Gdyby mogła Pani zabrać jedną osobę w podróż dookoła świata, kto by to był?
Jeśli tylko jedną, to pewnie siebie samą ;)
Jaki ma Pani sposób na pokonanie chandry?
Idę spać. Ewentualnie postać w jakiejś kolejce. Rozmowy, jakie toczą się w kolejkach sklepowych albo pocztowych, rozbawiłyby nawet największego sztywniaka. Poza tym, zadowolą wielbicieli wszelkiej maści literatury – od horroru przez romans po fantasy. Poprawa humoru – gwarantowana. Zachęcam do spróbowania ;)
Z jakim zwierzęciem Pani się mogłaby utożsamić?
Z żadnym. Najlepiej być sobą. Tym bardziej że wszyscy inni są już zajęci ;)
izabela81
W "I tu jest bies pogrzebany" wyśmiewa Pani wszystkich, nawet pisarzy. Dlaczego akurat pisarzy, bo przecież sama Pani jest pisarką?
Bo trzeba mieć dystans do wielu rzeczy. Do siebie również. Kto nie umie się śmiać, także z siebie, jest groźny. I dla siebie, i dla otoczenia. „Uważajcie na ludzi, którzy się nie śmieją – są niebezpieczni" – powiedział Juliusz Cezar. Chyba wiedział, co mówi. Nie sądzę, żeby Brutus odznaczał się jakimś szczególnym poczuciem humoru…
W "I tu jest bies pogrzebany" motyw śmierci wywróciła Pani do góry do nogami. Czy w taki właśnie sposób postrzega Pani śmierć?
W TEJ książce w taki właśnie sposób ją postrzegam.
Edward z "I tu jest bies pogrzebany" to pisarz nieudacznik, który pisze romanse dla kur domowych. Czy myśli Pani, że romanse są rzeczywiście tylko dla tzw. kur domowych i tylko one je czytają?
Nie, nie tylko dla kur, ale też dla kogutów, kurczaków i innego ptactwa domowego, o ile
tylko potrafi czytać ;)
martucha180
Przewrotność tytułu odbieram jako objaw dużego poczucia humoru i żonglerki słownej. Co i kto Panią najbardziej bawi, śmieszy, z czego Pani zrywa boki i płacze ze śmiechu?
Rozmowy w poczekalni do lekarza. Także te, w które sama się włączam. A może zwłaszcza te… Można tam zrywać boki, skręcać się, pękać, a na koniec umrzeć. Ze śmiechu, rzecz jasna;)
Pani imię przypomniało mi serial z mego dzieciństwa o koniu Karino. Nie wiem, czy go Pani oglądała. Za co Pani lubi bądź nie swoje imię i w jakiej wersji?
W swoim imieniu najbardziej lubię to, że każdy, kto mnie poznaje, ma od razu swoją własną koncepcję, od czego ono pochodzi. Najbardziej zabawne bywa to w kontakcie z obcokrajowcami, bo każdy z nich próbuje przypisać pochodzenie mojego imienia swojemu krajowi, szukając odpowiedników w swoim języku. Za granicą zawsze zapisują je przez „C”, a w przychodniach i urzędach – ze wszelkimi możliwymi błędami. Nie wiem tylko, dlaczego mnóstwo ludzi próbuje je zdrobnić na milion różnych sposobów. Efekty są czasem zadziwiające. Wprawiają w osłupienie i mnie, i ich samych ;)
Nie znosi Pani fasolki po bretońsku. Co w takim razie kulinarnie Pani „znosi” najbardziej?
Cukier. W postaci czystej :D I każdą bez wyjątku potrawę włoską, o ile nie przebywała wcześniej w pobliżu fasolki po bretońsku ;)
co-przeczytałam
Jaki mógłby być tytuł napisanego przez Panią romansu dla "kury domowej 50+"?
„Miała baba koguta”.
Grażyna Wróbel
Jest Pani uzależniona od kawy, a więc jaką lubi Pani najbardziej?
Z rana. Z papierowego kubka. Z McDonald’sa. Z mlekiem. Z cukrem. Z jeszcze większą ilością cukru. Z ogromną przyjemnością :)
Czego się Pani panicznie boi?
Utraty poczucia humoru. I tego, że kiedyś skończy się cukier ;)
Viola Listopadowa
Dlaczego grzebiesz Biesa zamiast piesa? Co to za frazeologiczne innowacje?
Czort jeden wie! ;)
Mylene 17
Czy wyobrażała sobie Pani kiedyś własny pogrzeb? Jaki powinien być?
Nie, bo jak mówi Epikur, „póki jesteśmy, nie ma śmierci, gdy jest śmierć, nie ma nas”. To chyba jedna z tych rzeczy, o które – oprócz, oczywiście, podatków – nie będę już musiała się, nomen omen, MARTWIĆ ;)
Magdalena Sz L
Jestem nowojorczykiem choć mieszkam w Toruniu, nikt mnie nigdy po nim nie oprowadzał, proszę mi powiedzieć co ma piernik do Torunia ?
Piernik do Torunia ma się tak jak pieprz do piernika, piernik do Katarzyny, a Katarzyna do „katarzynek” :) Zapraszam do zajrzenia do mojego przewodnika „Co ma piernik do Torunia, czyli subiektywny przewodnik po mieście (nie tylko) Kopernika dla (nie tylko) nowojorczyka” (http://spacerkiempotoruniu.blogspot.ch/2015/09/co-ma-piernik-do-torunia.html) Można się z niego dowiedzieć, co ma piernik do Torunia, a może nawet – przy odrobinie szczęścia – co ma piernik do wiatraka ;)
Czy jest jakaś książka z dzieciństwa, choć niekoniecznie z dzieciństwa, która Panią tak zainspirowała, że postanowiła Pani pisać ?
