Nie zabija się czarnego kota
Wit Bonia
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 310
Ocena: 5+/6
Wierzycie w przesąd, że czarny kot przynosi pecha? Wydaje mi się, że niektórzy są o tym święcie przekonani. Co prawda żyjemy w świecie nowoczesności, mimo to w dalszym ciągu odczuwamy pewne obawy przed wierzeniami naszych pradziadów. Ale może jednak w tych legendach istnieje jakieś ziarenko prawdy? Bona Wit (Bożena Witkowska), położna z zawodu i zamiłowania, studentka na Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu, w swojej książce ,,Nie zabija się czarnego kota’’ pokazuje, że niektóre gusła mogą mieć jednak coś wspólnego z rzeczywistością. Przekonał się o tym osobiście Piotr Tylewski, główny bohater w/w powieści.
Piotr nigdy nie wierzył w żadne zabobony do czasu, kiedy w trakcie podróży z Poznania na Mazury przez przypadek przejechał samochodem czarnego kota. Od tego momentu jego życie staje się pasmem dziwnych zdarzeń i niefortunnych okoliczności. Pech zdaje się go nie opuszczać. Najpierw płonie tartak, jego rodzinny biznes, następnie dowiaduje się, że w wyniku przelotnego romansu ma pięcioletnią córkę Gabrysię. I jeszcze jakby tego było mało, ten dziwnie sformułowany testament nieżyjącej babci Zofii. Okazuje się, że staruszka przepisała wszystko na swojego wnuczka, ale darowiznę obwarowała dwoma warunkami: musi zameldować się i zamieszkać w nieruchomości, czyli w małej, rozpadającej się chatce w Gałkowo, urokliwej mazurskiej wsi, albo utworzyć w tym miejscu muzeum lub skansen z możliwością udostępnienia go zwiedzającym. Piotr koniecznie chce pozbyć się zbędnego jego zdaniem balastu, dlatego zamierza podważyć akt prawny swojej krewnej. Niestety najbliższa sąsiadka Bernadetta Kołacka stanowczo się temu sprzeciwia. Między nimi dochodzi do niemiłej wymiany zdań, po której mężczyzna wraca do Poznania. Postanawia zapomnieć o wszystkim i skupić się, jak zwykle na sobie.
Piotra nieoczekiwanie co noc zaczyna nawiedzać w snach kot z wypadku, który powoli staje się jego zmorą. Co jeszcze złego go spotka? Czy wypełni ostatnią wolę babci Zofii? Już wkrótce główny bohater będzie musiał zweryfikować całe swoje dotychczasowe życie i zmienić podejście do wielu spraw. Z jakim to wyjdzie rezultatem?
Biorąc do ręki tę książkę nie wiedziałam, czego się po niej spodziewać. Wprawdzie na tylnej okładce jest napisane, iż „Nie zabija się czarnego kota”- ''to nie kryminał. To opowieść o trudnych miłościach''. Pomimo tego fabuła była dla mnie jedną wielką niewiadomą. Na szczęście wraz z rozwojem wydarzeń stopniowo w mojej głowie pojawiać zaczął się bardzo wyraźny obraz całej historii. Nie przypuszczałam, że tak szybko dam się jej porwać. Od samego początku zafascynowały mnie zaskakujące perypetie Piotra. To trzydziestopięcioletni wieczny chłopiec, bawidamek, dla którego liczy się tylko dobra zabawa. Nagle w ciągu kilku chwil jego życie zmienia się o 180 stopni. Niespodziewanie pojawiają się kłopoty osobiste i zawodowe. Niczym grom z jasnego nieba spada na niego wiadomość o ojcostwie, zaś testament babci, który miał być potencjalnym zastrzykiem gotówki, okazuje się pasmem problemów. Czy winę za zaistniałą sytuacje rzeczywiście ponosi nieszczęsny czarny kot? Dlaczego notorycznie pojawia się w snach Tylewskiego? Może chce mu coś przekazać?
