Nigdy nie daj sobie wmówić, że Twoje życie nie ma sensu, że jest pozbawione wartości. To nieprawda. Ludzie, którzy to mówią, starają się leczyć własne rany, raniąc innych. Im to nie pomoże. Tobie, jeśli na to pozwolisz, może zaszkodzić. [Marcin Kaczmarczyk] ❤

środa, 30 kwietnia 2014

Wywiad z Agnieszką Turzyniecką

 kwiatusia
1. Czy po wydaniu pierwszej powieści Pani życie się zmieniło? Jakie są plusy i minusy bycia autorką?


Tak, moje życie się zmieniło, nabrało jakości, i wcale nie mam tu na myśli finansów. Zaczęłam wierzyć, że marzenia się spełniają. Zrozumiałam też, o co mi w życiu tak naprawdę chodzi. Wiele lat miotałam się jak ćma w kloszu lampy, nie wiedziałam, dokąd idę. Teraz wiem, że chcę pisać. Zrozumiałam, że mam wybór. Że mogę iść swoją drogą, a nie tą, którą narzuca mi wychowanie, środowisko, czy jakieś utarte stereotypy.

2. Którą powieść było Pani trudniej napisać: debiutancki kryminał "Inspektor Kres i zaginiona", czy może powieść obyczajową „Dziewczynka z balonikami”, która obejmuje bardzo delikatny temat - depresji, która w społeczeństwie występuje dość często, ale mówi się o niej zdecydowanie za mało?


Trudniej było napisać "Dziewczynkę z balonikami". Moja pierwsza książka ma być rozrywką dla czytelnika i tym też była dla mnie w trakcie jej tworzenia. Nie ukrywam, że to nie jest pozycja, która odmieni oblicze literatury, nigdy o niej nie myślałam w takich kategoriach. Kiedy ją pisałam, śmiałam się z moich bohaterów, świetnie się bawiłam. To był eksperyment, gra, to było zmierzenie się z własnymi możliwościami. Powiedziałam sobie: No dobra, chcę pisać, ale czy ja w ogóle to potrafię? A może to tylko pobożne życzenie? Więc usiadłam i napisałam "Kresa". Żeby sobie samej odpowiedzieć na pytanie, czy to jest to, czy to jest rzeczywiście coś dla mnie. "Dziewczynka z balonikami" nie była już zabawą. Po moim debiutanckim kryminale, zaczęłam się zastanawiać, co ja właściwie chcę tym moim pisaniem przekazać. Co chcę powiedzieć? "Dziewczynkę" pisałam dwa lata, ciągle robiąc długie przerwy, bo mnie dosłownie zżerała emocjonalnie. Miałam milion momentów zwątpienia. Zaznaczę jeszcze, że kiedy zaczęłam ją pisać, nie miałam jeszcze wydawcy na "Kresa". Nie wiedziałam, czy coś z tego będzie, czy w ogóle coś uda mi się wydać. "Dziewczynkę" skończyłam dwa miesiące po ukazaniu się "Inspektora Kresa i zaginionej".

3. W kwietniu ma Pani urodziny (to tak jak ja :)) więc proszę nam zdradzić jakie jest Pani największe marzenie :)? ( życzę oczywiście, aby się ono spełniło oraz wszystkiego dobrego :)).


Hm. Chciałabym móc zająć się tylko pisaniem. Czytaj: zarabiać na książkach tyle, żebym nie musiała się martwić, że za miesiąc mi odłączą prąd. To trudne, ale realne. To nie muszą być jakieś kosmiczne sumy, wystarczy tyle, żebym mogła żyć. O czym jeszcze marzę? Pasjonuję się językami obcymi i na tym polu mam jeszcze niespełnione ambicje. Kręci mnie japoński, może chiński. A jeśli mogę puścić wodze fantazji, to jeszcze fajnie by było mieć domek z ogrodem, w którym biegałyby chociaż ze dwa psy, a jeden z nich byłby koniecznie golden retrieverem. A drugi kundlem, pospolitym pchlarzem. I może jeszcze jakiś kot.

alicjamagdalena
1. Czy jest szansa na kontynuację historii inspektora Kresa? Czytałam kiedyś w wywiadzie, że ma pojawić się druga część, więc jestem ciekawa, czy plany są aktualne.


Tak, planuję kontynuację, a nawet mam już część napisaną. Jednak nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy książka pojawi się na rynku.

2. Obsadzenie akcji w szpitalu psychiatrycznym to dosyć ryzykowny pomysł. W jaki sposób zdobyła Pani wiedzę potrzebną do skonstruowania książki związanej z leczeniem w miejscu dla ludzi chorych psychicznie?

Mam wśród znajomych osoby z problemami psychicznymi, które wiedzą, jak wygląda wnętrze oddziału psychiatrycznego. Nie ukrywam również, że sama znam temat depresji z autopsji.

3. Jak długo uczyła się Pani języka niemieckiego, aby osiągnąć stopień komunikatywny? Pytam z zainteresowaniem, bo moja nauka nie przynosi efektów, albo po prostu jestem antytalentem do nauki języka sąsiadów :)

Pocieszę Cię: nie ma czegoś takiego, jak antytalent do języków. Owszem, niektórzy mają predyspozycje na tym polu, jednak uważam, że każdy może nauczyć się jakiegoś języka obcego. Sęk nie tkwi w talencie, tylko w determinacji i systematyczności - wiem, że to brzmi bardzo sztywno, ale to się sprawdza. Druga kwestia to nastawienie - jeśli wmówię sobie, że "nigdy nie nauczę się tego cholernego niemieckiego" - no to się nie nauczę. Jak nasz mózg ma chłonąć wiedzę, kiedy zaprogramowaliśmy mu blokadę? Ja poziom komunikatywny w niemieckim osiągnęłam gdzieś po maturze. Kiedy znalazłam się w Niemczech, moje umiejętności zaczęły się rozwijać w piorunującym tempie.

mam namyszy
1. Skąd pomysł na tak kontrowersyjną fabułę powieści? Czemu akurat psychiatryk, a nie słoneczne miasteczko?


Bo pisanie o słonecznym miasteczku jest bezpieczne. Zero ryzyka. Skąd pomysł? Jak już powiedziałam wyżej, sama borykałam się z depresją i ten temat jest mi bliski. A niestety bardzo mało się o nim mówi.

2. Ja uwielbiam przebywać na podwórku, a fakt, że mieszkam na wsi, potęguje wszystkie krajobrazy. A gdzie pani uwielbia przebywać? Czy jest to miejsce rzeczywiste, czy jednak wymyślona kraina?

Rzeczywiste. Jestem domatorką i chyba nie wymyślę nic ciekawego... Lubię kontakt z naturą. Dobrze czuję się w lesie, nad morzem, czy nawet w miejskim parku. Czyli nie ma żadnych rewelacji :)

3. Najlepszym sposobem na wyleczenie psychicznych ran jest czas, a jaki jest najlepszy sposób na napisanie dobrej książki? Przenosi się tam pani, czy jednak pisze z perspektywy?


Oj, nie zgodzę się, że czas jest najlepszym lekiem na psychiczne rany... Nie wiem, co nim jest, ale upływający czas często nic nie zmienia, a czasem nawet utwierdza w cierpieniu i je potęguje. Myślę, że trzeba się zmierzyć ze swoimi bliznami. Stanąć z nimi oko w oko, przestać je tłumić, przestać je pielęgnować. Czasem jest tak, że nieświadomie lubimy nasze rany. Zamykamy się w świecie, który boli, bo ten ból staje się dla nas chlebem powszednim i zaczyna spełniać rolę mniejszego zła. Wpadamy w labirynt bez wyjścia, bo takie życie jest jedynym, jakie znamy. Zaczynamy się paradoksalnie czuć bezpiecznie w swojej skorupce.
Jaki jest sposób na dobrą książkę? Nie wiem. Tego chyba nikt nie wie. Zresztą, co znaczy "dobra"? Jest to pojęcie tak relatywne, że nawet tylko z tego powodu, nie da się odpowiedzieć na to pytanie.

Dorota
1. Trudno jest przewidzieć, jak będzie wyglądała nasza przyszłość, ale gdyby miała Pani trochę pofantazjować, to jak Pani widzi w marzeniach samą siebie za 20 lat?


Powtórzę moją odpowiedzieć na jedno z powyższych pytań:
A jeśli mogę puścić wodze fantazji, to jeszcze fajnie by było mieć domek z ogrodem, w którym biegałyby chociaż ze dwa psy, a jeden z nich byłby koniecznie golden retrieverem. A drugi kundlem, pospolitym pchlarzem. I może jeszcze jakiś kot.

2. Czy jest jakiś temat tabu, którego z jakichś względów nie poruszyłaby Pani w swoich książkach, a jaki problem, ważny według Pani, chciałaby Pani w przyszłości poruszyć w nich?

Dla mnie tematem, którego na pewno nigdy nie poruszę w większym wymiarze jest polityka. Nie lubię jej, nie rozumiem (a któż ją rozumie?) i nie chcę jej w moim życiu, ani w moich książkach. Polityka jest be.
Nie wiem jeszcze, jakie tematy chciałabym poruszyć, a raczej powiem: jest ich mnóstwo, mniejsze, większe, ważniejsze i mniej istotne. Zawsze coś jest na rzeczy, frapujących historii nigdy nie zabraknie.

3. Jakie miejsca w Pani rodzinnym Piotrkowie są Pani najbliższe lub według Pani najciekawsze, warte odwiedzenia?

Mam sentyment do parku na obrzeżach miasta, tak zwanego "Pomu". Wychowałam się w tej okolicy i często bywałam tam z psem. To było takie moje zaciszne miejsce, w którym mogłam sobie pomarzyć, zupełnie odfrunąć. Ten park znał wszystkie sekrety nastoletniej Agnieszki. Może gdzieś tam się jeszcze kryją, w którejś z alejek?
w Piotrkowie mamy piękną, bardzo starą cerkiew w samym sercu miasta, warto przyjrzeć się jej nie tylko z zewnątrz. W naszym mieście było kręconych wiele filmów, niech wspomnę choćby o "Va banque", czy o "Uprowadzeniu Agaty". W latach dziewięćdziesiątych Piotrków stał się nawet tłem amerykańskiej produkcji "Jakub Kłamca", z Robinem Williamsem w roli głównej. W mieście są organizowane spacery śladami filmów, o których opowiada przewodnik.

monweg
1. Gdyby znalazła się Pani na bezludnej wyspie, to jaką książkę chciałaby Pani mieć ze sobą i dlaczego właśnie tę?


Jedną książkę?? Jedną jedyną? Ale naprawdę???? [konsternacja]

2. ,,Dziewczynka z balonikami'' podobno kontrowersyjna i ciekawa pozycja (niestety nie czytałam jeszcze, ale może uda mi się wygrać egzemplarz). Skąd pomysł na taką właśnie książkę i kiedy można się spodziewać kolejnych?

Odpowiedź na pierwszą część pytania padła już wcześniej. Jeśli chodzi o kolejne książki, to na razie nie mam żadnych konkretnych planów.

3. Jeżeli Niebo istnieje, to co chciałaby Pani usłyszeć od Boga u bram Raju (wiem, że Pani jest bardzo młoda, ale proszę wysilić wyobraźnię).


"Może kawy? Zapalisz?"

Dominika Kowalska
1. Tytuł książki bardziej kojarzy mi się...z czymś wesołym.. radosnym, a tutaj taka niespodzianka. Zmierzam do tego, czy nadanie takiego tytułu powieści, która porusza dość poważny temat miało jakieś ukryte znaczenie?


Tak. Z lektury książki można się dowiedzieć, dlaczego jest taki tytuł. Oczywiście nic nie zdradzę:)

2. Nie bała się Pani przenieść akcji książki do Niemiec? Przecież ten wszechobecny stereotyp niechęci Polaków do Niemców mógł tylko zaszkodzić.


Jeśli ktoś nie chce przeczytać mojej książki, bo akcja dzieje się w Niemczech, to może niech nie czyta. Może tak będzie lepiej. Stereotypy o Niemcach w XXI wieku... brak mi słów.

Aleksandra X
1. Nagle znajduje się Pani w nieznanej krainie, jaka jest pierwsza myśli i czynność?


Po jakiemu tu się mówi? Kierunek → Księgarnia → Rozmówki.

2. Kto jako pierwszy przeczytał Pani książkę?


"Inspektora Kresa" pierwszy przeczytał mój tata, natomiast "Dziewczynkę z balonikami" - mój współlokator.

3. Jak zareagowała Pani, widząc swoją książkę na półce w sklepie? Bała się Pani opinii czytelników?

Kiedy pierwszy raz zobaczyłam moją książkę w księgarni, nie czułam jakiegoś wyjątkowego podniecenia. Myślałam, że będę je czuła, ale chyba zbyt długo czekałam na wydanie mojego debiutu i jakoś tak... Chyba zdążyłam "ostygnąć". Czy bałam się opinii? Strach nie jest tu odpowiednim określeniem, raczej byłam ciekawa, jak czytelnicy zareagują.

Inna Niezwykła
1.Czy osiągnęła Pani zamierzony koniec w książce "Dziewczynka z balonikami" ?


Tak.

2.Jak radzi sobie Pani z chwilami "załamania" podczas pisania książki?

Robię po prostu przerwę. Jeśli trzeba, to nawet długą, kilka lub kilkanaście tygodni.

3. Co było Pani inspirację kiedy pisała Pani "Dziewczynkę z balonikami" ?

Nie wiem, czy inspiracja to właściwe określenie, ale chciałam napisać szczerze o depresji. O tym, jakie to jest piekło. Bez zbędnego upiększania, bez ściemniania.

Kosmosj
1. Czy bycie kobietą z bujną wyobraźnią i kreatywnym spojrzeniem na pewne tematy ułatwia życie poza pisaniem czy wręcz przeciwnie, bo wszędzie wietrzy pani gotowy temat na następną książkę.


Nie wietrzę tematu na książkę, to chyba byłoby jakieś zboczenie zawodowe :) Nie wiem, czy bujna wyobraźnia ułatwia życie. Na pewno sprawia, że jest ciekawsze. Bardziej intensywne.