„Lew, czarownica i stara szafa” C. S. Lewisa. Nie tyle zainspirowała, co przewróciła do góry nogami mój siedmioletni (wtedy) światopogląd. To książka, przez którą – chyba jak większość dzieciaków, które miały z nią do czynienia – notorycznie wchodziłam do szafy, żeby sprawdzić, czy faktycznie nie ma ona tylnej ściany i można przejść przez nią do Narnii. W końcu uznałam, że to nie ta szafa. Ale każda inna też, niestety, miała tylną ścianę. Dopiero z czasem zorientowałam się, co jest nie tak. Że kluczem wcale nie jest szafa, ale sama książka. Że dzięki niej można przejść przez tę szafę i znaleźć się w Narnii. Tego chyba jednak nie doświadczyło każde dziecko, które natknęło się na tylną ścianę, więc muszę mówić o wyjątkowym szczęściu:)
"Aktorsko niespełniona" - dostaje Pani szansę by spełnić się aktorsko. Kogo i w czym ( w jakiej sztuce/filmie lub też w czym, czyli w jakim stroju/kostiumie) by Pani zagrała :) ?
Chciałabym zagrać przypadek dra House’a. Nawet jeśli miałby to być przypadek śmiertelny;)
Another Desire
Czy wybierając tytuł dla Pani książki inspirowała się Pani mitologią i podaniami ludowymi?
Jedynymi podaniami ludowymi, jakimi się inspirowałam, były te, które usłyszałam w kolejce do lekarza albo na poczcie ;)
Czy toruńskie pierniczki naprawdę są takie dobre? :D
Najlepsze! Nie tylko na świecie, ale i w całym wszechświecie! Kopernik, gdyby żył, z pewnością by to potwierdził ;)
Krzysztof Hawryszczyszyn
Skąd Pani czerpie pomysły na swoje książki ?
Z niczego, czyli… z głowy ;) Ale oczywiście zawsze punktem wyjścia jest jakaś realna sytuacja, która – przerysowana, wyolbrzymiona do granic możliwości, potraktowana solidnie ironią i czarnym humorem – przestaje już mieć cokolwiek wspólnego z sytuacją wyjściową i staje się fikcją literacką. A skąd się biorą sytuacje? Głównie z kolejek. W supermarketach i przychodniach, na pocztach i dworcach, w tramwajach i metrze etc., etc. Prawdę mówiąc, nie znam nikogo, poza sobą, kto lubiłby kolejki. A ja je perwersyjnie uwielbiam, bo tylko tam można się nasłuchać mrożących krew w żyłach historii o hemoroidach i wędlinie, która świeci w nocy. Dialogi wręcz same się proszą o to, żeby się znaleźć w pliku wordowskim ;)
Marysia Soczowka
Co zrobiłaby Pani gdyby zdarzyła się katastrofa i nagle fasolka po bretońsku płynęła ulicami Nowego Jorku?
Zacisnęłabym zęby. Ludzie nie takie rzeczy robią z miłości ;)
Różany gaj
Ze wszystkich miast na świecie akurat Nowy Jork, dlaczego ukochałaś to miasto?
Bo jeszcze nikt mnie tak nie uwiódł, nie rozkochał w sobie i nie wmówił, że będziemy żyć długo i szczęśliwie mimo braku toalet publicznych i tłoku na KAŻDEJ stacji metra, które liczbą pasażerów może konkurować tylko z państwem chińskim ;)
bukroom
Czy tytuł książki od początku miał taka wersję, a może został wymyślony na sam koniec?
Tytuł zawsze jest pierwszy. Potem muszę mieć pierwsze i ostatnie zdanie. Inaczej nie ruszę z miejsca i skończę jak Edward z mojej książki – z powieścią na zawsze złożoną tylko z jednego zdania ;)
Jaki jest Pani ulubiony bohater literacki i dlaczego właśnie ten?
Gdybym podała tylko jednego, obraziliby się wszyscy pozostali ;) Mogę tylko powiedzieć na ucho, że od dziecka mam słabość do Małej Mi, Bobka i Buki z „Muminków”. Chyba dlatego, że rodzice chcieli mnie nimi straszyć, a wyszło na odwrót. Do dziś umieram nie ze strachu, a ze śmiechu, jak widzę którąkolwiek z tych postaci :D
Monika Stanisławska
Czy jeżeli mogłaby Pani cofnąć się w czasie i zmienić coś w swoim życiu to wykorzystała aby Pani taką szansę i co by Pani najchętniej zmieniła?
Nie posmakowałabym nigdy fasolki po bretońsku :D Gdybym tylko mogła cofnąć czas i odmówić jej konsumpcji, mogłabym teraz żyć długo i szczęśliwie… ;)
perus
Jeden z bohaterów Pani książki, Edward, to "pisarz nieudacznik, który pisze romanse dla kur domowych i marzy o osobistej psychofance". Dlaczego zdecydowała się Pani tak właśnie go przedstawić? Przecież w Polsce wyłącznie kobiety piszą romanse, więc gdyby wśród nich pojawił się choć jeden rodzynek płci męskiej, na pewno nie brakowałoby mu czytelniczek - nawet gdyby pisał kiepsko. Psychofanka też by się pewnie znalazła...
Liczę na to, że historia Edwarda na tyle zainspiruje mężczyzn, że rzucą swoją aktualną pracę i zaczną pisać książki dla kobiet, którym „wciąż marzy się rycerz, tyle że z kartą kredytową zamiast miecza i 400 końmi, tyle że mechanicznymi, który na dodatek maluje, pisze wiersze i gra na MANDOLINIE”. Mają wielkie pole do popisu. Może nawet z czasem w SJP pojawi się hasło „podryw na Edwarda”… ;)
Daria S
Czy była jakaś sytuacja w Pani życiu o której z biegiem czasu chętnie Pani opowiada, żeby rozśmieszyć towarzystwo?
