Nigdy nie daj sobie wmówić, że Twoje życie nie ma sensu, że jest pozbawione wartości. To nieprawda. Ludzie, którzy to mówią, starają się leczyć własne rany, raniąc innych. Im to nie pomoże. Tobie, jeśli na to pozwolisz, może zaszkodzić. [Marcin Kaczmarczyk] ❤

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

KONKURS: Dopisz ciąg dalszy...

Kochani,

mam do wygrania dwa egzemplarze niezwykłej powieści:
 
''Zanim zgasną gwiazdy'' Martyny Senator.
 
Zadanie konkursowe:

,, — Masz mało czasu — oznajmiła. — Musisz ją uratować, zanim piasek przestanie się sypać. W przeciwnym razie ona umrze.’’
 
Dopisz własny ciąg dalszy dla wybranego cytatu.
(Nie musi to być długie opowiadanie. Wystarczy kilka intrygujących zdań.)





Spośród wszystkich zgłoszeń wybiorę dwóch laureatów, których historie najbardziej przypadną mi do gustu. 

__

Będzie mi miło, jeśli:

- zostaniesz obserwatorem mojego bloga
- polubisz fanpage mojego bloga na Facebooku
- udostępnisz informacje o moim konkursie
- polubisz fanpage Martyny Senator 
- polubisz sponsora nagród wydawnictwo Videograf SA


Do dzieła!!! Naprawdę warto!!!


   Regulamin:
1. Organizatorem konkursu jest właścicielka bloga: LITERACKI ŚWIAT CYRYSI
2. Sponsorem nagrody jest wydawnictwo Videograf SA. 
3. Aby wziąć udział w konkursie należy napisać ciąg dalszy dla ww. cytatu/
4. Konkurs trwa od 1 sierpnia 2016 roku do 7 sierpnia 2016 roku do godz. 23.59
5. Ogłoszenie zwycięzcy nastąpi 10 sierpnia 2016 roku.
6. Nagrodą są dwa egzemplarze ''Zanim zgasną światła'' - Martyny Senator.
7. W konkursie mogą brać udział osoby posiadające blogi oraz anonimowy uczestnicy.
Adresu mailowego nie wymagam, ale jeśli ktoś chce podać, to bardzo proszę. Będę miała łatwiejszy kontakt z Wami w razie wygranej.
8. Konkurs skierowany do osób posiadających adres zamieszkania w Polsce.
9.
Ze zwycięzcą skontaktuję się drogą mailową, o ile zapoda swój adres mailowy w poście konkursowym. W przeciwnym razie w ciągu 7 dni laureat musi sam się ze mną skontaktować. Po upływie tego czasu nagroda przepada.

10. Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.)

16 komentarzy:

  1. sarajewianka
    Wszystkim życzę powodzenia! i niech wyobraźnia podpowie ciąg dalszy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra, skleciłam coś na szybko :) bardzo kreatywne zadanie konkursowe.
    Mój adres: niebieskistoliczek@gmail.com

    ,, — Masz mało czasu — oznajmiła. — Musisz ją uratować, zanim piasek przestanie się sypać. W przeciwnym razie ona umrze.’’
    Spojrzała w lustro i rzuciła swojemu odbiciu poirytowane spojrzenie. Jeszcze raz. Znowu do dupy. Zniecierpliwiona opadła na łóżko. Skrzywiła się. Pościel zdecydowanie krzyczała o wymianę na nowszy model, różowe kwiaty w stylu "ciotki Klotki" zdążyły już wypłowieć i się poprzecierać. Zresztą może to i lepiej - pasowały do tej dziury, która ktoś szumnie nazwał pokojem. Dziewczyna nerwowo wygładziła zmięty arkusik papieru i zaczerpnęła tchu. Uda jej się, pokona na jutrzejszym kastingu wszystkie te wywłoki i to jej przypadnie główna rola w książce! A kiedy tak się stanie, happy endu nie będzie, nawet gdyby oznaczało to wywiercenie dziury w tej parszywej klepsydrze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Powodzenia wszystkim! Ciekawy konkurs, w którym warto brać udział ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. — Masz mało czasu — oznajmiła. — Musisz ją uratować, zanim piasek przestanie się sypać. W przeciwnym razie ona umrze.’’
    Słowa wieszczki wciąż huczały mu w glowie. Nie musial dlugo zastanawiać sie co zrobić. Doskonale wiedział , ze poświęci wszystko by ja ratować. Tylko czy wystarczy mu czasu ? Ziarnka pisaku umykały zbyt szybko . Ale wiedział ze choćby miał zginac , uratuje ją. Bo byla miłością jego życia , bo byla nadzieja dla całego świata. Tylko ona mogła zapobiec zagladzie ludzkości ...