2. Jeśli jakiś wariat najlepiej multimilioner zechciał podarować pani prywatną wyspę i samolot oraz pełne konto do końca życia,ale nie mogłaby pani mieć ze sobą ani jeden książki czy dałaby się pani na taki układ skusić?/ja bez książek nie wyobrażam sobie życia i znam swoją odpowiedz na to pytanie/


Nie poszłabym na to i to nie ze względu na książki. Po prostu taka opcja mnie w ogóle nie rajcuje. Pewnie bym się śmiertelnie nudziła na tej wyspie.

TYMON
1.Są różni ludzie na tym świecie no i jednych jadłoby się łyżkami ale są tacy co gołymi rękami człek by udusił-pytanie moje brzmi tak, czy ma pani na horyzoncie jedną taką jednostkę zatruwającą pani życie pisarki i korci nie raz, aby szkaradę ukatrupić a potem opisać w swojej książce?


Owszem, są momenty, że myślę, że komuś "dowalę" w następnej książce.  Na przykład sąsiadowi, który leje swoją żonę. Albo chamskiej kasjerce w supermarkecie. Ale nie realizuję tych popędów, bo nie sadzę, żeby ostatecznie dało mi to jakąś satysfakcję.

2.Jako małe dziecię chciałem być podróżnikiem albo jako kosmonauta lecieć w gwiazdy, ale niestety nic nie wyszło z moich marzeń. Czy pisarstwo było dziecięcym marzeniem czy raczej pojawiło się w dorosłym życiu zaś w sercu pozostaje pani niespełnioną treserką tygrysów albo lekarką w białym fartuchu?

Pisanie książek było zawsze moim marzeniem, tylko chyba długo nie zdawałam sobie z tego sprawy.

3.Gdy wyjeżdżała pani z kraju to za czym tęskniła pani najbardziej i aż skręcało w środku na samą myśl, bo ja w Anglii będąc tęskniłem za ogórkami kiszonymi, zapachem kwitnącej lipy i smakiem swojskiego chleba pieczonego przez moją mamę. Nie wytrzymałem i wróciłem no i wcale nie żałuję, pomimo gorszego poziomu życia, jestem u siebie.

Ja też nie żałuje, choć były momenty... Ale to przeszłość. Na obczyźnie najbardziej brakowało mi polskiej muzyki. Nie miałam internetu, nie miałam stałego dostępu do niej. Przywiezienie sobie z Polski kilku polskich płyt było luksusem.

Bogdan
1. Jakie jest Pani największe marzenie zawodowe? O jakiej nagrodzie literackiej Pani marzy?


Jeśli miałabym wybierać, to byłaby to jakaś nagroda przyznawana przez czytelników, nie przez zamknięte jury. Takie wyróżnienie miałoby dla mnie wartość. Moje największe marzenie zawodowe? Jedynka na liście bestsellerów? Hm. Jak się tak nad tym zastanowię...

2. Tematyka Pani nowej książki jest jak najbardziej na czasie, bo przecież "Najgroźniejszym wrogiem człowieka jest jego układ nerwowy" (cytat z "Roku 1984" Orwella). Mało mamy książek dotykających tematyki zaburzeń psychicznych. Jest to temat wstydliwy i niechętnie o tym mówimy. Co skłoniło Panią do podjęcia tego tematu? Dlaczego wybrała Pani właśnie chorobę maniakalno-depresyjną?

Odpowiedź już padła.

3. Czy myślała Pani o innym tytule dla Pani nowej książki? Skąd ten tytuł?


Tak, początkowo miałam inny tytuł, ale go nie zdradzę. Wytłumaczenie ostatecznego tytułu jest zawarte w książce, zapraszam do lektury :)

eluchi1974
1. Jak pisać w tym kraju i nie oszaleć, czy bez promocji, sponsorów i znajomości da się pisać, wydawać i zarobić na chleb i opłaty?


Nie wiem, odpowiem na to pytanie, jak napiszę i wydam piątą, może szóstą książkę. Na razie jest za wcześnie, bym mogła wyrobić sobie zdanie na ten temat.

2. Czy pociągają panią bardziej mroczne i trudne sprawy czy te lekkie, pogodne i na przemian będzie pani pisywać raz ciężką a kolejnym razem lżejszą w wyrazie książkę?


W moich dotychczasowych pozycjach poruszyłam raczej poważne tematy. Pozwól, że odpowiem Ci pytaniem: Czy chciałabyś czytać książki lekkie, pogodne, nie poruszające żadnych problemów, nie zawierające żadnych intryg, otwartych pytań, nie skłaniające do myślenia? To po co właściwie czytać...? :)

3. Dziś wygrywa pani w Totolotka i staje się pani obrzydliwie bogatą istotą, a wtedy...No właśnie co wtedy porzuca pani pisarstwo i zaszywa się na krańcu świata czy wygraną upycha pani na lokatach, pomaga schroniskom dla zwierząt, domy dziecka też dostają zastrzyk gotówki, jeden przelew dla pani Ewy Błaszczyk na klinikę i spokojnie pisze pani książki do później starości, wyłącznie z przyjemności a nie z przymusu?

Z Twojego pytania wynika, że książki pisze się dla pieniędzy. Gdybym miała robić coś dla pieniędzy, to dalej pracowałabym w korporacji. Gdybym wygrała w totka, to właśnie tym bardziej pisałabym pełną parą. Książek nie da się pisać z przymusu... Nic by z tego nie wyszło...

Aleksnadra
1. Jak daleko posunęłaby lub posunęła się Pani w zdobywaniu materiałów, informacji do książki (korupcja, przekroczenie granic moralnych, pogwałcenie tabu itp. )?


Posunęłabym się tak daleko, by nie zranić czyjejś godności.

2. Czy dobry temat na książkę rozgrzesza metody pozyskiwania danych?

Nie spotkałam się z jakimiś "grzesznymi" metodami research. Trudno mi wyobrazić sobie taką sytuację. Może, gdyby pisarz brał heroinę, by wczuć się w emocje swojego bohatera-narkomana, to nie byłoby to zbyt rozsądne. Poza tym, podtrzymuję moje zdanie z poprzedniej odpowiedzi.

Pola Polaczek
1. Na pewno lubi Pani podróżować :) Szukając inspiracji do nowej książki dokąd udałaby się Pani w podróż? Jaki to mógłby być kraj i dlaczego akurat ten?


Nie lubię za bardzo podróżować, jestem domatorką.  I chyba nie jechałabym do innego kraju, szukać inspiracji. Tej nie brakuje na naszych, polskich ulicach. Trzeba tylko po nią sięgnąć. Cudze chwalicie... :)

2. Jaki jest Pani ulubiony gatunek literacki? A może pisarz? A może ma Pani ulubioną książkę taką, do której często Pani wraca?


Moją ulubioną książką jest "Quo vadis" Sienkiewicza. Czyli nie ma szału, polska klasyka. Wspaniale napisana książka. A w liceum za Sienkiewicza miałam pałę...  :)

3. Czy myślała Pani o pisaniu książek dla dzieci i młodzieży? Czy pozostanie Pani w kręgu powieści dla dorosłych?


Nie sądzę, żebym kiedykolwiek napisała książkę dla dzieci. To nie dla mnie, nie czuję bluesa. Może dlatego, że nie mam dzieci. Zdarzyło mi się napisać parę wierszyków dla dzieci, ale... No cóż, przemilczmy to :)

Ola C.
1. Jak radziła Pani sobie na początku w Niemczech? Czy miała tam Pani jakąś rodzinę/przyjaciół, którzy Pani pomogli?


Miałam rodzinę, więc tak, miałam trochę fory. Ale szybko musiałam się usamodzielnić. Przyjaciół natomiast znalazłam w najmniej oczekiwanych miejscach...

2. Pisze Pani, że jest „urodzoną Piotrkowianką, choć czasem pomieszkuję też w innych miastach.” W którym z tych miast mieszkało się Pani najlepiej i dlaczego?

Z wielkim sentymentem wracam do lat spędzonych w Luksemburgu. Poznałam tam wielu świetnych ludzi, to był dobry czas, choć nie łatwy. Luksemburg jest krajem bardzo kosmopolitycznym. Normą jest, że na ulicach słyszy się z każdej strony inny język. Podobał mi się ten zlepek wielu kultur i narodowości.

ulvang
1. Czy tą książkę można uznać za głos ludzi chorych, którzy proszą zwykłych ludzi o pomoc i zrozumienie w cierpieniu?


Nie chcę narzucać czytelnikom interpretacji, więc pozostawię to pytanie bez odpowiedzi. Chciałabym, by każdy sam wyciągnął indywidualne wnioski z lektury "Dziewczynki".

2. Czy istnieje szansa, że napiszę Pani książkę o dylematach, wzlotach i upadkach jakiegoś fikcyjnego sportowego bohatera? (w Piotrkowie na topie zawsze była piłka ręczna, za równo kobiet jak i mężczyzn):)

Rozczaruję Cię, zupełnie nie interesuję się sportem... jest więc mało prawdopodobne, żebym uczyniła moim bohaterem sportowca, bo po prostu nie poczułabym bluesa.

3. Czy ma Pani jakiś pomysł by zachęcić młodsze pokolenie, szczególnie to urodzone po 1990 roku do czytania polskich pisarzy?

Tak, ale to bardzo trudne. Trzeba by pokombinować z listą lektur. Młode pokolenie ma deficyty w czytaniu nie tylko polskich autorów, ale książek w ogóle. Najpierw trzeba by było zmienić nastawienie uczniów do czytania. Poloniści mnie zlinczują, ale tego nie da się zrobić Mickiewiczem. Trzeba pozwolić czytać dzieciom i nastolatkom to, ci im się podoba. Niech dzieciaki same zaproponują, co chcą przeczytać. Nie będą może znały całego "Pana Tadeusza", ale za to potem, jako dorośli, będą czytać. Czytać w ogóle. Bo ludzie nie czytają. To bardzo poważny problem i niezwykle istotne jest, jakie nastawienie wynosimy ze szkoły w stosunku do książek. Jeśli zapamiętamy tylko, że byliśmy zmuszani do czytania czegoś, co nam się nie podobało, było niezrozumiałe, napisane archaicznym językiem, na dodatek trzeba było to przeczytać na akord, bo nauczycielka zapowiedziała lekturę na tydzień przed jej omawianiem, to jak książki mają nam się dobrze kojarzyć? Temat rzeka, długo by można dyskutować.

iza.81
1. Marlena z "Dziewczynki z balonikami" cierpi na chorobę maniakalno-depresyjną. Co według Pani w naszej rzeczywistości jest jeszcze normalne?


Na to pytanie każdy musi sobie sam odpowiedzieć. I przy okazji, warto też zastanowić się, czy bycie "normalnym" jest stanem godnym pożądania. Szaleńcom żyje się chyba łatwiej. Oni się nie przejmują. Pozwólmy sobie na szaleństwo.

2. Czy uważa Pani, że "Dziewczynka z balonikami" jest taką jakby formą autoterapii? Próbą ułożenia i poradzenia sobie z problemami?

Tak, pisanie tej książki zmusiło mnie do zastanowienia się nad moją prywatną dziewczynką z balonikami. Pomogło mi ułożyć parę spraw, podjąć kilka decyzji.

3. Czy było coś w "Dziewczynce z balonikami" co sprawiło Pani największą trudność podczas jej pisania?

Zakończenie. Długo zastanawiałam się, jaki finał "zadać" tej historii. Brutalny, bo najbardziej realny, czy może pozostawiający nadzieję? A może jeszcze całkiem inny? Przekonajcie się sami, którą opcję wybrałam.

Olivka
1.Czy poza pisaniem ma pani jakieś pasje do zrealizowania? Znam takich ludzi co niczym się nie fascynują ale znam też takie jednostki, które robią kilka rzeczy ciekawych w życiu i brakuje im czasu dla rodziny. Mąż mojej znajomej wspina się na skałkach, jeździ rowerem i fotografuje co przy małym dziecku w domu mocno okroił swoje pasje. Czy przed pisaniem też miała pani coś co kochała a poświęciła to dla pisania?


U mnie było odwrotnie. Poświęcałam chęć pisania dla innych rzeczy. Dla przekonań, że muszę coś robić, bo inni to robią. Zdobyć wykształcenie, zrobić karierę, wziąć kredyt i kupić mieszkanie, wyjść za mąż, urodzić dzieci. w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że to nie ja. Uczę się żyć w zgodzie ze sobą, a poddanie się temu, co daje mi satysfakcję i frajdę było ważnym punktem tej nauki.

2. Jest pani jedynaczką czy obdarzoną rodzeństwem? Ciekawi mnie to bardzo a dlatego, że sama mam siostrę i dwóch braci no po latach wiem, że wyrastanie w większej rodzinie kształtuje charakter i daje nam poczucie bezpieczeństwa. Całkiem inaczej rośnie się wśród rodzeństwa chyba człowiek jest bardziej kreatywny i elastyczny, życie bywa mniej bolesne pośród rodzeństwa.

Mam rodzeństwo, ale cóż... nie ma szału. I pozwolę sobie nie rozwinąć tego tematu ;)

JaneS
1. Ma Pani jakiegoś ulubionego autora, z którego bierze Pani przykład? Jeśli tak, to kto jest tym pisarskim autorytetem numer 1?


Odpowiedź na to pytanie już padła.

2. Czy w swojej twórczości stara się Pani przekazać swoje poglądy, rady, jak żyć?

A kim ja jestem, żeby mówić ludziom, jak żyć? :)
Moje poglądy - owszem, trudno bez tego napisać książkę. Ale wolałabym niczego nie narzucać.

3. Jak było w Pani przypadku z pisaniem w czasach szkolnych i na studiach? Jak reagowali poloniści na Pani wypracowania? Czy widzieli w Pani talent literacki czy wręcz przeciwnie?

Miałam szczęście do polonistów. Stymulowali mnie intelektualnie i twórczo. Wypracowania... owszem, była piątka za piątką. Ale za lektury były pały, bo nie potrafiłam czytać na akord. I nie chciałam zgłębiać książek, które mi się nie podobały. Pod tym względem byłam niereformowalna, nie potrafiłam się zmusić. Co zabawne, część tych pozycji, które były dla mnie mordęgą w czasach szkolnych, w dorosłym życiu przeczytałam z dużym zainteresowaniem. Myślę, że do pewnych lektur musiałam po prostu dojrzeć. I tu powraca temat listy lektur. Nastolatkom w liceum każe się czytać książki, których na tym etapie dojrzałości emocjonalnej, nie są w stanie zrozumieć...