Opowiadam na bieżąco. Jest ich za dużo, żeby je wszystkie zapamiętać i częstować otoczenie w razie sztywnej atmosfery na imprezie rodzinnej albo grobowej ciszy w przedziale pociągu. Najświeższą zabawną sytuacją, jak mnie spotkała, był ta, kiedy pani w księgarni usilnie próbowała mi sprzedać moją własną książkę. Powiedziałam, że nie, dziękuję, bzdur nie czytam, poza tym autorka ma głupie imię. Pani na to: No, wie pani co! Trochę szacunku. A gdyby pani napisała książkę i ktoś się tak o niej wyraził?
Taaa… ;)
Iwona Pietrucha
Gdyby miała Pani wybrać miejsce - jedno jedyne - Toruń czy jednak Nowy Jork?:)
Nowy Jork . Ale zabrałabym ze sobą tyle pierników, ile by się dało. To znaczy, ile by przeszło przez kontrolę celną ;)
M42Prince
Proszę sobie wyobrazić, że zostaje Pani zaproszona na Bal Przebierańców. Przebranie jest dowolne. Jaką postać wybierze Pani, jaki okres Pani wybierze? A jeśli już nie epoka to może bajka? Proszę uzasadnić
Najchętniej za wilka z „Czerwonego Kapturka”, bo wszyscy zwykle przebierają się za Czerwonego Kapturka i wilkowi pewnie jest przykro. Ewentualnie za wilka, który połknął babcię, bo to by było prawdziwe wyzwanie :D A z postaci współczesnych, to może za brak zasięgu i dostępu do internetu. Ale to chyba bardziej halloweenowy strój, prawda? ;)
Czy ma Pani na zrobienie czegoś szalonego typu lot balonem, skok na bungee, skok ze spadochronem. Jeśli nie te wymienione to co by to było?
Największe szaleństwo jeszcze przede mną: będzie nim zjedzenie nieumytego jabłka. Ze skórą. Prawdę mówiąc, nie wiem, czy się na to odważę ;) Ewentualnie mogłabym jeszcze wyjść z domu bez żelu antybakteryjnego, ale to mogłoby się skończyć ofiarami w ludziach. Pewnie pierwszą byłabym ja sama ;)
Dominika Pyza
Jak wygląda proces twórczy?
Pierwszym, najciekawszym i najprzyjemniejszym etapem jest wymyślanie historii. Ostatnim, najbardziej bolesnym – głównie ze względu na ból karku, kciuka i nadgarstka – pisanie. Najlepsze pomysły wpadają mi do głowy, kiedy nie mam ich jak zapisać, czyli głównie pod prysznicem, w tramwaju albo metrze, kiedy jest taki tłok, że stoję z głową pod czyjąś pachą albo przy kasie, kiedy pani nie ma mi wydać grosika. Muszę szybko je zapisać, ale zwykle nie mam czym, więc zapisuję czym popadnie na czym popadnie. Na pudełku proszku do prania. Na bilecie. Na rachunku za gaz. Długopisem pożyczonym od pani w okienku pocztowym, kredką do oczy mojej koleżanki, która raczej nie była zadowolona, kiedy już ją jej oddałam a raz na bloczku receptowym u lekarza. Okazał się nie tylko internistą, ale i profesjonalistą, bo nie drgnęła mu nawet powieka, kiedy mi go podawał ;)
Co Pani robi, by się zmotywować, jeśli naprawdę nic się nie chce?
Chętnie poznam ten stan :D Chociaż z drugiej strony… Może lepiej nie, bo to by chyba oznaczało, że jestem już martwa ;)
Gab riela
Jaki według Pani jest idealny przepis na książkę, by nie była ona "zakalcem"?
Nie mam zielonego pojęcia, bo nie umiem gotować :D Ani tym bardziej piec ;) Myślę jednak, że jeśli nikt nigdy nie zaśmieje się ani razu, czytając moją książkę, która z założenia jest do śmiechu (ewentualnie do łez, ale jedynie ze śmiechu), to chyba wtedy będziemy mogli mówić o tym, że mi się tym razem nie upiekło ;)
Izabela Raszka
Jakie jest Pani ulubione danie? Jeśli już przy tym jesteśmy, załóżmy, że proces napisania i wydania książki to potrawa. Jakie powinna mieć składniki według Pani?
Wszystko, co włoskie. No, może oprócz lodów włoskich ;) A przepis na moją własną książkę jest bardzo prosty. Punktem wyjścia jest jakaś realna sytuacja albo postać. Biorę, choć bardziej elegancko byłoby powiedzieć: pożyczam od tej postaci jedną czy dwie cechy, które wyolbrzymiam do granic możliwości. Czasem jedna postać łączy w sobie cechy kilku innych i wtedy powstaje prawdziwa mieszanka wybuchowa. Na koniec doprawiam to szczyptą humoru i sporą dawką absurdu. I gotowe. Często pierwowzorem są postaci, które pełniły rolę epizodyczną w moim życiu, czyli ludzie, których spotkałam raz czy dwa razy, ale byli na tyle charakterystyczni, że posłużyli za punkt wyjścia do tworzenia bohatera. Notorycznie pożyczam sobie coś od sprzedawców z warzywniaków czy piekarni albo od kolejki w supermarkecie czy na poczcie. Nie zdarzyło mi się jeszcze odwzorować żadnej postaci jeden do jeden, nawet jeśli za pierwowzór posłużyłam ja sama. Bo od siebie też nie tylko pożyczam, ale i kradnę całymi garściami ;)
Jakiego gatunku książki Pani nigdy nie napisze?