    E-mail paulinakozak.96@o2.pl

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. — Masz mało czasu — oznajmiła. — Musisz ją uratować, zanim piasek przestanie się sypać. W przeciwnym razie ona umrze.
    - Chcesz powiedzieć, że to ode mnie zależy jej życie?
    - Taki już twój los. Czasami każdy musi wziąć odpowiedzialność na swoje barki. Pozostaje mi tylko życzyć ci powodzenia.
    Rzuciłam swojemu chłopakowi ostre spojrzenie i odwróciłam się na pięcie. Trzask drzwi odbił się echem w kilku pomieszczeniach pustego biura. Kiedy dostałam sms-a od Jamesa od razu pomyślałam, że urządził mi randkę w oryginalnym miejscu. Puste biuro wielkiej korporacji w centrum Londynu - czemu nie? Jednak po jego ostatnich słowach byłam wściekła! Nie dość, że musiałam po raz kolejny ratować moją siostrę ze śmiertelnego niebezpieczeństwa, to w dodatku mój chłopak nie zamierzał nawet kiwnąć palcem... Jak zwykle to ja muszę wykazać się największą dojrzałością i odpowiedzialnością. Ale teraz nie ma czasu na myślenie. Jeżeli James mówił prawdę muszę natychmiast skontaktować się z miejscową zielarką. Najwyższa pora na zrobienie eliksiru, którego działanie może uratować nawet więcej niż jedną osobę...