Edyta Chmura
1. Rozumiem, że nazwa bloga Gryzipiórek wymyślona została z przymrużeniem oka. To raczej lekceważące określenie - a może lepszym słowem będzie - samokrytyczne. Kiedy można nazwać kogoś "dobrym pisarzem", czy to zależy od ilości wydanych książek? Czy jest Pani zadowolona ze swoich książek czy patrzy Pani na nie z dużą dawką krytyki?


Myślę, że o tym, czy ktoś był dobrym pisarzem, decyduje czas. To, ile z jego dzieł przetrwa próbę czasu. Czy za 50, 100 lat jego dzieła wciąż będą oddziaływały na czytelnika. Jestem zadowolona ze swoich książek i nie jestem. Trudno to wytłumaczyć.

2. Trzeba odwagi, aby wygrzebać z dna szuflady swoje teksty i pokazać je światu. Czy był taki moment (np. na spotkaniach autorskich albo w gronie rodzinnym), że przepełniona dumą i świadomością docenienia przez czytelników powiedziała sobie Pani: "Jestem dobra w tym co robię!"?

Są momenty, kiedy ogarnia mnie miłe uczucie, bo ktoś mi pisze, że moja książka mu się podobała, że odnalazł w moich bohaterach siebie, ale nie myślę w kategoriach "Jestem dobra w tym, co robię". Myślę raczej: "Muszę być jeszcze lepsza".

3. Proszę sobie wyobrazić, że znajduje się Pani na tonącym statku. W oddali już widać zarys wyspy, da się do niej dopłynąć, a może nawet zabrać kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Jakie trzy przedmioty zabrałaby Pani ze statku?


Zważywszy na to, że pewnie musiałabym dopłynąć do tej wyspy wpław, wzięłabym ze sobą fortepian, sonety Szekspira i zapas paprykarzu :) :)

Sylwka S.
1. Jaka jest Pani definicja szczęścia?


Wciąż ją opracowuję.

2. Z czym kojarzy się dla Pani dom rodzinny?

Z zalewajką, koniecznie na białej kiełbasie.

3. Jakie jest Pani najlepsze lub najśmieszniejsze wspomnienie z dzieciństwa?


Dla mnie bardzo ważna jest muzyka, dlatego z dzieciństwem kojarzę szereg starych piosenek. Każda z nich przywołuje inny okres. Na przykład piosenki Sandry, czy Madonny, a nawet Modern Talking.

Brania piwo
1. Czy pisanie kryminałów pozwala wyładować złe emocje, czy wręcz przeciwnie gromadzi złą energię, która potem w domowych pieleszach wybucha niczym hormonowa bomba
?

Ani jedno, ani drugie, przynajmniej w moim przypadku.

Veroniqusia Waters
1. Czy miała kiedyś Pani jakiś bliższy kontakt z osobą chorą psychicznie? Ktoś ze znajomych, rodziny, być może całkowicie obca osoba... i czy była ona inspiracją do napisania Pani najnowszej książki?


Tak - na wszystkie pytania.

2. Tematyka "Dziewczynki z balonikami" nie należy do najprostszych - czy trudno było Pani pisać tę książkę, czy wręcz przeciwnie, właściwe słowa do opisania tej historii przychodziły Pani bez najmniejszego problemu?

Odpowiedź na to pytanie już padła.

3. Gdyby mogła Pani wybrać, chciałaby Pani żyć krótko i nieszczęśliwie, ale uszczęśliwić nieznajomą osobę, czy długo i szczęśliwie, ale nie uszczęśliwiając żadnego obcego człowieka? 

Chciałabym żyć szczęśliwie, niekoniecznie długo. Nie chcę być odpowiedzialna za czyjeś szczęście lub jego brak.

martucha180
1.  Zapewne ma Pani przyjaciółkę Wenę. Jaka ona jest?


Rzadko się pojawia. Wena jest mitem. Jeśli kochasz to co robisz, nie potrzebujesz dodatkowego napędu w postaci weny.

2.  Czym jest dla Pani SŁOWO?

Środkiem przekazu.

3.  Pisanie książek wymaga lekkiego pióra. Jak z jego lekkością było w czasach szkolnych? Jak Pani wypracowania oceniali poloniści – co chwalili, a co krytykowali? Czy widzieli w Pani talent literacki czy wręcz przeciwnie? (Inspektora Kresa czytało się całkiem przyjemnie)


Dziękuję za Kresa :) Na podobne pytanie odpowiedziałam już wyżej :)

syl_ko91
1. Co by Pani poradziła dla osoby, która chciałaby bardzo zostać pisarką, ale bardzo boi się krytyki?


Do pokazywania swojej twórczości trzeba dojrzeć. Krytyka zawsze będzie. Nie odkryję Ameryki - trzeba się nauczyć z nią obchodzić. To nie dotyczy tylko autorów książek. Codziennie jesteśmy konfrontowani z krytyką, z drugiej strony, jeśli ta osoba - o której mówisz - zrezygnuje z pokazania swojej twórczości w obawie przed krytyką. Czy uda się jej uniknąć w życiu? Nie. Wszyscy jesteśmy na każdym kroku oceniani. Weź z tego to, z czego możesz się czegoś nauczyć, a resztę odrzuć. I rób swoje.

2. Do dziś pamiętam zapach ... ?

Dezodorantu "Wykrzyknik". Późna podstawówka. Ech.

3. Czy uważa się Pani za prawdziwą matkę polkę?

Nie wiem, co rozumiesz przez "matkę polkę". Ja na to hasło widzę w wyobraźni zarobioną kobiecinę, obierającą kartofle, jednocześnie kołyszącą nogą wózek z dzieckiem, zerkającą nerwowo na zegar. Nie, nie jestem matką polką.

Franca
1. Jak poradziła sobie Pani z ładunkiem emocjonalnym, który z pewnością towarzyszył zbieraniu materiałów do ,,Dziewczynki z balonikami"? Starała się Pani wczuć w sytuację osób chorych, czy tylko zdobyła Pani konieczne informacje dotyczące choroby maniakalno-depresyjnej po czym w sfabularyzowanej wersji, w osobie głównej bohaterki, przeniosła je Pani na papier?


Na to pytanie już odpowiedziałam.

2. Czy życzyłaby sobie Pani, żeby czytelnicy ,,Dziewczynki z balonikami" doceniali przede wszystkim jej walor dydaktyczny, czy jednak skupiali się głównie na Pani piórze?

Chcę, żeby ludziom się ją ciekawie czytało, i może jeszcze, by się na chwilę zatrzymali i zastanowili.

MrsEmcik
1. skąd czerpie pani inspiracje do pisania? Jest to jakaś osoba? Rzecz? Pora roku, czy jeszcze coś innego?


Pomysły leżą na ulicy. Świat jest pełen inspiracji. Trzeba je tylko dostrzec. Zwykłe życie jest najbardziej inspirujące.

2. Gdy była pani małą dziewczynką, jaki zawód pragnęła pani wykonywać?


Miałam kiedyś chyba fazę na nauczycielkę, ale na szczęście mi przeszło :)

3.  Jak zaczęła się pani przygoda z pisaniem?

Bardzo wcześnie. W wieku 7-8 lat napisałam "książkę", która w rzeczywistości była szesnasto-kartkowym zeszytem w trzy linie. Historia opowiadała o piesku, który mieszkał w budzie. I już. Bez żadnego morału. Mieszkanie w budzie wydawało mi się wtedy bardzo dramatyczne :)


 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dziękuję serdecznie Agnieszce Turzynieckiej za poświęcony czas, niezwykle ciekawy wywiad i wielką cierpliwość jego przy pisaniu.

Również składam serdeczne podziękowania wszystkim, którzy wzięli udział w konkursie i zadali pytania. ♥

Do nagrody autorka wytypowała:
  
eluchi 1974
Edyta Chmura
ulvang


Gratuluje i pozdrawiam!!!

Cyrysia

Konkurs z Elżbietą Rodzeń

Elżbieta Rodzeń jest pedagogiem terapeutą. Pracuje w poradni z dziećmi i młodzieżą mającymi trudności w nauce.
Pisze, bo historie, które rodzą się w jej głowie, nie dają jej spokoju, dopóki nie znajdzie dla nich miejsca na papierze. Czyta, aby wkradać się w życie innych. Lubi długie zimowe spacery, nietuzinkowe filmy i dobrą herbatę. Mieszka wraz z mężem w małym domu pod lasem.


Recenzja ,,Noc świetlików'': klik




Tym razem zbieram pytania do Elżbiety Rodzeń. Przez najbliższe kilka dni będzie można na moim blogu, w komentarzu zadawać swoje pytania (1-maksymalnie 3) do autorki. Następnie wraz z odpowiedziami zbiorę w formę wywiadu i umieszczę w odpowiednim poście.

Trzy osoby, które według autorki wykażą się najciekawszym pomysłem na pytanie, otrzymają nagrodę, w postaci  książki ,,Noc świetlików'' ufundowaną przez wydawnictwo Zysk i S-ka.


Bardzo proszę również o uważne czytanie cudzych komentarzy, aby wasze pytania do autorki nie pokrywały się z innymi. Jeśli coś takiego będzie miało miejsce, zdublowane pytanie zostanie zignorowane. Do dzieła kochani!!!

Regulamin:
1.Organizatorem konkursu jest właścicielka bloga: Świat książek i ja...
2.Sponsorem nagród jest : wydawnictwo Zysk i S-ka
3. Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest napisanie w komentarzu pytania (1- maksymalnie 3) do Elżbiety Rodzeń na temat jego twórczości i nie tylko.
4. Konkurs trwa od 30 kwietnia 2014 roku do 6 maja 2014 roku do godz. 23.59
5. Wywiad oraz ogłoszenie zwycięzcy nastąpi  ok. 16 maja 2014 roku.
6. Nagrodą są trzy egzemplarze książki ,,Noc świetlików''.
7. W konkursie mogą brać udział osoby posiadające blogi oraz anonimowy uczestnicy, którzy popiszą się imieniem/nickiem oraz podadzą adres mailowy.
8. Konkurs skierowany do osób posiadających adres zamieszkania w Polsce.
9. Ze zwycięzcą skontaktuję się drogą mailową. W przypadku, gdy zwycięzca w ciągu 7 dni nie odpowie na wiadomość, nastąpi wybór innego wygranego.
10. Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
                                                 banerek dla zainteresowanych



Konkurs z Anną Klejzerowicz

Anna Klejzerowicz – pisarka, publicystka, fotograf, redaktor.
Autorka zbioru opowiadań "Złodziej dusz. Opowieści niesamowite", e-book (wyd. Armoryka, styczeń 2009) oraz "Złodziej dusz. Opowieści niesamowite", wydanie papierowe (wyd. Maszoperia Literacka, grudzień 2009), powieści z gatunku "kryminał miejski" pt. "Sąd ostateczny" (Wydawnictwo Dolnośląskie, styczeń 2010) i "Cień gejszy" (Wydawnictwo Replika, marzec 2011), powieści kryminalnych – "Ostatnią kartą jest Śmierć" (Oficynka, wrzesień 2010), "List z powstania" (Filia, styczeń 2014), powieści obyczajowych – "Czarownica" (Prószyński i S-ka, kwiecień 2012) i "Córka czarownicy" (Prószyński i S-ka, premiera 6 sierpnia 2013), opowiadań w antologiach m.in. "Narracje. 6 opowiadań o Gdańsku", "Książki moja miłość", "Zatrute pióra" (wyd. Replika), "13 ran" (wyd. Replika, 2012) a także licznych artykułów z zakresu historii sztuki oraz zdjęć teatralnych i artystycznych; wieloletni współpracownik Teatru Atelier w Sopocie.

Blog Anny Klejzerowicz: KLIK.
Fan page autorki na Facebooku: KLIK.
Recenzja ,,Sądu Ostatecznego'': KLIK 

Z okazji zbliżającej się premiery najnowszej książki Anny Klejzerowicz (Sąd Ostateczny) zapraszam do zadawania pytań autorce. Przez najbliższe kilka dni będzie można na moim blogu, w komentarzu zadawać swoje pytania (1-maksymalnie 3) do Pani Anny. Następnie wraz z odpowiedziami zbiorę w formę wywiadu i umieszczę w odpowiednim poście.

Trzy osoby, które według autorki wykażą się najciekawszym pomysłem na pytanie, otrzymają nagrodę, w postaci książki ,,Sąd ostateczny'' ufundowaną przez wydawnictwo Replika.


Ponieważ jakiś czas temu był wywiad z Anną Klejzerowicz (poprzedni wywiad), w związku z czym mam do Was prośbę, abyście go uważnie przeczytali i starali się nie powielać pytań. Jeśli coś takiego będzie miało miejsce, zdublowane pytanie zostanie zignorowane. Do dzieła kochani!!!

Regulamin:
1.Organizatorem konkursu jest właścicielka bloga: Świat książek i ja...
2.Sponsorem nagród jest : wydawnictwo Replika.
3. Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest napisanie w komentarzu pytania (1- maksymalnie 3) do Anny Klejzerowicz na temat jej twórczości i nie tylko.
4. Konkurs trwa od 30 kwietnia 2014 roku do 6 maja 2014 roku do godz. 23.59
5. Wywiad oraz ogłoszenie zwycięzcy nastąpi  ok. 12 maja 2014 rok.
6. Nagrodą są 3 egzemplarze książki: ,,Sąd Ostateczny''
7. W konkursie mogą brać udział osoby posiadające blogi oraz anonimowy uczestnicy, którzy popiszą się imieniem/nickiem oraz podadzą adres mailowy.
8. Konkurs skierowany do osób posiadających adres zamieszkania w Polsce.
9. Ze zwycięzcą skontaktuję się drogą mailową. W przypadku, gdy zwycięzca w ciągu 7 dni nie odpowie na wiadomość, nastąpi wybór innego wygranego.
10. Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
                                               banerek dla zainteresowanych

wtorek, 29 kwietnia 2014

Konkurs z Julią Bardini

 Julia Bardini urodzona 02.09.1999r. w Sarzana Liguria Italia.Od 3 roku życia uczęszczała do jednej z najbardziej prestiżowych szkół tańca klasycznego i jednocześnie chodziła na pływalnie. Jako pięciolatka brała udział w pokazach mody. Jeździła też na nartach i konno.We wrześniu 2010 roku wraz z mamą przyjechała do Polski i w tym momencie nadeszły ciemne chmury. Poszła do szkoły, ale nie potrafiła ani czytać, ani pisać po polsku, w związku z czym miała problem z aklimatyzacją w nowym otoczeniu. Dzieci wyśmiewały się z niej i  w niezwykle okrutny sposób dokuczały. Materiał szkolny przyswajała słuchając mamy, która wszystko jej czytała. Mimo wielu trudności szkołę podstawową ukończyła z wyróżnieniem –z czerwonym paskiem, a egzamin szóstoklasisty z wynikiem 85% . W gimnazjum niestety nadal odczuwała niechęć młodzieży do obcokrajowców. Do tego doszło niezrozumienie ze strony nauczycieli. Pomimo zewsząd otaczających ją animozji, pierwszą klasę ukończyła z wynikiem 4,5 i zaczęła pisać swoją książkę ,,Moc Akvamarynu'' (nie mając jeszcze 13 lat). Obecnie pracuje nad jej kontynuacją. 