To ciepła, optymistyczna, lekko zabawna, momentami wzruszająca powieść. Z przyjemnością obserwowałam metamorfozę głównego bohatera, jak z Piotrusia Pana przeistoczył się w odpowiedzialnego, statecznego mężczyznę. A to wszystko dzięki swojej córce, która obudziła w nim instynkt ojcowski i sprawiła, że całkiem inaczej zaczął postrzegać świat. Ktoś jeszcze poruszył serce Tylewskiego. Tym kimś była Bernadetta, sąsiadka i zarazem najbliższa przyjaciółka babci Zofii. Istnieje jednak pewien problem a nawet dwa. Kobieta nie popiera jego zamiarów podważenia testamentu i ma kilkuletniego synka z zespołem Downa. Czy w tym przypadku Piotr nawiąże z nią cieplejsze relacje? Czy nadszedł wreszcie czas na zmiany, na stabilizacje? Taki kobieciarz, outsider, miałby się wszystkiego wyzbyć na rzecz małżeństwa i rodziny? Ten wątek szalenie mi się spodobał. Autorka postawiła na naturalność i spontaniczność, dzięki czemu nie uświadczymy banalnej, lukrowatej miłości, lecz będziemy świadkami uczuciowych, bezradnych zmagań głównych bohaterów. Nie zabraknie też pewnej intrygi związanej z dwoma biznesmenami, którzy chcą ,,położyć łapę’’ na majątku nieżyjącej Pani Zofii. Z tym epizodem wiąże się kilka niepokojących momentów. Żałuje jedynie, że Pani Bonia nie doprowadziła do konfrontacji Piotra z matką dziewczynki, nie wyjaśniła sprawy z podejrzanymi przedsiębiorcami skupującymi ziemie od miejscowych z Gałkowa, jak również pozostawiła otwarte zakończenie. Mam tylko nadzieję, że ukaże się kontynuacja, w której poznam brakujące elementy tej układanki.
Proza Bony Wit zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Czytałam ją z wielkim zainteresowaniem oraz emocjonalnym zaangażowaniem. Całość napisana jest lekkim piórem i przystępnym stylem, bez oklepanych frazesów czy pustych słów. Akcja się toczy gładko i dość wartko, bez niepotrzebnych dłużyzn. Na uznanie zasługuje także kreacja bohaterów, z którymi przez cały czas się identyfikowałam odczuwając ich emocje. Podsumowując. To ciekawa, sympatyczna, wciągająca powieść obyczajowa, idealna dla umilenia sobie czasu, lub na poprawę nastroju. Bardzo się cieszę, że mogłam ją poznać. Serdecznie namawiam do sięgnięcia po tę książkę. Myślę, że wam się spodoba i nie będziecie zawiedzeni.
***
Wydawnictwo Novae Res
To może być coś ciekawego, jednak na razie funduszy brak na nowe książki. Jestem więc zmuszona sobie ja odpuścić :(
OdpowiedzUsuńale piękna okładka :) Myślę, że książka by mi się spodobała ;)
OdpowiedzUsuńOoo! No proszę :)
OdpowiedzUsuńSama też miałam ochotę na tę książkę!
Rozejrzę się w takim razie!
Kociaki robią się coraz modniejsze i coraz częściej wykorzystywane w literaturze ")
OdpowiedzUsuńMyślę, że gusła i zabobony są gdzieś wpisane w polskość. Od dziecka słyszy się o pechu przynoszonym przez czarnego kota, bądź będącego wynikiem stłuczenia lustra lub wysypania soli. Niby w to się nie wierzy, ale z solą raczej się obchodzi uważnie, bo 7 lat nieszczęścia nie wróży nic dobrego :D
Książka wydaje się być interesującą pozycją. Z chęcią zapoznałabym się z dziwnymi przygodami Piotrka. Ten pojawiający się w jego snach kot przywodzi mi na myśl kruka z "Zapomnij patrząc na Słońce".
To prawda, że od jakiegoś czasu koty królują ;) Ale to dobrze, bo ten motyw w literaturze uważam za całkiem ciekawy.
UsuńWydaje mi się, że jakieś ziarenko prawdy musi być w tych zabobonach, gdyż z opowiadań mojej nieżyjącej już babci pamiętam wiele szokujących przygód, właśnie z kotem w roli główniej. Babcia opowiadała, że w niektórych kotach ukryta jest dusza zmarłych, które próbują coś przekazać. Czy to prawda? Wolę nie wiedzieć o tym nie myśleć :) Jestem za duży cykor, jeśli chodzi o wszelkie tajemnice wszechświata:))
Co do powyższej książki-serdecznie polecam. Ja ubawiłam się przy niej świetnie.
Faktycznie kot pojawiający się w snach Piotra przywodzi na myśl kruka z "Zapomnij patrząc na Słońce". Ale na szczęście tutaj nie ma takiego ponuro- melancholijnego nastroju, jak powieści Mlek.