Nie mogę się zarzekać, bo jak jednak napiszę, to będzie mi głupio ;) Poza tym jest w „Biesie…” takie zdanie, którego się trzymam: „(…) nie ma czegoś takiego jak NIGDY i NA ZAWSZE. NA ZAWSZE to sobie można amputować nogę i ona NIGDY nie odrośnie”.;)
Melisa Anonim
Jeśli tylko jedną, to pewnie siebie samą ;)
Jaki ma Pani sposób na pokonanie chandry?
Idę spać. Ewentualnie postać w jakiejś kolejce. Rozmowy, jakie toczą się w kolejkach sklepowych albo pocztowych, rozbawiłyby nawet największego sztywniaka. Poza tym, zadowolą wielbicieli wszelkiej maści literatury – od horroru przez romans po fantasy. Poprawa humoru – gwarantowana. Zachęcam do spróbowania ;)
Z jakim zwierzęciem Pani się mogłaby utożsamić?
Z żadnym. Najlepiej być sobą. Tym bardziej że wszyscy inni są już zajęci ;)
izabela81
W "I tu jest bies pogrzebany" wyśmiewa Pani wszystkich, nawet pisarzy. Dlaczego akurat pisarzy, bo przecież sama Pani jest pisarką?
Bo trzeba mieć dystans do wielu rzeczy. Do siebie również. Kto nie umie się śmiać, także z siebie, jest groźny. I dla siebie, i dla otoczenia. „Uważajcie na ludzi, którzy się nie śmieją – są niebezpieczni" – powiedział Juliusz Cezar. Chyba wiedział, co mówi. Nie sądzę, żeby Brutus odznaczał się jakimś szczególnym poczuciem humoru…
W "I tu jest bies pogrzebany" motyw śmierci wywróciła Pani do góry do nogami. Czy w taki właśnie sposób postrzega Pani śmierć?
W TEJ książce w taki właśnie sposób ją postrzegam.
Edward z "I tu jest bies pogrzebany" to pisarz nieudacznik, który pisze romanse dla kur domowych. Czy myśli Pani, że romanse są rzeczywiście tylko dla tzw. kur domowych i tylko one je czytają?
Nie, nie tylko dla kur, ale też dla kogutów, kurczaków i innego ptactwa domowego, o ile
tylko potrafi czytać ;)
martucha180
Przewrotność tytułu odbieram jako objaw dużego poczucia humoru i żonglerki słownej. Co i kto Panią najbardziej bawi, śmieszy, z czego Pani zrywa boki i płacze ze śmiechu?
Rozmowy w poczekalni do lekarza. Także te, w które sama się włączam. A może zwłaszcza te… Można tam zrywać boki, skręcać się, pękać, a na koniec umrzeć. Ze śmiechu, rzecz jasna;)
Pani imię przypomniało mi serial z mego dzieciństwa o koniu Karino. Nie wiem, czy go Pani oglądała. Za co Pani lubi bądź nie swoje imię i w jakiej wersji?
W swoim imieniu najbardziej lubię to, że każdy, kto mnie poznaje, ma od razu swoją własną koncepcję, od czego ono pochodzi. Najbardziej zabawne bywa to w kontakcie z obcokrajowcami, bo każdy z nich próbuje przypisać pochodzenie mojego imienia swojemu krajowi, szukając odpowiedników w swoim języku. Za granicą zawsze zapisują je przez „C”, a w przychodniach i urzędach – ze wszelkimi możliwymi błędami. Nie wiem tylko, dlaczego mnóstwo ludzi próbuje je zdrobnić na milion różnych sposobów. Efekty są czasem zadziwiające. Wprawiają w osłupienie i mnie, i ich samych ;)
Nie znosi Pani fasolki po bretońsku. Co w takim razie kulinarnie Pani „znosi” najbardziej?
Cukier. W postaci czystej :D I każdą bez wyjątku potrawę włoską, o ile nie przebywała wcześniej w pobliżu fasolki po bretońsku ;)
co-przeczytałam
Jaki mógłby być tytuł napisanego przez Panią romansu dla "kury domowej 50+"?
„Miała baba koguta”.
Grażyna Wróbel
Jest Pani uzależniona od kawy, a więc jaką lubi Pani najbardziej?
Z rana. Z papierowego kubka. Z McDonald’sa. Z mlekiem. Z cukrem. Z jeszcze większą ilością cukru. Z ogromną przyjemnością :)
Czego się Pani panicznie boi?
Utraty poczucia humoru. I tego, że kiedyś skończy się cukier ;)
Viola Listopadowa
Dlaczego grzebiesz Biesa zamiast piesa? Co to za frazeologiczne innowacje?
Czort jeden wie! ;)
Mylene 17
Czy wyobrażała sobie Pani kiedyś własny pogrzeb? Jaki powinien być?
Nie, bo jak mówi Epikur, „póki jesteśmy, nie ma śmierci, gdy jest śmierć, nie ma nas”. To chyba jedna z tych rzeczy, o które – oprócz, oczywiście, podatków – nie będę już musiała się, nomen omen, MARTWIĆ ;)
Magdalena Sz L
Jestem nowojorczykiem choć mieszkam w Toruniu, nikt mnie nigdy po nim nie oprowadzał, proszę mi powiedzieć co ma piernik do Torunia ?
Piernik do Torunia ma się tak jak pieprz do piernika, piernik do Katarzyny, a Katarzyna do „katarzynek” :) Zapraszam do zajrzenia do mojego przewodnika „Co ma piernik do Torunia, czyli subiektywny przewodnik po mieście (nie tylko) Kopernika dla (nie tylko) nowojorczyka” (http://spacerkiempotoruniu.blogspot.ch/2015/09/co-ma-piernik-do-torunia.html) Można się z niego dowiedzieć, co ma piernik do Torunia, a może nawet – przy odrobinie szczęścia – co ma piernik do wiatraka ;)
Czy jest jakaś książka z dzieciństwa, choć niekoniecznie z dzieciństwa, która Panią tak zainspirowała, że postanowiła Pani pisać ?