Recenzja ,,Moc Akvamarynu'': klik

Tym razem zbieram pytania do Juli Bardini. Przez najbliższe kilka dni będzie można na moim blogu, w komentarzu zadawać swoje pytania (1-maksymalnie 3) do autorki. Następnie wraz z odpowiedziami zbiorę w formę wywiadu i umieszczę w odpowiednim poście.

Trzy osoby, które według autorki wykażą się najciekawszym pomysłem na pytanie, otrzymają nagrodę, w postaci powieści ,,Moc Akvamarynu'' wraz z autografem i dedykacją. Fundatorem nagród jest Julia Bardini.

Bardzo proszę również o uważne czytanie cudzych komentarzy, żeby wasze pytania do autorki nie pokrywały się z innymi. Jeśli coś takiego będzie miało miejsce, zdublowane pytanie zostanie zignorowane. Do dzieła kochani!!!

Regulamin:
1.Organizatorem konkursu jest właścicielka bloga: Świat książek i ja...
2.Sponsorem nagród jest : Julia Bardini.
3. Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest napisanie w komentarzu pytania (1- maksymalnie 3) do Juli Bardini na temat jej twórczości i nie tylko.
4. Konkurs trwa od 29 kwietnia 2014 roku do 4 maja 2014 roku do godz. 23.59
5. Wywiad oraz ogłoszenie zwycięzcy nastąpi  ok. 10 maja 2014 roku.
6. Nagrodą są 3 egzemplarze książki: ,,Moc Akvamarynu'' wraz z autografem i dedykacją.
7. W konkursie mogą brać udział osoby posiadające blogi oraz anonimowy uczestnicy, którzy popiszą się imieniem/nickiem oraz podadzą adres mailowy.
8. Konkurs skierowany do osób posiadających adres zamieszkania w Polsce.
9. Ze zwycięzcą skontaktuję się drogą mailową. W przypadku, gdy zwycięzca w ciągu 7 dni nie odpowie na wiadomość, nastąpi wybór innego wygranego.
10. Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
                                               banerek dla zainteresowanych


poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Kim ja jestem?


Noc świetlików.
Elżbieta Rodzeń

 
Wydawnictwo: ZYSK I S-KA
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 432
Ocena: 6-/6









  ,,Czy w każdym z nas może kryć się wielka tajemnica zmieniająca życie’’? Być może, chociaż to kwestia tak naprawdę indywidualna. Istnieje jednak ktoś, kto jest osobliwą zagadką dla wielu osób. To Paulina, główna bohaterka książki ,,Noc świetlików’’ Elżbiety Rodzeń.

Paulina od dłuższego czasu cierpi na anoreksje w jej zaawansowanej postaci. Pobyt w różnych placówkach psychiatrycznych nie przynosi żadnej poprawy, wręcz przeciwnie. Dziewczyna wciąż odmawia jedzenia. Rozżaleni rodzice spisują ją na starty. Z kolei bezradni lekarze przenoszą na oddział zamknięty. Nastolatce nie pozostaje nic innego, jak tylko czekać na nieuchronną śmierć. Jednak pewnego dnia przychodzi wybawienie w postaci Błażeja, młodego pielęgniarza, który podstępem zabiera pacjentkę i zawozi do swojego domu położonego w środku lasu. Oprócz Błażeja w domu przebywają jeszcze jego dwaj bracia Artur i Szymon. Mężczyźni są nieziemsko przystojni i dziwnie się zachowują. Zaniepokojona Paulina postanawia uciec, lecz jej plan kończy się fiaskiem. W końcu na jaw wychodzą zaskakujące rzeczy. Okazuje się, że dziewczyna trafiła do niezwykłego świata elfów żyjących wśród ludzi, którzy z wiadomych względów skrzętnie ukrywają swoje pochodzenie. Na dodatek zgodnie z elfim kodeksem przynależy do Błażeja, ponieważ uratował jej życie. Niestety serce nie sługa. Niepodziewanie nastolatka zakochuje się z wzajemnością w Szymonie, najmłodszym z braci. Co z tego dalej wyniknie? Czy główna bohaterka podporządkuje się elfim regułom? A może zawalczy o własne szczęście wybierając miłość? I dlaczego wszyscy bracia twierdzą, że jest kimś wyjątkowym? A może za tymi słowami faktycznie coś się kryje?

Bardzo lubię powieści z podgatunku fantastyki- paranormal romance. Ich czytanie często sprawia mi ogromną przyjemność, dlatego nie mogłam oprzeć się pokusie, aby poznać debiutancką powieść Elżbiety Rodzeń. Autorka na co dzień jest pedagogiem terapeutą. Pracuje w poradni z dziećmi i młodzieżą mającymi trudności w nauce. Twierdzi, że w jej głowie często rodzą się historie, które nie dają jej spokoju dopóki nie znajdzie dla nich miejsca na papierze. Dzięki temu możemy poznać powyższą książkę. Czy ,,Noc świetlików’’ spełnił moje oczekiwania? Tak, bez wątpienia. Dotychczas czytałam jedynie powieści o wampirach, wilkołakach lub aniołach. Z elfami mam po raz pierwszy do czynienia i muszę przyznać, że jestem zaskoczona. Pomysł na połączenie tematyki nawiązującej do problemów psychicznych z elementami nadprzyrodzonymi okazał się strzałem w dziesiątkę. Autorka w stu procentach sprostała temu zdaniu. Początkowo akcja rozgrywa się w Borach Tucholskich w szpitalu psychiatrycznym, gdzie przebywa zagubiona i cierpiąca na jadłowstręt Paulina. Lekarze próbują postawić ją do pionu, lecz są bezsilni wobec jej uporu. W rezultacie przenoszą chorą na oddział zamknięty, gdzie czekają na to, co nieuniknione. Na szczęście dzięki pomocy młodego pielęgniarza dziewczynie udaje się wyzwolić z piekła. Zamieszkuje w domu swojego wybawcy wraz z pozostałą dwójką jego braci. Do czego to wszystko prowadzi? Niebawem Paulina pozna następstwa miłosnego trójkąta, odkryje wszelkie rodzinne sekrety, pozna swoją prawdziwą tożsamość oraz poczuje siłę magii i wielką moc zdradzieckiej intrygi.

Jestem zachwycona subtelną wizją świata wykreowaną przez pisarkę, która zręcznie łączy realizm z baśniowością. Momentami marzyłam, aby choć przez chwilę naprawdę znaleźć się przy bohaterach i wspólnie z nimi uczestniczyć w ich życiowych zmaganiach. Co prawda pomimo swoich magicznych umiejętności nie wyróżniają się jakoś szczególnie, ale są znakomicie, wiarygodnie nakreśleni.
Szczególnie sylwetka Pauliny dodaje swoistego kolorytu i głębi na tle innych postaci. Także Szymon zyskał moją niekłamaną sympatię. To niezwykle inteligentny, wrażliwy, czuły, odpowiedzialny mężczyzna, marzenie większości kobiet. Jest jeszcze Błażej i Artur, którzy w moim odczuciu notabene zostali jakby zepchnięci na boczny tor, lecz nie giną w pamięci.

Całość napisana jest prostym, acz barwnym językiem. Spijałam każde słowo niczym nektar bogów i ciągle było mi mało. Historia opowiedziana jest z perspektywy Pauliny i Szymona, dzięki czemu możemy lepiej zrozumieć myśli, uczucia, wewnętrzne rozterki i metody postępowania każdego z nich. Akcja toczy się dość wartko, mamy zmyślne zwroty i niezłe dialogi. Nie znalazłam żadnych błędów logicznych ani innych nieścisłości (może poza jednym elementem dotyczącym pewnego daru znieczulania). Zakończenie jest cudownym zwieńczeniem tej książki. Mam nieodparte wrażenie, że nie koniec zawiłych przygód Pauliny. Jeśli moje przypuszczenia się potwierdzą będę w siódmym niebie. Wspomnę jeszcze o magnetyzującej, zjawiskowej okładce, od której ciężko oderwać wzrok. Na dodatek idealnie współgra z treścią.

Dawno nie spotkałam tak dobrego debiutu. Elżbieta Rodzeń pokazała styl i klasę udowadniając tym samym, że polski pisarz potrafi doskonale odnaleźć się we współczesnej literaturze fantastycznej równie dobrze, jak zagraniczni twórcy. Jestem pełna podziwu dla jej talentu i nieposkromionej wyobraźni. ,,Noc świetlików’’ to naprawdę wartościowa lektura, a nie tylko banalny paranormal romance dla nastolatek. Autorka między wierszami pokazuje, jak uporać się z chorym ciałem i umysłem oraz, jak bez lęku przyjąć i zaakceptować swoją nową tożsamość. Polecam wszystkim bez względu na wiek czy preferencje czytelnicze. Na pewno nie będziecie zawiedzeni.


***
Recenzja napisana dla portalu Kostnica.pl
Wydawnictwo Zysk i S-ka.

niedziela, 27 kwietnia 2014

Naśladowca Memlinga


SĄD OSTATECZNY
Anna Klejzerowicz

Data premiery: 6 maj 2014
Wydawnictwo: Replika
Liczba stron: 316
Ocena: 5-/6









       Niebawem nakładem wydawnictwa Replika ukaże się wznowione wydanie, (w nowej oprawie graficznej) ,,Sądu ostatecznego’’ Anny Klejzerowicz, autorki wielu zbiorów opowiadań, powieści kryminalnych oraz licznych książek obyczajowych i artykułów z zakresu historii sztuki oraz zdjęć teatralnych i artystycznych. Wcześniej nie miałam okazji poznać kryminalnego oblicza powieściopisarki, dlatego z ogromną ciekawością zabrałam się za powyższą lekturę. Czy warto było? Najpierw kilka słów o fabule.

Emil Żądło to około czterdziestoletni, gdański dziennikarz-wolny strzelec, zarazem były policjant. Pewnego dnia spacerując ulicami Gdańska przypadkiem spotyka Dorotę, dawno niewidzianą córkę byłej sąsiadki. Dziewczyna wspólnie ze swoim narzeczonym, Damianem zaprasza go na piwo. Podczas wzajemnej konwersacji okazuje się, że młodzi wydają niewielką, lokalną gazetkę, w związku z czym proponują Emilowi współpracę. Mimo początkowych obaw dziennikarz zgadza się przyjąć ofertę, ponieważ aktualnie jest bez grosza przy duszy. Nie ma na jedzenie, używki, zalega z czynszem oraz alimentami na swojego dziesięcioletniego syna. Mężczyźni zatem umawiają się na następny dzień, aby dokończyć wszelkie formalności. Nazajutrz Emila odwiedza policja, która nie ma dla niego dobrych wieści. Tuż po wczorajszym spotkaniu Dorota z Damianem zostali bestialsko zamordowani, zaś ich nagie ciała ułożono w niezwykle hańbiący sposób. Żądło na szczęście zostaje wykluczony z kręgu podejrzanych, ponieważ ma niepodważalne alibi. Odzywa się w nim jednak instynkt gliniarza, dlatego ofiaruje policji swoją pomoc. Przy okazji będzie mógł pisać na ,,gorąco’’ reportaże o morderstwach. Wkrótce w mieście giną kolejne osoby, których ciała także są upozorowane w groteskową formę. Niespodziewanie dziennikarz wpada na znaczący trop. Jest przekonany, że seryjny psychopata inspiruje się ‘Sądem  Ostatecznym’ – tryptykiem malarza niderlandzkiego Hansa Memlinga. W rozwiązaniu zagadki pomaga mu Marta, młoda pani doktor, specjalistka od twórczości Memlinga. Tymczasem bezwzględny kat dalej zastawia sidła na kolejne ofiary.

,,Sprawiedliwości stanie się zadość. Za to piekło, które uczynili mu na ziemi, kara ich nie ominie. A będzie okrutna. Tak okrutna, jak tylko można sobie wyobrazić. Gorsza od samego piekła…(…) Jest mocarzem. Udało mu się wszystkich wyprowadzić w pole. Jest wielki. Jest potężny. Zwycięży Antychrysta. Czuwa nad nim sam Archanioł Gabriel’’.

Sprawca jest zbyt cwany, by zostawiać za sobą ślady. Ale na tyle szalony, żeby prowokować wszystkich wokół. Kim tak naprawdę jest nieobliczalny zabójca i dlaczego pozbawia życia wielu niewinnych istnień? Czy w końcu podwinie mu się noga i trafi w ręce wymiaru sprawiedliwości?

Miałam już okazje poznać twórczość Anny Klejzerowicz podczas lektury ,,Córki czarownicy’’ oraz ,,Listu z powstania’’. Obie książki wspominam niezwykle pozytywnie, dlatego byłam przekonana, że i tym razem się nie zawiodę. Czy rzeczywiście ,,Sąd ostateczny’’ spełnił moje oczekiwania? Moim zdaniem tak, choć i  nie obyło się bez kliku drobnych niedociągnięć.

Powieść nie tylko tytułem, ale i fabułą nawiązuje do słynnego dzieła artysty Hansa Memlinga. To całkiem ciekawy, dość oryginalny pomysł, który jednocześnie stanowi kluczową rolę dla intrygi kryminalnej. Akcja rozgrywa się w Gdańsku, gdzie niemal wszystkie wydarzenia skupiają się wokół słynnego obrazu. Owe dzieło sztuki jest swego rodzaju muzą, natchnieniem dla seryjnego mordercy. Dlaczego zabija w tak okrutny, brutalny, nikczemny sposób? Nikt nie jest w stanie tego zrozumieć. Autorka do samego końca skutecznie skrywała motywacje działań nieznanego mordercy. Dopiero w finale odkrywa przed nami wszystkie karty. Przyznam, że nie do końca jestem usatysfakcjonowana pobudkami tajemniczego sprawcy, bowiem liczyłam na bardziej przerażający powód.