    E-mail: ania0134@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. - A bo czy ja muszę wszystkich ratować? - westchnął cicho, ale podniósł się z ziemi. Obejrzał się na nią, jakby liczył, że jednak zmieni zdanie, ale jej spojrzenie wyraźnie dało mu do zrozumienia, że nie życzy sobie więcej zwłoki. Chciała mieć ją całą i zdrową, a on nie miał chęci się z nią sprzeczać. Gdy już podjął decyzję jego ruchy przestały być powolne. W kilku susach dopadł wejścia do zrujnowanej świątynii, z której dopiero co uciekli. Ich przewodniczka wciąż była wewnątrz, zamknięta w komnacie pełnej skarbów i powoli napełniającej się piaskiem. Przykląkł przy dziurze pod sufitem i zajrzał do środka - leżała nieprzytomna tam, gdzie upadła, gdy uderzył ją w głowę poluzowany kamieć. Jednostajny szum piasku napełniał pomieszczenie. Złoto i klejnoty powoli niknęły za złocistą mgiełką, pod tonami piasku. Westchnął i wsunął się do środka po linie zrobionej z pasów jego kurtki, poruszając się ostrożnie i badając wzrokiem otoczenie. . Kto wie, czy piasek nie był tylko pierwszą z pułapk zastawionych na niechcianych gości...
    [#niemampojęciacopisze #yolo #sorry, soundtrack z indiany jonesa usłyszałam dziś i teraz za mną chodzi] Mail - Alannada.Calime[at]gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  7. — Masz mało czasu — oznajmiła. — Musisz ją uratować, zanim piasek przestanie się sypać. W przeciwnym razie ona umrze.
    - Skoro mam ją uratować to dlaczego twoi ludzie przywiązali mnie do tej rury? Jakbyś nie zauważyła to informuję cię, że wiszę sobie właśnie nad zbiornikiem z wodą. Nadal nie wiem dlaczego. Możesz mi to wyjaśnić?
    - To proste. Wisisz tu dlatego, że zadarłaś z niewłaściwą osobą. Kiedy piasek skończy się sypać woda zacznie się gotować, a rura powoli będzie cię opuszczać. Natomiast twoja przyjaciółka skończy gorzej. Skierowany w jej stronę laser zacznie zmierzać ku górze. Przetnie ją na dwie równe części.
    - Jesteś chora!
    - Być może. Teraz wybaczcie. Mam ważne spotkanie.
    Kobieta wyszła, piasek ciągle się sypał, czas nieubłagalnie upływał, Mia była nieprzytomna, a ja obezwładniona. Po prostu świetnie! Znajdowałyśmy się w jakimś przerażającym laboratorium chorej psychicznie osoby bez cienia szansy na ratunek. Nigdy nie myślałam, że zakończę życie w ten sposób. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Ale… Co to? Łzy, które spadły z mojego policzka zamieniły wodę w lód. Jednak była szansa! Zaczęłam ruszać nogami i coraz energiczniej wierzgać całym ciałem. Rozbujałam się na tyle, że dosięgnęłam dźwigni opuszczającej rurę. Ale właśnie w tym momencie piasek skończył się sypać. Lód znowu zamienił się w wodę, a laser ruszył w kierunku ciała mojej zemdlonej przyjaciółki. Zaczęłam krzyczeć.
