Tobie, jeśli na to pozwolisz, może zaszkodzić. [Marcin Kaczmarczyk] ❤

wtorek, 27 lutego 2018

''PRAGNIENIA ELŻBIETY'' ANETA KRASIŃSKA # FRAGMENT 2

Dziś jest premiera ,,Pragnienia Elżbiety'' Anety Krasińskiej . Z tej okazji mam dla Was drugi fragment powieści.
Lena

Spojrzała na stojące na biurku zdjęcie, na którym stała obok ojca, gdy po raz pierwszy przyjechał ją odwiedzić w Warszawie. Obejmo­wali się, uśmiechając się do siebie. Miała wtedy dziesięć lat. W tle widać było fragment szarej budowli, którą doskonale zapamiętała od pierw­szej chwili, gdy przybyła do stolicy z Otwocka. Wtedy Pałac Kultury przerażał ją swą wielko­ścią; dzisiaj jakby zmalał, a może po prostu przyzwyczaiła się do jego widoku. Lecz choć minęły cztery lata, odkąd zabrano ją od rodzi­ców, wciąż za nimi tęskniła i wierzyła, że kiedyś znowu wróci do Otwocka.

Gdy usłyszała, że obiad jest gotowy, podnio­sła się z łóżka i poszła do kuchni. Pozostałe dzieci, które mieszkały razem z nią w rodzinie zastępczej, właśnie wróciły z półkolonii, organi­zowanych przez jedną z pobliskich szkół, i roze­mocjonowane opowiadały o dzisiejszej wyprawie na basen. Lena zdawała się nie słuchać ich pa­planiny. Przyzwyczaiła się do hałasu, który po­jawiał się wraz z ich powrotem do domu, dlatego tym bardziej doceniała chwile, gdy zostawała sama i mogła wsłuchać się w ciszę.

– Lenko, może w czwartek przyjdziesz do mnie do pracy i razem pojedziemy do ośrodka na pierwszą rehabilitację? – zaproponowała Halina, nakładając na swój talerz sałatkę z pomidorów.

Lena kiwnęła głowa, nie podnosząc wzroku znad talerza. Nabijała na widelec ziemniaki na zmianę z kotletem.

– Jak spędziłaś dzień? – włączył się do roz­mowy Jacek, oblizując wąsy. Od niedawna był ich dumnym posiadaczem.

– Trochę ćwiczyłam – odparła Lena bez entu­zjazmu, mając nadzieję, że w końcu przestaną skupiać na niej uwagę.

Z pomocą przyszły jej młodsze dzieci, które po chwili zdominowały rozmowę.

Kiedy skończyli jeść, Lena pomogła przy sprzątaniu ze stołu, a następnie wróciła do swo­jego pokoju. Położyła się na łóżku i spróbowała skupić na czytaniu, jednak nie była w stanie. Jej wzrok znowu spoczął na zdjęciu ojca. Tak bardzo chciałaby się teraz do niego przytulić i usłyszeć, że wszytko będzie dobrze. Takie mia­ła wyobrażenie prawdziwej rodziny, tyle że nie jej. Nerwowo zacisnęła pięści i na nowo rozpro­stowała palce, jakby zbierała się w sobie, prze­konując się do pomysłu, który nagle jej zaświtał.

Pospiesznie złapała telefon i wybrała numer.

– Halo – odezwał się ojciec zaspanym głosem.

– Cześć, tato – zaczęła, uśmiechając się do siebie. – Dawno nie dzwoniłeś.

– Tak? – spytał zaskoczony. – Wydawało mi się, że dopiero co rozmawialiśmy.

– W ubiegłym tygodniu – przypomniała, choć nie chciała robić mu wyrzutów z tego powodu, dlatego zmieniła temat: – Jak się czujesz?

– Raz lepiej, raz gorzej, ale dramatu nie ma – oświadczył, jakby chciał ją uspokoić.

– Dawno się nie widzieliśmy. – Lena nie potrafi­ła ukryć smutku. – Może mógłbyś mnie odwiedzić?

– Tylko jak mam się dostać do Warszawy? – gderał. – Na wózku trudno mi się poruszać po mieście, a bez niego sobie nie poradzę.

Doskonale znała tę wymówkę i za każdym razem podsuwała to samo rozwiązanie.

– Mogłabym poprosić pana Jacka, żeby po cie­bie pojechał – zaproponowała, nerwowo skubiąc rozdwojone końcówki ufarbowanych włosów.

– Nie będę robił problemu obcym ludziom – oburzył się ojciec, jakby zaproponowała mu wyprawę na księżyc. – Wystarczy, że muszą się tobą zajmować.