To stosunkowo dobry kryminał, ale do pełnej świetności odrobinę mu brakuje. Narracja poprowadzona jest płynnie i zgrabnie, jednak przeciętna warstwa dialogowa odrobinę zaniża jej jakość. Przydałoby się tu więcej iskry, błyskotliwości i finezji. Miałam również nadzieje na więcej szaleńczych wybryków mordercy oraz dokładniejszą analizę jego sadystycznych poczynań. Ogółem potencjał jest, tylko zabrakło tej wszechobecnej aury niepokoju, napięcia i złowieszczej grozy. W moim mniemaniu ,,Sąd ostateczny'' jest raczej kryminałem w wersji light. Mimo to przyciąga i fascynuje. Dlaczego? Może to fantastyczna dynamika wydarzeń, niepowtarzalny klimat i atmosfera Gdańska, a może właśnie barwni, naturalni, spontaniczni bohaterowie nadali całości wyrazistego smaku? Wprawdzie ponarzekam trochę na postać psychopatycznego mordercy. Żałuje, że autorka nie pogłębiła jego portretu psychologicznego odsłaniając przed nami jego smutną, chorą przeszłość, która w następstwie doprowadziła go do zguby. Na szczęście nietuzinkowa, charyzmatyczna sylwetka dziennikarza Żądło rekompensuje wszelkie niedociągnięcia. Od razu przypadł mi do gustu i zaskarbił sobie moją sympatię. Początkowo jawi się nam, jako bezrobotny dziennikarz z postępującą depresją. Pije, pali i wykłóca się z eks żoną o alimenty. Na szczęście wraz z rozwojem fabuły zmienia się jego sposób nastawienia do ludzi i otaczającego świata. Anna Klejzerowicz znalazła doskonałe antidotum na wszelkie smutki i zmartwienia byłego policjanta. Tym lekarstwem jest Marta. Nikt przecież tak nie ociepla wizerunku mężczyzny jak kobieta. Z przyjemnością obserwowałam relacje tych dwojga kibicując im w ich drodze do budowania szczęścia. Cieszy mnie, że oprócz rozbudowanego wątku kryminalnego znalazł się także delikatny, wysublimowany wątek miłosny.

,,Sąd ostateczny’’ to relatywnie efektowny kryminał miejski z nutką historii i sztuki. Dzięki tej powieści nie tylko lepiej poznasz przeszłość i topografię Gdańska, jego kulturę oraz twórczość artystyczną, ale również przekonasz się, do czego mogą doprowadzić stereotypy i uprzedzenia narodowościowe. Serdecznie polecam wszystkim amatorom i miłośnikom literatury z dreszczykiem. Już dziś poczuj na własnej skórze oddech naśladowcy kultowego malarza niderlandzkiego i zobacz, co wyniknie z tej konfrontacji.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nowa seria z Emilem Żądło
***
Wydawnictwo Replika.
 

sobota, 26 kwietnia 2014

Wywiad z Bożeną Pajdosz

Aleksandra X
1. Nagle znajduje się Pani w nieznanej krainie, jaka jest pierwsza myśli i czynność?


Nie wiem dlaczego, ale tę nieznaną krainę od razu wyobraziłam sobie ciemną i pustą. Widać obce jest dla mnie złe. Rozglądam się… za światłem… i za tymi, których kocham, czy też tu są. Bez niech nie dam rady. Jeśli dostrzegę ich i światło, pójdę tam. Jeśli nie, siądę na zimnym piachu z kolanami pod brodą, zwinę się w kłębuszek i pobujam, jak dziecko z chorobą sierocą.

2. Kto jako pierwszy przeczytał Pani książkę?

Ewa Pełczyńska – Winek z Wydawnictwa Białe Pióro, która zadała sobie wielki trud pierwszej korekty. Przez 15 minut rozmowy telefonicznej z Panią Ewą, usłyszałam więcej komplementów niż przez całe swoje dotychczasowe życie. Ewo! Jesteś moim psychoterapeutą! Emocje niesamowite, nieprzewidywalne. Skoczyło mi ciśnienie, szczęka zaczęła latać, nie mogłam się skupić na pracy, zrobiłam sobie długi, szybki spacer, żeby zapanować nad tą euforią. Obdzwoniłam natychmiast wszystkie moje bratnie dusze i podzieliłam się swoją radością. Najbardziej ucieszyło mnie stwierdzenie, że moje teksty są czymś pośrednim między prozą i poezją.
Wcześniej, sama nie potrafiłam obiektywnie ocenić swoich pierwszych tekstów. Czasami wydawały mi się genialne, innym razem beznadziejne, nudne, być może niezrozumiałe. Nie chciałam, żeby pierwszy czytelnik był moim znajomym, bo też nie potrafiłby być obiektywny. Znając mnie i wszystkich bohaterów książki, wspierając mnie niejednokrotnie i ocierając moje łzy, nie dałby rady wykrzyczeć mi później, żebym może lepiej zaczęła malować, bo pisanie mi nie idzie. Cieszę się, że zaskoczyłam ich wszystkich, że spotykam się dziś z ludźmi, którym brak słów, żeby opisać doznania, jakie dostarczyło im „Pisane nocą”, że niektórym po prostu zaparło dech.
Zacytuję opinię, która mnie bardzo rozbawiła a jednocześnie dała poczucie dumy: „Bożencia, jak ja się bałam, że ty jakiegoś gniota napisałaś”
Były też podziękowania od tych, którzy Go znali i kochali. „Był szczęściarzem, że Cię miał”, „Tak pięknie piszesz o miłości, że poczułam się oziębłą żoną”

3. Jak zareagowała Pani, widząc swoją książkę na półce w sklepie?

Moja książka jeszcze nie trafiła na półki. Jest w księgarniach internetowych. Mam nadzieję, że to się zmieni. Jak zareaguję? Nie wiem. Ostatnie doświadczenia nauczyły mnie, że człowiek sam siebie nie zna, że nie jest w stanie przewidzieć swoich reakcji na sytuacje, w których jeszcze nie był.
Spodziewałam się, że po wzięciu do ręki pierwszego drukowanego egzemplarza „Pisane nocą” doznam euforii. Tymczasem była tylko ulga… jak po ciężkiej pracy, po wykonaniu trudnego zadania. Radość przychodziła pomału, przechodziła z moich bliskich, którzy ze mną świętowali, na mnie. Do dziś nie umiem sobie wytłumaczyć tej reakcji.
Jest tylko jeden sposób żeby poznać moją reakcję na książkę za księgarnianą szybką. Musi się tam znaleźć. Trzeba o tym pomyśleć i zacząć działać/

nieidentyczna
1. Przeczytałam, że jest Pani "za słabą na walkę ze złem świata" osobą. A tym czasem pozostaje Pani wierna pięknym, choć zapomnianym w współczesnym, zagonionym życiu, ideałom- pięknu, prostocie i dobroci. Czy do wiernego trwania przy tych ideałach nie potrzeba obecnie odwagi? Wszak te nieco klasyczne wartości przez wielu zostają wyśmiewane i lekceważone...


To nie odwaga, ja nie potrafię inaczej, po prostu nie umiem. Często dostaję za to od życia i innych ludzi po dupie i dalej nie potrafię inaczej.
Odważna byłabym, gdybym walczyła o to, żeby i inni tacy byli. Gdybym przekonywała ich do swoich racji. A ja skwituję, że ludzie są różni więc i ich potrzeby rożne, i widzenie świata, i uczucia… Inne, dla mnie, nie zawsze znaczy złe. A co złe dla mnie, to niekoniecznie dla innych.
Najbardziej nie lubię bezsensownych, nic nie wnoszących działań, a jednak często im się podporządkowuję zamiast z nimi walczyć, choćby dla zasady.

2. Co dla Pani oznacza literatura, pisarstwo?

Literatura dla mnie, jako czytelnika, jest nałogiem. Ja muszę mieć co czytać. Nawet jeśli nie mam czasu, jakaś książka musi sobie leżeć i czekać, w przeciwnym wypadku nie czuję się bezpieczna. Czym jest pisarstwo. Jeszcze chyba nie wiem, jestem debiutantką.
Pierwsze teksty, od „Liści” do „Mów do mnie” były wylaniem mojej duszy, wywaleniem serca na lewą stronę. Miałam w sobie taki nadmiar emocji i uczuć, że musiałam się ich pozbyć. A, że były dla mnie zbyt cenne i ważne, żeby je po prostu wyrzucić, przelałam je na dysk.
Jeszcze kwestia bólu. Kto nie miał nigdy uczucia, że jest na granicy obłędu, ten nie cierpiał. Musiałam ten ból podzielić na wiele serc, bo dla mnie był za duży. Prosiłam, żeby czytelnicy wzięli choć po jednej literce tego bólu, bo sama sobie z nim nie poradzę. I pomogło. Żyję, znów się śmieję i śpiewam…
Potem mnie olśniło, że ja chyba umiem pisać, że może warto byłoby to wydać. Spróbowałam stworzyć coś zupełnie fikcyjnego. Tak powstała „Żona kierowcy”. Potem „Oj, Weronka”, gdzie fikcyjną fabułę ubrałam w prawdziwe tło i uczucia. Eksperymentowałam. Chciałam poznać swoje możliwości. Efekt sami oceńcie.
Spodobało mi się. Będę pisać nadal. Wielu mnie do tego zachęca. Kolejna książka już w połowie gotowa. Brakuje trochę czasu, latem noc krótka a i spać czasami trzeba.
Myślę, że pisarstwo, też jest moim nałogiem. Jeśli przy okazji, da innym chwilę wzruszenia… jeśli ktoś spostrzeże przesłanie… czegóż jeszcze pragnąć?

3. Proszę dokończyć zdanie "Dobry pisarz to..."

 taki, którego książki się połyka. Opasłe tomiska w jedną noc. Kiedy na obiad jest zupka chińska bo nie ma czasu na gotowanie, bo trzeba czytać. Kiedy ciąga się tę książkę wszędzie ze sobą, bo a nóż nadarzy się wolna chwilka, stojąc w korku, w poczekalni do dentysty. Kiedy odczuwa się smutek, że już się kończy, że to przed zakładką już takie grube, a za nią już tylko kilka kartek.

Lustro rzeczywistości
1. Napisała Pani powieść "z nutką autobiograficzną" jak to ładnie określiła Cyrysia. Dlaczego zdecydowała się Pani upublicznić tak trudny temat? Czy książka stała się dla Pani swoistym rodzajem terapii po stracie bliskiej osoby?


Pytanie podobne do innych, choć postawione wcześniej. Rzeczywiście przeoczyłam. Wspominałam, że pisałam z potrzeby wypłakania się, że wcale nie było to dla mnie trudne, że musiałam to zrobić, żeby podzielić ten ból na wiele serc, że była to dla mnie nie tylko terapia a wręcz ratunek.

2. Kto, jako pierwszy przeczytał Pani książkę i jakie były odczucia tej osoby?

Pani Ewa z Białego Pióra. Też już o tym pisałam.

3. "Pisane nocą" to debiut, ale czy myśli Pani o tym, by napisać kolejną książkę? Jeśli tak, to proszę zdradzić, czy w głowie układa się już jej fabuła?


I na to pytanie odpowiadałam innym. Następna książka już się pisze.

kkasia12345
1. Jaki jest Pani najbardziej szalony pomysł na książkę? Czy zamierza go Pani zrealizować?


Zamierzam realizować wszystkie swoje pomysły. Ja już wiem, że ze spełnianiem marzeń nie ma co czekać na później, bo nie każdemu jest dane doczekać tego „później”. A czy coś jest szalone czy nie, to już kwestia indywidualnych priorytetów i norm.

2. Gdyby miała się Pani spotkać z jednym z bohaterów swojej powieści, kto by to był i jakie byłyby okoliczności tego spotkania?

Ja już się spotkałam z głównym bohaterem. Przeczytaj „Sen” i będziesz miała odpowiedź. Okoliczności spotkania nie są ważne, a przynajmniej bardzo mało ważne. Ważne jest samo spotkanie. To trochę tak jak z weselem. Jego huczność i wystawność nie gwarantuje szczęśliwego związku, ale wybór męża, owszem, tak.

3. Każdy z nas posiada marzenia, ale nie zawsze potrafimy je realizować. Pani jest przykładem, że czasem wystarczy tylko uwierzyć i zacząć robić to, co się kocha. Co poleciłaby Pani osobom, które nie potrafią się odważyć i uwierzyć w siebie?

Żeby nie czekały na coś wielkiego czy strasznego, jak w moim przypadku. Nie musi się stać nic niezwykłego aby zmienić swoje życie, aby zacząć robić coś nowego, niesamowitego. Nie należy też się bać porażki. Przecież Świat się nie zawali jeśli coś się nie uda. Ziemia dalej się będzie kręcić, a my spróbujemy czegoś innego. Nie wybiegajmy też za daleko w przyszłość. Jeśli na dzień dobry postanowimy stworzyć imperium, to rzeczywiście może to nas wystraszyć. Pomaga też osobiste poznanie kogoś, kto jest wg nas niesamowity. Nagle okazuje się, że to normalny człowiek, że nadajemy na tych samych falach, że właściwie on nie widzi swojej niesamowitości, wydaje się ona czymś oczywistym.

Inna Niezwykła
1.Czy żałuje Pani swoich decyzji, które doprowadziły dzisiaj Panią do miejsca, w którym się teraz znajduje?


Niczego nie żałuję, może zmieniłabym kilka szczegółów ale nie życia.

2. Gdyby miała Pani możliwość cofnięcia się w czasie wykorzystała by to Pani?

Nie. Stanowczo nie. Nic nie dzieje się bez przyczyny, nawet te najokrutniejsze rzeczy, z którymi tak trudno się pogodzić. Pomału zaczynam to dostrzegać. Wolałabym wybiec w przyszłość, do swoich zrealizowanych już marzeń. Chociaż… czasami większa frajda z gonienia zajączka niż ze złapania.