    I właśnie wtedy obudziłam się w silnych ramionach mojego ukochanego męża. Byłam zlana zimnym potem. Zastanawiam się czy te okropne sny kiedykolwiek przestaną mnie nawiedzać. Od śmierci Mii minęły już trzy lata. Najwyższa pora odwiedzić lekarza.

    E-mail:bartosz.lauks@interia.pl

    OdpowiedzUsuń
  8. ,, — Masz mało czasu — oznajmiła. — Musisz ją uratować, zanim piasek przestanie się sypać. W przeciwnym razie ona umrze.’’
    Te trzy zdania nawiedzały go każdego dnia, jak i każdej nocy, bez względu na to czy śnił, jadł, po prostu myślał. Były echem jego najskrytszych obaw, głosem największej z jego nocnych mar. Starał się z całych sił wyrzucić je z głowy, skupiał się na tym bardziej, aniżeli na tym, na czym powinien.
    No już! Uciekajcie! Nie ma tu dla was miejsca!
    Ale one nie znikały. Kiedy wydawało mu się, że ich już nie ma, uświadamiał sobie, iż jedynie spychał je w inny kąt swojej głowy.
    Przecież to nie ma sensu! Jakiś głupi piasek nie byłby w stanie kogoś uśmiercić, to jedynie kolejne brednie, byleby tylko zwrócić na siebie uwagę, tak tak, na pewno.
    Pocieszał się w ten sposób za każdym razem, kiedy owa wypowiedź przejmowała kontrolę nad jego myślami. Zamykał oczy, a całe jego wnętrze krzyczało "brednie! To na pewno nie jest prawda!"
    Jednak pewnego dnia, odepchnąwszy od siebie te kilka słów, wyrzucił z bardzo ciemnych, niemalże zapomnianych zakamarków umysłu pewne wspomnienia. Nie dawały mu one spokoju przez bardzo, ale to bardzo długo. Uciskały go, zupełnie jak sznur na szyi czy kajdany na nadgarstkach. Szarpał się z nimi, tym samym zadając sobie jeszcze więcej cierpienia.
    I w końcu zrozumiał.
    Cholera — pomyślał, przyciskając pięści do bolących skroni — tyle razy ją raniłem, tyle razy się z niej wyśmiewałem, tyle razy przeze mnie cierpiała tylko dlatego, że nie potrafiłem uwierzyć. Dzielnie znosiła wszystkie te słowa, które wbijałem w nią jak noże, raniłem nimi jak zatrutymi strzałami, bo nie potrafiłem uwierzyć. Teraz może zginąć, zasnąć na wieki lub utonąć w torturach, tylko dlatego, że nie potrafię uwierzyć.
    Zerwawszy się z miejsca, odetchnął głęboko, starając się z całych sił pozbierać myśli. Wiedział już, że wszystko, co może zrobić by zerwać kajdany i sznur to uratować ją. Tylko gdzie jej szukać? Przecież może być wszędzie! A z każdą chwilą lina coraz skuteczniej odbierała mu dech.
    Skup się! To musi być proste! Przecież znasz ją jak nikt inny!
    Bił się z myślami, zastanawiał, szukał odpowiedzi, od świtu do nocy, od wschodu księżyca do jego zniknięcia, aż w końcu zdał sobie sprawę z jeszcze jednej, ale bardzo ważnej rzeczy — zwlekał naprawdę długo, ile piasku zostało w klepsydrze?
    Padł na kolana, kurcząc się pod wpływem bólu, jaki wywoływały zaciskające się na jego nadgarstkach kajdanki. Nie mógł pozwolić na to, żeby dziewczyna zginęła, nie mógł, nie mógł, nie mógł!