„Lew, czarownica i stara szafa” C. S. Lewisa. Nie tyle zainspirowała, co przewróciła do góry nogami mój siedmioletni (wtedy) światopogląd. To książka, przez którą – chyba jak większość dzieciaków, które miały z nią do czynienia – notorycznie wchodziłam do szafy, żeby sprawdzić, czy faktycznie nie ma ona tylnej ściany i można przejść przez nią do Narnii. W końcu uznałam, że to nie ta szafa. Ale każda inna też, niestety, miała tylną ścianę. Dopiero z czasem zorientowałam się, co jest nie tak. Że kluczem wcale nie jest szafa, ale sama książka. Że dzięki niej można przejść przez tę szafę i znaleźć się w Narnii. Tego chyba jednak nie doświadczyło każde dziecko, które natknęło się na tylną ścianę, więc muszę mówić o wyjątkowym szczęściu:)
"Aktorsko niespełniona" - dostaje Pani szansę by spełnić się aktorsko. Kogo i w czym ( w jakiej sztuce/filmie lub też w czym, czyli w jakim stroju/kostiumie) by Pani zagrała :) ?
Chciałabym zagrać przypadek dra House’a. Nawet jeśli miałby to być przypadek śmiertelny;)
Another Desire
Czy wybierając tytuł dla Pani książki inspirowała się Pani mitologią i podaniami ludowymi?
Jedynymi podaniami ludowymi, jakimi się inspirowałam, były te, które usłyszałam w kolejce do lekarza albo na poczcie ;)
Czy toruńskie pierniczki naprawdę są takie dobre? :D
Najlepsze! Nie tylko na świecie, ale i w całym wszechświecie! Kopernik, gdyby żył, z pewnością by to potwierdził ;)
Krzysztof Hawryszczyszyn
Skąd Pani czerpie pomysły na swoje książki ?
Z niczego, czyli… z głowy ;) Ale oczywiście zawsze punktem wyjścia jest jakaś realna sytuacja, która – przerysowana, wyolbrzymiona do granic możliwości, potraktowana solidnie ironią i czarnym humorem – przestaje już mieć cokolwiek wspólnego z sytuacją wyjściową i staje się fikcją literacką. A skąd się biorą sytuacje? Głównie z kolejek. W supermarketach i przychodniach, na pocztach i dworcach, w tramwajach i metrze etc., etc. Prawdę mówiąc, nie znam nikogo, poza sobą, kto lubiłby kolejki. A ja je perwersyjnie uwielbiam, bo tylko tam można się nasłuchać mrożących krew w żyłach historii o hemoroidach i wędlinie, która świeci w nocy. Dialogi wręcz same się proszą o to, żeby się znaleźć w pliku wordowskim ;)
Marysia Soczowka
Co zrobiłaby Pani gdyby zdarzyła się katastrofa i nagle fasolka po bretońsku płynęła ulicami Nowego Jorku?
Zacisnęłabym zęby. Ludzie nie takie rzeczy robią z miłości ;)
Różany gaj
Ze wszystkich miast na świecie akurat Nowy Jork, dlaczego ukochałaś to miasto?
Bo jeszcze nikt mnie tak nie uwiódł, nie rozkochał w sobie i nie wmówił, że będziemy żyć długo i szczęśliwie mimo braku toalet publicznych i tłoku na KAŻDEJ stacji metra, które liczbą pasażerów może konkurować tylko z państwem chińskim ;)
bukroom
Czy tytuł książki od początku miał taka wersję, a może został wymyślony na sam koniec?
Tytuł zawsze jest pierwszy. Potem muszę mieć pierwsze i ostatnie zdanie. Inaczej nie ruszę z miejsca i skończę jak Edward z mojej książki – z powieścią na zawsze złożoną tylko z jednego zdania ;)
Jaki jest Pani ulubiony bohater literacki i dlaczego właśnie ten?
Gdybym podała tylko jednego, obraziliby się wszyscy pozostali ;) Mogę tylko powiedzieć na ucho, że od dziecka mam słabość do Małej Mi, Bobka i Buki z „Muminków”. Chyba dlatego, że rodzice chcieli mnie nimi straszyć, a wyszło na odwrót. Do dziś umieram nie ze strachu, a ze śmiechu, jak widzę którąkolwiek z tych postaci :D
Monika Stanisławska
Czy jeżeli mogłaby Pani cofnąć się w czasie i zmienić coś w swoim życiu to wykorzystała aby Pani taką szansę i co by Pani najchętniej zmieniła?
Nie posmakowałabym nigdy fasolki po bretońsku :D Gdybym tylko mogła cofnąć czas i odmówić jej konsumpcji, mogłabym teraz żyć długo i szczęśliwie… ;)
perus
Jeden z bohaterów Pani książki, Edward, to "pisarz nieudacznik, który pisze romanse dla kur domowych i marzy o osobistej psychofance". Dlaczego zdecydowała się Pani tak właśnie go przedstawić? Przecież w Polsce wyłącznie kobiety piszą romanse, więc gdyby wśród nich pojawił się choć jeden rodzynek płci męskiej, na pewno nie brakowałoby mu czytelniczek - nawet gdyby pisał kiepsko. Psychofanka też by się pewnie znalazła...