3. Kiedy pisała Pani swoją książkę, miała Pani chwile zwątpienia? Jeżeli tak, to jak Pani sobie z nimi radziła?

Moja książka nie powstała w wyniku postanowienia. Miałam potrzebę, jak już mówiłam, wylania z siebie emocji. Pomysł wydania pojawił się gdzieś po drodze. Zwątpienia w co? W sens pisania? Nie można się nad tym zastanawiać, bo wtedy na pewno się zwątpi. Na szczęście nie znałam wówczas jeszcze trudów związanych z wydaniem, marketingiem i sprzedażą. To obcina skrzydła. Dobrze, że są na tym świecie jeszcze życzliwi ludzie, na których ja miałam szczęście trafić.
Wiem, że jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził, nie oczekuję więc zachwytów ze wszystkich możliwych stron. Zawsze znajdzie się ktoś, kto pochwali, zaduma się, uśmiechnie, uroni łezkę. Warto napisać książkę choćby dla tej jednej osoby.

Susanne
1.Znam pewną pisarkę, która stosunkowo niedawno zadebiutowała. Na premierę każdej z jej książek, jeździmy do empiku zobaczyć ją na półce. Czy Pani też tak robi?


Już pisałam, moja książka jest dostępna tylko w Internecie. Nie mam takiej możliwości, żeby zobaczyć ja na półce, ale chętnie stworzę sobie taką możliwość.

2.Gdyby istniał równoległy wymiar, jakie byłoby Pani "ja" w tamtym świecie?


Ja nie radzę sobie z emocjami jednego życia a Ty mi proponujesz drugie równoległe? Przykro mi, nie piszę się na to, nie podołam.

3.Wchodzi Pani do windy, a tam schody. Jaka jest Pani reakcja?

„Co tu jest, kurwa, grane?”

mam na myszy
1. Każda powieść zawiera jakieś motto, pouczenie. Jakie wnioski można wyciągnąć po przeczytaniu "Pisane nocą"?


Znów się powtórzę, napisałam tę książkę z potrzeby wyrzucenia z siebie emocji. Pouczenie? Znane od lat. Tak często powtarzane, że aż się wyświechtało i trąca banałem, ale je powtórzę, bo nie da się tego dosadniej powiedzieć: „Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”

2. Śmierć była, jest i będzie tematem tabu, takim, który każdy omija. Łatwo było pisać pani o bólu i śmierci?


Dla kogoś, kto się z nią zmierzył nie jest tabu. Chce się o niej mówić, chce się dzielić z innymi, bo samemu trudno sobie poradzić ze stratą. Ale nie śmierć jest głównym wątkiem książki a miłość przerwana przez śmierć.

3. Ma pani miejsce, w którym tworzy? Własny azyl weny?

Miejsca nie mam, nie potrzebuję azylu, doskonale potrafię się izolować. Stworzyć sobie ciasną banieczkę, w której mieszczę się ja z nogami w najróżniejszych pozach i z okularami na nosie, komputer, jakieś krzesło i kieliszek wina. Szybciutko karmię, domowników, robotników i sierściuchy, żeby z czystym sumieniem całą resztę mieć w d… Wtedy mogę pisać.
Wena? Często przychodzi sama, trzeba wyleźć wówczas spod ciepłej kołderki nawet kilkakrotnie w ciągu nocy, bo do rana się zapomni. Odłożyć jakieś obowiązki czy przypalić ziemniaki, żeby to coś nie uciekło. Czasami, kiedy jakimś cudem ma się czas, albo sen nie przychodzi, co u mnie nagminne, a weny nie ma, wówczas czytam kilka ostatnich stron i ona przychodzi… po chwili panoszy się tak w mojej głowie, że do pracy idę po nieprzespanej nocy.
No i trzeba się chyba pogodzić z tym, że jest się popapranym emocjonalnie. Poukładani ludzi, moim zdaniem, piszą świetne książki… naukowe. 

iza.81
1. "Pisane nocą" według mnie ma funkcję trochę terapeutyczną. Czy w związku z tym czuje Pani jakąś misję po napisaniu tej powieści? Czy myśli Pani, że powieść mogłaby pomóc innym ludziom z podobnymi przeżyciami wyjść na prostą?

Rozmawiałam niedawno z matką szczęśliwie wyleczonego dziecka. Przeczytała moją książkę i twierdzi, że byłaby wielką pomocą dla ludzi zmagających się z tym problemem. Tworząc „Pisane nocą” nie myślałam o tym, nie sądziłam, że ja, maluczka, byłabym w stanie komuś pomóc. Książka była terapią przede wszystkim dla mnie. Uważam nawet, że była jednym z czterech czynników dzięki, którym przetrwałam. Jeśli oprócz mnie, jeszcze komuś pomoże… będę szczęśliwa. Myślę, że może nie sama książka… Jeśli ktoś, dzięki „Pisane nocą” poczuje jak wielka była moja miłość a potem ból i tęsknota, i jeśli po tym wszystkim, ten ktoś dowie się, że ja wracam już do świata żywych, że już się śmieję i śpiewam, to może to być dla niego pomocne. Może zadziała.

2. Czy było coś w Pani powieści co sprawiło największą trudność podczas jej pisania?

Początkowo miałam trudność z przypisaniem obcych imion prawdziwym osobom. Widać to w pierwszych czternastu opowiadaniach. Unikałam też dialogów. Nieetyczne wydało mi się wkładanie w cudze usta moich słów, myśli i wyobrażeń. Odważyłam się na to dopiero w „Żonie kierowcy” i „Oj, Weronka” bo tam już jest więcej fikcji niż prawdy. Czułam się rozgrzeszona.

3. Czy opisując swoje życie, emocje i uczucia nie miała Pani obaw i wątpliwości jak zareagują na to Pani bliscy?

Obawiałam się tylko reakcji syna. Jest dla mnie najważniejszy na świecie. Chciałam, żeby przeczytał tę książkę przed podjęciem decyzji o druku. Nie zrobił tego. Zaufanie? Brak czasu i odwagi? Nie wiem, nie pytam.
Cała reszta?... Ci, którzy mnie kochają, zrozumieją, wybaczą, nawet, jeśli coś wyda im się nie w porządku. Resztą nie warto się przejmować.

Grzegorz Justyna Rojek
1. Skąd pomysł na taki tytuł książki?


To nie pomysł, to fakt. Książka była pisana nocą. Wtedy naprawdę dusza boli najbardziej. Kiedy w głowie jest burza, cała, wielka strojąca się orkiestra, banda rozwrzeszczanych dzieciaków w wesołym miasteczku, koncert rockowy i odgłosy z toru żużlowego, nie sposób zasnąć. Wszystko na raz: wspomnienia, ból, złość, obawa, strach, żal i krzyk. Tak głośny krzyk duszy, że wydostaje się na zewnątrz… Krzyczeliście kiedyś przez łzy w pustym domu? Darliście się w poduszkę, wyrywając włosy z głowy? Już lepiej pisać… Choćby miało to trwać całą noc. Jedną i drugą a potem trzecią… Czwartej nocy udaje się przespać godzinę, ale jest to sen niespokojny. Ktoś, kiedyś obserwował moją twarz w czasie snu. Podobno widać na niej pędzące myśli we wszystkie strony, z zawrotną prędkością, niczym pociągi ekspresowe… Lepiej pisać, naprawdę lepiej pisać.

2. Pisarstwo to ciężki kawałek chleba, jak zmotywowałaby Pani rząd do dotacji młodych twórców?

Utrzymywanie się z pisarstwa jest moim, mam nadzieję, że nie niedoścignionym marzeniem. Udaje się to nielicznym.
Oj, nie chcę nawet myśleć o rządzie i polityce. Niech się tym zajmą negocjatorzy czy inni, którzy się do tego nadają. Jak już będę bogatą pisarką, chętnie nawet zapłacę tym negocjatorom. Pisałam przecież, że jestem nieprzystosowana społecznie. Ja nie daję rady ze zwykłymi ludźmi, nad rządem nawet się nie zastanawiam.

3. Czy chciałaby Pani by zekranizowano jej książkę? Jeśli tak to kogo Pani widzi w obsadzie?

Ekranizacja? Hm… Pewnie czułabym dumę, jeśliby ktoś mi to zaproponował. Z drugiej strony, ciężko byłby mi przełknąć moje uczucia w innym człowieku. Obsada? Nie odpowiem, nie mam telewizora, bywam w kinie i teatrze, ale nazwiska aktorów są dla mnie abstrakcją. Ja idę na film/spektakl dla treści. Aktor na być wpleciony w całość. Podobnie mam z książkami. Nie zapamiętuję, ani autora ani nawet tytułu. Ważna jest treść, doznania… Teraz już wiem, że to błąd. Chciałbym, żeby ktoś zapamiętał moje nazwisko, żeby sięgnął po moją kolejną książkę, właśnie ze względu na to nazwisko, które mam nadzieję jest gwarancją jakości i niepowtarzalnych doznań.

monweg
1 Gdyby znalazła się Pani na bezludnej wyspie to jaką książkę chciałaby Pani mieć ze sobą i dlaczego?


„Zdążyć przed gwiazdką” Grocholi. Dlaczego? W krótkiej treści niesamowicie duża ilość emocji i uczuć. Lubię tak. Nie samą fabułą jest książka, przynajmniej dla mnie, ale emocjami, właśnie emocjami, a tam, proporcja napisanych słów do doznań jest taka, jaką lubię.

2 "Pisane nocą" ponoć świetnie napisana książka (piszę ponoć ponieważ jeszcze nie czytałam, może uda mi się wygrać). Skąd pomysł na taką książkę i kiedy pojawią się kolejne?

Nie pomysł a potrzeba, jak pisałam wyżej. Kolejne pojawią się, gdy się tylko napiszą. Promocja tej pierwszej pochłania dużo mojej energii i czasu. Kiedy ją pisałam byłam całkowicie jej oddana. Moi bliscy chyba za mną tęsknią, niecierpliwią się już, że wciąż bujam w obłokach. Mieszkam na wsi, a wiosną dużo pracy, przydałaby się moja pomoc, a ja ciągle tylko jedną nogą w realu…

3. Jeżeli Niebo istnieje, to co chciałaby Pani usłyszeć od Boga u bram Raju (wiem, że Pani jest bardzo młoda, ale proszę wysilić wyobraźnię).

Na początek, podziękowania za tę wytkniętą młodość. Ja myślałam, że 45 lat to już wiek średni, a tu proszę… nie dość, że młoda, to jeszcze bardzo.
Co do boga… nie dopuściłabym go do głosu. Nie interesuje mnie co ma mi do powiedzenia. Dostałby ode mnie, bardzo delikatnie mówiąc, po uszach, za to, że najpierw stworzył taki wielki, piękny Świat a teraz go nie ogarnia. Kiepski z niego gospodarz i nie przyjmuję do wiadomości, że oddał ziemię we władanie ludziom. To jest zrzucanie odpowiedzialności na innych. Ludzi przecież też stworzył. Dlaczego tak ułomnych? Że niby dał nam wolną wolę? Dlaczego nie dołożył do niej wystarczająco prężnego umysłu, żeby nad nią zapanował, dlaczego wszystko tak skomplikował? Czemu dzieją się rzeczy, których nie ogarniamy, z którymi sobie nie radzimy? Czemu najpierw daje, by potem odebrać i to z lichwiarskim procentem? Nie godzę się z tym. Jeśli on rzeczywiście jest, to mocno się pokłócimy, kiedy wreszcie się spotkamy.

bassia5
1. Dlaczego postanowiła Pani wydać książkę? Obecnie, gdy "wszyscy" piszą bardzo trudno zostać zauważonym na rynku czytelniczym, myśli Pani, że w Pani przypadku to się uda? Proszę powiedzieć czym ta książka różni się od innych i dlaczego warto po nią sięgnąć.

Napisałam ją, jak wspomniałam wyżej, z potrzeby. Przynajmniej pierwsze 14 tekstów. Pomysł wydania pojawił się później, któregoś dnia, wyjątkowo zmęczona swoim kieratem (pracą tzw. zawodową), pożałowałam, że nie mam czasu na robienie tylu wspaniałych rzeczy. Chciałabym jadać śniadania przed swoim domem patrząc na wschód słońca, ten pierwszy po wielu pochmurnych porankach, kiedy promienie tak pięknie oświetlają starą, przedwojenną cegłę budynków, nadając im świeżości i młodości. Chciałabym piec ciasto drożdżowe z rabarbarem z własnego ogródka, gotować wymyślne potrawy z ziołami i warzywami własnej uprawy. Chciałabym pomagać na winnicy, mieć czas na wysłuchanie domowników, na długi spacer z psami, na czytanie lub pisanie książki do późnej nocy. Chciałabym móc napić się wina ze wszystkimi gośćmi jacy przyjeżdżają do nas po ten cudowny trunek, bez obawy, że jutro, skoro świt trzeba siadać za kierownicę. Chciałabym mieć kozę, która „skosi” mi trawnik, żeby nie musieć hałasować i smrodzić kosiarką. Chciałabym wielu innych cudownych rzeczy i nie mam na nie czasu ani siły, bo co rano wyjeżdżam spędzić najpiękniejsze osiem godzin dnia w białych ścianach, oświetlonych jarzeniówkami, robiąc kawał dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty. Zamarzył mi się więc tzw. wolny zawód, bo bez pieniędzy nie bardzo umiem żyć. Nie zdawałam sobie sprawy, jak trudno jest na rynku czytelniczym. Dziś już wiem, że potrzebny tu jest i marketing, i reklama, i umowy, których trzeba przestrzegać, i wszystko to, co właściwie zabija wrażliwą duszę, za jaką nieskromnie się uważam.
Czy uda mi się zaistnieć? Bardzo bym chciała. Jeśli nic z tego nie wyjdzie… cóż, będzie to większa strata dla świata, niż dla mnie. (Znów moja skromność)
Czym się wyróżnia „Pisane nocą”? Ta książka kipi emocjami. Tymi dobrymi i złymi. Jest jednocześnie miłością i buntem, wspomnieniem i krzykiem duszy. To jest lawa, która wylała się z mojej nienormalnie niespokojnej i nadwrażliwej głowy.

martucha 180
1. Zapewne ma Pani przyjaciółkę Wenę. Jaka ona jest?


Egoistyczna. Nachodzi mnie w najmniej stosownych chwilach. Nocą – zupełnie się nie wysypiam, kiedy mam całą masę roboty – efekt to nieposprzątany dom, niewykoszona trawa, brak wyprasowanych spodni do pracy, niewypastowane buty i troska w oczach bliskich, czy aby już całkiem nie straciłam kontaktu z ziemianami.