    OdpowiedzUsuń
  9. Chyba nikt u góry nie napisał nic podobnego (przejrzałam tylko pobieżnie).
    Mój mail: koneko.kontakt@gmail.com
    A oto zadanie konkursowe:


    — Masz mało czasu — oznajmiła. — Musisz ją uratować, zanim piasek przestanie się sypać. W przeciwnym razie ona umrze.
    Te słowa odbijały się w jego umyśle co noc, gdy kładł się spać. Jaki piasek i jaka ona? Pokręcił głową, próbując już po raz kolejny odegnać tę myśl. Nie miał kogo ratować — mama nie żyła, ojciec od dawna nie utrzymywał z nim kontaktów, rodzeństwa nie miał, nie wspominając już o swojej drugiej połówce. Na nią się nawet nie zapowiadało.
    Westchnął i przekręcił się na drugi bok, a w małej kawalerce na Gwiaździstej rozniósł się skrzypiący dźwięk zużytej już sprężyny. Irytowała go ta stara, odziedziczona po babci razem z mieszaniem, wersalka.
    Więc, do cholery, jaka ona i jaki piasek?
    Miał tego serdecznie dość. Nie wiedział, jakim cudem tych szesnaście słów — przez te wszystkie noce zdążył policzyć je setki razy — wypowiedzianych przez jakąś starszą panią w parku, tak bardzo padało mu w pamięć. Nie zwracał uwagi na takich ludzi. Starzy, pomarszczeni i bredzący jakieś pierdoły.
    Po kilku minutach przekręcił się po raz kolejny. Przez myśl mu przeszło, że musi zmienić łóżko, bo jak tak dalej pójdzie — w parze z szesnastoma słowami, wydawałoby się, wyrytymi w jego umyśle — to już do końca życia nie wyśpi się porządnie.
    Zacisnął powieki i nie wiedzieć czemu, jego myśli same wróciły do rozmowy z Agnieszką.
    — Będę miała własnego murzynka — powiedziała wtedy.
    Spojrzał na nią jak na idiotkę — wtedy naprawdę tak o niej pomyślał. Ona jedynie wzruszyła ramionami, po czym dodała:
    — Poważnie. Ostatnio rozmawiałam z przedstawicielem UNICEFu, chcę adoptować dziecko z Afryki na odległość. Wiedziałeś, że istnieje coś takiego jak adopcja na odległość?
    — I na czym to polega? — zapytał, zaciekawiony wcale nie tak mocno, jak Aga by chciała.
    — Jesteś jakby... sponsorem takiego dziecka. Dzięki tobie ono może żyć. Pilnie potrzebują dwóch osób, mają dwójkę dzieci koniecznie potrzebujących pomocy. Dzieci umierających. Gdybym tylko miała tyle pieniędzy, aby też adoptować tę dziewczynkę...
    Sam nie wiedział, kiedy usiadł przed komputerem, wpisując hasło „adopcja na odległość” w Google. To było to! Cholera, to było to! Czuł, że właśnie to musi zrobić — adoptować dziecko z Afryki.
    Gdy po godzinie researchu w końcu położył się spokojny w łóżku, naszła go absurdalna myśl:
    Ale jakim cudem w Afryce może się skończyć piasek, nie mówiąc o sypaniu?