Tego wierzenia o kotach nie słyszałam :) Ja lubię słuchać takich historii, ale nie chciałabym na własnej skórze się przekonać, czy owe zabobony się sprawdzają.
UsuńMoże kiedyś nadarzy się okazja, to z pewnością przeczytam. Fajnie o niej piszesz, więc trudno się nie skusić :)
Urocza okładka i ciekawa pozycja :)
OdpowiedzUsuńPiszę się na tę powieść :)
OdpowiedzUsuńSzukam takich powieści, więc trafiłaś w mój gust. :)
OdpowiedzUsuńHmm..ciekawa pozycja, chyba się skuszę :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :-)
Książka super. Mimo, że chyba tzw. babskiej literatury można ją zaliczyć. Ale do wakacyjnego bagażu jak znalazł. Polecam. Czyta się bardzo dobrze. Ktoś zna jakieś inne książki tej autorki?
OdpowiedzUsuńNie wydaje mi się, żeby to była typowa ,,babska'' literatura, wszak głównym bohaterem jest mężczyzna, więc i panowie zapewne odnajdą się w tej lekturze znakomicie.
UsuńFaktycznie czyta się tę książkę rewelacyjnie. Ja dosłownie pochłonęłam ją w mig.
Nie jestem przekonana, ale wydaje mi się, że to debiut Bony Wit. W każdym razie nie znalazłam w sieci żadnych informacji o jakichkolwiek innych dziełach tej autorki.
Książka super. Mimo, że chyba tzw. babskiej literatury można ją zaliczyć. Ale do wakacyjnego bagażu jak znalazł. Polecam. Czyta się bardzo dobrze. Ktoś zna jakieś inne książki tej autorki?
OdpowiedzUsuńOkładka ładna, ale książka nie dla mnie. :)
OdpowiedzUsuńAle cudna okładka! Mam ochotę na tę książkę. Wiem, że mi się spodoba :)
OdpowiedzUsuńGdyby nie ty pewnie nie zwróciłabym uwagi na tę książkę, a tak myślę że to będzie fajna lektura :)
OdpowiedzUsuńCzarnego kota mam i o przynoszenie pecha go nie posądzam. :)
OdpowiedzUsuńOkładka rewelacyjna, ale do książek tego wydawnictwa zawsze podchodzę z dużą rezerwą. ;)
OdpowiedzUsuńOkładka jest prześliczna. Fabuła również interesująca, dlatego zamierzam przeczytać tę książkę :)
OdpowiedzUsuńCiekawa lektura. Lubię takie historie: intrygi, emocje i wciągająca fabuła. Będę jej wypatrywać.
OdpowiedzUsuńŻadnego kota się nie zabija, niezależnie od koloru futra ! :) Uwielbiam czarne koty, pewnie dlatego, że wierzący w zabobony tak bardzo się ich boją :) nie wspominając, że moją szczęśliwą liczbą jest 13. Jak najbardziej chciałabym przeczytać :)
OdpowiedzUsuńŚwięta prawda. Nie wolno tak dyskryminować kotów :) Ja również uwielbiam czarne koty, pewne dlatego, że jestem pechowcem, więc jak się dwa ,,pechy'' spotkają, to pojawia się szczęście :))) Lubię tak to sobie tłumaczyć :))
UsuńA książkę oczywiście polecam jak najbardziej.
Zainteresowałaś mnie tą książką i to pomimo tego, że nie przepadam za tego typu powieściami. Kota mam, na szczęście biało-czarnego, a właściwie białego w czarne łatki, więc opisywany w zrecenzowanej przez Ciebie książce pech mnie nie dotyczy. Mam nadzieję. :)
OdpowiedzUsuńUfam, że nie będziesz rozczarowana tą książką. Mnie w każdym razie bardzo przypadła do gustu.
UsuńPecha przynosi cały czarny kot, więc Ciebie to nie dotyczy, skoro twój kociak jest pełen ,,łatek'' :)
Ostatnio kocie tytuły są w modzie jak nie: "Pierwsze koty robaczywki, to "Historia kotem się toczy" czy "Nie licząc kota" ;)
OdpowiedzUsuńZapowiada się całkiem intrygująca lektura. Może powinnam przeczytać ku przestrodze, bo też w przesądy nie wierzę i miałam nawet czarnego kota kiedyś :) W każdym razie tytuł już zanotowałam :)
OdpowiedzUsuńTytuł mi się nie podoba, ale za to okładka klimatyczna. Wszędzie, gdzie jest kot, jestem tam i ja :)
OdpowiedzUsuńOkładka jak i zawartość interesujące. Rozejrzę się za nią. Skoro piszesz, że to prawdopodobnie debiut, to tym bardziej jestem zainteresowana - ostatnio trafiam na bardzo dobre polskie debiuty.