2. Czym jest dla Pani SŁOWO?

Słowo jest potęgą. Potrafi być środkiem przekazu mądrości, i miłości. Bywa okrutne i bolesne, bywa kojące i ciepłe. Ubolewam, że ludzie nie doceniają potęgi słowa. Używają go do bezsensownego jazgotu i bełkotu.

3. Pisanie książek wymaga lekkiego pióra. Jak z jego lekkością było w czasach szkolnych? Jak Pani wypracowania oceniali poloniści – co chwalili, a co krytykowali? Czy widzieli w Pani talent literacki czy wręcz przeciwnie?

Moje wypracowania nie były oceniane wysoko. Robiłam mnóstwo błędów ortograficznych. Wówczas nie diagnozowało się jeszcze żadnych dysfunkcji. Prawdę mówiąc nie przykładałam się też do wypracowań, zawsze byłam ścisłowcem. Do tego leniwym. Wszystko co na przymus było be. Wypracowania też. Raz puściłam wodze fantazji. Na temat „Jak wyobrażasz sobie życie za 100 lat?” wszyscy pisali, że bez wojen i głodu, bla, bla, bla, a ja napisałam opowiadanie fantastyczne. Niestety nauczycielka nie wzięła go do sprawdzenia i tak poszło w niepamięć.
Doceniane natomiast były przez rówieśników, moje liściki puszczane potajemnie na lekcjach oraz humorystyczne teksty i rymowanki wymyślane na wszelkiego rodzaju akademie. Pamiętam też, że kiedyś moją siostrę fascynowały ociupinę teksty na karteczkach jakie zostawiałam jej pomieszkując u niej w czasie studiów.
Teraz, niemal wszyscy, którzy przeczytali moją książkę, twierdzą, że mam talent i że czekają na jeszcze.

Patrycja Palubska
1. Dlaczego przeniosła się Pani z miasta na wieś?


Wyjechałam z mężem. To on chciał posadzić winnicę. Szybko pokochałam wieś, jej odmienność, jej prostotę, las z jagodami, poziomkami, jeżynami i grzybami. Dziką różę i czarny bez przy drodze na winnicę. Sarny biegające za płotem. Ciężką pracę u podstaw, taką czystą, potrzebną, nieskazitelną. Kawę pitą na schodach przed domem, pilnowaną, żeby psy nie umoczyły pysków. Kolację pod gwiazdami, miłosne uniesienia w ogrodzie za domem. Leciwe sąsiadki gawędzące przez płot. Galopujące konie, potężne buki, źródła, łąki … Jest tego tak wiele…

2. Co stanowi Pani natchnienie przy pisaniu ?

Każda ploteczka tworzy w głowie pomysł na tekst, każde uniesienie, rozczulenie czy zachwyt chce być utrwalone. Trzeba je pisać na bieżąco, póki trwają… wtedy powstaje poruszający tekst.

3. Czy zamierza Pani tworzyć do końca życia?

Któż to wie co ja będę robić w życiu? Czy będę pisać? Chyba tak. Coś pięknego trzeba robić dla tego świata i dla samej siebie. Nie odkryłam w sobie żadnych talentów, nie odczuwam też innych potrzeb, a pisanie przynosi radość i spokój, i uznanie, i fascynacje. Szkoda byłby się pozbawić tych uczuć.

Ola C.
1. Czy ma Pani zamiar napisać i wydać inne książki? Ma Pani już jakąś gotową, czy może pracuje nad nowym dziełem? :)


O tym już pisałam

2. Czy dało Pani coś prowadzenie winnicy i winiarni, czy czegoś może Pani nauczyło?

Wino i cały proces jego tworzenia od posadzenia krzewu do sprzedanej butelki, to temat rzeka. Żeby wyczerpująco odpowiedzieć, potrzebny byłby osobny wywiad. Ja tylko pomagam, szefował najpierw mój mąż, teraz syn. A co mi to dało? Tak wiele, że nie wiem od czego zacząć. Przede wszystkim kontakt z naturą, nie tylko jej pięknem ale i pokorą jakiej nas uczy. Jeśli przeczytasz, Olu, „Pisane nocą” dostrzeżesz tę moją fascynację winnicą, wplecioną w tekst. Praca na winnicy trwa nieprzerwanie od stycznia/lutego do października/listopada (w zależności od pogody). W tym samym czasie i w pozostałe miesiące roku trwa walka z winem, żeby wszystkie procesy poszły w dobrym kierunku, żeby wydobyć z owoców wszystko co najlepsze. Wino to żywioł, to żywe stworzenie, kapryśne, wymagające. Tworzenie wina z własnej winnicy to bardzo trudna szkoła życia, trzeba umieć się poruszać po tak wielu dziedzinach wiedzy i tak wielu branżach. Od rolnictwa, przez spożywkę, urząd celny i skarbowy, sanepidy, marketing… Jest 7 instytucji kontrolujących winiarza. Ale daje to wielką radość, satysfakcję i dumę. Kiedy nakleja się na butelki oprócz etykiety, medal, zapomina się o wszystkich tych trudach. Kiedy widzi się uznanie w oczach pijącego, wręcz zachwyt… i to tak często powtarzane pytanie: „to w Polsce można zrobić tak wyśmienite wino?”

marika93
1.Co sprawiło, że zdecydowała się Pani wydać książkę?

Wyjaśniałam już, że potrzebowałam wylać swój ból, dać po jednej literce tego bólu każdemu z czytelników. Razem damy radę go znieść, sama nie podołam.

2. Jak udało się Pani wydać debiutancką książkę? Jak wiadomo ciężko wydać właśnie tą pierwszą. Sama ostatnio myślę, nad wydaniem książki, lecz mam moc obawy i brak finansów.

Pisałam już, zamarzyło mi się więcej czasu, wolny zawód. Byłam nieświadoma jak to jest trudne. Miałam szczęście trafić na początek na Białe Pióro. Może nie we wszystkim się zgadzałam z ludźmi z tego wydawnictwa, ale ich dobra wola oraz niesamowita komunikatywność i pracowitość, dały efekty. Są godni zaufania.
Kasę niestety trzeba mieć. Można poszukać jakiegoś sponsora. Zakład pracy, Urząd Gminy, Lokalną Grupę Działania.

Edyta Chmura
1. Śmierć...już samo słowo wywołuje dreszcze. Czy można się z nią oswoić? Nawet gdybym znała dokładnie datę swej śmierci bałabym się jej nadejścia. A gdyby Pani spotkała Kostuchę, ot tak, siedząc sobie na ławeczce i delektując się ciepłem słońca, o czym chciałaby Pani z nią porozmawiać?


Oswoić, chyba nigdy. Uwierz mi, że nie jest straszna myśl o własnej śmierci. Najgorszy jest strach przed tym, że Ci, których kochamy też jej nie unikną. Tej śmierci się boję i nienawidzę, bo już mi odebrała. Świadomość, że ja umrę boli tylko z tego powodu, że zostawię tu tych, którzy mnie kochają i będą cierpieć, tęsknić…

2. "Prawie całe zło świata wywodzi się z faktu, że ktoś się czegoś boi.” – tak mówiła Valancy w „Błękitnym zamku” Lucy Maud Montgomery. Zgadza się Pani z tą opinią? Czego Pani boi się najbardziej?

Coś w tym jest. Najbardziej boję się nieodwracalności. Ze wszystkim można sobie poradzić lub pogodzić się. Jakoś naprawić, zmienić, pójść na ustępstwa. Ale są rzeczy nieodwracalne, jak śmierć, zabierająca ukochanego. I to jest nieodwracalne. To jest nie do naprawienia i nie do pogodzenia się. Nawet jeśli życie się ułoży, jeśli przyjdzie druga wielka miłość, zawsze zostanie żal, że z tą pierwszą też można było trwać, że zbyt wielką stratą okupiona jest ta druga. Chociaż to chyba nie strach ale żal, pretensja.
Ten strach, popychający do złego można pokonać. Choć to trudne. Pamiętam, jak uczyłam syna, że nie warto kłamać. Miałam świadomość, że strach jest na ogół powodem kłamstwa. Ale łatwiej znieść karę i wszelkie konsekwencje złego czynu niż kłamać. Bez kłamstwa ma się czyste sumienie, a to jest niesamowity komfort życia, wręcz luksus. Warto mieć czyste sumienie. Choćby z czystego egoizmu, żeby się dobrze ze sobą czuć.

3. "Jest trochę z innej bajki" - bardzo mnie to zaintrygowało. Gdyby mogła się Pani porównać do jakiejś bajkowej postaci, to do jakiej krainy by mnie Pani zaprowadziła?

Hm… sama muszę pomyśleć. Nie jest to żadna z istniejących czy wymyślonych już krain. Przynajmniej ja takiej nie znam. Stwórzmy ją więc teraz:
W mojej bajce wszelkie dobre cechy jakie mamy uważamy za dar i jesteśmy za nie wdzięczni a nie zarozumiali z powodu ich posiadania. Jeśli ktoś ma silne mięśnie lub inteligencję, to pomaga innym, którzy nie otrzymali tego daru. Jeśli ktoś odznacza się wyjątkową urodą to ją pielęgnuje, żeby nacieszyć oczy innych. Nie spada nam manna z nieba. Pracujemy ciężko, żeby żyć. Ale nie ponad siły, bez przeciwności losu typu trzęsienia ziemi. No i każdy robi to, co lubi, a rynek pracy układy się tak, że w żadnej dziedzinie nie brakuje fachowców i nie ma bezrobotnych. Nie musimy się kochać wszyscy, byłoby nudno. Ale jesteśmy tolerancyjni, uznajemy inność. Fajnie byłoby, gdyby takie złe uczucia, nad którymi nie zawsze jesteśmy w stanie zapanować, nie byłyby zbyt silne. Chodzi mi o zazdrość, zawiść, nienawiść itp. Nie chciałbym też żeby trzeba było wybierać mniejsze zło. To takie trudne i niesprawiedliwe. Żaden człowiek nie powinien być zmuszany do takich decyzji. No i czas. W tej bajce będzie niesamowicie rozciągliwy. Wszystkim nam go brakuje. Wszyscy zrobilibyśmy tyle cudownych rzeczy, gdyby nam go nie brakowało.
Wcale nie taka różowa ta moja bajka. Przestanę już, bo Edyta poczuje się zawiedziona.

ulvang
1. Czy "Pisane nocą" jest lub będzie kontynuowane poprzez następną książkę i czy poznamy dalsze losy głównej bohaterki?


Kolejne teksty już powstają. Nie będą już tak wielkim płaczem. Próbuję nadal żyć i być szczęśliwą. Wolałabym pisać o miłości żywej: tej istniejącej lub tej na razie powstającej w marzeniach. Spotkałam się z zarzutami zbytniego ekshibicjonizmu w mojej pierwszej książce. Tę drugą napiszę więc tak, żebyście nie wiedzieli co w niej jest prawdą a co fikcją. Lubię pisać i będę to robić nadal, choć bardzo zaczyna brakować czasu. Pierwsza książka powstawała w wielkiej depresji, kiedy nie widziałam świata wokół. Powoli wracam do żywych i okazało się, że mam mnóstwo obowiązków. Na szczęście mam wokół siebie dobrych ludzi, którzy przetrwali ze mną ten trudny okres. Nie chcę jednak nadużywać ich cierpliwości, trzeba coś robić prócz pisania. Wiosna na wsi jest wymagająca. Najcudowniejszym układem byłoby móc utrzymać się z pisarstwa. No ale to już w Waszych rękach, Czytelnicy. Pomóżcie, a będę pisać dla Was, jeszcze i jeszcze…

2. Jakie wino poleciłaby Pani na wiosenny wieczór i lekturę Pani książki?

Yacobus Mayor z Winnicy Jakubów. Czerwone, niemal czarne, gęste, esencjonalne. W nosie niesamowity bukiet, trochę wiśni, wanilia pozostała po leżakowaniu w beczce. Usta pełne, długie, owocowe, dojrzałe i znów wyczuwalny dąb, lekko, nie dominuje. Zrównoważona kwasowość i taniny. Nie umiem pięknie pisać o winie, jest zbyt wielkie. Z „Pisane nocą” dowiesz się, że to mój mąż pięknie o nim mówił, ja uwielbiałam go po prostu pić. Oczywiście wytrawne, zapomniałam dodać, bo dla mnie to oczywiste. Dla mnie słodkie wino, to nie wino. Do tego suszona wołowinka, albo twardy dojrzewający ser i nie spostrzeżesz się kiedy dotrzesz do ostatniej strony mojej książki. Mam nadzieję, że będzie ci żal, że się skończyła. Dla mnie to wyznacznik, że jest dobra.
Wino wyślę pocztą gratis jeśli otrzymam adres. Książkę, wołowinę i ser, proszę kupić. Głębia doznań gwarantowana.

3. Praca, obcowanie z naturą czy coś innego sprawia, że chociaż na chwilkę może pani wyrwać się od wspomnień, tęsknoty, samotności?

Ani praca, ani natura, ale ludzie. Ci, których kocham. To dzięki nim, nie tyle zapominam, co nauczyłam się wspominać i tęsknić już bez łez i bólu, już prawie pogodzona z nieuchronnością losu.

Monika Chyczewska
1. Jak Pani spędziła Wielkanoc?


Oj, nie odpowiem. W życiu nie miałam bardziej burzliwej niedzieli, nawet takiej zwykłej. Gdybym opowiedziała, naruszyłabym prywatność kilku osób a tym samym zmąciłabym, już i tak mocno nadwyrężony, ich spokój. Może kiedyś, w kolejnej z moich książek napiszę o tym. Może, jeśli zostaniesz moją stałą czytelniczką domyślisz się, że to odpowiedź na twoje dzisiejsze pytanie. Na razie musisz się zadowolić informacją, że nie jestem religijną osobą, wprost przeciwnie. Święta traktuję bardziej jak tradycję. Nie robię wielkich porządków, pichcę tylko wtedy, gdy mam gości u siebie, ale wolę ja być gościem u kogoś. Takie moje wygodnictwo.

karolina2701
1. Tytuł Pani książki to "Pisane nocą". Czy to znaczy, że rzeczywiście, lubi Pani pisać nocą i wtedy ma natchnienie?
2. Jak zachęciłaby Pani ludzi do przeczytania swojej książki?
3. Co dla Pani oznacza kontakt z naturą?