    OdpowiedzUsuń
  10. — Masz mało czasu— oznajmiła.— Musisz ją uratować, zanim piasek przestanie się sypać. W przeciwnym razie ona umrze.
    -Po co mam ratować kogoś, kogo nienawidzę?- obruszył się Alexander.
    Wyrocznia spojrzała na niego z wyrzutem.
    -Czemu ja?- zapytał.
    -Ciebie posłucha.
    -Przecież ona mnie nie cierpi- zdziwił się- czemu miałaby posłuchać akurat mnie?
    Wyrocznia wstała z krzesła i zniknęła za zasłoną. Po chwili wróciła z kawałkiem pergaminu. Wręczyła go Alexandrowi i znów usiadła.
    Był to rysunek przedstawiający jakiegoś mężczyznę wychylającego się z barierek wierzy. Za nim stoi w cieniu inna postać która, wyciąga rękę w kierunku mężczyzny jakby chciała go złapać. Co ciekawe, z wystawionej na słonce ręki postaci, wydobywał się dym.
    -Rose ma pewien dar...- kobieta widocznie zastanawiała się jak dobrać słowa, bo zamilkła na moment.- czasem miewa sny... prorocze. Zapamiętuje z nich jak najwięcej, następnie je rysuje, żeby mogła lepiej je zrozumieć. Ostatnio doszła do wniosku, że to co już było, ma stać się ponownie. Znów ma ktoś zginąć z jej winy, a ona nie chce do tego dopuścić. Kiedy piasek w klepsydrze przestanie się sypać, wstanie świt, a ona wyjdzie na słońce i spłonie!
    Zapadła cisza. Alexander spojrzał na klepsydrę, która prawie pełna u góry, powolutku sypała się w duł. Następnie na rysunek i zrozumiał, że postać w cieniu to wampir, Rose.
    -Kim jest mężczyzna?- zapytał
    -Kiedyś to był Tom Whill. Zanim zginął Rose miała sen, ostatnio śniła to samo... tylko, że o tobie.
    Alex zamarł.
    -Tobie nic nie grozi White. Nie obawiaj się. Ten sen nie był proroczy. Rose z każdym snem przychodzi do mnie a ja sprawdzam, czy to faktycznie się wydarzy. Jednak nie widziałam twojej śmierci, Rose w panicznym strachu, że znów ktoś ma przez nią zginąć, nie wierzy mi i chce zrobić głupstwo.- Alex rozluźnił się nieco- Tylko ty możesz jej pomóc, nikogo innego nie posłucha.
    -Ile mam czasu?
    -Godzina.
    -Gdzie ona jest?
    -U siebie.
    Alexander wybiegł z chatki wyroczni. Biegł co sił w nogach do zamku Parisonów.