Na chwilę zmilkła, usiłując zrozumieć, co miał na myśli. Zrobiło jej się przykro, że w tym, co mówił, zabrakło wdzięczności dla ludzi, któ­rzy starali się zapewnić jej opiekę i normalne życie, a przynajmniej jego namiastkę. Wiedzia­ła, że nigdy nie będzie mówić o normalności, dopóki nie będzie miała prawdziwej rodziny.

Nie miała na to szans w domu, który zapamię­tała z dzieciństwa.

Do dzisiaj pamiętała, jak matka wysłała ją na zakupy. Miała wtedy nie więcej niż sześć lat, a na długiej liście sprawunków znalazły się pa­pierosy. Sklepowa doskonale wiedziała, że to dla matki, ale uparła się i nie chciała sprzedać. Kie­dy Lena wróciła do domu, matka natychmiast spytała o papierosy. Lena pamiętała jej niena­wistny wzrok, który mógłby przestraszyć nie­jednego dorosłego, i wściekłość, gdy wyzywała ją od nieudaczników. Dziewczynka schowała się pod stołem w kuchni i z całych sił przycisnęła dłonie do uszu, ale krzyk matki i tak przenikał do jej umysłu. Drżała nawet wtedy, gdy ojciec wrócił do domu i wyciągnął ją spod stołu. Nie była wówczas w stanie wydusić z siebie ani jed­nego słowa. Bała się cokolwiek zrobić czy powie­dzieć, by nie narazić się na gniew matki. Stała przed ojcem ze spuszczonym wzrokiem, a tuż za nim sterczała rozjuszona matka, skarżąc się na nią i nie przebierając w słowach. Do Leny do­cierało głównie jedno słowo: nieudacznik… Tak bardzo wierzyła wtedy matce, że wreszcie sama zaczęła tak o sobie myśleć.

Wreszcie zebrała się w sobie i udając, że nie słyszała poprzednich słów ojca, powiedziała:

– Niedługo zaczyna się szkoła i nie będziemy mieli okazji się spotkać aż do świąt…

– Przecież to szybko zleci i nawet się nie obej­rzysz, kiedy do mnie przyjedziesz – oświadczył, a Lena natychmiast wyczuła w jego głosie igno­rancję, której tak bardzo nienawidziła.

Wstała i zaczęła kuśtykać po pokoju. Usiło­wała znaleźć argumenty, które mogłyby skłonić ojca do zmiany decyzji, jednak podświadomie zdawała sobie sprawę, że to nierealne.

Ojciec od dawna był więźniem we własnym domu. Zamiast wyjść, porozmawiać z sąsiada­mi, iść na spacer, zasiadał przed telewizorem i całe dnie oglądał coraz bardziej ogłupiające programy telewizyjne. Odkąd zaczęła do niego przychodzić pracownica z ośrodka pomocy spo­łecznej i robić mu zakupy, nie wyściubił nosa z domu. Wyjątkiem były wizyty u lekarza, choć ostatnio wspominał, że i z tym sobie poradził, zamawiając wizyty do domu.

W jaki sposób miała go przekonać, by przy­jechał? Powinna powiedzieć, że czuje się samot­na, że oddałaby wszystko, by móc zamieszkać z nim w Otwocku? Być może zrozumiałby, jak bardzo za nim tęskni, gdyby zobaczył swoje zdjęcie, które stało na jej biurku? Może gdyby się przyznała, że jakiś mężczyzna ją prześladu­je i nęka telefonami, ojciec przestałby być taki nieprzejednany?

Przegrała.

Straciła nadzieję.

Samotność była jej przeznaczeniem.





Jesteście zaintrygowani? Niebawem zapodam kolejny fragment, a jeszcze dziś zapraszam na mój fanpage, gdzie będzie konkurs z tą książką.

14 komentarzy:

  1. Kolejny, bardzo zachęcający do lektury fragment.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta książka mnie zaciekawiła, gdy tylko pojawiła się zapowiedź😀

    OdpowiedzUsuń
  3. Fragment powieści sprawia, że chce się przeczytać więcej:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Smutek przebija z tego fragmentu i tęsknota za rodziną.

    OdpowiedzUsuń
  5. Fragment bardzo mi się spodobał, czuję że przeczytam tą książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przecudowny blog, jestem tu po raz pierwszy i już zakochałam się w tej stronie. Na pewno będę tu regularnie zaglądać, dodaję bloga do obserwowanych.
    Przy okazji świetna recenzja, profesjonalna, bardzo ładnie i zgrabnie napisana.

    Zapraszam do mnie: http://recenzentka-doskonala.blogspot.com/2018/02/slammed-colleen-hoover.html

    OdpowiedzUsuń

Zaglądaj, czytaj, przegryzaj moje słowa, ale wychodząc, zostaw po sobie niezatarty ślad swojej obecności...