Na wszystkie trzy pytania odpowiedziałam już wcześniej.

bogdanm
Jaki rodzaj wina najbardziej komponuje się z pisaniem po nocy ? 

Odpowiedź była wcześniej

Ona kleinecat
1. Każda książka to upublicznienie wielu prywatnych myśli i emocji. To rodzaj terapii czy konieczność nie do uniknięcia?

Na to pytanie odpowiedziałam wcześniej.

2. Czy pisząc, skupiając się intensywnie na swoich przemyśleniach i kreując książkową rzeczywistość człowiek zamyka się na relacje z innymi ludźmi?

Nie, te relacje współtworzą książkę. To, co dzieje się między ludźmi i mną, budzi uczucia i emocje, a te z kolei są świetnym materiałem na nowe teksty. Pisząc, mam świadomość, że moje otoczenie też będzie to czytać. O ile odbiór książki przez nieznanych mi osobiście czytelników nie wpłynie bezpośrednio na moje życie, o tyle kontakty z moim otoczeniem, mogą się zmienić. Tak się dzieje. Na ogół są to pozytywne zmiany, ale dzieją się też rzeczy, których nie ogarniam. Bliscy mi mężczyźni, mówią wprost, że boją się przeczytać tę książkę.

3. Czy ograniczony kontakt z innymi ludźmi (praca, pisanie) nie zubaża pisarza jako obserwatora codzienności?

Ograniczam swój kontakt tylko z ludźmi, którzy albo nic nie wnoszą do mojego życia, albo to, co wnoszą jest mało wartościowe. Dzięki winiarstwu wciąż poznaję nowych ludzi, wartościowych ludzi. To samo przynosi światek wydawniczo-czytelniczy. Ja nie jestem odludkiem zamkniętym w sobie. Ja odsuwam się tylko od niektórych dziedzin. Np. nie mam telewizora, telewizja ogłupia. To nieliczne, co w niej wartościowe jest dostępne gdzie indziej. Zupełnie też nie dopuszczam do swojej głowy polityki, ani tej wielkiej, ani tej lokalnej, bo tu nigdy nie wiadomo gdzie się kończy prawda. Nie staram się też robić rzeczy wielkich, wolę pomóc jednej indywidualnej osobie niż należeć do jakiejkolwiek instytucji. Wolę pomóc sobie, żeby być mniej uciążliwą dla otoczenia. Wolę czasami się wycofać, żeby nie robić zamieszania tylko dla udowodnienia swoich racji. Ale kiedy trzeba, potrafię zawalczyć, jak lwica.
Czy przez to wszystko moje obserwowanie traci? Myślę, że nie. Ja obserwuję selektywnie. Usłyszałam ostatnio, że jestem dobrym obserwatorem, że widzę nawet tam, gdzie najciemniej czyli pod latarnią, że zauważam rzeczy, których nie spostrzega nikt inny. Usłyszałam też od zupełnie innej osoby, że jestem dobrym detektywem. A ja wcale nie jestem detektywem, po prostu zauważam kilka szczegółów i mam odpowiedź na pytanie, którego właściwie nawet sobie nie zadawałam. Chyba więc nie jest najgorzej z moimi umiejętnościami obserwatora.

JaneS
1 Co wciąż pozwala Pani wierzyć w miłość, dobroć i uczciwość? To w głównej mierze rodzina sprawia, ze Pani widzi świat przez różowe okulary?


Wiara w te wszystkie piękne wartości nie gaśnie bo po pierwsze, one wciąż istnieją. Gdyby nie istniały zostałaby tylko tęsknota po nich. Po drugie, to potrzeba, moja naturalna potrzeba, jak jedzenie i picie. Da się głodować ale nie na dłuższą metę. Podobnie można żyć jakiś czas bez miłości. Czasami sytuacja zmusza do bycia w jakiś sposób nieuczciwym i trzeba sobie z tym poradzić.
Różowe okulary? Myślę, że ja wcale przez nie patrzę. Przez nie nie widać zła, a ja je widzę i albo stawiam mu czoła, jeśli wiem, że podołam lub muszę mu stawić, albo się od niego odsuwam, gdy mogę sobie na to pozwolić.

2 Czy cisza i spokój są dla Pani czasem przytłaczające? Potrzebuje Pani niekiedy hałasu, szumu, zamieszania? Jakie miejsce wspomina Pani z uśmiechem na twarzy?

Uwielbiam ciszę i spokój. Pamiętam sytuację sprzed wielu lat, kiedy znajoma wchodząc do mojego wówczas jeszcze mieszkania w bloku, spytała z przerażeniem: „Co u ciebie tak cicho?, włącz jakieś radio” Hałas, szum i zamieszanie? Zależy co przez to rozumieć. Gromada rozwrzeszczanych dzieci, jest radością, ale brzęczący nawet cicho telewizor, którego nikt nie ogląda, czy stacja radiowa, na której pełno hałaśliwych reklam, już mnie irytują. Z wielką przyjemnością obserwowałam ostatnio Głogowski rynek nocą, pełen młodych bawiących się ludzi. Było jak w ulu, a jednak przyjemnie było patrzeć i słuchać. Uwielbiam też słuchać głośno muzyki.
Jest wiele miejsc wywołujących uśmiech na mojej twarzy. Podwórko przy pewnej kamienicy, gdzie bawiłam się z kuzynostwem w chowanego. Internat i akademik, w których rozkwitała moja pierwsza wielka miłość. Pokoik w pewnym szpitalu, gdzie po raz pierwszy ojciec zobaczył syna. Wiele urokliwych wędkarsko miejsc, jak Bóbr pod dębami we Wleniu, czy Słupia w Bydlinie. I te najświeższe, pewien czarny mercedes, pewna droga w lesie… Są jeszcze 2 domy, dwóch zaprzyjaźnionych małżeństw, w Łazie i w Trzebiechowie. Kiedy przestępuję próg któregokolwiek z nich, spływa na mnie błogość i sielskość. Składa się na to nie tylko niesamowita architektura budynków, ale także domownicy i tworzona przez nich atmosfera.

3. Co sprawia Pani największą przyjemność? Twierdzi Pani, ze spędzanie czasu z rodziną, ale co prócz tego?

Tu znów długo by wymieniać. Winnica, przyroda, muzyka, książka, rozkosz w kieliszku wina, dobry film, rozmyślanie i marzenie nad ranem, kiedy spod kołdry wyciąga tylko na chwilę pełny pęcherz i pusty żołądek, a nie budzik. Kiedyś lubiłam tańczyć i śpiewać, mam nadzieję, że to wróci. No i to najnowsze, pisanie. Jest jeszcze coś, ale nie wypada o tym pisać publicznie.

Sylwka S
1. Jaka jest Pani definicja szczęścia?


Moja definicja jest wyjątkowo banalna. Miłość, miłość i jeszcze raz miłość. Mam piękny dom i winnicę, ciekawą pracę, wspaniałego syna i oddanych przyjaciół. Finanse na tyle przyzwoite, że mogę realizować swoje pasje i spełniać zachcianki (przyznam, że niezbyt wygórowane) i wszystko to było mało, kiedy odeszła moja miłość. Szczęście wróciło z tą drugą.

2. Z czym kojarzy się dla Pani dom rodzinny?

To zbyt osobiste, nie odpowiem.

3. Jest Pani pisarką, ale jakie książki lubi Pani najbardziej czytać, czy są to romanse, czy wręcz odwrotnie kryminały?

Nie mam ulubionego gatunku. Czytam niemal wszystko. Najrzadziej (prawie wcale) poezje i romanse. Nie mogę długo siedzieć w jednym gatunku bo mi się nastrój udziela. Muszę je zmieniać żeby nie wpaść w doła, albo nadmierną euforię. Bywa, że nie kończę książki, bo mi nie podchodzi. Bywa, że czytam kilka naraz, sięgając po którąś w zależności od nastroju. Nie lubię nie mieć nic w zanadrzu, coś musi na mnie czekać, po co w każdej chwili mogę sięgnąć. Inaczej czuję się niepewnie, jakiś rodzaj głodu, uzależnienia. Co śmieszne i dziwne, lektury szkolne zaczęłam czytać dopiero w 5 klasie technikum. To była literatura wojenna. Uwielbiam ją do dziś. Zaczytywałam się wówczas także w Hłasce. Fantastykę lubię taką w stylu Tolkiena a nie gwiezdnych wojen. Obecnie najczęściej sięgam po Grocholę i Fleszarową-Muskat. W wyborze książki najczęściej polegam na opinii innych, znanych mi osób, które mają podobne gusta.

Syl_ko91
1. Co by Pani poradziła dla osoby, która chciałaby bardzo zostać pisarką, ale bardzo boi się krytyki?


Żeby olała krytykę. Proste. Krytyka ma być twórcza, a nie dołować. Jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził. Trzymajmy się tego. Jeśli ktoś skrytykuje, to już jest sukces, znaczy to, że przeczytał, zastanowił się nad nią. Cieszmy się i z tego.

2. Do dziś pamiętam zapach ... ?

Ciałka mojego syna, kiedy był jeszcze niemowlęciem. Nie do opisania.
Jeśli interesujące wydają Ci się opisy zapachów, już dziś zachęcam do przeczytania mojej kolejnej książki, gdzie znajdziesz rozdział „zapach seksu”

3. Czy uważa się Pani za prawdziwą matkę polkę?

Nie, stanowczo nie. Dla mnie matka polka ma gromadkę dzieci, jednocześnie pracuje i zaocznie studiuje. Nocami pierze, prasuje i ceruje.
Ja mam tylko jedno dziecko, co prawda dzielnie wykarmione piersią, sześć lat spędzonych na urlopie wychowawczym, brak telewizora, czytanie książki co wieczór, gry i zabawy dobierane z rozwagą, aprobata i pomoc w rozwijaniu wszelkich zainteresowań ale i brak krytyki, kiedy okazywały się słomianym zapałem. Jak na matkę polkę jestem zbyt tolerancyjna i zbyt wcześnie zaczęłam traktować mojego syna jak dorosłego człowieka, zbyt oczywistym i naturalnym wydaje mi się fakt, że już dawno mnie przerósł i nie chodzi tu o wzrost. Owszem jestem zakochana w moim dziecku po uszy ale to nie znaczy, że wychowałam potworka. Pamiętam uczucie wielkiej odpowiedzialności, jaka na mnie spadła po jego urodzeniu. Pomyślałam: „Boże kochany, ode mnie zależy jaki człowiek wyrośnie z tego dziecka”. Niedawno pewien znajomy obserwujący moje relacje z synem stwierdził, że zachowuję się jak lwica. Zgodzę się z nim. Jestem bardziej lwicą niż matką polką.

Antykwariat z ciekawą książką
1. Mówi się, że czas leczy rany. Czy w przypadku śmierci ukochanej osoby sprawdza się ta mądrość? Czy upływający czas, według Pani, może w niewielkim stopniu uśmierzyć ból i zabliźnić rany, powstałe po tak ogromnej stracie? Czy wręcz odwrotnie, kolejne lata to jeszcze większy ból i rosnąca gula w gardle?


Początkowo byłam pewna, że tak wielkiego bólu nic nie jest w stanie ukoić. Myliłam się. Na zawsze zostanie wspomnienie i drzazga w sercu i poczucie wielkiej niesprawiedliwości. Ale kiedy przychodzi druga miłość, kiedy już wiemy, że też jest wielka, że nie potrafimy żyć bez niej, już jest łatwiej. Już czujemy się jednocześnie szczęśliwi i nieszczęśliwi. To jest strasznie trudne do wytłumaczenia. Ma się świadomość, że nie byłoby tej drugiej, gdyby trwała pierwsza. Jestem szczęśliwa, że spotkała mnie ta druga i jednocześnie ubolewam nieustannie nad stratą pierwszej. Sama tego nie rozumiem. Same sprzeczności. Ale jakoś żyję i chcę żyć, a nie zawsze tak było.

2. Z opisu przedstawiającego pokrótce Pani osobę dowiedziałam się, że pomimo panującej wokół znieczulicy, Pani nadal wierzy w prawdziwą i bezinteresowną miłość, dobroć i uczciwość. A co z magiczną i uzdrawiającą mocą uśmiechu? Czy wierzy Pani, że uśmiech i pozytywne nastawienie do życia, zsyła na nas kolejne porcje szczęścia?

Tak, jak najbardziej. Śmiech jest czymś cudownym, uzdrawiającym, budującym. Wspaniale, że jest zaraźliwy. Prawdę mówiąc wolałbym swoimi książkami rozweselać, ale nie mam talentu komika a i z tematu jaki poruszyłam chyba niewielu potrafiłoby się śmiać. Znam człowieka, którego pokochałam za sam śmiech. Później odkryłam w nim wiele innych cennych cech, za które warto kochać, ale wszystkie je ma chyba właśnie dlatego, że jest tak radosny, tak niemal zawsze słodko uśmiechnięty. Nawet jeśli ten uśmiech nie zsyła kolejnych porcji szczęścia, to na pewno pomaga dostrzec to, które już mamy.

 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dziękuję serdecznie Bożenie Pajdosz za poświęcony czas i interesujący wywiad.
Również składam serdeczne podziękowania wszystkim, którzy wzięli udział w konkursie i zadali pytania. ♥

 Do nagrody autorka wytypowała:

1. Edyta Chmura za pytania:
Śmierć...już samo słowo wywołuje dreszcze. Czy można się z nią oswoić? Nawet gdybym znała dokładnie datę swej śmierci bałabym się jej nadejścia. A gdyby Pani spotkała Kostuchę, ot tak, siedząc sobie na ławeczce i delektując się ciepłem słońca, o czym chciałaby Pani z nią porozmawiać?
"Prawie całe zło świata wywodzi się z faktu, że ktoś się czegoś boi.” – tak mówiła Valancy w „Błękitnym zamku” Lucy Maud Montgomery. Zgadza się Pani z tą opinią? Czego Pani boi się najbardziej?
2. monweg za pytanie:
Jeżeli Niebo istnieje, to co chciałaby Pani usłyszeć od Boga u bram Raju (wiem, że Pani jest bardzo młoda, ale proszę wysilić wyobraźnię).
Wcale nie za młodość :-)
3. Susanne za pytanie:
Wchodzi Pani do windy, a tam schody. Jaka jest Pani reakcja?
4. Wino dla ulvang

Gratuluje i pozdrawiam!!!

Cyrysia