    W jej pokoju nie było nikogo. Na ziemi leżało pełno książek oraz kartek z rysunkami. Alexander już wiedział jakie znaczenie mają te rysunki. Nagle zasłona się poruszyła, Alex cofnął się trochę.
    -Czego tu szukasz White?
    Zza zasłony wyłoniła się znajomo piękna, blada twarz.
    -Nie rób tego! Proszę...- Rose wytrzeszczyła na niego swoje czarne oczy.
    -Nic nie rozumiesz- szepnęła, spuszczając wzrok- choć tak bardzo mnie denerwujesz- uśmiechnęła się delikatnie- nie dopuszczę do tego by on znowu kogoś zabił, przeze mnie... Nawet ciebie.- dodała.
    -Nikt mnie nie zabije. Przecież byłaś u wyroczni, nic mi nie będzie...
    -Czasem nawet wyrocznia się myli, a ja nie będę ryzykować! Jesteś tu bardziej potrzebny niż ja...
    PIK!PIK! Alex spojrzał w stronę hałasu. Na budziku pojawiła się godzina 05:00. Czas minął.
    -Żegnaj White- znów podniosła wzrok na Alexandra
    Rose obróciła się i ruszyła w kierunku drzwi balkonowych. Chwyciła ręką zasłonę i powoli ją odchyliła, wpuszczając do pokoju, odrobinę światła. Przełknęła cicho ślinę, gotowa pociągnąć mocniej zasłonę. Gdy nagle coś skoczyło na nią z ogromną siłą, wywracając ją na ziemie i trzymając tak aby, nie mogła się ruszyć.
    -Złaź ze mnie!- krzyczała.
    -NIENAWIDZĘ CIĘ PARISON! Zawsze musisz mi uprzykrzać życie, ale nie tym razem! Dziś, jutro, za tydzień, masz żyć rozumiesz! Nawet jeśli ktoś na mnie poluje, twoja głupkowata śmierć nic nie da. A zapewniam cię, że bardziej pomożesz żywa.
    Alex puścił Rose i podniósł się, wyciągając do niej dłoń.
    -Nie dziś, jest dzień w którym masz umrzeć.
    Rose podniosła się na rękach.
    -Jesteś idiotą White, nie wiesz co robisz... On cie dopadnie.
    -Kto?
    Rose nie odpowiedziała.
    -W takim razie zróbmy wszystko aby ten "on" mnie nie dopadł.- uśmiechnął się Alex, a Rose trochę niepewnie odwzajemniła uśmiech.


    koralina34@interia.pl

    OdpowiedzUsuń
  11. ,, — Masz mało czasu — oznajmiła. — Musisz ją uratować, zanim piasek przestanie się sypać. W przeciwnym razie ona umrze.’’
    - Czemu ona?! Czemu?
    Myślałem, że to tylko nic nieznaczący sen... czemu, akurat teraz ją spotkałem?
    - Tak chcą gwiazdy! To jest nieuniknione! A jeżeli gwiazdy pragną jej w swych to, dostaną jej!
    - Czy mogę w czymś pomóc jej?Proszę, powiedz, że tak!
    - Niestety nie, Wojtku! Przykro mi!
    - Przecież z każdej sytuacji jest jakieś wyjście!
    cisz, która między nami nastała, ciągnęła się, jak pociąg z wagonami, pędząc powoli i powoli... Nie chcę jej stracić! dopiero co ją poznałem, a ona już odchodzi, wolnymi krokami. Spotkałem ją, a od razu wiedziałem, że to ta jedyna! Matka moich dzieci! jej urok osobisty mnie powalił na kolana. pamiętam ten pamiętny wieczór. Wyszłem ze szpitala, aby pooddychać świeżym , czystym powietrzem, gdy zauważyłem ją. Siedziała na ławce, czytała książkę i słuchała muzyki. Długie, blond włosy spływały jej na ramiona , jak deszcz podczas burzy. jej błękitne oczy, przypomniały mi Morze Karaibskie. Usta pełne, pomalowane krwistą pomadką. Ubrana w kwiecistą sukienkę, nadawała swojej figurze świetny wygląd. biła od niej radość, spokój i ciepło... Pachniała wanilią. Gdy przyłapała mnie na tym, od razu zacząłem działać! teraz albo nigdy! I tak już jesteśmy od dwóch tygodni parą.
    -Wojtek! jednak jest jakieś rozwiązanie, nikłe, ale można spróbować!
    -No mów!
    - Trzeba się dostać do króla gwiazd- Herolda!
    - Ale jak?
    - To nie jest takie proste, jak się wydaje... Ale twoja miłość do Mikeyli, zwycięży! jest to apodyktyczny człowiek, który nie rozumie znaczenia miłość, ale jeżeli go przekonasz do tego słowa, na pewno Mikeyla będzie z Tobą. Tyle mężczyzn próbowało tego i nikomu się nie udało..
    - Ale mi się uda! Mikeyla jest moja i tylko moja! Nikt jej tak nie kocha jak ja!