Liczę na to, że historia Edwarda na tyle zainspiruje mężczyzn, że rzucą swoją aktualną pracę i zaczną pisać książki dla kobiet, którym „wciąż marzy się rycerz, tyle że z kartą kredytową zamiast miecza i 400 końmi, tyle że mechanicznymi, który na dodatek maluje, pisze wiersze i gra na MANDOLINIE”. Mają wielkie pole do popisu. Może nawet z czasem w SJP pojawi się hasło „podryw na Edwarda”… ;)
Daria S
Czy była jakaś sytuacja w Pani życiu o której z biegiem czasu chętnie Pani opowiada, żeby rozśmieszyć towarzystwo?
Opowiadam na bieżąco. Jest ich za dużo, żeby je wszystkie zapamiętać i częstować otoczenie w razie sztywnej atmosfery na imprezie rodzinnej albo grobowej ciszy w przedziale pociągu. Najświeższą zabawną sytuacją, jak mnie spotkała, był ta, kiedy pani w księgarni usilnie próbowała mi sprzedać moją własną książkę. Powiedziałam, że nie, dziękuję, bzdur nie czytam, poza tym autorka ma głupie imię. Pani na to: No, wie pani co! Trochę szacunku. A gdyby pani napisała książkę i ktoś się tak o niej wyraził?
Taaa… ;)
Iwona Pietrucha
Gdyby miała Pani wybrać miejsce - jedno jedyne - Toruń czy jednak Nowy Jork?:)
Nowy Jork . Ale zabrałabym ze sobą tyle pierników, ile by się dało. To znaczy, ile by przeszło przez kontrolę celną ;)
M42Prince
Proszę sobie wyobrazić, że zostaje Pani zaproszona na Bal Przebierańców. Przebranie jest dowolne. Jaką postać wybierze Pani, jaki okres Pani wybierze? A jeśli już nie epoka to może bajka? Proszę uzasadnić
Najchętniej za wilka z „Czerwonego Kapturka”, bo wszyscy zwykle przebierają się za Czerwonego Kapturka i wilkowi pewnie jest przykro. Ewentualnie za wilka, który połknął babcię, bo to by było prawdziwe wyzwanie :D A z postaci współczesnych, to może za brak zasięgu i dostępu do internetu. Ale to chyba bardziej halloweenowy strój, prawda? ;)
Czy ma Pani na zrobienie czegoś szalonego typu lot balonem, skok na bungee, skok ze spadochronem. Jeśli nie te wymienione to co by to było?
Największe szaleństwo jeszcze przede mną: będzie nim zjedzenie nieumytego jabłka. Ze skórą. Prawdę mówiąc, nie wiem, czy się na to odważę ;) Ewentualnie mogłabym jeszcze wyjść z domu bez żelu antybakteryjnego, ale to mogłoby się skończyć ofiarami w ludziach. Pewnie pierwszą byłabym ja sama ;)
Dominika Pyza
Jak wygląda proces twórczy?
Pierwszym, najciekawszym i najprzyjemniejszym etapem jest wymyślanie historii. Ostatnim, najbardziej bolesnym – głównie ze względu na ból karku, kciuka i nadgarstka – pisanie. Najlepsze pomysły wpadają mi do głowy, kiedy nie mam ich jak zapisać, czyli głównie pod prysznicem, w tramwaju albo metrze, kiedy jest taki tłok, że stoję z głową pod czyjąś pachą albo przy kasie, kiedy pani nie ma mi wydać grosika. Muszę szybko je zapisać, ale zwykle nie mam czym, więc zapisuję czym popadnie na czym popadnie. Na pudełku proszku do prania. Na bilecie. Na rachunku za gaz. Długopisem pożyczonym od pani w okienku pocztowym, kredką do oczy mojej koleżanki, która raczej nie była zadowolona, kiedy już ją jej oddałam a raz na bloczku receptowym u lekarza. Okazał się nie tylko internistą, ale i profesjonalistą, bo nie drgnęła mu nawet powieka, kiedy mi go podawał ;)
Co Pani robi, by się zmotywować, jeśli naprawdę nic się nie chce?
Chętnie poznam ten stan :D Chociaż z drugiej strony… Może lepiej nie, bo to by chyba oznaczało, że jestem już martwa ;)
Gab riela
Jaki według Pani jest idealny przepis na książkę, by nie była ona "zakalcem"?
Nie mam zielonego pojęcia, bo nie umiem gotować :D Ani tym bardziej piec ;) Myślę jednak, że jeśli nikt nigdy nie zaśmieje się ani razu, czytając moją książkę, która z założenia jest do śmiechu (ewentualnie do łez, ale jedynie ze śmiechu), to chyba wtedy będziemy mogli mówić o tym, że mi się tym razem nie upiekło ;)
Izabela Raszka
Jakie jest Pani ulubione danie? Jeśli już przy tym jesteśmy, załóżmy, że proces napisania i wydania książki to potrawa. Jakie powinna mieć składniki według Pani?
Wszystko, co włoskie. No, może oprócz lodów włoskich ;) A przepis na moją własną książkę jest bardzo prosty. Punktem wyjścia jest jakaś realna sytuacja albo postać. Biorę, choć bardziej elegancko byłoby powiedzieć: pożyczam od tej postaci jedną czy dwie cechy, które wyolbrzymiam do granic możliwości. Czasem jedna postać łączy w sobie cechy kilku innych i wtedy powstaje prawdziwa mieszanka wybuchowa. Na koniec doprawiam to szczyptą humoru i sporą dawką absurdu. I gotowe. Często pierwowzorem są postaci, które pełniły rolę epizodyczną w moim życiu, czyli ludzie, których spotkałam raz czy dwa razy, ale byli na tyle charakterystyczni, że posłużyli za punkt wyjścia do tworzenia bohatera. Notorycznie pożyczam sobie coś od sprzedawców z warzywniaków czy piekarni albo od kolejki w supermarkecie czy na poczcie. Nie zdarzyło mi się jeszcze odwzorować żadnej postaci jeden do jeden, nawet jeśli za pierwowzór posłużyłam ja sama. Bo od siebie też nie tylko pożyczam, ale i kradnę całymi garściami ;)
Jakiego gatunku książki Pani nigdy nie napisze?
