Nigdy nie daj sobie wmówić, że Twoje życie nie ma sensu, że jest pozbawione wartości. To nieprawda. Ludzie, którzy to mówią, starają się leczyć własne rany, raniąc innych. Im to nie pomoże. Tobie, jeśli na to pozwolisz, może zaszkodzić. [Marcin Kaczmarczyk] ❤

niedziela, 25 listopada 2018

"Listy (nie)miłosne" Natalia Sońska # PATRONAT MEDIALNY

"Listy (nie)miłosne" 
Natalia Sońska
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Premiera: 5 września
Ilość stron: 368
Moja ocena: 8+/10
Patronat medialny:
Jak można wyrazić słowami coś więcej niż wdzięczność?

  Była z nim naprawdę szczęśliwa. Planowali wspólnie przyszłość, mieli nawet spisaną listę rzeczy, które chcą zrobić razem. Jednak on odszedł, zostawiając tylko list. I rozpacz, którą ona jeszcze długo będzie nosić w sercu. Czy ktoś, kto od zawsze na nią czeka i jest gotów zrobić dla niej wszystko, dostanie swoją szansę? [opis wydawcy]

  Natalia Sońska urodziła się 27 czerwca 1993 roku. Jest absolwentką I Liceum Ogólnokształcącego w Łańcucie, a obecnie również studentką prawa na Uniwersytecie Rzeszowskim. Literacko debiutowała późną jesienią 2015 roku poprzez wydanie powieści pod tytułem „Garść pierników, szczypta miłości”. W swojej bibliografii posiada jeszcze kilka bardzo pozytywnie ocenionych powieści obyczajowych takich jak: ''Kropla zazdrości, morze miłości'', ''Obudź się, Kopciuszku'', ''Zakochaj się Julio'', ''Mniej złości, więcej miłości'', ''Cała przyjemność po mojej stronie'' oraz ''Przyjaciółki'', które napisała w duecie z Agatą Przybyłek.

  Znam całą dotychczasową twórczość autorki i śmiało mogę napisać, że to jedna z lepszych polskich pisarek młodego pokolenia. Każda kolejna jej powieść jest nie tylko dobrze napisana, ale również bogata w emocje, wartościowa i jedyna w swoim rodzaju. Nie inaczej było i tym razem. "Listy (nie)miłosne" już od pierwszych stron oczarowały i zawładnęły moją wyobraźnią, a zarazem obudziły wiele słodko-gorzkich wspomnień. Z całą pewnością jest to historia, w której każdy może odnaleźć cząstkę siebie. Ciepła, prawdziwa i niezwykle autentyczna. Niczym plaster miodu koi skołataną duszę, szczególnie tym wszystkim, którzy poddawani są różnym uczuciowym perturbacjom. 

 Fabuła aż tchnie autentyzmem i swoistą głębią. Jeszcze do niedawna Zosia była szczęśliwą narzeczoną Igora, snując odważne plany o wspólnej przyszłości. Jednak pewnego dnia ukochany odchodzi niespodziewanie, pozostawiając jedynie list z informacją, że nie mogą być dłużej razem. Dziewczyna nie potrafi zrozumieć powodów jego decyzji. Rozczarowana, rozżalona i zrozpaczona nieustannie tęskni i jednocześnie ma nadzieję, że może jeszcze nie wszystko stracone. Tymczasem jej najlepszy, wieloletni przyjaciel Staszek, który od wielu lat darzy ją ogromnym uczuciem – robi co może, byle tylko Zosia skierowała swoje zainteresowanie w jego stronę. Czy jego starania przyniosą pozytywny efekt? A może dziewczyna zamknie się w swojej skorupie i nie dopuści do siebie nikogo?

  Zapewne większość z Was przeżyła nieszczęśliwą miłość, toteż wie, jak trudno jest wziąć się w garść i zacząć wszystko od nowa. Czasami proces gojenia ran trwa latami, a niekiedy szybko następuje moment, w którym odganiamy wspomnienia o przeszłym związku, otwierając drzwi ku nowej przygodzie. A jak sytuacja wygląda w przypadku bohaterki niniejszej książki? Natalia Sońska pokazuje nam różne etapy cierpienia, które przechodzi osoba po rozstaniu – od udawania przed sobą oraz innymi, że wszystko jest w porządku, choć w środku wszystko aż kipi od niewypowiedzianych pretensji, przez popadanie w jakąś melancholię, graniczącą z apatią, a skończywszy na szukaniu antidotum na wyjście z kryzysu. Okazuje się, że w tych jakże bolesnych chwilach wsparcie i troska najbliższych jest na wagę złota. Dlatego zamiast pogrążać się w samotności, lepiej przyjąć pomocną dłoń kogoś, komu na nas zależy. Ponieważ…

<<Rozpamiętywanie nie jest dobre, blokuje nasze szczęście, nie dopuszczając myśli o tym, że całe życie tak naprawdę jest jeszcze przed nami.>>

  Ciekawym zabiegiem, a zarazem nietypową metodą na złamane serce jest pisanie listów przez porzuconą Zosię do byłego narzeczonego, w których przedstawia własny pogląd na opisywane wydarzenia z minionego dnia i dzieli się swoimi przemyśleniami. Nie wysyła jednak swojej korespondencji do adresata, lecz skrzętnie przechowuje w starej szkatułce. Oprócz tego decyduje się na zrealizowanie listy marzeń, którą kiedyś wspólnie z Igorem stworzyli, by tym samym – wypełnić pustkę po ex i zamknąć wszystkie niedomknięte rozdziały.