    e- mail: sylwia.nie@spoko.pl

    OdpowiedzUsuń
  12. Obserwuję jako: Megami R.
    Lubię jako: Magdalena Robert
    e-mail: magdalena.robert@o2.pl

    ,, — Masz mało czasu — oznajmiła. — Musisz ją uratować, zanim piasek przestanie się sypać. W przeciwnym razie ona umrze.’’
    Rzucam się więc z impetem, rozbijam klepsydrę uwięzionych myśli, które obijały się w dzikim amoku przemijania. Wczoraj chrzęści pod naszymi stopami, w zębach zawzięcie dzisiaj chrupie. Szybują drobinki obietnicy wspólnego jutra do oczu, by zamknąć je nam po raz ostatni.
    Zatrwożony spoglądam w jej kierunku. Piaskowa łza przetacza się po jej policzku i nie ma już śladu po jej oddechu. Na nic rozbicie klepsydry, na nic życie bez niej u boku!
    Ułożę się więc przy niej blisko, umoszczę pośród wydm wspomnień. Piasek pod powiekami jest obietnicą spokojnego snu. Zapadam się głębiej i głębiej, piach dopasowuje się do mego ciała, miękko je okala. Zasypie też poczucie porażki, pochłonie, co przeminęło.

    OdpowiedzUsuń
  13. - Masz mało czasu – oznajmiła. – Musisz ją uratować, zanim piasek przestanie się sypać. W przeciwnym razie ona umrze.
    Kajtek popatrzył na dziewczynę zagradzającą mu drogę jak na wariatkę. Dziewczyna wyglądała trochę przerażająco w słabym świetle ulicznych latarni. Cała była ubrana na czarno. Nawet paznokcie miała w tym kolorze.
    - Zejdź mi z drogi – zażądał z naciskiem i chciał wyminąć dziewczynę. – Nie wiem kim jesteś i o czym mówisz.
    Dziewczyna jednak nie poddała się. Chwyciła Kajtka za ramię by zatrzymać go w miejscu.
    - Nie ważne kim jestem. Ale lepiej mnie posłuchaj. Ona umrze jak jej nie uratujesz.
    W głosie dziewczyny brzmiała taka desperacja i smutek, że Kajtek się zatrzymał. Spojrzał na nią. Ona wyczuła, że Kajtek jest gotowy aby ją wysłuchać i zaczęła szybko mówić, jakby w obawie, że mężczyzna się rozmyśli.
    - Masz mało czasu – powtórzyła. – Marta jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Teraz Tobie wytłuma…
    Kajtek raptownie przerwał dziewczynie.
    - Jak to? Moja Marta?!
    - Tak – odparła dziewczyna. Posłuchaj….
    - Kim Ty jesteś?! I o czym mówisz?! Marta jest teraz w pracy i nic jej nie grozi. Zaraz Ci to udowodnię - Kajtek nerwowo zaczął wyciągać z kieszeni telefon komórkowy z zamiarem zadzwonienia do swojej narzeczonej.
    - Uspokój się – dziewczyna zwróciła się do Kajtka tonem przedszkolanki strofującej niesforne dziecko.- I posłuchaj. Jestem przyjaciółką Marty. Przekazuję Tobie tylko wiadomość od niej. Im szybciej zaczniesz działać tym Marta ma większe szanse, by przeżyć.
    - Nie odbiera. Poczta głosowa. Niech to! – Kajtek był bliski rzuceniem komórką o ziemię. – Co się dzieje? – zwrócił się do dziewczyny. – Czy to jakiś żart? Albo ukryta kamera? Co? – zwrócił się do dziewczyny.
    - Nie. Nic z tych rzeczy. Ja nie żartuję na takie tematy. Powiem Ci teraz co masz zrobić, aby uratować Martę. I już zostaw ten telefon – rzuciła niecierpliwie do chłopaka, który ponownie próbował wybrać numer narzeczonej. – Ona i tak nie odbierze. Teraz przekażę Tobie wiadomość jaką zostawiła mi Marta. Tylko Ty możesz ją uratować. Rozumiesz? – popatrzyła pytająco na Kajtka.
    Kajtek energicznie pokiwał głową. Miał przeczucie, że dziewczyna mówi prawdę. Sam nie wiedział dlaczego, ale wierzył jej. Zaczął bać się o to, że może w każdej chwili stracić swoją narzeczoną.
    - Dobrze – podsumowała dziewczyna. – Teraz wsiądziesz do samochodu i pojedziesz tam gdzie pierwszy raz pocałowałeś Martę. W tym miejscu znajdziesz srebrny kluczyk. Zabierzesz go ze sobą. Później pojedziesz do Pałacu Strachu. Wiesz gdzie on jest, prawda? - zapytała.
    - Tak.
    - Ten kluczyk to kluczyk otwierający boczne wejście do Pałacu. Gdzieś w środku jest uwięziona Marta. Musisz ją znaleźć. Tylko wiedz, że ona jest w niebezpieczeństwie. A wkraczając na teren Pałacu Ty również się w nim znajdziesz. Więc uważaj na siebie i już idź. A i jeszcze jedno – dziewczyna wyciągnęła z torebki małą klepsydrę. - Musisz ją uratować zanim piasek przestanie się sypać inaczej Twoja narzeczona umrze. Oni ją zabiją.
    Kajtek poczuł się zdezorientowany.
    - Oni? Jacy znowu oni? – zapytał się dziewczyny.
    - Nie zadawaj tylu pytań – odburknęła. – Śpiesz się, to nie przelewki.
    - No dobrze. Ej.. – zaprotestował Kajtek. – Po co mi to dajesz? Nie chcę tego – zaprotestował.
    Dziewczyna usiłowała właśnie wcisnąć w lewą kieszeń kurtki mężczyzny klepsydrę i nie odpowiedziała od razu.
    - Nie marudź. To jest od teraz Twój zegarek. Tyle masz czasu. Pamiętaj, że jak piasek się przesypie to Marta zginie. Idź już, naprawdę. I tak za długo już tutaj stoimy. Powodzenia – rzuciła dziewczyna i zaczęła odchodzić. – Nie daj się zabić. I pospiesz się!
    Kajtek stał chwilę w miejscu i patrzył za znikającą w oddali dziewczyną. Próbował właśnie zrozumieć co się tutaj wydarzyło. Nagle z całą mocą dotarło do niego, że Marta jest w niebezpieczeństwie. Nie zastanawiając się dłużej zaczął biec do swojego samochodu. W głowie szumiały mu strzępki słów nieznajomej dziewczyny. Na myśl przychodziło mu tylko jedno pytanie: „Czy zdążę uratować swoją narzeczoną?”

    Pozdrawiam
    Jagoda ;)

    OdpowiedzUsuń

Zaglądaj, czytaj, przegryzaj moje słowa, ale wychodząc, zostaw po sobie niezatarty ślad swojej obecności...