Nie mogę się zarzekać, bo jak jednak napiszę, to będzie mi głupio ;) Poza tym jest w „Biesie…” takie zdanie, którego się trzymam: „(…) nie ma czegoś takiego jak NIGDY i NA ZAWSZE. NA ZAWSZE to sobie można amputować nogę i ona NIGDY nie odrośnie”.;)
Melisa Anonim
Czy inspiracją do napisania książki "I tu jest bies pogrzebany" było może dla Pani jakieś inne dzieło? Inna książka, a może film lub serial - np. "Sześć stóp pod ziemią", o domu pogrzebowym prowadzonym przez rodzinę Fisherów? Czy zna Pani ten serial? Jeżeli nie, to szczerze polecam :)
Faktycznie, byłam „Sześć stóp pod ziemią”, i to przez wszystkie pięć sezonów :D Nie ukrywam, że pośrednią inspiracją był ten serial, którego, jak Pani dobrze wie, akcja dzieje się w zakładzie pogrzebowym, a jego pracownikom z odcinka na odcinek przychodzi mierzyć się z coraz bardziej kuriozalnymi wyzwaniami, jakie stawia przed nimi branża funeralna. Oczywiście, serial – mimo, że nie brak w nim czarnego humoru – jest znacznie bardziej poważny niż moja książka, gdzie spiętrzenie absurdów na stronie może być zabójcze dla ludzi o słabych nerwach i zerowym poczuciu humoru. W tym sensie ta książka może zabijać. Mam jednak nadzieję, że nikt nie umrze po jej przeczytaniu. Ze śmiechu, oczywiście ;)
Iza Czyta
Czy jest Pani hipochondryczką czy raczej tylko 40 stopniowa gorączka sprawia, że decyduje się Pani na wizytę u lekarza?
Chyba raczej należę do osób, które zaczynają mieć objawy wszystkich działań niepożądanych już w trakcie czytania ulotki dołączonej do opakowania, więc natychmiast konsultuję się z lekarzem lub farmaceutą. Aptekarze mnie uwielbiają ;)
Edyta Chmura
Bardzo lubię komizm słowny, lekkie i swobodne dialogi, przy których można się szczerze pośmiać, ale nie każdy autor potrafi tak pisać. Czasami te dialogi wychodzą sztucznie, sytuacje są przejaskrawione, nierzeczywiste. Skąd u Pani talent do rozbawiania czytelnika? Na co dzień prowadzi Pani takie ironiczne, zabawne rozmowy i nimi się Pani inspiruje?
Chyba tak, bo kiedyś nawet udało mi się rozbawić panią z Urzędu Skarbowego, a jak powszechnie wiadomo, rozśmieszanie urzędnika zwykle przypomina przeszczepianie nerki – przyjmie się albo nie ;) Mam jednak dość ryzykowne poczucie humoru i czasami bywa naprawdę niebezpiecznie. Kiedyś przy okazji mandatu za przechodzenie na „czerwonym” chciano mi od razu wlepić drugi, za obrażanie policjanta na służbie, bo podobno użyłam zbyt dużo słów na literę „k”. Takich jak, „konsensus”, „koncyliacyjny”, „kabza” i takie tam. Nie wiem, o co się tak obrazili. Może o tę kabzę… ;)
Śmierć...już samo słowo wywołuje dreszcze. Czy można się z nią oswoić? Nawet gdybym znała dokładnie datę swej śmierci bałabym się jej nadejścia. A gdyby Pani spotkała Kostuchę, ot tak, siedząc sobie na ławeczce i delektując się ciepłem słońca, o czym chciałaby Pani z nią porozmawiać?
Chyba zapytałabym, dlaczego żywi się MARTWIĄ, skoro martwi się nie ŻYWIĄ;)
Jakie książki najchętniej Pani czyta?
Czytam wszystko, co wpadnie mi w ręce :D Taki nawyk. Mam jednak słabość do skandynawskiego kryminału (zwłaszcza do jednego „kryminalisty” – Johana Theorina) i czarnego humoru „Quentina Tarantino Szmaragdowej Wyspy”, czyli Martina McDonagha. I jeszcze do „Sprzedawcy broni” Hugh Lauriego, znaanego lepiej w kręgach nieczytelniczych jako dr House. I do przezabawnych powieści Leonie Swann o bystrych gadających owcach. No, i, oczywiście, do ulotek dołączonych do opakowań lekarstw ;)
Faktycznie, byłam „Sześć stóp pod ziemią”, i to przez wszystkie pięć sezonów :D Nie ukrywam, że pośrednią inspiracją był ten serial, którego, jak Pani dobrze wie, akcja dzieje się w zakładzie pogrzebowym, a jego pracownikom z odcinka na odcinek przychodzi mierzyć się z coraz bardziej kuriozalnymi wyzwaniami, jakie stawia przed nimi branża funeralna. Oczywiście, serial – mimo, że nie brak w nim czarnego humoru – jest znacznie bardziej poważny niż moja książka, gdzie spiętrzenie absurdów na stronie może być zabójcze dla ludzi o słabych nerwach i zerowym poczuciu humoru. W tym sensie ta książka może zabijać. Mam jednak nadzieję, że nikt nie umrze po jej przeczytaniu. Ze śmiechu, oczywiście ;)
Iza Czyta
Czy jest Pani hipochondryczką czy raczej tylko 40 stopniowa gorączka sprawia, że decyduje się Pani na wizytę u lekarza?