<<Musiała zrobić wszystko, żeby raz na zawsze wymazać go z pamięci. Musiała zrealizować każde zamierzenie z tej listy, żeby nie mieli już ze sobą nic wspólnego. Żadnych wspólnych marzeń, żadnych planów.>>

  Ten wątek wydaje się być znakomitą inspiracją dla osób, które znalazły się w podobnym położeniu. Pozwala bowiem oderwać się od dręczących myśli i skupić uwagę na czymś innym. Autorka mądrze daje nam do zrozumienia, że nasza egzystencja nie musi być ustawiona pod czyjeś dyktando. Że nie trzeba wszystkiego robić zgodnie z ustalonym planem. Niekiedy warto iść na żywioł i zrobić coś dla siebie. Nie patrzeć na to co było, lecz żyć teraźniejszością nie zależnie od tego jaka ona jest. Dzięki temu szybko przekonamy się, że małe rzeczy potrafią przynosić mnóstwo radości i satysfakcji.

<<Wiele mi dają do myślenia te punkty na naszej liście. Nie są tylko metodą na zapomnienie. Pozwalają szerzej spojrzeć na pewne sprawy, pewne sytuacje.>>

  Kolejną zaletą powieści jest bardzo udana kreacja postaci. To ludzie z krwi i kości mający swoje zalety, wady i lęki, rozterki i pragnienia, co sprawia, że łatwiej się z nimi identyfikować. Największą sympatią zapałałam do Staszka, który ujął mnie swoją anielską cierpliwością, opiekuńczością i szacunkiem wobec uczuć kłębiących się w głowie jego przyjaciółki. Z kolei Zosia troszkę irytowała mnie swoim egoizmem w stosunku do Staszka. Miałam wrażenie, że traktowała go jako remedium na smutki, poczucie beznadziei i zagubienia, tym samym dając mu fałszywą nadzieję, na coś więcej. Również drugoplanowe jednostki obdarzone ciekawą osobowością i wiele wnoszą do rozwoju wydarzeń.

  Nie sposób nie wspomnieć o subtelnie rozwijającym się wątku romantycznym, który przynosi konstruktywną i rozwijającą refleksję. Zosia nie potrafi od odkochać się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wręcz karmi się tęsknotą. Mimo to postanawia dać szansę Staśkowi na coś więcej niż zwykłe koleżeństwo. Tylko czy taki substytut związku będzie odpowiadać obojgu?

<<Od kiedy pamiętała, był dla niej wsparciem i mogła liczyć na niego w każdej chwili. Przyjaciel z książkowej definicji, który w ogień by za nią skoczył, gdyby tylko zaszła taka potrzeba. I kochał ją bez opamiętania miłością bezwarunkową, bezinteresowną i bezgraniczną. Był inteligentnym chłopakiem, dlatego wiedział od początku, że walka o Zosię nie będzie należała do najłatwiejszych. Ale udało się. Najpierw zyskał jej przyjaźń, udowodnił swoją wartość, a za starania nagrodziła go gorącym uczuciem. Ale czy było to dokładnie to, czego oczekiwał>>

  Pisarka opowiada nam o różnych rodzajach i aspektach miłości – nie tylko damsko-męskiej, ale także siostrzanej, przyjacielskiej czy platonicznej. Błyskotliwie uzmysławia, że bycie z kimś w związku nie musi oznaczać niekończącej się euforii i odczuwanie nieustannych motyli w brzuchu. Znacznie ważniejsza jest duchowa bliskość, akceptacja, wzajemne zrozumienie i poczucie bezpieczeństwa. To daje szczególnie mocny fundament pod budowę trwałej więzi z drugim człowiekiem.

  Książka napisana jest prostym, potoczystym językiem, bez nudnych wywodów i niepotrzebnych dywagacji. Również dialogi wydają się adekwatne do danej sytuacji. Natomiast akcja toczy się nieśpiesznie, jednakże nie uświadczymy dłużyzn, a każdy element jest idealnie wyważony, przemyślany i pasuje do całości. Jedyne do czego mogłabym się przyczepić, to nadmierny sentymentalizm, który miejscami był aż nadto widoczny, co dawało efekt przesłodzenia. Nie zmienia to jednak faktu, że jestem bardzo zadowolona z lektury i z niecierpliwością wyczekuję kolejnej części, zatytułowanej "Piosenki (nie)miłosne", gdzie narracja będzie prowadzona z perspektywy Igora. 

  Podsumowując: ''Listy (nie)miłosne'' to poruszająca najczulsze struny opowieść o zawiedzionych nadziejach, próbie pogodzenia się z tym, co już nie wróci i  stopniowym otwieraniu się na świat i innych ludzi. Wzrusza, rozczula i rezolutnie uświadamia, że istnieją w życiu o wiele większe tragedie niż nieszczęśliwa miłość. Dlatego warto odciąć grubą kreską to, co było do tej pory i pozwolić sobie na szczęście, które gdzieś tam niezaprzeczalnie na każdego czeka. Nie wierzycie? Przekonajcie się sami!

<<Czasem życie potrafi nas zaskoczyć, nawet wtedy, kiedy jesteśmy pewni na dwieście procent tego, co się stanie. Dopóki nie przewidujesz przyszłości, nie możesz być pewna tego, co cię spotka.>>

9 komentarzy:

  1. Ludzie często dramatują nad tym co było, a ta książka pokazuje, że nie warto!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tej książki autorki jeszcze nie czytałam, ale mam wszystkie jej powieści na półce.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli książka jest tak dobra, jak okładka, to ja w to wchodzą. 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo pozytywnie wspominam tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mi książka również bardzo przypadła do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dokładnie, czasami życie zaskakuje. Myślę, że książka będzie w moim guście, poszukam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie miałam pojęcia, że autorka jest taka młoda! :O

    OdpowiedzUsuń

Zaglądaj, czytaj, przegryzaj moje słowa, ale wychodząc, zostaw po sobie niezatarty ślad swojej obecności...