OdpowiedzUsuńDobrze, że wydawca nie chciał oddać na okładce tytułu dosłownie;)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe :D I szczególnie, że jest tam kot :3 Przeczytam, jak będę miała okazję.
OdpowiedzUsuńByłam nią zainteresowana,szkoda, że się nie skusiłam. Kiedyś pewnie nadrobię;)
OdpowiedzUsuńSięgnęłabym po tę książkę nie ze względu na głównego bohatera, ale dla wątku kota. Szalenie mnie zainteresował ten zabieg. Uwielbiam koty, czarne są piękne!, więc jestem ciekawa, w jaki sposób nawiedza bohatera i co ma mu do przekazania. :)
OdpowiedzUsuńMuszę cię nieco zmartwić, ponieważ wątek z kotem jest ograniczony do minimum. Stanowi zaledwie blade tło dla fabuły. Autorka skupiła się bardziej na przyziemnych sprawach, które na szczęście są tak interesujące, że nie dostrzega się ,niedosytu'' z powodu braku rozwinięcia innych scen.
UsuńJak dobrze że książka na mnie czeka na półce :)
OdpowiedzUsuńJuż sama okładka mnie przekonała, a co dopiero Twoja recenzja:)
OdpowiedzUsuńTytuł jest intrygujący, ale wydaje mi się, że ta książka nie trafiłaby do mnie.. :)
OdpowiedzUsuńgdyby nie ilość romansów i obyczajówek, które mam teraz w planach to przeczytałabym;) zapisuję tytuł;)
OdpowiedzUsuńJa również zapisuję. Pozycja wydaje mi się ciekawa.
OdpowiedzUsuńchociaż wydaje mi się, że nie wierzę w przesądy, to włosów przed maturą nie obetnę, może lepiej nie ryzykować ;-) ciekawa książka, więc tytuł zapamiętam :D
OdpowiedzUsuńNie czytałam, ale wydaje się być interesująca :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
W.
Na okładce iście mój kot Benek:) Co do książki jestem za :)
OdpowiedzUsuńFajna okładka, nie wierzę w przesądy, ale fabuła wydaje się ciekawa i oryginalna
OdpowiedzUsuńA ja na przekór uważam, że czarne koty przynoszą szczęście ;d Bardzo chętnie sięgnę po książkę, bo właśnie takiego opowiadania mi trzeba :)
OdpowiedzUsuńObyczajówki to moje klimaty, więc dam jej szansę. Myślę, że mi się spodoba
OdpowiedzUsuńMiałam okazję wybrać tę książkę do recenzji, ale zdecydowałam się na coś innego... Powoli zaczynam żałować tego kroku...
OdpowiedzUsuńZ takimi pozycjami mam zwykle tak, że wydają mi się na tyle ciekawe się nad nimi zastanowić, ale też nie ciągnie mnie tak by sięgać po nią już teraz, od razu :)
OdpowiedzUsuńKsiążki z kotami automatycznie wpadają do kręgu moich zainteresowań. Tutaj koci motyw jest dość nietypowy, tym chętniej przeczytałabym książkę :-)
OdpowiedzUsuńCo do tytułu to... no wiadomo, że nie zabija się czarnego kota! Ani żadnego innego, bo koty są super hehe :)
OdpowiedzUsuńCiekawa musi to być powieść.
Podoba mi się Twoja recenzja oraz okładka książki, mam ochotę sprawdzić czy powieść również mi się spodoba. :)
OdpowiedzUsuńZapowiada się całkiem fajnie, z pewnością kiedyś przeczytam.
OdpowiedzUsuńBrzmi bardzo ciekawe i te kotyyy, jakaś moda na te stworzonka panuje, ale nie mam nic przeciwko, bo sama jestem posiadaczką kocurka ;)
OdpowiedzUsuńJakkolwiek opis książki mnie nie zainteresował, już bardziej okładka, tak po Twojej recenzji mam ochotę się zapoznać. :) Brzmi bardzo ciekawie :))
OdpowiedzUsuń