Chyba raczej należę do osób, które zaczynają mieć objawy wszystkich działań niepożądanych już w trakcie czytania ulotki dołączonej do opakowania, więc natychmiast konsultuję się z lekarzem lub farmaceutą. Aptekarze mnie uwielbiają ;)
Edyta Chmura
Bardzo lubię komizm słowny, lekkie i swobodne dialogi, przy których można się szczerze pośmiać, ale nie każdy autor potrafi tak pisać. Czasami te dialogi wychodzą sztucznie, sytuacje są przejaskrawione, nierzeczywiste. Skąd u Pani talent do rozbawiania czytelnika? Na co dzień prowadzi Pani takie ironiczne, zabawne rozmowy i nimi się Pani inspiruje?
Chyba tak, bo kiedyś nawet udało mi się rozbawić panią z Urzędu Skarbowego, a jak powszechnie wiadomo, rozśmieszanie urzędnika zwykle przypomina przeszczepianie nerki – przyjmie się albo nie ;) Mam jednak dość ryzykowne poczucie humoru i czasami bywa naprawdę niebezpiecznie. Kiedyś przy okazji mandatu za przechodzenie na „czerwonym” chciano mi od razu wlepić drugi, za obrażanie policjanta na służbie, bo podobno użyłam zbyt dużo słów na literę „k”. Takich jak, „konsensus”, „koncyliacyjny”, „kabza” i takie tam. Nie wiem, o co się tak obrazili. Może o tę kabzę… ;)
Śmierć...już samo słowo wywołuje dreszcze. Czy można się z nią oswoić? Nawet gdybym znała dokładnie datę swej śmierci bałabym się jej nadejścia. A gdyby Pani spotkała Kostuchę, ot tak, siedząc sobie na ławeczce i delektując się ciepłem słońca, o czym chciałaby Pani z nią porozmawiać?
Chyba zapytałabym, dlaczego żywi się MARTWIĄ, skoro martwi się nie ŻYWIĄ;)
Jakie książki najchętniej Pani czyta?
Czytam wszystko, co wpadnie mi w ręce :D Taki nawyk. Mam jednak słabość do skandynawskiego kryminału (zwłaszcza do jednego „kryminalisty” – Johana Theorina) i czarnego humoru „Quentina Tarantino Szmaragdowej Wyspy”, czyli Martina McDonagha. I jeszcze do „Sprzedawcy broni” Hugh Lauriego, znaanego lepiej w kręgach nieczytelniczych jako dr House. I do przezabawnych powieści Leonie Swann o bystrych gadających owcach. No, i, oczywiście, do ulotek dołączonych do opakowań lekarstw ;)
~~ * ~~
W imieniu swoim i czytelników mojego bloga, dziękuję Pani Karinie za udzielenie niezwykle interesującego i jakże zabawnego wywiadu :)
Nagrodę w postaci książki ''I tu jest bies pogrzebany'' otrzymują:
Nagrodę w postaci książki ''I tu jest bies pogrzebany'' otrzymują:
Marysia Soczowka i perus.
Gratuluję i pozdrawiam,
Cyrysia
Gratuluję kolejnego super wywiadu ;)
OdpowiedzUsuńBardzo interesujący wywiad. Widać, że Pani Karina ma poczucie humoru w codziennych sytuacjach. Gratuluję wyróżnionym :)
OdpowiedzUsuńRomans dla kury domowej? ,,Miała baba koguta"! Padłam ze śmiechu! :) Książkę tej autorki już mam w planach. Myślę, że zachwyci mnie tak jak wszystkich wkoło :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Bardzo fajny wywiad, gratuluję :)
OdpowiedzUsuńMożna się pośmiać czytając odpowiedzi;) to znak, zeby wreszcie przeczytać książkę tej autorki ;)
OdpowiedzUsuńAutorka to bardzo pozytywna osoba :)
OdpowiedzUsuńGratuluję! A wywiad pierwsza klasa.
OdpowiedzUsuńŚwietny tytuł książki "Miała baba koguta"!
OdpowiedzUsuńCukier... moja mama potrafił podejść do cukierniczki i łyżeczkę zjeść.
OdpowiedzUsuńGratuluję laureatom!
Ja też jestem uzależniona od kawy, tylko piję ją bez cukru :)
OdpowiedzUsuńJaka książka taki wywiad - jednym słowem cudo ☺ jaka fajna ta Karina ☺
OdpowiedzUsuńGratuluję. Bardzo ciekawy wywiad, nie czytałam też jeszcze książki.
OdpowiedzUsuńŚwietny wywiad! Zwycięzcom serdecznie gratuluję, a Pani Karinie dziękuję za odpowiedź na moje pytanie! Uśmiałam się po historii, którą Pani opisała! ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
cukier w czystej postaci xd
OdpowiedzUsuńPrzy wywiadzie bawiłam się równie dobrze, co przy książkach autorki;)
OdpowiedzUsuńDługi wywiad. Też mam słabość do Muminków:)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny, szczery wywiad :) Dodatkowy plus za długość :) Gratuluję również zwycięzcom :)
OdpowiedzUsuńCiekawy wywiad :)
OdpowiedzUsuńBuziaczki! ♥
Zapraszamy do nas :)
rodzinne-czytanie.blogspot.com
Świetny wywiad, a sama Autorka przemyciła w odpowiedziach dużo poczucia humoru :) Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko sięgnąć po "I tu jest bies pogrzebany" :)
OdpowiedzUsuńAutorka to bardzo sympatyczna osoba :). Cieszę się, że mogłam przeczytać książkę "I tu jest bies pogrzebany". Była świetna!
OdpowiedzUsuńfajny wywiad, dziękuję za odpowiedzi, szkoda że się nie udało zdobyc ksiązki, bardzo żałuję
OdpowiedzUsuń